I nagle w jej oczach ukazały się dwie łzy. Otarła je maleńką chusteczką i wyprostowała się. – Przepraszam.
– To ja panią przepraszam – Parker znowu patrzył jej w oczy. – Niestety, muszę pani zadać jeszcze kilka pytań. – Urwał. – Powróćmy do wczorajszej gry w tenisa – podjął. – Kiedy poczuła pani ból w ręce, poprosiła pani pana Filipa Davisa o przyniesienie walizeczki z przyborami medycznymi, prawda?
– Tak.
– Przyniósł ją?
– Tak.
– A co się później z nią stało?
– Później? Nie wiem. Nie zwróciłam na to uwagi. Chyba któryś z panów ją wziął, bo Sara szła na przedzie, ze mną.
– Tak – Alex kiwnął głową. – Walizkę niósł Ian, a potem oddał ją pani Drummond przed drzwiami pani pokoju.
– Na pewno tak było – Lucja kiwnęła głową. – Nie rozumiem tylko ciągle, jaki…
– A czy pani widziała ją później, tę walizeczkę?
– Tak. Dziś, zaraz po wstaniu, wsunęłam do niej zwinięty bandaż elastyczny, który miałam podczas snu na ręce. Nie mam tu innego i nie wiem, czy nie będzie mi jeszcze potrzebny.
– Gdzie stoi ta walizka?
– W naszej garderobie, na stoliku pod oknem.
– W naszej, to znaczy w garderobie pani i małżonka.
– Nie. Mam wspólna garderobę z Sarą… z panią Drummond. Kiedyś była to garderoba matki Iana. To duży pokój, składający się z samych szaf i dwóch wielkich luster. Nie ma drzwi na korytarz i wchodzi się do niego przez dwie przylegające doń z obu stron łazienki. Jedna jest jej, a druga moja. Pani Drummond była tak uprzejma, że po moim przyjeździe tutaj ofiarowała mi połowę tej garderoby. W innych pokojach jest mało miejsca na rozmieszczenie damskich rzeczy. Mam dużo sukienek i bielizny…
– Tak… Wczoraj, kiedy pan Davis przyniósł tę walizeczkę, użyła pani noża chirurgicznego do przecięcia bandaża, prawda?
– Tak.
– Czy nie szkodzi to tak precyzyjnemu narzędziu?
– Nawet bardzo. Ale poprzednio wyjęłam nożyczki z walizki i zostawiłam je na toalecie. Byłam zdenerwowana i kazałam prędko przeciąć. Ostatecznie, nóż mi się tu na nic nie przyda. Mam kilka identycznych.
– Gdzie on jest w tej chwili?
– Oczywiście w walizce. Gdzież by mógł być?
Parker sięgnął po chustkę i wyciągnął błyszczące narzędzie.
– Czy był on podobny do tego noża?
– Do tego? – Lucy wzięła nóż do ręki i obejrzała go. – Tak. Ale tamten jest o numer większy.
– Czy jest pani tego pewna?
– Zupełnie.
Uśmiechnęła się leciuteńko, tak jak tylko ekspert potrafi uśmiechnąć się z laickiego pytania, ale zaraz potem spoważniała.
– Ten nóż jest wymyty… – powiedziała – ale… – I nagle położyła go na stole. – Jest brudny. Jest na nim ślad krwi!
– Gdzie? – zapytał Parker.
– Tu! Przy rękojeści!
– Więc ten nóż różni się od noża, który posiada pani w walizeczce na górze?
– Od tamtego… tak. Ale mam tam drugi, identycznie taki sam jak ten… – Jeszcze raz wzięła nóż do ręki i obejrzała go od strony trzonka. – To mój nóż! – powiedziała. – Tak! Mój! Skąd się tu wziął?
– Po czym pani to poznała?
– Ma dwie wąskie szczerbinki na końcu trzonka, prawie niewidoczne. Znaczę tak swoje noże, żeby mi ich potem nie zamieniano. Mam swoje narzędzia, do których jestem przyzwyczajona… A na sali, gdzie operuje kilku lekarzy kolejno, mogą się one pomieszać przy dezynfekowaniu. Tu, widzi pan? – Zbliżyła swoją piękną jasną głowę do twarzy Parkera. – O, niech pan dotknie. To na pewno mój nóż.
– Właśnie… – powiedział Parker. – I znajdował się wczoraj w pani walizce?
– Tak. Nie pamiętam, czy go widziałam tam. Ale gdy brak jest jakiegoś narzędzia, rzuca się to w oczy, nie mogłabym tego nie zauważyć.
– Więc czy może pani wytłumaczyć mi, kto i dlaczego zabił nim dziś w nocy Iana Drummonda?
Wbrew oczekiwaniu Alexa Lucy nie okazała zdumienia.
– Podejrzewałam to już od paru chwil. Nie. Nie umiem panu na to odpowiedzieć! Iana? To wydaje mi się zupełnie niemożliwe!
– Kto wchodził wczoraj do garderoby?
