Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Mamo – powiedział. – I jak, wszystko w porządku? Możesz już iść do domu?

Kobieta ze skwaszoną miną podała mu receptę. Pewnie zięć, uznała Ruth. Czy Art zaprowadziłby kiedyś jej matkę do lekarza? Mało prawdopodobne. A gdyby musiał, gdyby nagle LuLing dostała ataku serca albo wylewu?

Pielęgniarka zaczęła mówić dialektem kantońskim, a matka odpowiadała w mandaryńskim. W końcu zdecydowały się na łamany angielski. LuLing milcząco zgodziła się poddać badaniom wstępnym. Najpierw na wagę. Osiemdziesiąt pięć funtów. Ciśnienie krwi. Sto na siedemdziesiąt. Podwinąć rękaw i zacisnąć dłoń. LuLing nawet nie drgnęła. Nauczyła też tego Ruth – patrzeć prosto na igłę i nie wydawać żadnego dźwięku. Ruth odwróciła się, gdy w gabinecie matka zdjęła bawełnianą koszulkę i została tylko w długich kwiecistych majtkach.

LuLing włożyła papierową koszulę i wgramoliwszy się na stół, usiadła na nim, dyndając w powietrzu nogami. Wyglądała jak bezbronne dziecko. Ruth opadła na stojące obok krzesło. Kiedy wszedł doktor, obie się wyprostowały. LuLing zawsze darzyła lekarzy ogromnym szacunkiem.

– Pani Young! – powitał ją jowialnie lekarz. – Jestem doktor Huey. – Spojrzał przelotnie na Ruth.

– Jestem jej córką. To ja dzwoniłam do pana.

Skinął głową, przypominając sobie. Doktor Huey był człowiekiem o miłej powierzchowności, młodszym od Ruth. Zaczai zadawać LuLing pytania po kantońsku, a matka udawała, że rozumie, dopóki Ruth nie wyjaśniła:

– Matka mówi dialektem mandaryńskim, nie kantońskim.

Doktor spojrzał na LuLing.

– Guoyu?

Kiwnęła głową, a doktor przepraszająco wzruszył ramionami.

– Mój mandaryński pozostawia wiele do życzenia. Jak pani angielski?

– Dobrze. Nie ma sprawy.

Pod koniec badania doktor Huey uśmiechnął się i rzekł:

– Jest pani silną kobietą, pani Young. Serce i płuca działają bez zarzutu. Ciśnienie krwi wspaniałe. Zwłaszcza u osoby w pani wieku. Sprawdźmy. W którym roku się pani urodziła? – Przebiegł spojrzeniem kartę, po czym uniósł głowę i popatrzył na matkę. – Może mi pani zdradzić?

– Roku? – Wzrok LuLing powędrował w górę, jak gdyby odpowiedź była zapisana na suficie. – Nie tak łatwo powiedzieć.

– Chciałbym usłyszeć prawdę – zażartował lekarz. – Nie to, co zwykle mówi pani znajomym.

– Naprawdę w 1916 – rzekła LuLing.

– Chciała powiedzieć… – wtrąciła się Ruth i już miała poprawić, że w 1921, ale doktor powstrzymał ją gestem.

Znowu patrząc w kartę LuLing, spytał: – A więc ma pani… ile lat?

– Osiemdziesiąt dwa, w tym miesiącu! – odparła. Ruth przygryzła wargę, spoglądając na doktora.

– Osiemdziesiąt dwa. – Huey zapisał. – Proszę mi więc powiedzieć, urodziła się pani w Chinach? Tak? W jakim mieście?

– Ach, to też nie tak łatwo powiedzieć – zaczęła nieśmiało LuLing. – Bo to nie miasto, ale mniejsze miejsce, nazywaliśmy je różnie, bardzo różnie. Czterdzieści sześć kilometrów od mostu do Pekinu.

– Ach, Pekin – rzekł lekarz. – Kilka lat temu byłem tam na wycieczce. Razem z żoną widzieliśmy Zakazane Miasto. LuLing ożywiła się.

– W tamtych czasach dużo rzeczy zakazanych, nie można oglądać. Dzisiaj każdy płaci, żeby oglądać zakazane. Mówi się, to zakazane, tamto zakazane, dodatkowa opłata.

Ruth była bliska załamania. Doktor Huey na pewno uważa, że matka nie umie logicznie myśleć. Martwiła się o nią, ale chciała, by jej lęki okazały się nieuzasadnione. Jej niepokój miał zapobiec prawdziwym kłopotom. Zawsze tak było.

– Chodziła tam pani do szkoły? – pytał dalej Huey. LuLing przytaknęła.

– Moja piastunka uczyła mnie dużo rzeczy. Malować, czytać, pisać…

– Doskonale. Czy mogłaby pani zrobić dla mnie małe ćwiczenie matematyczne? Proszę liczyć wstecz od stu, odejmując za każdym razem siedem.

LuLing wyglądała na skonsternowaną.

– Proszę zacząć od stu.

– Sto! – powiedziała LuLing pewnym głosem i zaraz zamilkła.

