Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Co za bzdura. Ale jak dobrze to brzmiało!

- Dlatego bywa tak, że coś, co uważałem za pociągnięcie całkowicie legalne, gryzło mnie potem w tyłek. To trochę niesprawiedliwe, ale tak jest. Powiedziałbym nawet, że zdecydowana większość moich problemów wynika bezpośrednio ze źle skonstruowanych przepisów i praw, które nasze władze skrzętnie wykorzystują przeciwko tym, których mają ochotę prześladować.

Roland roześmiał się chrapliwie.

- Jesteś niesamowity, mój przyjacielu! Jak cudownie patrzysz na świat! Nigdy dotąd nie słyszałem, żeby ktoś przedstawiał swoje poglądy w tak frapujący sposób. To było wspaniałe, naprawdę wspaniałe.

- Cóż. - Stłumiłem śmiech. - W pańskich ustach brzmi to jak wielki komplement. Nie przeczę, że jak każdy biznesmen od czasu do czasu wychylam się i ryzykuję. Ale zawsze jest to ryzyko wkalkulowane, zamierzone i przemyślane: przemyślane bardzo dokładnie. Jest również podparte mocnymi dokumentami, dzięki którym w razie czego mogę się wszystkiego wyprzeć. Wiarygodne zaprzeczenie: rozumiem, że zna pan ten termin.

Roland powoli skinął głową, najwyraźniej zafascynowany tym, że potrafię złamać każdy przepis obowiązujący na rynku papierów wartościowych, a następnie z taką łatwością zracjonalizować to i usprawiedliwić. Nie wiedział, że Komisja Papierów Wartościowych i Giełd wymyślała właśnie kolejne, żeby mnie usadzić.

- Tak myślałem. Gdy pięć lat temu zakładałem firmę brokerską, pewien bardzo mądry człowiek dał mi bardzo mądrą radę. Powiedział tak: „Jeśli chcesz przetrwać w tej obłąkanej branży, musisz założyć, że każda transakcja, jaką przeprowadzisz, zostanie kiedyś prześwietlona przez którąś z trzyliterowych agencji rządowych. I kiedy ten dzień nadejdzie, obyś potrafił im dobrze wytłumaczyć, dlaczego transakcja ta nie łamie prawa obowiązującego na rynku papierów wartościowych, a jeszcze lepiej prawa w ogólności”. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co robię, jest całkowicie legalne. Problem w tym, że ten pozostały procent, jeden, jedyny procent, zawsze mnie udupia. Dlatego może rozsądniej by było, gdybym jak najbardziej się od niego zdystansował. Rozumiem, że będzie pan administratorem tych wszystkich firm i moim pełnomocnikiem, tak?

- Tak, mój przyjacielu. Zgodnie ze szwajcarskim prawem będę upoważniony do podpisywania dokumentów w ich imieniu oraz do zawierania kontraktów leżących w najlepszym interesie zarówno firm, jak i powiązanych z nimi beneficjentów. Oczywiście zawsze będą to transakcje zgodne z pańskimi sugestiami. Jeśli powie mi pan na przykład, że warto byłoby zainwestować w nowe akcje, nieruchomości, w cokolwiek, co pan sobie zażyczy, będę zobligowany to zrobić. I właśnie na tym polu mogę oddać panu najcenniejsze usługi. Otóż przed każdą transakcją skompletuję plik dokumentów, materiałów i korespondencji. Papiery te będą pochodziły z różnych źródeł, od analityków rynku czy specjalistów od handlu nieruchomościami, tak abym miał mocną podstawę do dokonania inwestycji. Mogę również skorzystać z usług niezależnego rewidenta, który dostarczy mi raport, że dana inwestycja jest pewna i bezpieczna. Jego opinia będzie zawsze przychylna, to oczywiste, ale, co niezmiernie ważne, będzie również podparta dziesiątkami wykresów i kolorowych diagramów. Bo to właśnie te diagramy i wykresy nadadzą jej wiarygodność. I jeśli ktoś mnie spyta, dlaczego dokonałem tej czy innej inwestycji, po prostu wskażę mu grubą na pięć centymetrów teczkę i wzruszę ramionami. Ale to dopiero początek, mój przyjacielu, na razie ślizgamy się po powierzchni. Istnieje wiele strategii, którymi się z tobą podzielę i które uczynią cię niewidzialnym. A gdybyś kiedyś zechciał wyprowadzić pieniądze do kraju, oczywiście bez najmniejszego śladu, w tym też będę mógł ci pomóc...

Ciekawe - pomyślałem. To przysparzało mi największych zmartwień. Przesunąłem się na brzeg sofy, tak że znalazłem się niecały metr od niego. Zniżyłem głos.

- Właśnie, bardzo mnie to interesuje. Powiem prawdę: scenariusze, które przedstawił mi Jean Jacques, zupełnie nie przypadły mi do gustu. Zaproponował mi dwie opcje; uważam, że w najlepszym wypadku amatorskie, a w najgorszym samobójcze.

Roland wzruszył ramionami.