– Sara i ja oczywiście, a poza tym… poza tym… mógł ktoś wejść, kiedy jedliśmy kolację.
– A przedtem i później?
– Chyba nikt… Nie wiem.
– Czy mąż pani wchodził tam?
– Mój mąż?… Może… Zdaje się, że tak, prosiłam go o podanie mi ciepłego szlafroka zaraz po kolacji. Później już nikt tam nie wchodził.
– Kto jeszcze? Czy nie wychodziła pani z pokoju?
– Na chwilę. Pożyczyłam papier do pisania od pana… – wskazała na Alexa – a potem zajrzałam do Filipa Davisa. Prosił mnie o załatwienie pewnej sprawy osobistej. Byłam tam dwie, trzy minuty…
– A wtedy każdy mógł wejść do pani pokoju? Czy zostawiła pani drzwi uchylone?
– Tak. Ale mogłam przecież w każdej chwili wrócić i złapać obcego w garderobie. A poza tym Sara była u siebie, więc…
– Skąd pani wie, że pani Drummond była u siebie?
– Bo pożyczyłam od niej maszynę do pisania. Ona ma malutkiego remingtona, na którym przepisuje sobie role, żeby je lepiej utrwalić w pamięci. Mówiła mi o tym kiedyś. Więc kiedy doszłam do wniosku, że lepiej nie forsować ręki, a musiałam napisać list, pomyślałam, że mogę go wystukać palcem lewej ręki. List nie był długi.
– O której pożyczyła pani tę maszynę?
– Mniej więcej za piętnaście jedenasta. Potem odniosłam ją do pokoju i weszłam do pana Alexa, bo Sara nie miała papieru. Zabrakło jej…
Parker spojrzał na Alexa, który potwierdził.
– Kiedy wszedłem, było pół do jedenastej. Pamiętam dokładnie. Pisałem dwadzieścia minut. O godzinie 10.50 pani zapukała. Spojrzałem na zegar.
– A czy mogłaby mi pani powiedzieć, w jakiej sprawie musiała pani tak nagle napisać ów list w nocy?.
Lucja Sparrow zawahała się.
– Przykro mi, że nie mogę panu pomóc, ale to nie jest moja sprawa. Ktoś prosił mnie, żebym mu oddała pewną przysługę.
– Ktoś z tu obecnych?
– Proszę mi nie zadawać więcej pytań. Nie będę mogła panu odpowiedzieć. Mogę tylko zaręczyć, że to nie ma nic wspólnego z tą okropną sprawą.
– Tego nigdy nie można przewidzieć – mruknął Parker. – Przeciwności przyciągają się… w śledztwie także.
Ale Lucja Sparrow nie słuchała go. Patrzyła na leżący przed nią nóż.
– Czy może mi pani powiedzieć, dlaczego właściwie zabiła pani Iana Drummonda? – zapytał spokojnie Parker.
Lucja drgnęła gwałtownie. Ale zaraz opanowała się.
– Jakim prawem…
Parker uniósł znowu rękę, a potem wsunął ją pod chustkę.
– Czy to pani własność?
Nie odpowiedziała. Patrzyła na rubinowy wisiorek i twarz jej stała się znowu kamienna. „Jak grecka rzeźba… – pomyślał Alex – biała i nieruchoma, pełna ogromnej głębi. Jakby myślała o czymś, czego nikt z żyjących nie rozumie. Milczenie marmuru”.
– Czy to pani własność? – powtórzył Parker.
Skinęła lekko głową.
– Ten wisiorek znaleziono u nóg zmarłego. Początkowo nie zauważyliśmy go. Był pokryty krwią.
Lucja zamknęła oczy. Potem otworzyła je. Ręce miała mocno zaciśnięte.
– Tak. To ja zabiłam Iana Drummonda – powiedziała spokojnie. – Proszę mnie aresztować. Przyznaję się do tej zbrodni.
Alex zerwał się, ale Parker powstrzymał go jednym ruchem ręki.
– A dlaczego pani zabiła Iana Drummonda, jednego z najlepszych ludzi, który z pewnością nie wyrządził pani żadnej krzywdy?
– Dlaczego? – milczała przez chwilę patrząc w okno, za którym był już dzień pełen drzew, ptaków i rozkwitających kwiatów. – Odmawiam odpowiedzi.
– Ma pani do tego prawo. Jako przyjaciel Iana dziękuję pani za ten największy komplement, jaki człowiek może otrzymać po śmierci.
Alex spojrzał na niego ze zdumieniem. Inspektor spotkał jego spojrzenie i wtedy Joe dostrzegł w jego oczach coś, jakby błysk przekory, znany mu z dawnych wojennych lat.
– A jak znalazł się tu ten rubinowy wisiorek? Zgubiła go pani w czasie szamotania, tak?
– Co? – Widać było, że nie rozumie.
– Ten wisiorek znaleziono u stóp zmarłego. Jak się tam znalazł? Czy nie przypomina pani sobie?
– Ja… musiałam zaczepić o coś i został tu…