– I oni wszyscy sądzą, że wszystko jest tak, jak było? – dopytała Sang.
– Tak. Accipiter rozbije się z hukiem na powierzchni, systemy statku potwierdzą, że wszyscy byliście na swoich stanowiskach, ja w kostnicy, a Dija Udin w celi. Wszystko będzie sprawiać wrażenie, jakby wydarzyło się zgodnie z wcześniejszą koleją rzeczy.
– Nie sprawdzą ciał?
– Dlaczego mieliby to robić? To tylko kolejny strącony statek, Diamentowi nie przeszukują wraków, nie biorą trofeów. Jedyny problem stanowiliśmy my sami. Kiedy wraz z Dija Udinem trafię do przyszłości, musimy znaleźć odpowiednie dane w systemie. Wraz z Ev'radatem zadbaliśmy o to, by tak się stało.
Nozomi uśmiechnęła się szeroko, kręcąc głową.
– Jesteśmy wolni – powiedziała.
– Tak – odparł Lindberg. – Nikt nie powinien nas ścigać.
Loïc odchrząknął, podnosząc się ze swojego miejsca. Podszedł do Skandynawa, ujął jego prawicę, a potem mocno nią potrząsnął, drugą ręką poklepując go po ramieniu.
– Brawo – powiedział Jaccard. – Uwolniłeś nas spod jarzma przeznaczenia.
– Gdybym wiedział, że będzie tyle patosu, zastanowiłbym się dwa razy zanim…
– A co z nim? – wtrąciła Sang, patrząc na Alhassana.
Przez moment nikt jej nie odpowiadał.
– Jak ostatnio sprawdzałam, ten facet był odpowiedzialny za wymordowanie wszystkich załóg na naszych statkach – bąknęła.
– Nie on bezpośrednio – zaoponował Håkon. – Nie wiemy nawet, czy miał cokolwiek wspólnego ze śmiercią załogi Accipitera.
– Może i nas uratowałeś, Lindberg, ale bzdury opowiadasz.
– Nie – zaoponował. – Dija Udin miał prostą misję: wprowadzić wirusa do systemów statku. O resztę zadbał już sam program.
– Skąd taki wniosek? – zapytał major.
– Stąd, że w innym przypadku komputer pokładowy podniósłby alarm. Gdyby to Alhassan był odpowiedzialny za to, co działo się na pokładzie, musiałby przebywać poza kriokomorą, prawda?
– Wszystko to spekulacje – żachnęła się Channary. – Skandynaw darzy tego zbrodniarza uczuciem, więc chętnie go usprawiedliwia.
Håkon uznał, że najlepiej będzie nie odpowiadać na tę zaczepkę. Patrzył wyczekująco na dowódcę, ale ten nie był skory do podjęcia decyzji. W milczeniu zbliżył się do Dija Udina, po czym zaczął sprawdzać krępujące go pasy.
– Wygląda na to, że jest solidnie unieruchomiony – powiedział Loïc. – Kiedy wszyscy trochę ochłoniemy, postanowimy, co z nim zrobić.
– Postanowimy? – zapytała Channary. – Z całym szacunkiem, panie majorze, ale to nie jest pieprzona demokracja. Ma pan tutaj sprawować…
– Doskonale wiem, jakie są moje obowiązki i uprawnienia – odciął się Jaccard. – Ale ta kwestia nie jest nagląca. Póki co, chcę wiedzieć, dokąd zmierza mój statek? – zapytał, spoglądając na Håkona.
– Na Ziemię.
Lindbergowi wydawało się to oczywiste, ale najwyraźniej towarzysze nie podzielali jego zdania. Wpatrywali się w niego nieco skołowani, jakby czekali, aż się wytłumaczy.
– Gdzie indziej mielibyśmy się udać? – zapytał. – Czas odbudować…
– Gówno odbudujesz – ucięła Channary. – Ziemia została zniszczona przez siły, z którymi nie możemy rywalizować. W dodatku jest to pierwsze miejsce, gdzie będą nas szukać.
– Kto? – zapytał Skandynaw. – Kto niby ma nas szukać?
– Prastarzy, Diamentowi? Wybieraj.
– Nikt nie zorientuje się, że zbiegliśmy – włączyła się Nozomi. – Z ich perspektywy wygląda to tak, jakby wygrali. Dzięki temu mamy czystą kartę.
Chwilę trwało, nim osiągnęli konsensus. Lindberg wiedział, że żaden statek nie będzie błąkał się po galaktyce szukając niedobitków ludzkości. Zasady gry zostały zaprojektowane na tyle precyzyjnie, by nie było takiej potrzeby. Prastarzy mogli mieć pewność, że ostatni przedstawiciele wybranych ras zjawią się na Drake-Omikron. Złudną pewność, rzecz jasna.
– W porządku – rzekła w końcu Sang. – Przyjmijmy, że macie rację. Co nam jednak po Ziemi? Zaludnimy ją z powrotem? Ja i Ellyse staniemy się inkubatorami nowej ludzkości? Co?
