Amandy nie trzeba było dłużej namawiać. Poderwała się mi równe nogi z sofy, która przez ostatnie godziny zmieniła siadła niej w salę tortur, i bez namysłu chwyciła Devlina za rękę.
– Oczywiście, jeśli pan nalega.
– Ależ nalegam, jak najbardziej – zapewnił.
– A moja biografia? – zaprotestował Stephenson. – Jeszcze nie zakończyłem opowieści o studiach w Oxfordzie… – Prychnął z pogardą, kiedy Jack poprowadził Amandę do sali balowej, gdzie w tańcu wirowały niezliczone pary. W powietrzu rozbrzmiewały dźwięki porywającego walca, ale gniewu Amandy nie zdoła ułagodzić nawet ta radosna melodia.
– Nie podziękujesz mi? – zapytał Jack. Ujął jej dłoń, a drugą ręką otoczył ją w talii.
– Za co mam ci dziękować? – odrzekła z przekąsem. Po długich godzinach siedzenia na sofie ścierpły jej nogi i taneczne kroki sprawiały jej ból, ale nic nie było w stanie zagłuszyć radości z ucieczki z sali tortur.
– Za to, że wyzwoliłem cię od towarzystwa Stephensona.
– Czekałeś z tym aż dwie godziny – stwierdziła gderliwie. -Nie usłyszysz ode mnie słów podziękowania.
– Skąd miałem wiedzieć, że towarzystwo Stephensona ci nie odpowiada? – zapytał z miną niewiniątka. – Wiele kobiet chętnie by cię zastąpiło.
– Nie miałabym nic przeciwko temu. Pozwoliłeś, żeby dręczył mnie najbardziej pretensjonalny i nadęty bubek, z jakim się w życiu zetknęłam.
– Jest ogólnie szanowany, wykształcony, wolnego stanu i bogaty. Czegóż jeszcze możesz wymagać od mężczyzny?
– Wcale nie jest wykształcony – zaprotestowała Amanda z naciskiem. – A nawet jeśli jest, to jego wiedza ogranicza się do jednego przedmiotu – jego samego.
– Bardzo dużo wie o drogich kamieniach – zauważył spokojnie Jack.
Amanda miała chęć go uderzyć właśnie tam, na samym środku sali balowej, pośród tańczących par. Widząc jej minę, Devlin roześmiał się i starał się wyglądać na skruszonego.
– Przepraszam. Naprawdę mi przykro. Wynagrodzę ci to. Powiedz mi, kogo byś dzisiaj chciała poznać, a ja natychmiast się tym zajmę. Przedstawię cię, komu sobie tylko zażyczysz.
– Nie trudź się – odrzekła zagniewana. – Długotrwałe przebywanie w towarzystwie pana Stephensona popsuło mi humor. Nadaję się jedynie na towarzystwo dla kogoś takiego jak ty.
Jego oczy rozbłysły od tłumionego śmiechu.
– W takim razie tańcz ze mną.
Z gracją porwał ją do walca. Tańczył tak dobrze, że nawet nie przeszkadzała jej znaczna różnica wzrostu. Na nowo uderzyło ją, jaki jest wysoki i dobrze zbudowany, choć teraz jego potężne mięśnie kryły się pod wytwornym wieczorowym strojem.
Prowadził ją zdecydowanie, nie dopuszczając do tego, żeby przypadkiem zmyliła krok. Z wyczuciem opierał rękę na jej plecach, na tyle silnie, żeby ją podtrzymywać w tańcu i sygnalizować zmianę kroków.
Zapach nakrochmalonego płótna mieszał się z wonią jego skóry, słonawą i czystą, wzbogaconą o nutę wody kolońskiej. Jack pachniał o wiele ładniej niż inni znani jej mężczyźni Marzyła o tym, żeby schwytać ten zapach do butelki i skropić nim jakiegoś innego mężczyznę.
Wokół nich unosiły się dźwięki żwawej muzyki. Amanda poczuła, że rozluźnia się w mocnych objęciach Devlina. W młodości rzadko tańczyła, ponieważ większość znajomych mężczyzn uważała, że tak poważna i stateczna panna na pewno nie przepada za taką rozrywką. Choć nie zdarzało się, żeby przez całe przyjęcie podpierała ścianę, to inne dziewczęta dużo częściej proszono do tańca.
Kiedy wirowali pośród innych par, Amanda zauważyła subtelne zmiany na twarzy Jacka. W tygodniach, które minęły od ich rozstania, stracił trochę animuszu i wojowniczości. Wydawał się starszy, w kącikach ust pojawiły się nowe bruzdy i utrwaliły się dwie poziome zmarszczki między brwiami Stracił na wadze, więc jego kości policzkowe i zarys szczęki stały się bardziej wydatne. Na dodatek pod oczami pojawiły się cienie, świadczące o braku snu.
– Wyglądasz na zmęczonego – stwierdziła bez ogródek. Powinieneś więcej spać.
