– Co to… kurwa, jest? – wydukał w końcu Dija Udin.
Lindberg obrócił się ku niemu i zobaczył, że przyjaciel nadal zadziera głowę.
– Gwiazda neutronowa – odparł.
– Co? To nie wygląda mi jak żadna gwiazda…
– Tak jak różne są planety, tak różne mogą być i centra układów planetarnych. Ten najwyraźniej krąży wokół pulsara.
– Ale jak to… – wydusił z siebie Alhassan.
– Pierwszy taki układ odkrył Wolszczan w końcówce dwudziestego wieku. Na jego cześć zresztą nazwano kilka planet orbitujących wokół gwiazd neutronowych.
Dija Udin opuścił wzrok.
– I ma mnie to, kurwa, teraz obchodzić?
– Pytałeś, więc odpowiadam. To nic wynaturzonego. Jest wiele takich miejsc we wszechświecie.
– Ale ja na nich nie stoję.
Håkon obrócił się przez ramię. Kurtyna nadal tu była – i miał nadzieję, że tak pozostanie.
– Nie chcę nawet pytać, gdzie jesteśmy.
– I dobrze, bo nie stać mnie choćby na strzał w ciemno.
Lindberg powiódł wzrokiem po nieboskłonie, starając się wypatrzeć jak najwięcej szczegółów. Gazowy gigant na horyzoncie mógł znajdować się gdziekolwiek w galaktyce, nie miał żadnych charakterystycznych cech. Håkon starał się policzyć liczbę większych księżyców, ale ginęły pośród pozostałych elementów tworzących pierścienie. Pulsar był również jednym z wielu mu podobnych… Nic, co widział astrochemik, nie mogłoby pozwolić na ustalenie ich pozycji po powrocie na Accipitera.
Spojrzał ponownie na powierzchnię planety – lub księżyca – na której się znajdowali.
– Kiedyś spekulowano, że jedno z ciał niebieskich orbitujących wokół pewnego pulsara jest planetą węglową. Odkrył je chyba teleskop Lovella.
– Czym jest?
– Planetą-diamentem.
Dija Udin spojrzał pod nogi.
– Sądzisz, że stoimy na czymś takim?
– Może – odparł Håkon. – To by tłumaczyło kilka rzeczy, ale z drugiej strony… na tym etapie dawno byśmy się udusili, bo taka planeta nie mogłaby mieć w atmosferze wystarczającej ilości związków tlenu.
– A jednak oddycham pełną gębą – odparł Alhassan, rozkładając ręce. – I czuję się świetnie, bo jestem pierwszym człowiekiem, który przekroczył prędkość światła.
– Formalnie drugim, bo ja zrobiłem pierwszy krok.
– Jak tu zginiesz, a ja wrócę, nikt się o tym nie dowie, gwarantuję ci.
Lindberg uśmiechnął się blado, tocząc wzrokiem po okolicy. Z prawej strony, gdzieś w oddali, dostrzegł gęstniejącą, żółtawą chmurę wiszącą tuż nad powierzchnią. Mgła. Zapewne złożona z lotnych węglowodorów, jeśli koncepcja diamentowej planety była prawidłowa.
– Przypuszczam, że ci, którzy skonstruowali przejście, gdzieś tutaj są? – zapytał Alhassan, rozglądając się wokół.
– Jeśli tak, to nie w najbliższej okolicy.
– Wziąłeś lornetkę?
– Jakoś nie sądziłem, że będziemy zwiedzać takie otwarte przestrzenie.
– Szkoda – odparł Dija Udin, wskazując na niewyraźny element w oddali, który wyróżniał się z krajobrazu. Håkon skupił na nim wzrok, ale nie mógł dojrzeć, czym jest. Musiał mieć kilometr, może dwa wysokości, ale trudno było powiedzieć, czy stanowi górę, czy może wyjątkowo wysoki drapacz chmur.
– Musi być cholernie daleko – mruknął Skandynaw.
– Co ty powiesz? Myślałem, że rozmazuje się na horyzoncie, bo mam słaby wzrok.
– Ale w okolicy nie ma niczego innego – powiedział Lindberg, bardziej do siebie, niż do przyjaciela.
– Może to miejsce służy tylko jako stacja przesiadkowa?
Håkon rozejrzał się. Jeśli tak było, gdzieś tutaj musiał znajdować się drugi portal. Ze względów bezpieczeństwa byłoby to całkiem sensowne rozwiązanie. Na tyle sensowne, że dwóch przypadkowych gości w życiu nie zdołałoby odnaleźć przejścia.
Skandynaw uświadomił sobie, że odsunęli się jedynie metr od miejsca, w którym się pojawili. I mimo że był ciekawy tego świata, nie miał zamiaru robić kroku w przód.
– Czuję się ciężki – odezwał się Alhassan.
– Ja też. Grawitacja musi być nieco większa niż na Ziemi czy Drake-Omikron.
– Jakby mi coś leżało na żołądku.
