Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Błogosławiony Pan Cesarz, który postanowił uodpornić na śmierć nawet nas, najmniej ważne istoty! – skrzeczała druga.

Jakieś zwierzątko, którego Jonga nie potrafiła rozpoznać, może dlatego, że całe futro miało zlepione skrzepami krwi, zaczęło wyć smutno:

– Urmultu huru kumutunu gungu! Umbumbu bubu bumbu bumbu bubu! Ururukugu hukutunu pumpu! U bubu bubu bumbu bumbu bubu!

– Oj – powiedział mężczyzna z bródką, w długiej szarej szacie. – Teraz to chyba przesadzili.

Jonga zrozumiała swój błąd. Nie trzeba było przedostawać się do tej sali. To nie była dobra kryjówka. Zwabiła ją tu cisza. Wpełzła pod drzwiami i skuliła się pod jedną z ławek. A zaraz potem do salki weszli młodzi ludzie z panem w szarej szacie na czele.

Czekała na następny ruch tego człowieka. On na razie nie atakował jej i nie wszczynał alarmu.

– Prosiłem, żeby mi podrzucili jakiegoś zmasakrowańca – powiedział pan w szarej szacie do swoich młodych podopiecznych. – Ale tym razem przesadzili. Przecież teraz nie da się nawet rozpoznać, czy to mężczyzna, czy kobieta. I nie wiem, czy przeżyje choćby najsłabszą torturę ćwiczebną… Ale może to dobrze. Najsłabszy uczeń powinien się wprawiać na najtrudniejszych przypadkach. Loppilainen!

– Tak jest, panie profesorze – powiedział Loppilainen.

– Kiedy skończymy wykład, ty storturujesz pomoc naukową według Progresywnej Sinusoidy Wzrostu Bólu z Wahaniami Endo-Normatywnymi.

– Poruczniku pedagogu, ja…

– Jakieś wątpliwości? Wobec rozkazu?

– Nie, poruczniku pedagogu! Żadnych wątpliwości.

– No i dobrze. Mam nadzieję, że podczas męczarni będziesz się równie pewnie zachowywać. Bo jeżeli ta poczwara umrze albo jeśli ból choć na chwilę będzie słabszy, niż to wynika z Sinusoidy… To zrobimy ci dokładnie to, co zostało zrobione tej istocie, tak że będziesz wyglądał tak samo.

– Tak jest!

– Cała klasa ci to zrobi w ramach ćwiczeń poglądowych.

– Tak jest!!! – powiedziała chórem cała klasa, z wyraźną radością.

– Dobrze, ale najpierw praca domowa. Chodź no tu, Loppilainen, zobaczymy, czego się nauczyłeś z języka cezariańskiego. Najpierw omówmy słowo „tung”.

– Tak jest! Słowo „tung” oznacza „chleb”. Ze słowem „tung” tworzymy następujące złożenia. „Fong” znaczy oddychanie, „tung-fong” oznacza zadławienie. „Pie” znaczy życie, „tung-pie” oznacza pleśń, zapleśniałość, procesy rozkładowo-pleśniowe, „Jou” znaczy „kochać, lubić”, „tung-jou” oznacza Nikczemną Zbrodnię Służenia Cesarzowi Tylko Ze Względu na Korzyści Materialne! „Laj” znaczy iść, „tung-laj” oznacza Nikczemną Zbrodnię Migracji Zarobkowej! „Fu” znaczy grać, „tung-fu” oznacza spekulację żywnościową, a dokładnie, przepraszam, Drugorzędną, Ale Jeszcze Bardziej Nikczemną Przez Swoją Małość Zbrodnię Spekulacji Żywnościowej.

– Masz szczęście, że się poprawiłeś… – zamruczał pedagog.

– „Kiai” znaczy „krzyczeć”, „tung-kiai” oznacza Nikczemną Zbrodnię Niewdzięcznego Ludu Ośmielającego Się Skarżyć Na Rzekomo Zbyt Duży Umiar w kwestii pożywienia. „Żen” znaczy „człowiek”, „tung-żen” – ludożerstwo…

– Nikczemną Zbrodnię?… – podpowiedział pedagog, ale Loppilainen nie dał się złapać w pułapkę.

