– A w jakiej jest formie? – zapytał Alex.
– Sara Drummond? Była bardzo blada, kiedy wszedłem do niej po przyjeździe, ale trzyma się. Ta kobieta mogła go zabić, wiesz?
– Wiem. Ale nie wierzę w to.
– A kogo podejrzewasz?
– Trudno mi powiedzieć… gdyby nie pewien fakt…
– Właśnie. Nie wolno nam nie wierzyć w winę kogokolwiek z nich, dopóki nie udowodnimy mu jego niewinności. Nie wiem, ale zdaje się, że niejedno nas tu jeszcze czeka… Biedny, biedny Ian… Gdyby wiedział…
– Na szczęście nie wiedział – powiedział Alex zniżając mimo woli głos. – Zginął uważając ją za najlepszą z żon.
– Niekoniecznie. Jeżeli stała za nim i wbiła mu nóż w plecy, musiał mieć przebłysk świadomości… To zdumienie zastygłe w jego rysach… jego oczy…
– Słuchaj! – powiedział Alex. – Kiedy przesłuchiwałeś Lucję Sparrow, przypomniałem coś sobie. Iana nie zabiła kobieta. Głowę bym za to dał. Ten człowiek, który odetchnął za mną w ciemności, to był mężczyzna.
– Ten, który cię uderzył?
– Tak. To był oddech mężczyzny, rozumiesz?
– Tak… – Parker rozłożył ręce. – Zaczekajmy, dowiemy się. Kazałem zrobić dokładne powiększenia odcisków na klamce zewnętrznej i wewnętrznej drzwi. I na kontakcie elektrycznym. Przecież ten człowiek zgasił światło słysząc, że schodzisz, i zaczaił się na ciebie z tym przyciskiem, który porwał ze stołu. To jest jasne. Potem uciekając pozostawił przycisk na parapecie okna w korytarzu.
– To eliminowałoby pokojówkę i Malachiego – powiedział Alex. – Żadne z nich nie pobiegłoby na górę.
– Tak. Wówczas pozostanie nam sześć osób, z których ty i Lucja Sparrow nie macie żadnego rozsądnego motywu zabójstwa. Pozostałyby więc cztery.
– Davis, Sara, Hastings i Sparrow… – wyliczył Alex.
– Szefie! – Jones wszedł do pokoju – są odciski palców!
– Doskonale!
Do pokoju wsunął się wysoki, chudy człowiek o siwej, krótko ostrzyżonej czuprynie. Pod pachą niósł papierową teczkę. Kiwnął głową Alexowi i nie czekając na zaproszenie, usiadł przy stoliku.
– Tu mam odciski ośmiu wskazanych osób i zabitego – zaczął mówić trochę monotonnym głosem – a tu odciski zebrane na klamkach, kontakcie elektrycznym, przycisku do bibuły i nożu lekarskim… Odciski na kontakcie…
– Boże! – zawołał Parker – czyje odciski są na nożu?!
– Zaraz. Odciski na nożu należą do jednej tylko osoby, której linie papilarne są identyczne z liniami osoby obecnej w spisie próbek odcisków wziętych od obecnych w domu osób… z panią… nie… zaraz… O, jest! Z panem Sparrow.
XI. „Czy dotykał pan klamki?”
Tak… – Parker przymknął na chwilę oczy. – To pięknie pasowałoby do obrazu tego domu, w którym nasz dobry, niczego nie podejrzewający Ian… – Urwał. – Jakie są pozostałe odciski?
– Na klamce zewnętrznej drzwi, to znaczy tej, która wychodzi na sień, są odciski palców osób zapisanych u mnie pod nazwiskami Sara Drummond i Filip Davis. Są to odciski trochę zamazane i nakładające się na siebie, ale po jednym palcu każdej z tych osób odbiło się wyraźnie.
– Co? – powiedział Parker. – A pod spodem, oczywiście, są ślady innych palców, wcześniejsze?
– Nie – daktyloskop potrząsnął głowa i wyjął dwa wielkie zdjęcia. – Widzi pan, o tu są znaki jej, a tu jego… Po drugiej stronie są tylko jej ślady. Wygląda na to, że klamka była przedtem czyszczona. Istnieje, oczywiście, możliwość, że był tam ślad ręki jeszcze jednej, na przykład, osoby, ale został starty późniejszymi dotknięciami. Ale to nie jest bardzo prawdopodobne. Gdzieś przecież wystawałby chociaż kawałek innego śladu. Na czystym metalu ślady odbijają się znakomicie. Ciało ludzkie jest ciepłe, wilgotne…
– Tak. Wiem. – Parker spojrzał na Alexa. Wyczytali nawzajem w swoich oczach niezrozumienie i bezradność. – A na lancecie są ślady Harolda Sparrow?
– Tak, kciuka i wskazującego palca, jeżeli pan Sparrow ma na imię Harold. Notowałem tylko nazwiska.
Parker machnął ręką ze zniecierpliwieniem.
– A ty nie dotykałeś klamki? – zapytał Alexa.
