Литмир - Электронная Библиотека

Bob otworzył szeroko oczy.

– Więc Ramon to… Navarro!

– Zupełnie możliwe – skinął głową Jupe – że jest to człowiek, przed którym Pilcher ostrzegł Marilyn. Albo się grubo mylę, albo Ramon jest teraz na przystani i szuka “Bonnie Betsy”. Przyszedł do Burnside'a na czas, żeby usłyszeć, jak mówiłem o jachcie.

– Jedźmy tam więc co prędzej! – Estava wrzucił bieg, nacisnął na gaz i pomknęli w stronę Bowsprit.

Kiedy dojeżdżali do przystani, było już prawie ciemno. Pete obawiał się, że strażnik nie wpuści ich do środka.

– Nie będziemy musieli wchodzić – powiedział Jupe. – Patrzcie! Światła reflektorów samochodu objęły sylwetkę niecnego pomywacza. Wspinał się po siatce ogrodzenia stoczni.

– Niech się pan nie zatrzymuje! – krzyknął Bob. – Nie powinien wiedzieć, że go widzimy. Chyba że chcecie go zgarnąć i zmusić do powiedzenia, gdzie jest Pilcher?

– Lepiej będzie go jeszcze śledzić – zdecydował Jupe.

Estava pojechał dalej, a chłopcy obserwowali Ramona przez tylną szybę samochodu. Zobaczyli, że zeskoczył z ogrodzenia na ulicę i pobiegł w stronę szosy.

Estava ostro zawrócił. Zgasił długie światła i mijał Ramona na postojowych. Ramon już nie biegł. Podniósł kciuk w nadziei, że go podwiozą.

– Zabrać go? – zapytał Estava.

– Nie, rozpozna nas – odpowiedział Jupe.

Estava skręcił na szosę i przejechał kilkanaście metrów w kierunku południowym. Następnie zjechał na najbliższy parking przed restauracją rybną. Chłopcy przylgnęli do tylnej szyby. Na szosie przystanęła duża, kryta ciężarówka i zabrała idącego poboczem Ramona.

– Ciemna ciężarówka chevrolett – powiedział Jupe.

– Mam ją – skinął głową Estava.

Całą drogę do Santa Monica pozostawali o dwa samochody w tyle za ciężarówką. Przy zjeździe na bulwar Lincolna ciężarówka skręciła i zatrzymała się, i Ramon wysiadł.

Estava wyprzedził pomywacza, nie patrząc na niego, skręcił na najbliższym rogu i zatrzymał się. Ramon szedł przygarbiony, z pochyloną głową.

Estava zawrócił, znów wyminął Ramona, zatrzymał się, odczekał, aż ten ich wyprzedzi i znowu jechał za nim. Ramon zdawał się nie podejrzewać, że go śledzą. Ani razu nawet nie spojrzał na szary samochód.

Minęli kilka przecznic i znaleźli się w opustoszałej okolicy. Nagi teren wyglądał, jakby ktoś przeciągnął po nim gigantyczną brzytwę.

– Wyburzono stare budynki – powiedział Estava. – Prawdopodobnie założą tu park. Z pewnością nie postawią domów mieszkalnych. Autostrada jest tuż obok i hałas byłby zbyt duży.

Ramon wyglądał już jak cień, przesuwający się po nagim terenie w stronę majaczących w oddali ciemnych brył budynków. Były to puste, zrujnowane domy i Ramon znikł w końcu między dwoma z nich.

– Lepiej będzie pójść za nim na piechotę – powiedział Jupe, otwierając drzwi samochodu.

Wysiedli wszyscy czterej i podeszli możliwie najciszej do punktu, gdzie znikł im z oczu pomywacz.

– Gdzie on wlazł? – szepnął Pete, gdy weszli w ciemności między domami.

– Cii! – syknął Jupe. – Patrz.

W jednym z opuszczonych budynków cieniutka linia światła rozsiewała nikłą poświatę. Detektywi skradali się bliżej, stąpając ostrożnie krok po kroku. Zobaczyli wreszcie, że światło dochodziło z okna przesłoniętego roletą z wyłamanymi listwami.

Hałaśliwa autostrada przebiegała bardzo blisko za budynkiem. Właśnie przetaczała się ciężarówka i chłopcy aż podskoczyli na ryk klaksonu.

Kiedy odjechała, Jupe przytknął oczy do szpary w rolecie. Zobaczył wnętrze pokoju, a w nim łóżko i koślawą komodę. Ramon stał przy łóżku i przyglądał się leżącemu w nim mężczyźnie, który sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Leżał nieco na boku, z twarzą zwróconą ku oknu. Oczy miał zamknięte, a usta lekko otwarte. Jupe zobaczył metalową obręcz w kostce jego nogi. Obręcz była połączona łańcuchem z żelaznym kręgiem, osadzonym w cementowej podłodze.

Jupe odsunął się od okna i skinął na swych towarzyszy, żeby wycofali się z nim dalej.

– Znaleźliśmy Jeremy'ego Pilchera – szepnął. – Teraz trzeba go stąd zabrać!