Doktor Huey odczekał chwilę, a potem rzekł:

– Teraz proszę odjąć siedem. LuLing zawahała się.

– Dziewięćdziesiąt dwa… aha, dziewięćdziesiąt trzy. Dziewięćdziesiąt trzy!

To nie fair, chciała zawołać Ruth. Matka musi tłumaczyć sobie liczby na chiński, potem obliczyć, zapamiętać i odpowiedzieć po angielsku. Ruth zaczęła gorączkowo myśleć. Żałowała, że nie potrafi telepatycznie przekazać matce odpowiedzi. Osiemdziesiąt sześć! Siedemdziesiąt dziewięć!

– Osiemdziesiąt… osiemdziesiąt… – utknęła LuLing.

– Nie ma pośpiechu, pani Young.

– Osiemdziesiąt – powiedziała w końcu. – Potem osiemdziesiąt siedem.

– Dobrze – oznajmił doktor Huey bez drgnienia powieki. – Teraz proszę wymienić ostatnich pięciu prezydentów w odwrotnej kolejności.

Ruth chciała zaprotestować: Nawet ja tego nie potrafię!

LuLing zmarszczyła brwi, zastanawiając się.

– Clinton – powiedziała po dłuższej chwili. – Ostatnich pięć lat też Clinton.

Matka nawet nie zrozumiała pytania! Na pewno nie. Zawsze polegała na Ruth, która dokładnie jej tłumaczyła, co ktoś chciał powiedzieć. Teraz szepnęłaby jej, że “odwrotna kolejność" oznacza “do tyłu". Gdyby doktor Huey zadał to pytanie po mandaryńsku, LuLing nie miałaby żadnego kłopotu z udzieleniem poprawnej odpowiedzi.

“Ten prezydent, tamten – powiedziałaby bez wahania. – Żadna różnica, wszyscy kłamcy. Przed wyborami żadnych podatków, po wyborach większy podatek. Żadnej zbrodni przed, więcej zbrodni po. I zawsze nie obcinać zasiłków. Przyjechałam do tego kraju, nie dostałam żaden zasiłek. Komu za siłę? Ludzie za leniwi, żeby pracować!".

Lekarz zaczął zadawać kolejne niedorzeczne pytania.

– Wie pani, jaka jest dziś data?

– Poniedziałek. – Data i dzień stanowiły dla niej jedno i to samo.

– A jaka była data pięć miesięcy temu?

– Też poniedziałek. – Jeśli się zastanowić, miała rację.

– Ile ma pani wnuków?

– Nie wiem. Ona jeszcze nie mężatka. – Lekarz nie zorientował się, że matka żartuje!

LuLing przypominała przegranego zawodnika z “Va banque". Liczba punktów – minus pięćset. A teraz przystępujemy do rundy finałowej turnieju…

– Ile lat ma pani córka?

LuLing zawahała się.

– Czterdzieści, może czterdzieści jeden. – Matce zawsze wydawała się młodsza.

– W którym roku się urodziła?

– W tym samym co ja. Rok Smoka. – Spojrzała na Ruth, szukając potwierdzenia swoich słów. Matka była spod znaku Koguta.

– Którego miesiąca? – nie ustępował doktor Huey.

– Którego miesiąca? – zapytała LuLing córki, która bezradnie wzruszyła ramionami. – Nie wiem.

– Który mamy teraz rok?

– Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem! – Spojrzała na lekarza jak na idiotę. Jak mógł nie wiedzieć?

Ruth poczuła ulgę, ponieważ przynajmniej na jedno pytanie matka odpowiedziała dobrze.

– Pani Young, zechce pani tu poczekać, gdy ja tymczasem wyjdę z pani córką ustalić termin następnej wizyty?

– Tak, tak. Nigdzie nie idę.

Kierując się już w stronę drzwi, doktor Huey przystanął.

– Dziękuję, że odpowiedziała pani na wszystkie pytania. Na pewno czuła się pani jak świadek na sali sądowej.

– Jak OJ. Simpson. Doktor Huey roześmiał się.

– Chyba wszyscy oglądali w telewizji ten proces. LuLing pokręciła głową.

– Nie, nie w telewizji. Byłam tam wtedy. Zabił żonę, przyjaciela, przyniósł jej okulary. Wszystko widziałam. Serce Ruth zaczęło się tłuc jak szalone.

– Widziałaś film dokumentalny – powiedziała, zwracając się właściwie do lekarza. – Rekonstrukcję wydarzeń, prawdopodobnych wydarzeń, dlatego miałaś wrażenie, że to prawda. Nie to chciałaś powiedzieć?

LuLing machnęła niecierpliwie ręką.

– Może ty widziałaś dokumentalny. Ja widziałam naprawdę. – Pokazywała zamaszystymi ruchami. – Złapał ją tak, ciął szyję tutaj, bardzo głęboko, dużo krwi. Okropne.

– Była pani tego dnia w Los Angeles? – spytał ją doktor Huey.

LuLing pokiwała głową.

Ruth rozpaczliwie starała się nakłonić matkę do logicznego myślenia.

15
{"b":"101394","o":1}