– Nie… Nie wiem, ale zdaje się, że nie. Drzwi były uchylone. Pchnąłem je lekko. A później były otwarte nawet szerzej. Widocznie on… ten człowiek…
– Tak. Rozumiem. Pozostawiłeś wszystko nie tknięte do naszego przyjazdu?
– Jakie jeszcze linie? – zapytał Parker.
– Na kontakcie małej lampy na biurku (na szczęście kontakt jest dość duży) odbiły się wyraźnie dwa palce, te same co na klamce.
– Filipa Davisa?
– Tak.
– A na marmurowym przycisku?
– Nic. Został dokładnie wytarty przez kogoś, kto miał go w ręce.
– Na razie dziękuję. Niech mi pan zostawi fotografie.
– Są zaopatrzone w podpisy na maszynie. Do widzenia. Odjeżdżamy do Londynu, tak?
– Tak. Gdyby pojawiło się coś nowego, wyślę samochód. Do widzenia.
Chudy człowiek wyszedł, mrugnąwszy w kierunku Parkera i przyłożywszy jeden palec do głowy w formie oszczędnego salutu. Po chwili usłyszeli przez otwarte drzwi sieni odgłos zapuszczanego silnika samochodowego.
– On także nigdy się nie myli… – mruknął Parker. – To jeden z najlepszych ekspertów na kuli ziemskiej. Co myślisz o tym?
Po raz pierwszy Joe nie wykazał bezradności.
– Zaczynam się zastanawiać – mruknął. – Zaczynam powoli rozumieć pewną okoliczność, ale… Nie chcę jeszcze nic mówić. Na pewno będziesz chciał przesłuchać teraz Sparrowa. Na razie wszystko sprawia wrażenie, jakby to on zabił Iana… To jest możliwe… Zresztą te ślady…
Pochylił się nad fotografią, przedstawiającą w wielkim powiększeniu rękojeść noża chirurgicznego. Były na niej widoczne dwa odciski palców. Druga, mniejsza fotografia ukazywała dalszy ciąg odcisku wskazującego palca na zaokrągleniu noża, którego nie uchwyciło pierwsze zdjęcie. Joe sięgnął po zakryty chustką nóż i wziął go w palce.
– Co robisz? – zapytał Parker.
– Nic, przyglądam się temu zdjęciu… Widzisz?
– Co? – Parker także spojrzał. – Ach, to – powiedział. – Tak. Od razu to zobaczyłem. Ale myślę, że pan Sparrow musi nam o tym opowiedzieć. Jones!
– Tak, szefie?
– Poproś tu pana Sparrowa, który czeka w salonie.
– Tak, szefie!
– Czy chcesz, żebym tu pozostał? – zapytał Alex.
– Tak. – Parker spojrzał mu w oczy. – Cała ta historia zaczyna się komplikować, Joe. To nie jest prosta sprawa. Czułem to, zanim jeszcze przesłuchałem tych ludzi, których mam przesłuchać. Zaczynam rozumieć, że stało się tu coś, co wymyka się nam z rąk. Przekonasz się, że w jakiś piekielny sposób każdy fakt będzie się obracał na osi i ukazywał nam zupełnie inną twarz. Zostań przy mnie, Joe. Boję się. Boję się omyłki, może po raz pierwszy od czasu, kiedy pracuję. To nie jest zwykła sprawa. To nasza sprawa, Joe.
Alex w milczeniu pochylił głowę.
– Pan Sparrow! – powiedział Jones i zamknął drzwi za wchodzącym uczonym.
Harold Sparrow wyglądał okropnie, jak gdyby ta jedna noc dodała mu dziesięć lat. Oczy jego patrzyły spoza okularów z wyrazem nie ukrywanej, bezgranicznej rozpaczy. Szerokie plecy były pochylone. Alex zauważył, że nawet chód stał się powolniejszy. Sparrow ubrany był w ciemne wieczorowe ubranie, to samo, które miał na sobie wczoraj. Widocznie ubierając się włożył je, nie pomyślawszy nawet o tym, że jest ranek. Koszula także była ta sama, biała i nie idealnie świeża. Krawat obsunął się odsłaniając duży perłowy guzik przy szyi.
– Niech pan siada, panie profesorze. – Parker wstał i podał mu krzesło. Sparrow usiadł ciężko. Spojrzał na Alexa i przez twarz jego przebiegł wyraz lekkiego zdumienia, ale prędko zniknął, jak gdyby nakryły go inne, ważniejsze myśli.
– Pan Alex jest moim współpracownikiem – powiedział Ben bez zająknienia – a ja jestem inspektorem Scotland Yardu i mam obowiązek prowadzenia śledztwa w tej sprawie. Zresztą widzieliśmy się już raz.
– Nie przypominam sobie… – Sparrow spojrzał na niego bez zbytniego zainteresowania.
– W domku ogrodnika, kiedy pokazywałem panu ów list. Była tam mowa o niebezpieczeństwie. Niestety, nie umieliśmy mu zapobiec…