– Usycham z tęsknoty za tobą – powiedział tak lekkim i kpiącym tonem, że sugerował coś wręcz przeciwnego. – Czy to chciałaś usłyszeć?
Zesztywniała urażona.
– Puść mnie. Rozwiązała mi się wstążka przy pantofelku.
– Jeszcze nie teraz. – Jego dłoń nadal spoczywała na jej plecach. – Najpierw podzielę się z tobą dobrymi wiadomościami. Pierwszy odcinek Historii damy sprzedał się do ostatniego egzemplarza. Na drugi odcinek mamy tak wiele zamówień, że w tym miesiącu nakazałem podwoić nakład.
– O, to rzeczywiście dobra wiadomość. – Bardziej by ją ta nowina ucieszyła, gdyby nie istniejące między nimi napięcie. – Jack, mój pantofelek…
– Do diabła! – zaklął pod nosem, przerwał taniec w pół obrotu i sprowadził ją z parkietu.
Amanda wsparła się na jego ramieniu, a on poprowadził ją do pozłacanego fotelika, stojącego pod ścianą salonu. Przeklinała w duchu pantofelek i delikatne wstążki, którymi był przymocowany w kostce. Węzeł rozluźnił się tak bardzo, że pantofelek niemal zsunął się z jej stopy.
– Usiądź – polecił krótko Jack. Sam ukląkł obok niej i sięgnął
do jej kostki.
– Przestań – warknęła, świadoma tego, że przyciągają rozbawione i zaciekawione spojrzenia.
Wiele osób nawet chichotało, ukrywając usta za wachlarzami lub dłońmi, patrząc, jak układna panna Amanda Briars daje się uwodzić osławionemu podrywaczowi, Jackowi Devlinowi.
Ludzie patrzą – powiedziała łagodniejszym tonem, kiedy zdjął pantofelek z jej stopy.
– Nie strasz piórek. Już widziałem rozwiązane wstążki od pantofelków. Niektóre kobiety celowo rozluźniają węzły, żeby zyskać pretekst do pokazania swoim partnerom zgrabnej kostki.
– Jeśli sugerujesz, że posunęłabym się do takiego głupiego wybiegu, żeby… żeby… Jesteś jeszcze bardziej zarozumiały, niż przypuszczałam! – Zaczerwieniła się z zażenowania i zgromiła go wzrokiem. On tymczasem zerknął na delikatny pantofelek i uśmiechnął się.
– Panno Briars – wymamrotał pod nosem. – Co za frywolne buciki…
Pantofelki do tańca kupiła pod wpływem impulsu. W przeciwieństwie do innych jej butów, nie były ani praktyczne, ani wytrzymałe. Miały cieniutką podeszwę, niski obcasik i uszyte były z koronki, połączonej jedwabnymi wstążkami. Noski były ozdobione drobnymi, haftowanymi kwiatkami. Jedna z delikatnych wstążek, zawiązywanych w kostce, pękła na dwie części. Jack zręcznie związał dwa postrzępione końce.
Zachowując stosownie obojętną minę, wsunął pantofelek na jej stopę i zawiązał wstążkę wokół kostki. Zdradziły go błyski rozbawienia w oczach i Amanda zrozumiała, że bawi go jej bezradność i uwaga innych gości, jaką na siebie ściągają. Pochyliła głowę i wbiła wzrok w dłonie, splecione kurczowo na kolanach.
Devlin postarał się nie odsłaniać jej kostki, kiedy wsuwał jej pantofelek. Żeby ułatwić sobie zadanie, przytrzymał jej stopę. obejmując jej piętę. Amanda nigdy nie lubiła swoich nóg, były zbyt krępe i krótkie. Nikt nie pisał ód do kobiet o masywnie zbudowanych kostkach, tylko do tych, które miały kostki szczupłe i delikatne. Jednak jej kostki, choć mało romantyczne z wyglądu, były niezwykle wrażliwe na dotyk, więc kiedy zacisnęły się na nich palce Jacka, poczuła przyjemny dreszczyk. Ciepło dłoni Jacka przeniknęło przez jedwabną pończoszkę i zdawało się parzyć skórę.
Dotknął jej przelotnie, ale odczuła ten dotyk na samym dnie duszy. Ku jej zmieszaniu natychmiast obudziło się w niej pożądanie, w ustach jej zaschło i jakaś przyjemna fala ogarnęła całe ciało. Nagle przestała zważać na to, że znajdują się w zatłoczonym salonie. Miała ochotę opaść w jego ramionach na wypolerowany parkiet, przycisnąć usta do jego ciepłej skóry, poczuć w intymnych miejscach dobrze znany ucisk. Od tych prymitywnych, pożądliwych myśli aż zakręciło jej się w głowie.
Jack wypuścił jej stopę i wstał.
– Amando – powiedział cicho. Choć miała spuszczoną głowę, czuła na sobie jego wzrok.
Nie mogła na niego spojrzeć, słowa ledwo przechodziły jej przez ściśnięte gardło.