Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale ja… – wymamrotał Werner. – No, oczywiście. Nie, no jasne… tylko mam nadzieję, że nie będę musiał nic takiego… Rozumie pan, sir?

– Wiemy wszystko o waszych stosunkach – powiedział major. – Nie miej złudzeń. I nie jesteśmy firmą asenizacyjną, tylko kontrwywiadem wojskowym. Nie zaproponujemy ci nic niehonorowego. Po prostu pomożesz człowiekowi, który wpadł w tarapaty.

– Aha, rozumiem, sir! – nie zrozumiał Andrew. – A w jaki sposób? To znaczy zgoda, tak, ale jeśli…

– No to wspaniale! – ucieszył się generał. – W takim razie zapoznaj się z sytuacją. Aktualnie nasi ludzie montują na okręcie flagowym i na kilku jeszcze okrętach blokadery, żeby w razie czego… No, rozumiesz chyba. Blokady reaktorów i sterowników ognia. Tak więc, jeśli nawet Uspienski zechce się urwać z choinki, to nic z tego nie wyjdzie. Jak ochłonie, będzie mógł nawet powiedzieć, że nic złego nie miał na myśli. Widzisz, jak dobrze się dla niego wszystko układa?

– No tak – powiedział Werner bez szczególnego entuzjazmu.

– Właśnie! – skinął głową generał. – Ale tu powstał pewien problem. Nasz admirał zaczyna się domyślać, że jego starszy technik prowadzi podwójną grę. Lada dzień Uspienski pośle tego człowieka na dół. I będzie szukał kogoś na jego miejsce. Potrzebuje wykwalifikowanego technika, któremu zaufa jak sobie. Czyli komu, jak nie tobie?

– Niestety, nie – odparował Andrew. – Przecież wiecie, że po wybuchu na „Wigginie”, jak tylko mnie pocerowali, poszedłem do Raszyna… znaczy admirała Uspienskiego, żeby mnie przyjął do załogi. A tak naprawdę powinienem był iść do sanatorium dla nerwowo chorych. Gdzie w sumie znalazłem się już po tygodniu… Admirał zapewne nie uwierzy, że wyszedłem, bo było ze mną naprawdę krucho.

– Nie, chłopcze – powiedział major niemal czule. – Nie doceniasz go. Uwierz mi na słowo: Uspienski będzie cię szukał. I znajdzie. I zaprosi. A ty mu nie odmówisz.

Werner udawał przez kilka minut, że się waha, choć wewnątrz wył z radości. Potem oczywiście przystał na plan kontrwywiadu.

– Dobrze – usłyszał. – Na początek gratulujemy ci, poruczniku, z powodu otrzymania piętnastu lat w zawiasach. A właśnie, znowu jesteś porucznikiem i masz, z powrotem swoje medale. A teraz wypieprzaj stąd.

– To znaczy co? – zdziwił się Andrew. – To co mam robić tam, na górze?

– Co chcesz – padła obojętna odpowiedź. – Co ci serce podpowie.

– Jak to? – znów zdumiał się Werner. – A jeśli, przypuśćmy, opowiem Raszynowi wszystko o blokaderach?

– Proszę bardzo. Ale mamy prośbę: nie od razu. Najpierw się rozejrzyj, popatrz, co i jak. A potem decyduj sam. Naszkicowałem ci sytuację. Masz ustrzec Uspienskiego przed samym sobą. Obronić go. Pięć lat temu nie widział tego, że potrzebujesz pomocy. A teraz ty możesz zrobić dla niego to, czego on nie zrobił dla ciebie… Pomyśl o tym, jak będziesz miał wolną chwilę, poruczniku. No, powodzenia.

Do swojej obozowej klitki Andrew wrócił cywilnym krokiem i bezsilnie zwalił się na łóżko. Nie przypuszczał, że tak sprytnie go załatwią, to on miał wykiwać kontrwywiad, a okazało się, że spętali mu ręce i nogi. Kazali decydować samemu.

No i właśnie nadeszła chwila decyzji!

Obijał się teraz w nieważkości przypięty liną asekuracyjną do ściany i gryzł wargi, nie wiedząc, co ma zrobić.

Wiedział za to, w jakim stanie był dowódca, i Werner spodziewał się po nim raczej rozwiązań siłowych. Raszyn miał pod ręką wspaniałe narzędzie do przywrócenia sprawiedliwości – okręty Grupy F z wiernymi załogami. Najmniejsza różnica zdań między nim a oficerami zmusiłaby admirała do dokonania wyboru. Znalazłby jakieś pokojowe wyjście z kryzysu, zawsze szanował ludzi i ich opinie. Ale teraz nie było o czymś takim mowy – Grupa F pałała żądzą skopania dupy swoim krzywdzicielom. Innych opinii Andrew nie słyszał. Tak więc admirał mógł w każdej chwili zmieść policyjną eskadrę, żeby mieć posprzątane na tyłach, a potem ruszyć ku Ziemi i przedstawić swoje ultimatum.

Werner nie miał też wątpliwości, że walka z eskadrą Rabinowicza nie przyniesie większych strat. Ale potyczka z ziemskim systemem obronnym mogła wyjść Grupie F bokiem. Wielu fajnych ludzi zginęło z rąk innych fajnych ludzi tylko dlatego, że finansiści łaknęli pieniędzy, a politycy władzy. Jeśli więc Raszyn zrobi to, czego oczekują od niego nadmiernie pobudzeni podwładni, to tak się właśnie stanie. W Andym rósł niepokój, że uraza i gniew zmącą rozsądek dowódcy.

W zasadzie nie było to odległe od prawdy. Po co admirał wylegiwał się w kajucie? Przeczekiwał bardzo ciężki atak złości. Ale Werner tego nie wiedział i wysnuwał fałszywe wnioski.

Może dlatego, że to jego umysł zmąciło poczucie krzywdy. Kiedy Raszyn w sposób przemyślany i ostrożny zajmował się sobą, Andrew miał pod dostatkiem własnych emocji. Tamten troszczył się o losy półtora tysiąca ludzi – on rozwiązywał problem osobisty. Dlatego admirał usiłował wyciszyć siebie, a Werner się podkręcał.

No i przyszedł strach. Taki prawdziwy, ludzki – miał teraz co stracić. Miał Candy.

Oczywiście martwił się losem grupy, ale inaczej niż Raszyn. Uważał podobnie jak dowódca, że Grupa F nie powinna już strzelać. Słusznie domyślał się, że Ziemia potrzebuje obecnie głowy tylko Raszyna. Ale po jednej jedynej salwie do swoich Dyrektorzy wypiszą nakazy aresztowania wszystkich oficerów.

W tym kapitan-porucznik Kendall.

Może ci, którzy zostaną złapani, wykręcą się długotrwałym więzieniem. Ale uranowa katorga to też śmierć. Oczywiście jeśli Candy spodoba się komuś z przełożonych, będzie miała łatwiej… Pomyślawszy to, Werner zacisnął pięści. Wyobraził sobie Ive brudną, wychudzoną, żałosną, z popromiennymi krostami na twarzy, jęczącą z bólu pod którymś z kolei mężczyzną… Ona jeszcze nie wie, co to znaczy czepiać się życia pazurami, zębami i pochwą. Andrew nie mógł do tego dopuścić.

Teraz, patrząc na blokader i zastanawiając się, kiedy będzie najlepszy moment, by unieruchomić i rozbroić okręt, Werner nie myślał o sobie. Przejmował się raczej losem Candy. Kochał ją. I był gotów poświęcić wszystko, żeby żyła, nie znając bólu. Nawet jej miłość.

Ive, podobnie jak większość oficerów Grupy F i całkiem inaczej niż Andrew, chciała tylko jednego – walczyć, bić się, gryźć w obronie swojego honoru. Jak tylko stanie się jasne, dlaczego okręt stracił ciąg, pierwsze, co zrobi, to spróbuje udusić ukochanego własnymi rękami. Werner był o tym przeświadczony. Istniała oczywiście szansa, że Candy kiedyś mu wybaczy, ale nie wiedział, jak odległa to będzie przyszłość i czy Raszyn nie zabije go na długo przed tą chwilą.

Było mu wstyd, smutno, gorzko, czuł do siebie wstręt. Ale każda minuta zbliżała go do samobójczego ruchu – zaktywizowania blokaderów podczas podejścia do eskadry Rabinowicza. Policjanci wezmą bezbronny cruiser abordażem, a wszyscy jeńcy niestawiający zbrojnego oporu wykręcą się degradacją i zwolnieniem z floty bez emerytur i ulg. Major wyjaśnił mu to przed lotem na górę.

Tuż przed pożegnaniem pokazał Andrew zdjęcie.

– Co to? – zawołał ten, w panice odsuwając fotkę. Było na niej dużo, dużo krwi, cała kałuża, w której leżała naga dziewczyna ze zniekształconą twarzą. – Po co to?

– Nie poznajesz? – zdziwił się fałszywie major. – Oczywiście, byłeś tak nachlany, że nie poznałbyś własnej matki… To z tą panienką się zabawiałeś.

– Gdzie?! – wykrztusił oszołomiony Werner, spodziewając się najgorszego. Najgorsze nie kazało na siebie długo czekać.

– W burdelu, gdzie byłeś z komendantem – przypomniał oficer kontrwywiadu. – Rozumiesz, taka jest sprawa: twój przyjaciel Uspienski wie oczywiście, że już nie jesteś psychiczny. Myśli, że zostałeś wyleczony. Ale jak tylko zobaczy tę fotkę i przeczyta orzeczenie o twoich odciskach na nożu, którym została pocięta ofiara, o twojej spermie w jej wszystkich otworach i tak dalej… A właśnie, może ty też chcesz to przeczytać?

– Po co? – zapytał Andrew, zanim walnął majora pięścią w nos. Zabiłby go, gdyby ten nie znalazł się nagle z tyłu i nie kopnął więźnia w kość ogonową.

19
{"b":"102796","o":1}