Patrzyła po załogantach, ale nikt nie spieszył z odpowiedzią.
– Ile par jest niezbędnych do repopulacji planety? – zapytał w końcu Gideon. To, że odzywał się w lingua universalis, nadal wzbudzało w nich niepokój. Sam chyba też jeszcze na powrót do tego nie przywykł. Wizualnie sprawiał równie złowieszcze wrażenie, z głębokimi bliznami na twarzy i dziwną pustką w oczach. Lindberg przypuszczał, że sam wygląda nie lepiej.
– Wedle teoretycznych modeli, minimalna granica to szesnaście kobiet i szesnastu mężczyzn – odparł po chwili Håkon.
– W takim razie z czym do ludzi? – żachnęła się szefowa ochrony.
– Nie pozostaje nam nic innego, jak spróbować.
– Nie – odparła. – To zwyczajna głupota. Poza tym jeśli któraś z nas umrze…
– Nie umrze, zadbamy o to – zaoponował Skandynaw.
Sang zaklęła pod nosem, kręcąc głową.
– Zapominacie wszyscy, że gdzieś tam jest statek z zarodkami. Nie musimy rozsiewać ich po galaktyce, by myśleć o przeżyciu. Mamy tu jakieś inkubatory, Leavitt z pewnością ma ich w bród… a na Ziemi mogła przetrwać odpowiednią infrastruktura. Odnalezienie tego banku ludzkości powinno być pierwszym punktem programu.
Lindberg długo zastanawiał się nad tą kwestią, zanim w ogóle przystąpił do realizowania planu Yan’ghati. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że ratowanie Leavitta byłoby zbyt niebezpieczne. Nieobecności Kennedy’ego w ogólnym rozrachunku nikt nie odnotuje. Był to mały statek, w dodatku niefigurujący w wykazie Ara Maxima. Inaczej było z ISS Leavitt – ten okręt miał na pokładzie przyszłość ludzkości.
Jaccard przeszedł się po ambulatorium, trąc nerwowo szczecinę.
– Jest sposób, by go namierzyć?
Lindberg miał ochotę stanowczo zaoponować, ale ugryzł się w język.
– Trudno powiedzieć – odparła Ellyse. – Teoretycznie ansibl pozwala na wysyłanie i odbieranie sygnałów, za pomocą których możemy określić położenie danej jednostki. Ale automatycznie żadna z nich nie wysyła informacji o swojej trajektorii w kosmos. By namierzyć dany statek, Ziemia musiała wysłać impuls, a potem czekać na sygnał echa. Długo dyskutowano, czy to odpowiednie rozwiązanie, lecz ostatecznie uznano, że nie ma co kusić losu.
– Więc możesz to zrobić czy nie? – zapytał Loïc.
– Mogłabym dokonać ekstrapolacji jego pozycji ze znanego nam kursu, a potem zmodyfikować go na podstawie pierwszej zmiany trasy Accipitera i wyznaczyć nową trajektorię na Drake-Omikron, ale… zbyt wiele jest w tym zmiennych. Może się okazać, że wyślemy wiadomość w próżnię.
– Albo wprost do wroga – odezwał się Hallford, patrząc na Lindberga.
Skandynaw skinął głową, rad, że ktoś docenił jego starania. Tyle lat planowania, skrupulatnych działań, a przede wszystkim tyle poświęcenia… i wszystko po to, żeby teraz podejmować tak duże ryzyko?
Nie było sposobu, by zagwarantować przetrwanie ludzkości. Dowodziła tego każda symulacja przeprowadzona przez Ev'radata. Obecny scenariusz był najlepszym, na jaki mogli liczyć, ale jeśli tylko zainteresują się ISS Leavitt, ktoś zainteresuje się nimi.
Nie osiągnęli w tej kwestii porozumienia, a dyskusje w końcu uciął Jaccard. Przeszli na mostek, po czym dowódca polecił, by Nozomi sprawdziła swoją teorię w praktyce.
– Chcę wiedzieć, jakie jest prawdopodobieństwo, że sygnał trafi do Leavitta.
– Tak jest – odparła Ellyse, zajmując swoje stanowisko. Channary zasiadła za sterami, zaś Gideon przy konsoli głównego systemu pokładowego. Loïc opadł ciężko na fotel dowódcy, po czym wskazał Lindbergowi miejsce dla pierwszego oficera.
Skandynaw bez wahania je zajął, choć wolałby samemu dowodzić tą misją. Realizował ją od początku i wiedział, jak kruchą konstrukcję stworzył. Jeden nieprzemyślany ruch mógł obrócić wszystko wniwecz.
– Więc? – zapytał, obracając się do dowódcy. – Jaka decyzja?
– Kontynuujemy – powiedział Jaccard. – Zgodnie z tym, co zaplanowałeś.
Lindberg odetchnął.
– Jeśli Ellyse przedstawi mi wyliczenia, a rachunek prawdopodobieństwa będzie przemawiał na naszą korzyść, zastanowię się nad zmianą kierunku.