– Nie, poruczniku pedagogu, „tung-żen” nie znaczy Nikczemnej Zbrodni Niekoncesjonowanego Ludożerstwa, tylko ludożerstwo w każdej, także dozwolonej postaci „Jue” znaczy „muzyka”, a „tung-jue” – burczenie w brzuchu podczas długotrwałego Umiaru w kwestii pożywienia. „Cing” znaczy „księga”, „tung-cing” oznacza wykaz obywateli i przysługującą im ilość pożywienia, którą mogą zjeść dziennie, nie łamiąc Wspaniałego Cesarskiego Edyktu o Skromności i Umiarze. „Kung” znaczy „wspólnota”, „tung-kung” – Ohydną Zbrodnię Oddawania Pożywienia Tym, Którym Cesarskie Prawa Nakazały Specjalny Umiar. „Paj” znaczy „polować”, a „tung-paj” – zabijanie ludzi dla pieniędzy, zarówno w przypadku Drugorzędnej, Ale Jeszcze Bardziej Nikczemnej Przez Swoją Małość Zbrodni Morderstwa, jak i w przypadku Koncesjonowanego Zabijania Zbiegłych Przestępców. „Hou” znaczy „woda”, a „tung-hou” – przepijanie pieniędzy, które należałoby wydać na zdobycie pożywienia. „Men” znaczy „grupa, większa ilość”, „tung-men” – zwiększanie ilości pożywienia poprzez dodawanie do niego elementów neutralnych, na przykład trocin do chleba. Nazwa obejmuje zarówno Drugorzędną, Ale Jeszcze Bardziej Nikczemną Przez Swoją Małość Zbrodnię Fałszowania Żywności, jak i przypadki, w których zwiększanie ilości pożywienia odbywa się za Łaskawym i Przenikliwym Zezwoleniem Cesarza. „Ko” znaczy mądrość, a „tung-ko” – przyziemny spryt, niegodny sług Cesarza! „Sy” znaczy „piękno”, a „tung-sy” – halucynacje będące wynikiem długotrwałego Umiaru w kwestii pożywienia. „Mo” znaczy „kolor”, a „tung-mo” – małe malowidła przedstawiające chleb, którymi sycimy nasz umysł, aby łatwiej przetrwać okres długotrwałego Umiaru.

– Dobra, starczy. Przejdźmy do torturowania pomocy naukowej… Ale gdzie ona się podziała?!

– A, jeszcze jedno, poruczniku pedagogu, byłbym zapomniał. „Pu” znaczy „źle”, a „tung-pu” oznacza nieuniknione cierpienia, które są naszym chlebem codziennym w służbie Cesarza i których chcemy doświadczać! Dlatego zwyczajowo przyjęliśmy określenie „tung-pu” za cezariański ekwiwalent wulgarnego i pospolitego słowa „dobrze, dobro”. Niech żyje Chlebowe Zło! Niech żyje Chlebowe Źle!

– Źle.

– Bardzo źle.

– Bima powiedziałby: „Gdzież to znowu doprowadził nas nasz nieoceniony dowódca?”.

– Bima.

– Wybaczcie – powiedział Agni. – Widzicie, co się stało. To było trudne do przewidzenia.

Krasnoludy po prostu szły sobie przez las, kiedy nagle drzewa się skończyły. Stanęły jak wryte, bo znalazły się na skraju wielkiego jarmarku. Ludzie handlowali, przeważnie zgniłą rzepą. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że wszystko odbywało się w absolutnej ciszy. I to właśnie zmyliło krasnoludy.

– Lepiej nic nie mówmy – szepnął Agni, wycofując się z innymi w gąszcz. Zaczęli znowu rozmawiać dopiero po dłuższej chwili, gdy bezpiecznie zagrzebali się w kępach ciemnolistnego trupiogłowu.

– Nie mają języków. Normalka.

– Nie tylko. Przepłukano im także gardła kwasem, żeby nie chciało im się pohukiwać. Zwykle bezjęzykowi wydają z siebie takie gardłowe pohukiwania.

– To jak oni jedzą?

– Jak to jak? Z bólem.

– Zauważyliście, że nawet jak chodzą, to nie tupią?

– Dlaczego?

– Bo mają zmasakrowane pięty. Nadcięto im je i w rany powsadzano końskie włosie, tak żeby się nie goiły. Teraz mogą chodzić wyłącznie na palcach.

– A widziałeś ich łokcie?

– Tak. Łokcie i kolana też im zmasakrowano w taki sposób, żeby poparzona i opuchnięta skóra stworzyła wielowarstwową poduszeczkę, miękką od ropy. W ten sposób, gdy coś potrącą, to prawie bez hałasu. No i raczej starają się nie potrącać.

– I po co to wszystko?

– Żeby wyćwiczyć się w cnocie cichości.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!! – zawyło coś od strony targu.

– No, ten się nie ćwiczy – mruknął Saha.

– Jednak jest wśród nich jakiś mówiący.

– Jakiś przybysz z zewnątrz.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!! Oj, jak zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– Chodźmy popatrzeć – powiedział Saha.

– Ty też chyba zwariowałeś! – syknął Ardżu.

– Tylko z krzaków… – poparł Sahę Naku.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– Chyba nie boimy się kalek, które nie mogą normalnie stać na nogach i boją się cokolwiek potrącić łokciem.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– Doniosą, że nas widzieli.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– Po pierwsze, nie zobaczą nas w krzakach. Po drugie, nawet jeśli, to czym mieliby donieść? Odciętymi językami? Poparzonymi gardłami? – przekonywał Saha.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– Na piśmie doniosą. Na pewno ktoś tam umie pisać.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

– No to się ich zabije.

– Zwariowałem, ludzie, zwariowałem!!!

21
{"b":"100669","o":1}