Ellyse z trudem przełknęła ślinę.
– Ja będę w celi, Håkon w kostnicy, a wy wszyscy na mostku. Wejdziecie na orbitę, by uciec z Drake-Omikron.
Załoganci milczeli, spoglądając na Ellyse, jakby to ona miała znaleźć odpowiedź na słowa Alhassana. Ten trwał w bezruchu, nawet nie mrugając. Nozomi uświadomiła sobie, że może mieć rację.
Nie… nie teraz, nie kiedy wszystko wreszcie ułożyło się w logiczną całość, a oni znaleźli się już tak blisko celu.
– Róbcie, co musicie – odezwał się Dija Udin.
Czyżby jednak się mylili? Håkon, Gideon, i ona? Może okazali zbyt daleko idącą pewność siebie, sądząc, że mogą na płaszczyźnie koncepcyjnej pokonać tę prastarą rasę?
– Nie będę oponował. Nie przeszkodzę wam.
Channary Sang zrobiła krok w jego kierunku. Dowódca natychmiast powstrzymał ją ruchem ręki.
– Schować broń – powiedział.
Szefowa ochrony przez chwilę protestowała, ale ostatecznie wykonała rozkaz. To samo zrobiła Nozomi, a zaraz po niej Hallford, który dostrzegł, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Być może nie rozumiał słów Alhassana, ale musiał widzieć, że nie zmierzają ku rezultatowi, który sobie zaplanowali.
– Sądziliście, że możecie nas przechytrzyć? – odezwał się Dija Udin.
Nikt mu nie odpowiedział.
Loïc zbliżył się do niego, mierząc go wzrokiem. Przez moment przywodził na myśl boksera podczas ważenia tuż przed starciem. Płonęła w nim złość, ale wiedział, że nie może niczego zrobić, dopóki nie zacznie się pojedynek.
– Dlaczego tu jesteś? – zapytał Jaccard. – Odpowiadaj!
Alhassan trwał bez ruchu.
– Jaki cel chcesz osiągnąć?
Nozomi obserwowała stoickie oblicze Dija Udina, wątpiąc, by pytania, prośby czy tortury miały jakikolwiek sens. Ta istota uważała, że ma do czynienia z podrzędnymi tworami.
– Sprawiało ci to wszystko satysfakcję? – odezwała się. – Bawisz się, obserwując kolejne proelium? Czy może badasz konkurencję?
Ellyse podeszła bliżej, spoglądając mu prosto w oczy. Czuła się, jakby balansowała na skraju otchłani i nie miała się czego chwycić.
– A może pilnujesz, by nie łamano zasad? Ale w takim razie powinieneś być równocześnie na innych statkach, prawda?
– Być może jestem.
Nozomi była przekonana, że więcej odpowiedzi nie usłyszą. Próbowali wprawdzie jeszcze coś z niego wyciągnąć, ale Alhassan nie otworzył już ust. Wszyscy byli świadomi, że nie ma sposobu, by zmusić go do mówienia. Wprowadzili go do celi, a potem zamknęli, zaciemniając ściany.
Wróciwszy na mostek, zaczęli wespół z Gideonem zastanawiać się nad tym, co w istocie się zdarzyło.
– On ma rację – zabrała głos Channary Sang. – Wszystkie elementy tej układanki zaczynają układać się w obraz, który znamy. Brakuje tylko jednej rzeczy.
– Informacji „Alhassan wszystkich wymorduje”, którą mam wprowadzić w ostatniej chwili do systemu – dopowiedziała Ellyse.
– Właśnie.
Jaccard głośno westchnął.
– Może to zrobisz – powiedział. – Może nie będziesz miała zamiaru, ale w ostatniej chwili uznasz, że musisz spróbować. Może będziesz chciała napisać więcej, ale nie zdążysz.
Sang zaklęła szpetnie pod nosem i uderzyła w jeden z pulpitów.
– W takim razie spadajmy stąd – powiedziała. – W tej chwili. Oderwijmy Accipitera od powierzchni i oddalmy się stąd jak najszybciej.
Nozomi i major wymienili się spojrzeniami. Radiooperatorka widziała w jego oczach zrozumienie.
– Nie – powiedział, kręcąc głową. – Wszystko już się wydarzyło. I wydarzy się ponownie.
– Co to, kurwa…
– Bez względu na to, w którym momencie wystartujemy, i tak trafimy na ten statek – odparła Ellyse. – Taka jest przyszłość. I to my ją stworzymy, najprawdopodobniej zupełnie nieświadomie. Tak jak dotychczas układaliśmy wszystkie te elementy.
– Bzdura.
– To już się dokonało – powtórzyła Nozomi, siadając na swoim miejscu. Oparła łokcie o pulpit, a potem ukrywa twarz w dłoniach. Trwała tak w bezruchu, niechętnie przysłuchując się wymianie zdań.
