Литмир - Электронная Библиотека

Lindberg wydął usta i wstał od stolika. Stanął przy jej krześle i wyciągnął do niej rękę, przyjmując najbardziej szelmowski uśmiech, na jaki było go stać.

– Przestań się krzywić jak małpa – odparła Ellyse, biorąc jego dłoń.

Stanęła przed iluminatorem, a Håkon znalazł się za nią i splótł dłonie na jej brzuchu. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł się jak w domu. Teraz z pewnością tak było.

– Nie wiedziałam, że jesteś taki ckliwy.

– Patrzę na gwiazdy z moją ukochaną – odparł. – Ludzie robili tak od zarania dziejów.

– Tyle że z innego miejsca – powiedziała. – Poza tym ten melodramatyzm sprawia, że robi mi się słabo. Chcesz mnie odurzyć, naukowcu?

– Nie planowałem tego, ale gdyby się udało, byłbym zadowolony.

Westchnęła i uśmiechnęła się, po czym obróciła do niego. Zarzuciła mu ręce na szyję, a Håkon złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Zatopili się w długich pocałunkach, które porażały zmysły i prowadziły ich w odległy, abstrakcyjny świat, w którym znajdowali się tylko oni.

Oderwali się od siebie, tylko na sekundę, by spojrzeć sobie w oczy. Po tym Ellyse wtuliła się w niego, a on mocno ją objął.

– Jesteśmy już blisko, prawda? – zapytała.

– Prawda – zapewnił ją. – Odnajdziemy pozostałych, zapadniemy w sen, a potem ledwo się obudzimy, a już będziemy na orbicie okołoziemskiej.

– Piękny plan.

– Piękny, jeśli przymkniesz oko na to, co tam zastaniemy.

– Może nie będzie tak źle. Po tylu latach przyroda zrobi swoje.

– Możliwe – odparł Håkon, choć szczerze w to wątpił. Przypuszczał, że powierzchnia planety będzie cmentarzyskiem ziemskiej cywilizacji. Smutnym pomnikiem rasy, która niegdyś sądziła, że nic nie stoi na przeszkodzie temu, by wyruszyć w gwiazdy. I była na tyle impertynencka, by wysłać pomiędzy nie swoje statki kolonizacyjne.

Długo stali w milczeniu. Z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w swoje oddechy.

Niedługo potem rozległo się przez interkom wezwanie od dowódcy. Dowiedziawszy się, gdzie znajduje się dwójka załogantów, Jaccard oświadczył, że wraz z Channary zmierzają do mesy.

Pojawili się chwilę później, wyraźnie rozemocjonowani. Loïc uniósł datapada i potrząsnął nim przed sobą.

– Święty Graal ginącej ludzkości – powiedział. – Mamy wszystko, czego potrzebujemy.

Jaccard podpiął urządzenie do głównego monitora w mesie, a potem wszyscy ustawili się przed nim, jakby mieli zobaczyć najlepsze show.

Lindberg obejrzał się w kierunku włazu prowadzącego do korytarza. Miał nadzieję, że załoganci dobrze spętali Alhassana.

– Dija Udin wskazał nam trasy przelotów wszystkich statków, które zmierzają jeszcze na Rah’ma’dul, by wziąć udział w proelium – zapowiedział Loïc tonem konferansjera. – Okazuje się, że wykazaliśmy się niemałym egocentryzmem, bo to dopiero sam początek igrzysk. Po nas pojawi się tam wiele cywilizacji, przy czym oczywiście ostateczny wynik znamy. Koniec końców orbita Drake-Omikron będzie kosmicznym pogorzeliskiem z niezliczoną ilością wraków.

Na ekranie pojawiła się symulacja kursów wszystkich statków, które nadciągały ku Rah’ma’dul. Håkon starał się je policzyć, ale szybko zrezygnował.

– Ile jest naszych?

– Zostało tylko kilka – odparł Jaccard. – Na większości nikt nie przeżył, więc okręty po prostu zostały tam, gdzie zatrzymały je systemy awaryjne. Inne na autopilocie ruszyły dalej, a potem wirus w systemie zmienił ich trajektorię. Jak w przypadku Nowosybirska czy Hawkinga.

– Gdzie jest reszta? – zapytała Nozomi, przyglądając się mapie.

– Stosunkowo daleko, ale jeśli mamy już namiary, resztę możesz zrobić ansiblem.

– To prawda.

– Na ISS Galileo jest trójka załogantów. Wszyscy pogrążeni w kriostazie, dopóki nie dotrą do miejsca docelowego. ISS Leavitt ma na pokładzie tylko zarodki, wszyscy inni zginęli. Na ISS Kartal są dwie osoby, podobnie na ISS Sahamiso. Jeden załogant, oficer medyczny, przeżył na ISS Wolszczan. Summa summarum, zyskamy wszystkie narzędzia, które będą nam potrzebne do obudowania cywilizacji.

