– I mamy cię czcić, Mieciu, za te wszystkie donosy i zdrady? – upewniłam się.
– Za cywilną odwagę – sprostował Miecio. – I może nie tylko za cywilną, jakie tam jeszcze są rodzaje odwagi…? Za wszystkie możecie, bo jak nie dostanę po ryju albo i gorzej, to będzie zwyczajny cud.
– Przystąp do konkretów, co?
– Zaraz. Ty też wszystko powiesz?
– Pewnie, że powiem, ale najpierw ty. Ja mogę mówić tylko do osób pewnych i zaufanych, więc najpierw się muszę przekonać, że jesteś pewny i zaufany. Inaczej będę mówiła tylko do nich, a tobie się zatka uszy.
– No dobrze. Wasze zdrowie!
– Twoje, Mieciu, twoje – upomniała Honorata. – To ty masz być czczony, ja się na uszkodzenia cielesne nie narażam.
– Moje zdrowie! No więc dobrze zgadłem, sekretarka Malinowskiego miała listę tych gości, wśród których był Bazyli.
– I co komu z tego przyszło? – spytała Maria, nakładając sobie na talerz zraziki zawijane z ryżem. Kiedy Honorata zdążyła je odgrzać, było nie do pojęcia.
Miecio wyławiał ze słoja buraczki i obdzielał nas wszystkie. Były rzeczywiście znakomite.
– Postąpiono ku przodowi drogą eliminacji – oznajmił. – Droga jest to uciążliwa i pełna wądołów. Z dwudziestu czterech podejrzanych odpadło jeszcze ośmiu, z całą pewnością znajdowali się w pewnym oddaleniu od dwojącej mi się przed oczami grupy, o ile pamiętacie wcześniejsze spostrzeżenia…
– Pamiętamy – powiedziałyśmy obie z Marią równocześnie.
– Ja niedokładnie, ale to bez znaczenia – odparła razem z nami Honorata. – To nie ja prowadzę śledztwo, więc wszystkiego pamiętać nie muszę.
– W razie czego wytłumaczę ci wszystko jeszcze raz, kochana żono – obiecał Miecio. – Odpadło ośmiu, zostało szesnastu. Malinowski przypomniał sobie, a potem zostało to sprawdzone, że dwóch z tych szesnastu przez trzy kwartały przeciętnie siedziało za granicą. Jeden pół roku, drugi rok, więc średnia wypada trzy kwartały. Bazyli w tym czasie działał, więc to żaden z nich. Ocalało czternastu, wśród nich jest Bazyli i nijak się tego zmniejszyć nie da.
– Listę nazwisk dostali? – spytałam surowo.
– Jako pierwszą rzecz. Dorozumiałem się, że mają sprawdzać, który z nich zna niejakiego Harcapskiego. Chciałbym wiedzieć, kto to jest Harcapski, bo pierwsze słyszę.
– Podejrzany o bezpośrednie kontakty z Bazylim – wyjaśniłam. – I co dalej, bo na razie nie widzę nic nowego.
– Resztę powiem przy szampanie – uparł się Miecio. – Będą to rzeczy bardzo straszne i coś je musi rekompensować!
– Ona chyba kupiła Czarną Wdowę – zauważyła Maria. – Nie, coś mi nie tak wyszło, nie Czarna Wdowa, tylko Veuve Clicot, czarna wdowa, to zdaje się pająk…? Czy wąż?
– Przecież się znęcasz nad zwierzętami! – oburzyłam się. – Jak możesz nie wiedzieć?!
– Primo, nie znęcam się. Secundo, są to szczury. A tertio, ja się zajmuję bakteriami!
– Bakteria to też zwierzę – zaopiniował Miecio. – Nikt nie powie, że ptak albo ryba. Honorka, zobacz… Nie, ja sam sprawdzę, czy on się już zagrzał…
Żadna z nas nie miała wątpliwości, iż zamierza sprawdzić stopień ochłodzenia szampana. Czekałyśmy niecierpliwie, mniej z uwagi na trunek, a bardziej na jego działanie uboczne. Tajemniczość Miecia dojadła nam gruntownie.
Strzelił wreszcie korkiem, niczego nie stłukł i zastrzegł się, że nazwisk wyjawiał nie będzie. Policji wyjawił, to wystarczy. Nam może wyznać, że pewien osobnik, nazwijmy go iks…
– Może ich lepiej ponumeruj – przerwałam. – Liczb jest więcej niż liter, a o ile mogę się zorientować, grono prezentuje się bogato.
– Dobrze, nazwijmy go numer jeden – zgodził się Miecio. – Otóż numer jeden zna takiego, który stanowi źródło przekazu. Trzyma się go jak rzep psiego ogona, lata za nim, podsłuchuje i czasem osiąga upragniony skutek. Robi to jawnie albo tajnie, a ten dzwoniący…
– Też go może jakoś nazwij – zaproponowała Maria. – Kolej na numer dwa.
– Numer dwa nie jest tytanem myśli i od numeru jednego jest w pewnym stopniu uzależniony, wije się i miga, bo ma działać dyskretnie. Czasem go oszukuje.
