Chmury zbiegły się, a potem rozdarły z hukiem. Ostatnim, co zobaczyła, była błyskawica pełznąca po nocnym niebie prosto do niej.
* * *
Gorąca kropla ściekła jej z ust, potoczyła się po brodzie. Jęknęła, próbując otworzyć oczy.
– Spokojnie. – Poczuła na czole czyjąś chłodną, szorstką dłoń. – Śpij teraz. Odpoczywaj.
Usłuchała. We śnie demony w ognistych płaszczach nadleciały z wysoka, sponad księżyca, i przysiadły na krawędziach jej łóżka, strasząc pióra jak żar-ptaki.
Obudził ją szczęk garnków i przyciszone sarknięcia. Z wysiłkiem uniosła się na łokciu. Przy kuchni krzątała się stara Gallinetta. Zamieszała drewnianą kopystką w kociołku, zacmokała z aprobatą i odwróciła się ku dziewczynie.
– Obudziłaś się – powiedziała. – To dobrze. