W końcu się uspokoili.
- Dobrze. - Odchrząknąłem. - Skoro już się wykrzyczeliście, chcę wam powiedzieć, że Steve jest odjechany nie bez powodu. W tym szaleństwie jest metoda. Chodzi po prostu o to, że nasz gość to geniusz, a geniusz jest z definicji trochę obłąkany. To niezbędny element jego emploi.
Z przekonaniem kiwnąłem głową, zastanawiając się, czy jest w tym choć trochę sensu.
- Ale posłuchajcie, posłuchajcie mnie uważnie. Jego umiejętność, jego wielki dar to coś więcej niż zdolność do przewidywania nowych trendów w modzie. Steve ma potężną moc, która wyróżnia go spośród innych projektantów obuwia: on te trendy tworzy. Ludzie tacy jak on pojawiają się raz na dziesięć lat. A pojawiając się, dają swoje nazwisko domom mody, takim jak Coco Chanel, Yves St. Laurent, Versace, Armani czy Donna Karan. Jak dobrze wiecie, ta lista jest znacznie dłuższa...
Byłem na fali i w czasie tej przemowy zacząłem myśleć dwutorowo. Najpierw podsumowałem moje potencjalne zyski i oczami wyobraźni ujrzałem oszałamiającą kwotę dwudziestu milionów dolarów. Szacowałem dobrze, bo obliczenia były bardzo proste. Z dwóch milionów plasowanych przez nas udziałów milion miało pójść do naszych figurantów. Potem zamierzałem odkupić je po pięć, sześć dolarów za akcję i przelać to wszystko na nasze konto handlowe. Wtedy, wykorzystując umiejętności moich brokerów i olbrzymi popyt, jaki - byłem tego pewny - stworzy już samo to spotkanie, chciałem podbić cenę akcji do dwudziestu dolarów, co dałoby zysk w wysokości czternastu, piętnastu milionów. Chociaż tak naprawdę wcale nie musiałbym podbijać ceny sam - całą robotę odwaliłaby za mnie Wall Street. Wiedząc, że będę odkupywał akcje po najwyższym kursie, domy maklerskie podbiłyby ją tak wysoko, jak tylko bym chciał. Wystarczyło zrobić mały przeciek, szepnąć kilka słów najważniejszym graczom i reszta potoczyłaby się sama. (A ja nie omieszkałem już tego zrobić). Po Wall Street krążyła plotka, że Stratton Oakmont będzie kupował do dwudziestu dolarów za akcję, tak więc machina już ruszyła. Niewiarygodne. Zarobić tyle kasy, nie popełniając przy tym przestępstwa! Cóż, to prawda, „słupy” działały niezbyt legalnie, ale nie sposób było tego udowodnić. Ach, ten nieokiełznany kapitalizm.
- Mam nadzieję - ciągnąłem - że jako brokerzy zdajecie sobie sprawę z obowiązku, jaki na was ciąży, z powierniczego, że tak powiem, obowiązku wobec klientów polegającego na tym, że kiedy tylko skończę, macie podnieść słuchawkę telefonu i zrobić wszystko, nawet wyłupać im, kurwa, oczy, żeby kupili tyle akcji Steve’a Maddena, ile to tylko możliwe. Tak, to wasz obowiązek! Obowiązek względem firmy! Obowiązek względem samego siebie! Wepchnijcie im te akcje do gardła, aż zaczną się dusić, i powiedzcie: „Kup dwadzieścia tysięcy!”. Każdy zainwestowany dolar zwróci się im z nadmiarem.
Zmieniłem biegi i trochę zwolniłem.
- Posłuchajcie: chociaż bardzo bym chciał, nie mogę zrobić tego osobiście. Tylko wy możecie podnieść słuchawkę i przystąpić do działania. Bo do tego to się przecież sprowadza: do działania. Bez działania nawet najlepsze intencje w świecie są niczym więcej jak tylko tym: intencjami. A teraz chcę, żebyście wszyscy spojrzeli w dół. - Wyciągnąłem rękę i wskazałem stojące przede mną biurko. - Spójrzcie na to małe czarne pudełko. Widzicie? Ten cudowny wynalazek to telefon. Przeliteruję: T-E-L-E-F-O-N. Ale wiecie co? Telefon sam nie zadzwoni, nie wybierze numeru. Tak, tak. Dopóki nie przystąpicie do działania, dopóki nie zadzwonicie, będzie to tylko bezwartościowy kawał plastiku.
Przewróciłem oczami i z odrazą potrząsnąłem głową.
- Ale może być również śmiercionośną bronią, jak karabin! Nie zapominajcie o tym. W rękach zmotywowanego brokera telefon jest jak karabin, jak licencja na drukowanie pieniędzy. Jest również najwspanialszym narzędziem do zrównywania szans.
Zrobiłem pauzę, żeby słowa te rozbrzmiały echem po całej sali.