Lindberg skinął głową, czując, jak serce mu przyspiesza. Wpatrywał się w linie widniejące na mapie kosmosu i zastanawiał, czy nieobecność tych statków na orbicie Rah’ma’dul zostanie zauważona. Pięć okrętów to znacznie więcej niż jedna mała jednostka badawcza, która nie figurowała w planach Ara Maxima.

– Tylko ja biorę pod uwagę, że to może być zasadzka? – odezwała się Nozomi.

Wszyscy zwrócili na nią wzrok. Podeszła do ekranu i popukała palcem w jeden z punkcików oznaczających statek.

– Tylko mnie się wydaje, że Alhassana stać na prosty fortel? – dopytała. – Niewielką trudność stanowiłoby podanie nam fałszywych danych.

Nikt jej nie odpowiedział. Nikt nie chciał nawet brać tego pod uwagę.

– Może wskazał nam trasę przelotu statku Diamentowych, twierdząc, że to jeden z naszych?

– Przesadny pesymizm – wtrącił Jaccard.

Channary Sang wyglądała, jakby podzielała obawy Ellyse. Håkon przyjął rozsądną strategię wymownej ciszy. Jeszcze godzinę temu zapewniał Nozomi, że koncha wywołała odpowiednią reakcję jeńca, ale czy był na tyle pewien, by na tej podstawie zaryzykować wszystko?

Teraz mogli bezpiecznie dolecieć na Ziemię, nie zwracając na siebie uwagi. Istniało małe prawdopodobieństwo, że uda im się dokonać repopulacji planety, ale mieli przecież sporo czasu. Wiele mogło się zmienić, a na Ziemi prawdopodobnie przetrwały zasoby, które pozwolą posiąść odpowiednią wiedzę. Za dziesięć lat ocalali mogą stać się ekspertami w dziedzinie neonatologii i pokrewnych gałęzi medycyny.

– Nie wierzę, że entuzjazm przyćmiewa pański zdrowy rozsądek, majorze – dodała Nozomi.

Dowódca przez moment milczał, wpatrując się w mapę.

– Owszem, przyćmiewa – przyznał, opuszczając wzrok. – Ale nie ma sposobu, by przekonać się, czy Alhassan mówi prawdę.

– Można jeszcze raz przycisnąć go maską – zauważyła Sang.

Spojrzeli na Lindberga.

– Można spróbować – odparł Skandynaw niechętnie. Miał serdecznie dosyć dzikich krzyków, choć metoda ta okazała się być jedyną skuteczną. – Lecz jeśli Dija Udin realizuje ukryty plan, z pewnością wytrzyma odpowiednio długo. La’derach to nie wykrywacz kłamstw.

Wszyscy skinęli ponuro głowami.

– Mimo wszystko spróbuj – powiedział Loïc. – Potem podejmiemy próbę z ansiblem. – Spojrzał na Ellyse. – Skontaktujemy się z ISS Galileo, skoro tam przeżyło najwięcej załogantów. Będziesz w stanie ich wybudzić?

– System sam to zrobi, gdy odbierze od nas sygnał alarmowy.

– Świetnie.

– O ile odbiorcą będzie ISS Galileo – zauważyła. – Jeśli to nie znasz statek…

– To zdradzimy swoją lokalizację – uciął Jaccard. – I wówczas z hukiem zakończymy naszą kadencję na tym padole łez.

Odpowiedziały mu cierpkie uśmiechy. Dopili kawę, a potem Håkon udał się do ambulatorium, by przeprowadzić kolejną serię tortur. Otwierając śluzę, obawiał się, że ujrzy w pomieszczeniu Dija Udina, który wyswobodził się z więzów i czeka teraz na niego ze skalpelem lub czymkolwiek innym, co mógłby wrazić mu w łeb.

Zastał go jednak przykutego do łóżka. Zaraz potem zaczął robić to, czego wymagała od niego sytuacja. Trwało to kilkanaście minut i Alhassan do końca zarzekał się, że mówi prawdę.

Nie pozostało nic innego, jak to sprawdzić.

21

Wpatrując się w pulpit swojego stanowiska, Nozomi zastanawiała się, czy nie strzelają sobie w stopę. Przygotowania do przesłania odpowiedniego sygnału ansiblem zabrały jej kilka godzin. Rzecz okazała się trudniejsza, niż przypuszczała, ale ostatecznie wiedziała, że zadaniu sprosta – problem stanowiło to, co zrobić potem.

– Panie majorze – odezwała się niepewnie. – Ansibl gotowy.

Jaccard wstał ze swojego miejsca i omiótł wzrokiem wszystkich na mostku. Szukał poparcia dla swojej decyzji, ale wyrazy twarzy załogantów nie zdradzały nic poza obawą. Nawet Channary Sang sprawiała wrażenie, jakby miała ochotę uciec.

79
{"b":"572671","o":1}