I teraz w „Johnie Bullu", po kilku kolejkach „łodzi podwodnej", jak Anglicy nazywali swoje drinki, nadeszła chwila, kiedy interweniował barman, na którego szyi i twarzy rozlewał się tatuaż a la Mike Tyson. Z komendą straży miejskiej łączył się właśnie wtedy, kiedy dwaj pijani mężczyźni w białych czapkach ozdobionych rogami i lwem Albionu postanowili porównać długość swojego przyrodzenia.
– Ale bydło! – mruknął prokurator Krzysztof Masio do Jarosława Patera i podniósł do góry dwa palce, jakby był prymusem, który zgłasza się na ochotnika do odpowiedzi.
– Zaraz ich nie będzie – odparł Pater, obserwując, jak do lokalu wpada trzech strażników miejskich.
Barman wskazał strażnikom Anglików, po czym zajął się zamówieniem Masia, które symbolizował gest zwycięstwa. Na ladzie, wprost przed nosem prokuratora, pojawiły się dwa kieliszki zmrożonej cytrynowej „Finlandii".
– Chlapniesz, Jarek? – zapytał Masio, podsuwając Paterowi kieliszek.
– Dziękuję, nie. – Pater pokręcił głową, patrząc, jak Anglicy pod eskortą usiłują strażnikom wcisnąć kulki pogniecionych banknotów i wysyłają całusy kelnerce. – Nie piję wódki w taki upał, a poza tym muszę jeszcze gdzieś pojechać po meczu.
Masio pokiwał głową ze zrozumieniem i wypił połowę kieliszka. Gdyby prokurator od wczesnego dzieciństwa nie nosił przydomka Misio, wszyscy nazywaliby go z pewnością „Kalisz". Wykazywał bowiem uderzające podobieństwo do znanego polityka. Miał równie imponującą sylwetkę, jego twarz była równie nabrzmiała krwią, nawet włosy odznaczały się podobną gęstością i barwą. W odróżnieniu jednak od polityka, nazwanego kiedyś „pornogrubasem", prokurator nie farbował włosów i pozwalał im na powolną utratę naturalnego pigmentu. W swoim ulubionym pubie spowszedniał już nieco jako sobowtór polityka, lecz wciąż budził podziw jako degustator trunków, któremu nadmiar alkoholu nigdy nie odbierał rozumu ani elokwencji, a co najwyżej sprawiał, iż wobec dam stawał się nieco bardziej amoroso. Temu najskuteczniej przeciwdziałała jednak jego energiczna żona, która przyjeżdżała zwykle w najodpowiedniejszej chwili i zabierała męża do domu.
– Wiem, że nie lubisz rozmawiać przy wódce z kimś, kto nie pije – powiedział Pater, przyjąwszy od barmana małą, brzęczącą lodem szklankę coli. – Ale wiem też, że jesteś rzadkim typem człowieka, który w największym upojeniu nie zdradzi niczego, czego nie chce.
– Jarek, nie podchodź do mnie jak pies do jeża – westchnął Masio i poluzował krawat. – Nie wal mi komplementów ani nie bierz mnie na żadne sztuczki. Do rzeczy, chłopie! Pytaj, o co chcesz, ja powiem, co chcę, a potem pogadamy o tym, co najważniejsze… Czyli o typowaniu zwycięzcy mundialu…
– Posłuchaj, Krzysztofie. – Pater nigdy nie używał przydomka Misio. – Niedawno czytałem, że w Skandynawii można zaobserwować prawdziwy rozkwit muzyki zwanej black metal…
– Że co? – Prokurator omiótł spojrzeniem dziewczynę w trójkolorowym stroju, która weszła do lokalu w towarzystwie młodego Murzyna, ubranego również we francuskie barwy.
– Muzyki pełnej treści satanistycznych – wyjaśnił Pater, przypominając sobie niegdysiejszą wypowiedź Masia, w której przypisał on Rolling Stonesom autorstwo piosenki She Loves You, Yeah, Yeah, Yeah. – A ta muzyka to jednocześnie groźna subkultura. Palenie kościołów i bezczeszczenie cmentarzy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. A dalej jest znacznie gorzej. Mordy rytualne, narkotykowe orgie, wymazywanie świadomości, manipulacje psychiczne prowadzące do samobójstwa. Skandynawskie sekty satanistyczne są nasycane treściami pogańskimi rodzimej, starogermańskiej proweniencji. Tajemne obrzędy wikingów, skalpowanie ludzi, ofiary z żywych zwierząt…
– Piekło – wydukał prokurator, z wyraźnym żalem oderwawszy wzrok od zgrabnej towarzyszki Murzyna.
– Wal, o co chodzi, Jarek. Prosto jak z mostu. Wiesz o tym, że i tak powiem, co będę chciał.
– Prowadziłeś dwie sprawy, w których profesor Jan Czekański był biegłym. – Pater ugryzł się w język, aby nie poprawić frazy „prosto jak z mostu". – Co to były za sprawy i jakie ekspertyzy sporządził Czekański?
– Kancelaria tajna – odpowiedział Masio po chwili, kiedy zimny łyk wódki spłynął powoli do jego trzewi.