– Kiedy rzekomo będzie miała miejsce ta katastrofa? – zapytała Channary. – Ile czasu nam pozostało, co?
– Ponad miesiąc – odparł niechętnie Jaccard. Ellyse słyszała zmęczenie i rezygnację w jego głosie.
– W takim razie odlećmy wcześniej.
– Wtedy przyspieszymy to, co nieuniknione.
– Ale zmienimy coś.
– I co nam z tego przyjdzie? – zapytał Loïc. – Zmienimy wyłącznie datę w komputerze pokładowym… zresztą nie wiadomo, czy system nie nawalił po tylu latach. Kiedy Håkon badał łazik w Terminalu, nie mógł ustalić dokładnego momentu, w którym przestał działać. Granica błędu wynosiła około dwóch miesięcy.
– Ale…
– Nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć. Jeśli masz wątpliwości, idź do więźnia – odparł Jaccard, a potem pochylił się i zwiesił głowę.
– W takim razie nigdy nie startujmy – odparła.
– W porządku. Możemy to teraz ustalić – rzekł od niechcenia Loïc. – Przysięgać, zaklinać się… ale za miesiąc czy dwa zmienimy zdanie. Wzbijemy się w przestworza tylko po to, by zaraz spaść z hukiem na ziemię.
Przez kilka chwil trwała zupełna cisza. W końcu przerwał ją Gideon, chcąc dowiedzieć się, co wywołało takie reakcje towarzyszy. Nozomi opuściła dłonie, obróciła ku niemu głowę, a potem zaczęła mozolnie tłumaczyć mu wszystko, co się zdarzyło.
Człowiek, który przez długie lata błąkał się po czasoprzestrzeni, w mig zrozumiał, o czym mowa. Uświadomił sobie także wszystkie konsekwencje. Channary Sang spoglądała na niego z nadzieją, ale gdy zobaczyła, jak spuszcza wzrok, wiedziała już, że zostali pokonani. Ostatecznie i niezaprzeczalnie.
– Edax rerum natura – odezwał się Hallford.
Nozomi początkowo nie wiedziała, co ma na myśli. Potem przypomniała sobie, że była to koncepcja, którą wysunął jeden z uczonych w drugiej połowie dwudziestego pierwszego wieku. Wyszedł z założenia, że w naszej galaktyce istnieje wiele cywilizacji, które posiadają zdolność komunikowania się i podróżowania między gwiazdami z prędkością światła lub nawet szybciej. Fakt, że żadna z nich nie nawiązała kontaktu z Ziemią, według niego dobitnie dowodził, że cywilizacje te są wrogie. Gromadzą siły, przygotowują się i czekają. Gdyby było inaczej, dawno otrzymalibyśmy od nich jakikolwiek znak, że gdzieś tam są.
Edax rerum natura. Pożeracz wszechrzeczy. Tak uczony zdefiniował pozaziemską cywilizację, z którą nawiążemy pierwszy kontakt. I być może miał rację.
16
W niecały miesiąc po tym, jak odbyła się narada na mostku, sytuacja wciąż wydawała się patowa. Zmieniły się za to nastroje załogantów – od pewnego czasu gotowi byli się pozabijać. Bolesna świadomość niemocy odcisnęła na nich swoje piętno i wszystko wskazywało na to, że niebawem dojdzie do wrzenia w tym czteroosobowym tyglu.
Wszechświat tymczasem zmierzał ku scenariuszowi, który został już zaprojektowany.
Schodząc na niższy pokład, Nozomi myślała o tym, że tylko dni dzielą ich od wybuchu emocji, który będzie skutkował decyzją o wzbiciu się na orbitę. Wszystkie inne elementy układanki były już na miejscu, wszechświat czekał na ostateczny znak od załogi Accipitera, by powtórzyć to, co wydarzyło się już tyle razy.
Zaraz potem, jeszcze w windzie, straciła przytomność.
Jaccard miał podobne myśli. Od kilku dni zaczął się okłamywać, wmawiając sobie, że jeśli Accipiter pozostanie na powierzchni odpowiednio długo, wszystko się zmieni. Miną jakiś punkt krytyczny, a potem napiszą od nowa historię.
Gdy tracił przytomność w swojej kajucie, dotarło do niego, że to mrzonki.
Channary Sang byłaby gotowa nawet tego dnia zmierzyć się z wrogiem. Byleby na równych zasadach i twarzą w twarz, a nie podczas nierównego pojedynku gdzieś na orbicie Drake-Omikron.
Ćwiczyła w sali treningowej, gdy nagle upadła i straciła przytomność.
Gideon włożył konchę do pojemnika próżniowego w maszynowni. Wiedział, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. Musiał ją tam pozostawić, by Håkon, zabłąkany w czasie, mógł ją odnaleźć i z jej pomocą wrócić do Terminalu. Robił to z myślą o nim, ale świadom, że tym samym potwierdza wszystko, co mówił Dija Udin.