Литмир - Электронная Библиотека

– Pan Ariago jest bardzo zajęty. Nie może cię dziś przyjąć.

– Ach, tak?

Niejednokrotnie w przeszłości odmawiano Jupiterowi rozmowy. Nigdy jednak nie dawał łatwo za wygraną. Zawsze znajdował sposób, żeby uzyskać potrzebny wywiad. Zamierzał znaleźć taki sposób i dzisiaj. Ariago mógł nie wiedzieć o sekretnych aktach Pitehera. Może będzie bardziej skory do rozmowy, jeśli się o nich dowie.

– Wiem, że pan Ariago jest bardzo zajętym człowiekiem, ale myślę, że zechce się ze mną zobaczyć, jeśli się dowie, że mam dla niego pewne informacje. Pochodzą z prywatnej kartoteki pana Pilchera.

Sekretarka uśmiechnęła się i powiedziała:

– Może po prostu przekażę mu, co powiedziałeś, dam mu twoją kartę i poproszę, żeby do ciebie zatelefonował?

Jupe widział, że z pełną determinacją strzeże swego szefa. Spojrzał na zegarek. Było po piątej. Niedługo skończą się godziny pracy.

– Poczekam i złapię go, kiedy będzie wychodził z biura – powiedział.

Roześmiała się.

– Będziesz długo czekał. Siedzi w biurze do dziewiątej, aż do zamknięcia sklepu.

Jupe opuścił sekretariat Ariago, wsiadł do otwartej windy i zastanawiał się, co począć. Zrezygnować i wrócić do domu? Czekać do zamknięcia sklepu? Winda przesuwała się przez dział ubrań i perfum na pierwszym piętrze, potem mebli i artykułów gospodarstwa domowego na parterze, a on wciąż ważył decyzję.

W końcu postanowił czekać. Do dziewiątej Ariago powinien otrzymać zostawione przez niego wiadomości o prywatnej kartotece Pilchera.

Może go to zaniepokoi i będzie skory do rozmowy. Jeśli nie, zawsze pozostanie możliwość śledzenia go. Coś się odbywało między Ariago a panią Pilcher. Kto wie, czy nie ma to związku z porwaniem Jeremyego Pilchera?

Jupe wszedł do sąsiedniego centrum handlowego. Jakoś musiał sobie wypełnić kilka godzin. Przejrzał płyty, taśmy i urządzenia stereo. Zjadł dwa hot-dogi. Przymierzył strój narciarski. Spędził sporo czasu w księgami i nim ekspedient zaczął niecierpliwie na niego spoglądać, zdążył przeczytać pobieżnie pół książki, na którą miał ochotę.

Po raz setny spojrzał na zegarek. Wciąż ponad godzina do zamknięcia Becketa. Wrócił tam i znalazł sobie w odległym kącie działu mebli krytą skórą kanapę. Usiadł na niej i czekał.

Było w tym zakątku bardzo cicho. Klientów kręciło się tu niewielu, a jedyny sprzedawca bezgłośnie przechadzał się wśród mebli po miękkiej wykładzinie. Po pewnym czasie Jupe'owi opadła głowa na piersi. Byt bardzo zmęczony. Intruz na strychu trzymał go w napięciu zeszłej nocy i teraz przyszło chłopcu za to zapłacić.

Ten strych – następna tajemnica. Co się tam działo? Kto po nim chodził? Duch?

Jupe skarcił się w duchu surowo, przecież nie wierzy w duchy. Ludzie nie wracają z grobu. To, co słyszał, musiało być skrzypieniem starego domu, wywołanym wiatrem od oceanu.

Przez minutę, tylko przez minutę Jupe czuł, że zapada w sen. Przez minutę spał. Oprzytomniał i z przestrachem otworzył oczy.

Było ciemno. Rozejrzał się wokół. Otaczały go nieznane, czarne kształty. Dopiero po chwili je rozpoznał – komody, fotele, szafy.

Zesztywniał z przerażenia. Jest późno! Sklep zamknięto, a on przespał ten moment.

Wstał i nasłuchiwał. Gdzieś muszą pracować sprzątacze. Nie słyszał ich jednak. Nocą muszą pilnować sklepu strażnicy. Dlaczego go nie znaleźli, nie obudzili?

Ale nie mogli go znaleźć, chyba że szukaliby go specjalnie w tym kącie, na tej kanapie. Stała tyłem do przejścia. Strażnik mógł przejść o trzy kroki od niej i nie wiedzieć, że Jupe tam siedzi. Tak samo sprzątacze mogli go minąć i nie zauważyć.

Przetarł oczy. Za komodami i telefonami przyćmiona lampa rozsiewała czerwoną poświatę. Nad nią był napis: WYJŚCIE.

Ruszył niepewnie wśród ciemności w stronę światła. Kiedy się doń zbliżył, ujrzał drugi napis: WYJŚCIE WYŁĄCZNIE AWARYJNE. OTWARCIE DRZWI URUCHOMI ALARM.

Wyobraził sobie, jak wychodzi przez drzwi i słyszy alarm. Migoczą wszystkie światła. Bez wątpienia w sklepie pracują monitory telewizyjne, a przy nich strażnicy, którzy wszystko obserwują. Zobaczą go. Przybiegną, z pistoletami w pogotowiu. Dopadną go, nim zdąży uciec.

