– Stąd lepiej widzę – powiedział ZDO „Skoczka”. – I pilnuję, żeby w zamieszaniu ktoś nie podpieprzył nam bimbru.
Sala eksplodowała głośnym śmiechem. Admirałowi też kąciki ust uniosły się w górę. Borowski utrafił idealnie.
Nikt nie umiał lepiej od niego podsuwać idiotycznych odzywek w przesadnie patetycznych chwilach. Teraz też kilkoma słowami zlikwidował narastające w sali napięcie.
– Grupa, cisza! Uwaga! – polecił Raszyn. – Łącznościowcy jeszcze nie mają wideo. Otrzymaliśmy doniesienie od commandera Feina. Trzymajcie się krzeseł, panowie oficerowie. Fein trafił na Obcych. A ci go zaatakowali.
Dowódcy jak porażeni gromem wytrzeszczyli oczy na admirała. Przez kilka chwil w sali panował bezruch i martwa cisza. Potem ze swojego miejsca odezwał się znowu Pedro. Tym razem wstawał wolno.
– Panie admirale, sir – zaczął ze smutkiem – proszę mi wybaczyć moją kretyńską eksplozję emocji. Zachowałem się niegodnie. Bardzo pana przepraszam.
– Dziękuję, commanderze – powiedział Raszyn. – Nie ma problemu. Nie obraziłem się. Mam nadzieję, że rozumiecie, dlaczego trzymałem was w niewiedzy?
– Tak, sir. Teraz tak. Chciał pan sprawdzić…
– Oczywiście. Proszę o wybaczenie za ten mały eksperyment. Wszyscy, moi przyjaciele, jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy mamy taki, a nie inny system nerwowy. Ilu astronautów straciliśmy w ciągu tej doby, Phil?
– Dziesięciu – westchnął Essex.
– Rozumiecie – ciągnął admirał – musiałem być pewien, że Grupa F przechorowała ten stres i nadal jest gotowa do walki jak jeden organizm. Otrzymałem odpowiedzi na swoje pytania i jestem dumny ze swoich oficerów. Proszę siadać, Pedro. Dziękuję. Tak więc, panowie, gdy tylko zobaczymy, co tam znalazł Fein, odeślę meldunek do boi policyjnej eskadry. Czy teraz też uważacie, że Rabinowicz mnie aresztuje?
– Gdzież tam, przecież nie jest chory! – mruknął dowódca „von Reya”.
– Ale reaktor i tak naprawisz – rzucił do niego Borowski.
– Teraz tak – zgodził się commander.
– Są pytania? – Raszyn chrząknął. – Nie? Dobrze. Panowie, otrzymacie raport Feina na swoje terminale natychmiast po zakończeniu dekodowania. Zamierzam z okazji tej niespodzianki za jakieś dwie godziny wystąpić na grupowym interkomie z apelem do stanu osobowego. Teraz zaś proszę mi wybaczyć, czas… Essex!
– Panowie oficerowie!
– Spocznij! Dziękuję wszystkim! Życzę równego ciągu, przyjaciele. I do spotkania.
– Na cześć admirała Raszyna, hura! – ktoś wrzasnął. Dowódca wyraźnie zmieszany niemal biegiem opuścił salę żegnany trzykrotnym rykiem. Regulamin floty nie przewidywał takiej demonstracji uczuć, zresztą wcześniej w Grupie F takie rzeczy się nie zdarzały.
– Moser! – krzyknął Borowski, kiedy echo wsiąkło w ściany. – Gdzie jesteś? Bierz kanister i spadamy!
– Nie rozumiem tylko jednego – rzucił w przestrzeń commander destroyera „Rocannon-2”. – Po co mamy poddać „Gordona”?
– Dupa wołowa – zjadliwie skwitował Pedro. – Bez „Gordona” nie jesteśmy dla Ziemi tak niebezpieczni. Ustali się równowaga sił.
– W dupie mam taką równowagę!
– Póki mamy Raszyna, i tak przewaga jest po naszej stronie – zauważył dowódca „von Reya”. – Moser, świnio! Gdzie z tym lecisz?! No chluśnij przynajmniej jedną szklaneczkę!…
* * *
Kiedy interkom Wernera, pisnąwszy cicho, przełączył się na odbiór, ten już trzecią godzinę pełzał po rozładowanym rdzeniu, testując działanie systemu kierowania ogniem. Sam nie za bardzo wiedział, po co to robi, ale praca go uspokajała, zwłaszcza że miał już dość rozmyślań i rozważań. A powrót do strefy roboczej, gdzie mieszkali drodzy mu ludzie, których zamierzał zmusić do haniebnego poddania okrętu, był ponad jego siły. Może czułby się lepiej, gdyby już podjął ostateczną decyzję, ale ciągle nie potrafił. Dlatego z ciężkim sercem i z kruszonymi bólem skroniami mechanicznie badał wnętrzności głównej lufy, łażąc niczym mucha w plątaninie kabli. Andrew już znacznie przekroczył normę przebywania w nieważkości, ale to go nie martwiło, wręcz przeciwnie. Zbawczy powód, by nałykać się prochów i zwalić w ciężki, pozbawiony majaków sen.