- Cóż, nie jestem tym zaskoczony. Jean Jacques jest bankierem, lecz jako bankier zajmuje się porządkowaniem aktywów, a nie ich manipulowaniem. To świetny fachowiec i na pewno zaopiekuje się pańskimi pieniędzmi dobrze i dyskretnie. Nie zna jednak sposobów preparowania dokumentów w taki sposób, żeby umożliwiły bezpieczny przepływ aktywów między dowolnymi krajami. Za to odpowiada administrator...

Mój fałszmistrz!

- ...czyli ktoś taki jak ja. Co więcej, już wkrótce przekona się pan, że Union Bancaire będzie pana zniechęcał do podejmowania pieniędzy z konta. Naturalnie zrobi pan z nimi, co pan zechce, nikt pana nie powstrzyma. Ale niech pan nie będzie zaskoczony, jeśli Jean Jacques spróbuje odwieść pana od podjęcia pieniędzy, mówiąc na przykład, że może to wzbudzić czyjeś podejrzenia. Ale nie, proszę go źle nie osądzać. Robią tak wszyscy szwajcarscy bankierzy, bo każdy dba o swoje interesy. Rzecz w tym, że przez nasz system bankowy przepływa codziennie trzy biliony dolarów, a przy tej kwocie to po prostu niemożliwe, by pańskie poczynania wzbudziły czyjąś czujność. Jest pan inteligentny i na pewno rozumie pan, dlaczego bank chce, żeby stan pańskiego konta był jak najwyższy. Ale tak z ciekawości: co Jean Jacques panu zaproponował? Interesuje mnie ich najnowsza retoryka. - Z tymi słowami Roland odchylił się do tyłu i splótł palce na brzuchu.

Naśladując jego język ciała, usiadłem wygodniej i odparłem:

- Zaczął od karty kredytowej. Toż to, kurwa, czysty nonsens! Przepraszam za moją francuszczyznę, ale bieganie po mieście z kartą zagranicznego banku zostawia kilometrowy ślad! - Przewróciłem oczami, żeby dobrze mu to uzmysłowić. - Potem zaproponował coś równie idiotycznego: żebym obciążył hipoteką mój dom w Stanach. Ufam, że mu pan tego nie powtórzy, ale byłem naprawdę rozczarowany. Dlatego proszę mi powiedzieć: czy czegoś tu nie rozumiem?

Roland uśmiechnął się z pewną siebie miną.

- Jest wiele sposobów na niepozostawianie śladów. A dokładniej mówiąc, na pozostawianie śladu bardzo długiego, lecz niezmiernie korzystnego, takiego, który zapewnia całkowitą niewinność i wytrzyma najbardziej intensywne śledztwo po obu stronach Atlantyku. Transferowanie cen. Zna pan ten termin?

Transferowanie cen? Tak, wiedziałem, co to jest, ale jak... I nagle mnie olśniło i w rozbłysku olśnienia przez moją głowę przemknęło tysiące nikczemnych strategii. Tak, możliwości były... nieograniczone! Uśmiechnąłem się szeroko.

- Tak. Genialny pomysł.

Roland sprawiał wrażenie zaszokowanego, że słyszałem o tej mało znanej sztuce, o grze, w której dokonuje się transakcji albo nie dopłacając, albo przepłacając za dany produkt, zależnie od tego, w którą stronę mają płynąć pieniądze. Zabawa polegała na tym, że stało się jednocześnie po obu stronach barykady, było się sprzedającym i klientem. Strategię tę stosowali głównie ci, którzy chcieli uniknąć płacenia podatków - wielomiliardowe korporacje, najczęściej międzynarodowe. Należące do nich firmy sprzedawały produkty innym należącym do korporacji firmom - po odpowiednio zmienionej i dostosowanej do bieżących potrzeb cenie - co skutkowało transferem zysków z krajów o wysokim podatku dochodowym do krajów, gdzie podatek ten nie istniał. Czytałem o tym w jakimś mało znanym czasopiśmie ekonomicznym. Był to artykuł o Honda Motors, która narzucała swoim amerykańskim fabrykom zawyżone ceny na części samochodowe, zmniejszając w ten sposób osiągane w Stanach dochody. Nasz urząd skarbowy podniósł oczywiście wielki raban.

- Jestem zaskoczony - powiedział Roland. - Nie jest to praktyka szeroko znana, zwłaszcza w Ameryce.

Wzruszyłem ramionami.

- Widzę tysiące sposobów jej wykorzystania, bezpiecznego przerzucania pieniędzy tam i z powrotem. Wystarczy, że założymy anonimową firmę i połączymy ją jakoś z którąś z moich firm w Stanach. Ot, choćby z Dollar Time. Siedzą na kupie ciuchów wartych dwa miliony, których nie mogą sprzedać, nomen omen, nawet za głupiego dolara. Ale gdybyśmy założyli firmę i nazwali ją tak, żeby miało to coś wspólnego z ubraniem, na przykład Wholesale Clothing Inc., mogłaby ona wykupić od nich ten bezwartościowy chłam, przelewając moje pieniądze ze Szwajcarii do Stanów. Jedynym śladem byłoby zamówienie i faktura.

45
{"b":"259563","o":1}