– Czekaj, a co właściwie robi poza tym, że dzwoni?
– Udaje, że pracuje w szacownej instytucji.
– Nie, co robi podstępnie? Dzwoni mówisz, w co dzwoni? W dzwon Zygmunta, w rynnę, czy posługuje się telefonem?
– Telefonem. Dzwoni do dwóch jednostek, z czego jedna jest trójwymiarowa…
– A ta druga płaska? – zdziwiła się Honorata.
– I ty, wężyco, przeciwko mnie…!
– Mieciu, mów jakoś wyraźniej, bez tych ozdobnych przenośni! – zażądała Maria. – Ja i tak muszę wytężyć umysł, skoro wplątałeś matematykę!
Nie miałam cierpliwości czekać, aż Miecio wyjdzie na prostą.
– Rozumiem, że jednostka ma być potrójna i zgaduję, że składa się z trzech łomżyńskich mafiozów – podpowiedziałam. – Niczego więcej potrójnego nie ma. Do nich dzwoni?
– Ukłony! – wykrzyknął Miecio. – Chapeau bas! Twoje zdrowie!
– A ten drugi to kto?
– A ten drugi to Białas.
– Sedno rzeczy leży w tym, po co do nich dzwoni – stwierdziła Maria. – Pyta, co będzie, czy mówi, co ma być?
– Obie jesteście obrzydliwie mądre i ja tu nie mogę żadnego napięcia wywołać, z ust mi wyjmujecie pointy! – zgromił nas Miecio z oburzeniem. – Do bani takie występy! Ja mam mówić czy wy?
– Ty. Już dobrze, milczymy i słuchamy.
– Otóż dzwoni dwustronnie. Mafiozom zaleca, kogo mają przekupić i za które konie zapłacić, a od Białasa dowiaduje się, co obaj z Sarnowskim zamierzają. I tu pojawia się zjawisko niezwykłe i nietypowe, mianowicie Białas do niego nie łże i samą prawdę mówi. Czasem go koryguje i coś tam każe, ale bardzo rzadko. Białasa, mam na myśli, koryguje.
– I to robi numer dwa. Znasz go?
– Tylko z wyglądu zewnętrznego, a i to słabo. Dwa razy widziałem go z daleka, a jeden raz przeleciał mi przed oczami z bliska. Ale wiem, jak się nazywa. Zna go numer jeden, którego znam doskonale i czasem mnie informuje, czego się dowiedział. Zważywszy, że do szkoły podstawowej chodziłem razem z Rybińskim, a Białas jednak odrobinę się z Rybińskim liczy…
– Rybiński ci potwierdza tę część, która dotyczy jego stajni?
– No właśnie. Tym sposobem byłbym zawsze wygrany, gdyby oni mieli jakieś pojęcie o koniach, własnych i cudzych. Nie koniec na tym. Jest taki drugi, jeszcze jeden…
– Czy to nie będzie numer trzeci? – zwróciła uwagę Honorata.
– Numer trzeci, tak jest! Numer trzeci, normalny facet poza tym, że wizytuje uzdrowisko, zwierzył mi się niedawno, że wykrył istnienie specjalnego połączeniowca. Myślałem, że ma na myśli numer dwa, ale okazało się, że nic podobnego, jest to numer cztery. Ten się kontaktuje bezpośrednio z Zameczkiem, Bolkiem i Kalarepą, na czym najgorzej wychodzi, zdaje się, Kalarepa. Też pyta i też udziela instrukcji. Oba numery się znają, ukrywają znajomość, a ja właśnie podsłuchałem, jak omawiali kwestię Derczyka. Wiele nie powiedzieli, ale osobie rozwiniętej umysłowo aluzji wystarczy. Derczyk za dużo o wszystkim wiedział, zamierzał swoją wiedzę ujawnić, a wówczas Bazyli poleciałby ze stanowiska. Z czego wynika, że stanowisko posiada. Malinowski też wie o jego istnieniu i powiada, że się go boją, ale nie wie, kto to jest.
– Ojciec chrzestny – zaopiniowała Maria – trzyma w ręku wyścigowy interes i chyba czasem myśli, skoro trafił konie po Derczyku.
– I oprócz tego ma jakąś szpanę, której używa do karcenia nieposłusznych – uzupełnił Miecio. – Tych wszystkich osobników ujawniłem i ze zdumieniem stwierdzam, że nikt o nich nie wiedział. Malinowski ich palcem wskazać nie potrafił, nie ten poziom, do takich się nie zniża. Za to typuje Bazylego, prywatnie uważa, że to jeden z czterech, zawsze to mniej niż czternastu. Zauważyłyście może, że Górka w tym sezonie nie jeździ, na samym początku został przetrącony przez goryli Bazylego, bo sobie zlekceważył polecenia. Poufnymi kanałami do mnie dotarło, ściśle biorąc przez Rybińskiego, że kazano to rozgłosić. Prezent od Bazylego za współpracę. Rozgłaszali metodą szeptania sobie na ucho.