– Uwaga! – usłyszał naraz w słuchawkach. – Za minutę z wystąpieniem skierowanym do stanu osobowego zwróci się dowódca grupy. Wszyscy wolni od wachty proszeni są o włączenie monitorów. Powtarzam…
Werner z ulgą włożył do kieszeni sondy testujące i rozejrzał się. Najbliższy terminal kontroli narzędziowej był o kilkadziesiąt metrów od niego, na przeciwległej ścianie. Zdaniem producenta nie służył do odbioru pokładowego wideo, ale miejscowi technicy rozwiązali ten problem jeszcze długo przed pojawieniem się Wernera na pokładzie „Skoczka”. Zamiast ubogiego szarego ekraniku terminal miał zamontowane potężne biblioteczne monitorzysko, zresztą całkiem nowe. Okręt flagowy w ogóle był jednostką dobrze przystosowaną do życia. W miejscach, do których rzadko zaglądali oficerowie, było wszystko prócz dyskotek. No i może nikt nie wpadł na pomysł zajmowania się seksem w rdzeniu. Choć pewnie jedynie dlatego, że atmosfera na okręcie bojowym nie sprzyjała erotycznym zabawom. Takie uczucia, jakie przytrafiło się Andrew i Ive, zazwyczaj nie wybuchały między astronautami.
Technik odpiął linę asekuracyjną i odepchnąwszy się lekko, przeskoczył na drugą stronę centralnej lufy. Zaczepił karabińczyk o reling i popłynął wzdłuż ściany do terminala. Zamienił miejscami klika wtyków, wszedł do sieci pokładowej i podłączył się do wideo. Wtedy spojrzały na niego lekko zmrużone oczy admirała.
– Dzień dobry państwu – powiedział Raszyn.
– Czołem – rzucił Andrew.
Coraz mocniej bolała go głowa.
– Zwracam się do was z komunikatem specjalnym. Zaraz obejrzycie krótki film dopiero co przesłany ze scouta „Helen Ripley” z trawersu Cerbera. W zasadzie to tajna informacja, ale w aktualnych okolicznościach dowództwo uważa, że każdy członek naszych załóg ma prawo to zobaczyć… – Dowódca na chwilę zawahał się, dobierając słowa. – Zobaczyć to, z czym być może przyjdzie nam spotkać się w walce. Patrzcie, panie i panowie!
I przed Wernerem pojawiły się statki Obcych.
Mocno złapał poręcz, błyskawicznie zapominając o bólu głowy. Alieni oderwali się od powierzchni Cerbera i zaczęli pościg. Andrew wyobraził sobie, jak musiał czuć się Fein, kiedy zaczęły go ścigać dwa ogromne pierdolniki nieznanego wroga. Nerwowo oblizał wargi. Potem mocno zacisnął powieki. A kiedy otworzył oczy, znowu patrzył na niego Raszyn.
– Mamy nadzieję, że commander Fein zdołał umknąć pościgowi i wkrótce będzie mógł przekazać nam szczegółowy raport – mówił admirał. – Ale cokolwiek się wydarzy, wiemy już teraz z całą pewnością, że Obcy naprawdę istnieją i że ich zamiary nie pozostawiają miejsca na wątpliwości. Oto nasz przeciwnik, panowie. Realny. I jeśli pokonał ogromne przestrzenie, żeby znaleźć się na granicach Słonecznego, możecie sobie wyobrazić, jakie ma silniki i jakimi zasobami energetycznymi dysponuje. Nie będę teraz gadał o modelach współdziałania z Alienami wypracowanych przez sztab naszej grupy. Możliwe, że kontakt nie będzie miał charakteru siłowego. Nie wykluczam, że błędnie oceniamy zachowanie Obcych. Może też wszystko zakończy się walką z tymi konkretnymi dwiema jednostkami, które pojawiły się u nas z powodu jakiegoś błędu i za którymi nie podąża silna armada. Ale w każdym z tych przypadków, panie i panowie, pojawienie się Alienów zmienia sytuację Grupy F.
Raszyn zamyślił się na chwilę, kierując wzrok ku podłodze. Dotknął koniuszkami palców skroni. Może też bolała go głowa.
– Jesteśmy astronautami wojskowymi – powiedział, podnosząc wzrok do kamery. – Powinniśmy być przygotowani na wszystko. W szczególności musimy, zgodnie z naszą przysięgą, bronić Układu Słonecznego przed agresją z zewnątrz. Wiem, że przez ostatnie doby na okrętach grupy odbywały się burzliwe dyskusje o tym, kim jesteśmy i co powinniśmy zrobić. Teraz już nie mamy takich problemów. Nie jestem przekonany, czy pojawienie się przeciwnika spoza Układu jest najlepszym rozwiązaniem. Prawdopodobnie atak Obcych może być tragedią dla całej ludzkości. Jednakże w każdym wariancie na drodze tej agresji stanie Attack Force. A to oznacza, że jesteśmy tym, czym byliśmy. Nie ma co do tego dwóch zdań. Znajdujemy się na okrętach wzmocnionej brygady wojennej floty kosmicznej podporządkowanej Ziemi. Bronimy swojego domu. Dlatego, drodzy państwo, wszystko zostaje po staremu. Dowództwo grupy oczekuje od każdego członka załogi pracy zgodnej z wykazem obowiązków służbowych. Dowództwo z kolei gwarantuje wam, że w najbliższej przyszłości status Grupy F zostanie potwierdzony przez Radę Dyrektorów i, o ile okaże się to konieczne, specjalnym dekretem Rady Akcjonariuszy.