ROZDZIAŁ 15. Szaleństwo żywiołu

Ray Estava i Trzej Detektywi przeszli ostrożnie po nierównym gruncie do sąsiedniego budynku. Tam przystąpili do omawiania planu działania.

– Moglibyśmy po prostu tam wkroczyć i odbić Pilchera – mówił Estava. – Jeśli jednak człowiek, który go więzi, ma broń, może nam się ten zamiar nie udać: Ramon może stracić panowanie nad sobą i to byłby koniec z Pilcherem.

– Z nami też – wtrącił Pete. – Czy nie byłoby najprościej poszukać telefonu i wezwać policję?

– Słusznie – zgodził się Estava. – Sam pójdę zatelefonować. Kiedy policja tu przyjedzie i zobaczy starego przykutego do łóżka, a tego faceta stojącego nad nim, będzie wiadomo, kto jest porywaczem, i odczepią się ode mnie. Chłopcy, zostańcie w pobliżu tego domu, dobrze? Skoro już znaleźliśmy Pilchera, nie darowałbym sobie, gdyby mu się teraz coś stało.

Odszedł nie czekając na ich odpowiedź.

– Może jeden z nas powinien z nim pójść? – powiedział Pete, gdy kroki Estavy milkły w oddali.

– Po co? – zapytał Bob. – Wie, jak wezwać gliny.

– Mam nadzieję, że rzeczywiście po to poszedł – odpowiedział Pete. – Ale i on ma całą kupę powodów, żeby nienawidzić Pilchera. Może się rozmyślić i zostawić nas na lodzie.

– Co by mu to dało? – odezwał się Jupe. – Wie, że nie będziemy tu czekali w nieskończoność. Na pewno policję zawiadomi. A co do tego, żebyśmy się trzymali blisko Pilchera, ma rację. Coś w wyglądzie Ramona mi się nie podoba. Zdaje się być o krok od zrobienia czegoś drastycznego z Pilcherem.

Przekradli się z powrotem pod oświetlone okno. Jupe znowu zajrzał przez szparę w rolecie. Ramon wciąż stał przy łóżku, wpatrując się w swego więźnia. W nikłym świetle latarni jego twarz o zapadniętych policzkach zdawała się mówić, że zbyt często w swym życiu doznawał głodu.

– Nie okpisz mnie, stary! – krzyczał, jakby Pilcher był głuchy. W oknie nie było szyby i mimo szumu autostrady, chłopcy słyszeli go wyraźnie. – Udajesz! – Ramon pochylił się, złapał Pilchera za nogę w kostce i potrząsnął nim. – Słyszysz mnie! Wiem dobrze, więc nie udawaj chorego!

Trzej Detektywi słuchali w napięciu. Czy Ramon posunie się do rękoczynów? Czy powinni zainterweniować, nim Estava powróci z policją?

– Daj mi tę książkę! – Ramon pochylił się teraz nisko nad uchem Piłchera. – Zarobiłem na nią! Zapłaciłem latami mojego życia, latami poniżenia i więzień. Podzieliłbym się z tobą, ale ty byłeś zbyt chciwy i chciałeś mieć wszystko! Ty im doniosłeś, co? Ty oddałeś mnie policji, jak tylko dostałeś książkę w swoje ręce. Kiedy po mnie przyszli, powiedzieli, że ktoś ich o wszystkim zawiadomił. Zaaresztowali mnie. Mnie! Ramona Navarro! Wsadzili mnie do celi jak pospolitego złodzieja!

Wiesz co się stało, kiedy nie mogli u mnie znaleźć książki? Powiedzieli, że ją sprzedałem. Powiedzieli, że tylko ja mogłem ją zabrać – i poszedłem do więzienia. Wiem, dokąd tyś poszedł, Pilcher. Tam, gdzie mogłeś sobie wypełnić kieszenie i stać się bogatym człowiekiem!

Ramon wyprostował się i zaczął krążyć po pokoju, zaciskając nerwowo dłonie.

Pete odwrócił głowę w stronę, w którą odszedł Estava. Dlaczego nie wraca? Co robi tak długo?

Ramon przestał krążyć po pokoju i znowu mówił. Obniżył teraz głos. Chłopcy musieli dobrze nastawiać uszu, żeby go usłyszeć.

– Grasz teraz na czas. Myślisz, że ta twoja córeczka będzie dopingowała policję tak długo, póki cię nie znajdą. Myślisz, że będą szukać i szukać, aż tu trafią i wybawią cię jak w filmie. Nie. Obserwuję ją i wiem, że nie robi nic. Ściągnęła sobie małych chłopców, żeby się nie bać ciemności. A jak to nie pomaga, biegnie do mamy. Policja nic nie robi, a ty jesteś wciąż tutaj.

Wiesz, gdzie jesteś, Pilcher, mój przyjacielu? W miejscu, gdzie nikt nie przychodzi i nikt cię nie usłyszy. Mam dużo czasu. Mogę cię tu trzymać, póki mi nie powiesz wszystkiego, co muszę wiedzieć. Patrz!

20
{"b":"100823","o":1}