– Gwiazdy neutronowe są jednymi z najgęstszych ciał niebieskich we…
– Zachowaj sobie te smęty dla siebie – uciął Dija Udin. – A mnie powiedz, co robimy?
– Nie wiem.
– To rzucę luźną myśl, propozycję: zostanę tutaj, przypilnuję portalu, a ty zbadasz okolicę. Co ty na to?
Właściwie nie była to najgorsza koncepcja. Wprawdzie niewiele zmieniała w ogólnym rozrachunku, ale dawała pewien komfort psychiczny.
– W porządku – powiedział Lindberg.
– Świetnie. W takim razie odczekam, aż znikniesz za jakimś pagórkiem, a potem przecisnę się z powrotem.
Nawigatorowi zrzedła mina, gdy przekonał się, że jego towarzysz rzeczywiście zamierza zbadać okolicę.
– Gdyby coś się działo, będziemy w kontakcie – odbąknął Skandynaw.
– Gdyby coś się działo, dam od razu drapaka. Ale dla utrzymania pogody ducha możesz dalej się łudzić.
Håkon obrał kierunek ku najbliższym formacjom skalnym. Początkowo szedł niepewnie, potem przyspieszył, chcąc mieć to już za sobą. Dotarcie do nich zajęło mu dobre pół godziny, a gdy je minął, przekonał się, że podróż była daremna – po drugiej stronie rozpościerał się bezkres obcego świata. Sprawiał wrażenie, jakby był nieskalany cywilizacją. By zbadać okolicę, musieliby dysponować wahadłowcem albo liczną załogą.
Lindberg przeszedł jeszcze kawałek wzdłuż brył skalnych, starając się wypatrzyć jakiekolwiek oznaki życia. Zapewne nie bez powodu jeden z czternastu tuneli prowadził właśnie tutaj… a mimo to świat ten zdawał się być jedynie rachitycznym pustkowiem.
Po półgodzinnym marszu Skandynaw wrócił do swojego towarzysza i głęboko odetchnął, widząc, że portal wciąż zniekształca przestrzeń za nim.
– Po minie wnoszę, że nic nie znalazłeś.
– Kompletnie nic.
– Wracamy więc?
– Mhm – mruknął Håkon. – Mamy jeszcze trzynaście innych miejsc do sprawdzenia.
To wszystko nie miało dla niego żadnego sensu. Gdyby były tu jakiejkolwiek ślady po zniszczeniach, masowej emigracji… czymkolwiek, co świadczyłoby, że kiedyś istniało tu życie, zawróciłby z czystym sumieniem. Tymczasem nie wyglądało to nawet na stację przesiadkową.
Ustawili się naprzeciw przejścia, a potem wzięli głęboki oddech.
– Ostatnio wepchałeś się przede mnie, więc teraz też pozwolę ci iść przodem – odezwał się Dija Udin.
– W porządku – odparł bezwiednie Håkon, a potem ruszył ku portalowi.
Nic nie czuł podczas przejścia. Musiało trwać nanosekundę, może nawet mniej.
Wyszedłszy po drugiej stronie, przekonał się, że upłynęło znacznie więcej czasu.
13
Ellyse niemal podskoczyła, widząc kolejny skok w poziomie promieniowania. Natychmiast obróciła się do reszty.
– Panie majorze, chyba wrócili – powiedziała.
Jaccard obrócił się przez ramię, czekając na konkrety. Channary Sang siedziała pochylona nad jednym ze stanowisk, a Gideon wstał ze swojego miejsca.
– Odczyt nie jest tak wyraźny, jak poprzednio – dodała Nozomi.
– Może teraz tunel generowany jest po drugiej stronie – zauważył Hallford, zbliżając się. – O ile w ogóle mówimy o tunelu, ale chyba innego wyjścia nie ma.
Ellyse pomyślała, że wyjść jest tyle, ile teoretycznych możliwości. Plus minus kilkanaście rozwiązań wypracowanych przez zaawansowaną cywilizację, o których oni nie mieli pojęcia.
– Håkon? Dija Udin? – zapytała, przenosząc wzrok na obraz z kamery Kennedy’ego, którego umieścili na orbicie geostacjonarnej względem oktagonalnego budynku. Drzwi nadal były zamknięte.
– Cierpliwości – zabrał głos Loïc. – Odezwą się, jak tylko wyjdą.
– Chyba że nie mogą wyjść – odparła.
Jaccard wstał i skrzyżowawszy ręce za plecami, podszedł do stanowiska łącznościowego.
– W takim razie poczekamy kilka chwil, a potem sami spróbujemy otworzyć te odrzwia.
Sang spojrzała na dowódcę z ciekawością, a Hallford natychmiast się ożywił. Przez kilka ostatnich dni starał się wybłagać zgodę na podjęcie takiej próby. Był gotów zrezygnować z wchodzenia do środka, byleby tylko móc zajrzeć przez próg i wprowadzić tam łazik. Jaccard pozostawał nieugięty, ale najwyraźniej w końcu zmienił zdanie.