Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Coś w jej związku z Artem było nie tak. Czuła to dotkliwiej podczas próbnej separacji – czy chodziło właśnie o to, o czym mówiła matka? Zdała sobie sprawę ze swego nastawienia emocjonalnego, z tego, że próbowała przystosować się do niego, nawet gdy tego nie wymagał. Myślała kiedyś, że wszystkie pary, małżeńskie czy nie, dostosowują się do

siebie, z własnej woli lub niechętnie, z konieczności. Czy jednak Art także przystosował się do niej? Nawet jeśli tak, niczego nie zauważyła. Teraz, gdy byli z dala od siebie, czuła się wolna od pęt i ciężarów. Tak kiedyś wyobrażała sobie swoje prawdopodobne odczucia po stracie matki. Teraz pragnęła kurczowo trzymać się matki, jak gdyby ta była jej kołem ratunkowym.

– Niepokoi mnie, że bez Arta nie czuję się wcale bardziej samotna – wyznała Wendy przez telefon. – Czuję się bardziej sobą.

– Tęsknisz za dziewczynkami?

– Nie tak bardzo, w każdym razie na pewno nie za ich hałaśliwością i energią. Sądzisz, że uczucia mi się stępiły czy coś w tym rodzaju?

– Sądzę, że jesteś wyczerpana.

Dwa razy w tygodniu Ruth chodziła z matką na Yallejo Street na kolację. Mieszkając z matką, musiała kończyć pracę wcześnie, a potem iść na zakupy. Nie chciała zostawiać LuLing samej, więc zabierała ją ze sobą do sklepu. Podczas zakupów matka komentowała cenę każdego produktu, zastanawiając się głośno, czy Ruth nie powinna zaczekać na spadek cen. Przyjeżdżając do domu – tak, Ruth powtarzała sobie, że mieszkanie przy Yallejo Street nadal jest jej domem – sadzała matkę przed telewizorem, a sama przeglądała pocztę adresowaną do niej i Arta. Widziała, jak niewiele listów przychodziło do nich obojga, a większość rachunków za naprawy wystawiano na jej nazwisko. Pod koniec wieczoru Ruth była skonana, przygnębiona i z ulgą wracała do domu matki i swojego łóżeczka.

Pewnego wieczoru, gdy kroiła w kuchni warzywa, pod – kradł się do niej Art i pogładził ją po pupie.

– Poproś GaoLing, żeby zaopiekowała się dzisiaj twoją mamą. Mogłabyś złożyć mi wizytę małżeńską.

Zarumieniła się. Chciała go wziąć w ramiona, ale bała się tego jak skoku ze stromego urwiska.

Pocałował ją w szyję.

– Albo zostaw to na chwilę i wymkniemy się do łazienki na jeden szybki.

Zaśmiała się nerwowo.

– Domyśla się, co robimy.

– Nie, nie domyśla się. – Art oddychał jej prosto do ucha.

– Moja matka wie wszystko, wszystko widzi. Art puścił ją, a Ruth poczuła się zawiedziona. W drugim miesiącu oddzielnego mieszkania powiedziała do Arta:

– Jeżeli naprawdę chcesz, żebyśmy zjedli razem kolację, może powinieneś dla odmiany przyjść do mojej matki. Cały czas muszę się tłuc tutaj, to dość męczące.

Tak więc Art i dziewczynki zaczęli przychodzić dwa razy w tygodniu do domu LuLing.

– Ruth – jęknęła pewnego dnia Dory, przyglądając się, jak Ruth robi sałatkę. – Kiedy wrócisz do domu? Tato jest okropnie nudny, a Fia ciągle powtarza: “Tato, nie ma nic do roboty, nie ma nic dobrego do jedzenia".

Ruth zrobiło się miło, że za nią tęsknią.

– Nie wiem, skarbie. Waipo mnie potrzebuje.

– My też cię potrzebujemy. Ruth poczuła ściśnięcie serca.

– Wiem, ale waipo jest chora. Muszę być z nią.

– To mogę przyjechać i zostać z wami tutaj? Ruth roześmiała się.

– Chciałabym, ale będziesz musiała zapytać tatę. Dwa tygodnie później przyjechały Fia i Dory z nadmuchiwanymi materacami. Nocowały w pokoju Ruth.

– Tylko dla dziewczynek – upierała się Dory, więc Art musiał wrócić do domu.

Wieczorem Ruth i dziewczynki oglądały telewizję i rysowały sobie nawzajem tatuaże na rękach. W następny weekend Art zapytał, czy będzie w programie nocleg dla chłopców.

– Chyba da się załatwić – odrzekła wstydliwie Ruth.

Art przyniósł szczoteczkę do zębów, ubranie na zmianę i przenośny odtwarzacz z płytą Michaela Feinsteina z muzyką Gershwina. Wieczorem wcisnął się z Ruth do wąskiego łóżka. Ale obecność LuLing za ścianą sprawiła, że Ruth nie była w miłosnym nastroju. Powiedziała o tym Artowi.

– No to się tylko przytulmy – zaproponował. Ruth cieszyła się, że nie wypytywał jej o nic. Oparła twarz o jego pierś. Późno w nocy słuchała jego donośnego oddechu i dalekiego ryku syren. Po raz pierwszy od dawna czuła się bezpieczna.

Pod koniec wyznaczonych dwóch miesięcy do Ruth zadzwonił pan Tang.

– Jest pani pewna, że to cały tekst?

– Obawiam się, że tak. Sprzątałam dom mojej matki, szuflada po szufladzie, pokój po pokoju. Odkryłam nawet tysiąc dolarów pod podłogą. Gdyby było coś jeszcze, na pewno bym znalazła.

– Wobec tego skończyłem. – W głosie pana Tanga pobrzmiewał smutek. – Na kilku stronach wielokrotnie powtarzają się te same zdania, w których matka pani pisze o swoich obawach, że wiele rzeczy już zapomina. Pismo w tej części jest dość niewyraźne. Sądzę, że to najświeższe zapiski. Mogą być dla pani przygnębiające. Mówię o tym zawczasu, żeby panią przygotować.

Ruth podziękowała mu.

– Czy mogę złożyć pani wizytę, aby przekazać swoją pracę? – zapytał oficjalnie. – Nie ma pani nic przeciwko temu?

– Nie chcę sprawiać panu kłopotu.

– To będzie dla mnie zaszczyt. Szczerze mówiąc, bardzo chciałbym poznać pani matkę. Tyle dni i nocy czytałem jej słowa, że mam wrażenie, jak gdybym znał ją od dawna, i zaczynam za nią tęsknić.

– Nie pozna pan w niej tej samej kobiety, która to napisała – ostrzegła go Ruth.

– Być może… ale na swój sposób ją poznam.

– Może zechciałby pan przyjść dziś na kolację? Ruth żartowała z matką, że przyjdzie ją odwiedzić wielbiciel, więc powinna ubrać się bardzo elegancko.

– Nie! Nikt nie przychodzi. Ruth skinęła z uśmiechem głową.

– Kto?

– Dawny przyjaciel twojego dawnego przyjaciela z Chin – odparła wymijająco Ruth. LuLing głęboko się zamyśliła.

– Ach, tak. Pamiętam teraz.

Ruth pomogła się jej wykąpać i ubrać. Zawiązała jej na szyi szal, uczesała włosy, podkreśliła usta pomadką.

– Jesteś piękna – powiedziała zgodnie z prawdą.

LuLing przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze.

– Jak okrągły Budda. Źle, że GaoLing nie taka ładna jak ja.

Ruth wybuchnęła śmiechem. Matka nigdy nie była próżna i nie komentowała własnej urody, lecz widocznie przy demencji gorzej działały hamulce skromności. De – mencja przypominała serum prawdy.

Punktualnie o siódmej zjawił się pan Tang z zapiskami LuLing i swoim przekładem. Był szczupłym mężczyzną o siwych włosach i miłej twarzy, poznaczonej głębokimi zmarszczkami od częstego uśmiechania się. Przyniósł torbę pomarańczy dla LuLing.

– To bardzo uprzejmie – powiedziała odruchowo, sprawdzając, czy owoce są twarde. Zganiła Ruth po chińsku: – Weź jego płaszcz. Poproś, żeby usiadł. Podaj coś do picia.

– Proszę sobie nie robić kłopotu – rzekł pan Tang.

– Och, mówi pan w pekińskim dialekcie, bardzo wytwornie – powiedziała LuLing.

Zachowywała się jak nieśmiała dziewczyna, co rozbawiło Ruth. Pan Tang był z kolei czarujący: odsuwał krzesło dla LuLing, by usiadła, nalewał jej pierwszej herbaty, napełniał filiżankę, gdy była w połowie opróżniona. Matka i pan Tang rozmawiali po chińsku i przysłuchując się im, Ruth odniosła wrażenie, że LuLing mówi logiczniej, jak gdyby jej myśli były bardziej uporządkowane.

– Z której części Chin pan pochodzi? – pytała LuLing.

– Z Tianjinu. Później pojechałem studiować na Uniwersytecie Yenching.

– Och, mój pierwszy mąż uczył się tam, bardzo mądry chłopiec. Pan Kai Jing. Znał go pan?

– Słyszałem o nim – odparł pan Tang. – Studiował geologię, prawda?

– Zgadza się! Pracował nad wieloma ważnymi sprawami. Słyszał pan o Człowieku z Pekinu?

– Oczywiście, Człowiek z Pekinu jest słynny na cały świat.

Na twarzy LuLing odmalowała się melancholia.

– Zginął, pilnując tych starych kości.

– Był wielkim bohaterem. Inni podziwiali jego odwagę, ale pani na pewno cierpiała.

Ruth słuchała zafascynowana. Rozmawiali, jakby pan Tang znał matkę od lat. Bez kłopotów naprowadził ją na dawne wspomnienia, których choroba jeszcze nie naruszyła. Nagle usłyszała, jak matka mówi:

71
{"b":"101394","o":1}