Dreszcz przebiegł mu po plecach. Parę miesięcy temu znaleziono chłopaka w centrum handlowym po zamknięciu. Oskarżono go o usiłowanie kradzieży. Wszystkie gazety o tym pisały.

Jupe nie mógł sobie na to pozwolić. Jakby to wyglądało, gdyby szef firmy detektywistycznej został aresztowany nocą w opustoszałym domu towarowym?

Odszedł od wyjścia awaryjnego i odszukał po omacku główne drzwi do sklepu. Były zamknięte potężną, stalową żaluzją.

Poszedł dalej ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, i znalazł wyjście dla personelu. Tu również była wywieszka ostrzegająca o uruchomieniu alarmu. Zegar obok drzwi wskazywał jedenastą. Ciocia Matylda będzie wściekła.

Odszukał automat telefoniczny. Wsunął monetę do otworu i nakręcił domowy numer. Odebrała ciocia Matylda. W jej głosie było tyleż niepokoju, co złości.

– Jupiter! Gdzie ty jesteś?

– Marilyn Pilcher nas potrzebuje – w pewnym stopniu było to zgodne z prawdą.

– Od czasu do czasu ja też ciebie potrzebuję. Nigdy o tym nie myślisz. Więc jesteś w domu Pilchera z tą biedną dziewczyną? Czy miała jakąś wiadomość od ojca?

– Nie, jeszcze nie. Ciociu, czy nie będziesz się gniewać, jeśli zostanę tu na noc?

– Będę, ale ty i tak zostaniesz. Dobrze, Jupiterze, ale bądź ostrożny.

Ciocia Matylda odłożyła słuchawkę. Jupiter wrócił do działu meblowego i odszukał w ciemnościach “swoją” kanapę. Zaczynał już o niej myśleć jak o swojej. Usiadł, gotów przeczekać na kanapie do rana.

Niebawem zaczął mu doskwierać głód. Przypomniał sobie książkę o dzieciach, zamkniętych na noc w domu towarowym. Dobrały się do lodówki w restauracji. Ale Jupe nie widział w tym sklepie restauracji, kiedy przechodził przezeń po południu. Pewnie nie była tu potrzebna, skoro tuż obok roiło się od barów i kawiarni.

Pójść poszukać czegoś do jedzenia? Może znajdzie gdzieś stoisko ze słodyczami albo wyrobami garmażeryjnymi.

Zdecydował się nie iść. To zbyt ryzykowne. Zamknął oczy. Zasnął i śniło mu się, że jest w domu Pilchera i ktoś puka do drzwi. Wiedział, że to puka Jeremy Pilcher. Stary kolekcjoner chciał, żeby go wpuścić. “Idę” – wołał Jupiter. – “Nie odchodź! Już idę!”

Wyprostował się z największym wysiłkiem i otworzył oczy. Było jasno. Zobaczył przed sobą gromadę ludzi. Patrzyli na niego, śmiali się i pokazywali go palcami. Rześcy o poranku, ubrani stosownie do pracy, z gazetami wetkniętymi pod pachę. Jeden z mężczyzn pukał uporczywie w szybę.

Szyba! Nie było przed nim żadnego okna, kiedy siadał wieczorem na kanapie. Skąd się wzięło?

Uświadomił sobie wreszcie, że po ciemku nie trafił do tego samego kąta działu meblowego. Usiadł w nocy na innej kanapie. Teraz ludzie gromadzili się na zewnątrz, żeby popatrzeć na Jupe'a śpiącego na wystawie sklepowej Becketa.

Skoczył na równe nogi. W każdej chwili zjawią się tu strażnicy i go złapią! Wezwą policję. Zawiadomią ciocię Matyldę i wujka Tytusa. Słyszał już ich. Otwierali wejście dla pracowników.

Ukrył się szybko za biurkiem z zasuwanym blatem.

Ktoś nadchodził przejściem między meblami.

– Był tutaj! – powiedział. – Dokładnie w tym miejscu. Musi gdzieś być!

Drugi człowiek przeszedł blisko biurka.

– Jak mogliście go wczoraj nie znaleźć? – pytał gderliwie.

– Nie możemy sprawdzać każdego głupiego fotela – odpowiedział pierwszy.

Poszli dalej i Jupe wystawił głowę znad biurka. Zobaczył obu. mężczyzn pod oknem wystawowym. Wpatrywali się w kanapę, jakby oczekiwali, że dowiedzą się od niej, gdzie jest Jupe.

Usłyszał jakiś głos za sobą. Obejrzał się. Chudy człowiek w oliwkowym kombinezonie stał przy tablicy kontrolnej obok głównego wejścia. Wielka żaluzja unosiła się do góry.

Droga była wolna.

Jupe wyskoczył zza biurka i przemknął obok chudego. Ktoś krzyknął, gdy chłopiec pędził ku automatycznym drzwiom na parking. Rower stał tam, gdzie go zostawił. Kiedy otwierał w szalonym pośpiechu zamknięcie łańcucha, klucz mało nie wypadł mu z ręki. Wyszarpnął rower ze stojaka, wskoczył na siodełko i ruszył, słysząc za sobą krzyki.

14
{"b":"100823","o":1}