– Tam są akta tych spraw. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że te sprawy mają klauzulę „ściśle tajne". I akurat o nich nie będę mówił.
– Są one zamknięte czy nie?
– Są zamknięte.
– No to muszą być także w zwykłej kancelarii. – Pater odczul ulgę, gdy uświadomił sobie, że materiały te są jednak dostępne i nie musi Masia o nic błagać.
– Ależ oczywiście. – Masio znów zawiesił wzrok na dziewczynie towarzyszącej Murzynowi. – Weźmiesz te akta do ręki i co znajdziesz? Jedną kartkę, na której będzie zapisany numer statystyczny sprawy i odsyłacz do kancelarii tajnej. Dużo sobie poczytasz!
Masio dopił wódkę i zapalił papierosa. Wpatrywał się w Patera uporczywie i nieco ironicznie. To mogło oznaczać do ut des, daj mi coś, a ja ci w zamian też coś dam. Z całą pewnością nie chodziło o pieniądze. Masio cieszył się zasłużoną opinią nieprzekupnego i pryncypialnego. Pater kilkanaście sekund myślał, co mógłby zaoferować prokuratorowi. Chłodno analizował. Masio siedział w krawacie. Jeszcze nie był w domu. Poszedł do pubu prosto z pracy. I siedzi tu sam wiele godzin i pije. Aż przyjedzie po niego żona. Dzień dzielony pomiędzy pracę, wódkę i nadopiekuńczą żonę. Masio jest sam czy samotny? Może zaoferować mu swoje towarzystwo? Może napić się z nim wódki?
– Posłuchaj, Misiek – powiedział Pater z uśmiechem, który miał być najszczerszy w jego życiu. – Co ci szkodzi powiedzieć? Stara sprawa. Zamknięta. Pomóż mi, a potem pogadamy o futbolu.
– Misiek to mówią kurwy do swoich klientów – odrzekł cicho Masio, wypił na raz drugi kieliszek wódki i uniósł w górę dwa palce.
– Przy twoim tempie – zwrócił się do Masia wytatuowany barman, najwyraźniej dobrze znający stałego bywalca powinieneś skleić sobie palce, a łokieć
oprzeć na jakiejś podstawce. Byłoby to zamówienie nieustanne. Permanentne. Jak makijaż permanentny. Jak tatuaż.
– A ty zamiast klapać mordą – prokuratorowi najwyraźniej nie podobał się familiarny ton barmana – patrz, kiedy kończę, i stawiaj kolejne kielonki. Czyli wykonuj swoją robotę.
Pater ze współczuciem spojrzał na młodzieńca, z którego dobry humor uleciał bardzo szybko. Masio wpatrywał się w wysokie oszronione kieliszki, napełniane finlandią, a w pubie robiło się coraz tłoczniej. Dominowały barwy Francji, choć tu i ówdzie pojawiały się kanarkowe koszulki Brazylii. Pater wstał z barowego stołka. Widział, że prośba o wyjawienie szczegółów obu spraw będzie równie skuteczna, jak przekonywanie zgromadzonych w pubie kibiców, aby zechcieli opuścić lokal i spędzić wieczór nad brzegiem morza.
– Powiedz mi, Krzysztofie… – Pater wyjął z kieszeni pięciozłotową monetę. – Kto ma dostęp do tych akt? Tylko tyle, a ja ci powiem, kogo należy obstawić na mistrza.
– To żadna tajemnica. – Masio obracał kieliszek na kartonowej podstawce. – Prokurator okręgowy, jego zastępca i prokurator rejonowy.
– Należy postawić na Portugalię – odpowiedział Pater, wręczył barmanowi monetę i wyszedł z lokalu.
Spojrzał na zegarek. Po wyjściu z klimatyzowanego pubu dostał się w mocny żar zachodzącego słońca. Upał opadł na niego jak mokra szmata. Było późno. Mogę nie zdążyć na spotkanie z doktorem Boruckim – pomyślał. Lepiej obejrzeć mecz w pubie i wrócić do domu. Na wspomnienie pubu zrobiło mu się niedobrze. Siedzieć obok spoconego Masia i zadzierać głowę w stronę umocowanego pod sufitem telewizora. A obok śliczna dziewczyna całująca się z Murzynem. Byłaby w wieku jego córki, gdyby kiedykolwiek miał córkę, tak jak inni w jego wieku. Wybrał numer Boruckiego. Doktor, wyraźnie poirytowany, przesunął termin spotkania na pojutrze i rozłączył się bez słowa pożegnania. Pater stał przez chwilę na chodniku i myślał o prokuraturze okręgowym, o jego zastępcy i o prokuratorze rejonowym. Nie znał osobiście żadnego z nich. Nie wiedział, jak do nich dotrzeć. Nigdy żaden z nich nie będzie miał dla niego czasu. Trzeba pójść do domu i włączyć telewizor. Wypić piwo i zasnąć głuchym snem. Zapomnieć o tym prywatnym śledztwie, którego zakończenia nikt nie pragnie. Chyba nawet on sam.