- Wystarczy tylko, że podniesiecie słuchawkę, wypowiecie słowa, których was nauczyłem, i staniecie się prezesami najpotężniejszych firm w kraju. Nie obchodzi mnie, czy ukończyliście Harvard, czy dorastaliście na niebezpiecznych ulicach nowojorskiej Hell’s Kitchen: dzięki temu małemu czarnemu pudełku możecie osiągnąć wszystko. Telefon to pieniądze. Nieważne, jakie gnębią was problemy, ponieważ każdy z nich można rozwiązać dzięki pieniądzom. Tak jest, człowiek nie zna lepszego lekarstwa na problemy, a każdy, kto mówi inaczej, pieprzy jak najęty. Założę się, że ludzie ci nigdy nie mieli centa przy duszy!
Podniosłem rękę jak oddający honory skaut i z wigorem dodałem:
- Bo kto tak mówi? Zawsze ci sami, ci, którzy są pierwsi do udzielania głupich rad, nędzarze, którzy w kółko powtarzają brednie, że pieniądze są źródłem wszelkiego zła, że psują i demoralizują. Co za bzdury! Co za nonsens! Pieniądze są cudowne! Posiadanie pieniędzy to konieczność! Posłuchajcie i dobrze zapamiętajcie: w ubóstwie nie ma nic szlachetnego. Byłem bogaty i byłem biedny i wierzcie mi: wolę być bogaty.
Dla większego efektu wzruszyłem ramionami.
- Jeśli są wśród was tacy, którzy myślą, że zwariowałem, którzy myślą inaczej, to niech wypierdalają z tej sali! I to natychmiast! Tak, won z mojej sali smażyć hamburgery w McDonaldzie, bo tam wasze miejsce! A jeśli w McDonaldzie nie ma miejsca, zostaje jeszcze Burger King! Ale zanim opuścicie tę salę zwycięzców, spójrzcie najpierw na tego, kto siedzi obok was, bo pewnego dnia, już w niedalekiej przyszłości, zatrzymacie się na czerwonym świetle w waszym starym, dobitym pinto, a ten, kto siedzi teraz obok, podjedzie do was nowiuteńkim porsche z seksowną żoną na miejscu pasażera. A kto będzie siedział w pinto? Wy i ohydne babsko z trzydniowym zarostem w długiej domowej kiecce! Będziecie pewnie wracali z zakupów w Price Clubie z bagażnikiem pełnym przecenionego żarcia!
Pochwyciłem spojrzenie młodego brokera, który wyglądał tak, jakby miał zaraz umrzeć ze strachu. I żeby wbić im to jeszcze mocniej do głowy, dodałem:
- Co? Myślicie, że ściemniam? Nie. Coś wam powiem: będzie tylko gorzej. Jeśli chcecie zestarzeć się z godnością, jeśli chcecie się zestarzeć, zachowując szacunek do samego siebie, lepiej się teraz wzbogaćcie. Już teraz! Praca w firmie z Wielkiej Pięćsetki i emerytura to już, kurwa, historia, w dodatku starożytna! A jeśli myślicie, że ubezpieczenie społeczne zapewni wam jasną przyszłość, to pomyślcie jeszcze raz. Przy obecnym poziomie inflacji ledwo wystarczy wam na pieluchy, kiedy zamkną was w cuchnącym domu starców, gdzie wielka, gruba jak beka Jamajka z brodą i wąsami będzie karmiła was przez słomkę i okładała pięściami, kiedy ją wkurzycie. Dlatego posłuchajcie, posłuchajcie uważnie: czy wasz aktualny problem polega na tym, że nie nadążacie ze spłatami rat i kredytów? To dobrze, w takim razie podnieście tę cholerną słuchawkę i zacznijcie dzwonić. Właściciel domu grozi, że was wyrzuci? Na tym polega problem? Świetnie, w takim razie podnieście słuchawkę i dzwońcie. A może chodzi o dziewczynę? Chce was rzucić, bo uważa was za nieudacznika? Bardzo dobrze: podnieście tę pieprzoną słuchawkę i do roboty!
Odkaszlnąłem.
- I zachowujcie się! Zachowujcie się tak, jakbyście byli już bogaci, wtedy na pewno dorobicie się fortuny. Niech bije z was niezachwiana pewność siebie, wtedy ludzie bez zastrzeżeń wam zaufają. Zachowujcie się tak, jakbyście mieli niezrównane doświadczenie, bo wtedy pójdą za waszą radą. Zachowujcie się tak, jakbyście mieli na koncie sto wielkich sukcesów, i sukcesy te na pewno przyjdą!
Powiodłem wzrokiem po sali.
- Za niecałą godzinę zaczynamy sprzedaż. Dlatego chwytajcie za słuchawki, dzwońcie do wszystkich klientów i nie bierzcie jeńców. Bądźcie zawzięci! Bądźcie okrutni! Bądźcie pitbulami! Telefonicznymi terrorystami! Róbcie dokładnie to, co wam mówiłem, i uwierzcie: za kilka godzin, kiedy klienci zaczną zgarniać kasę, po tysiąckroć mi podziękujecie.
Z tymi słowami zszedłem z podwyższenia wśród aplauzu setek wiwatujących Strattonitów, którzy już podnosili słuchawki, wypełniając mój rozkaz: wyłupać skurwielom oczy!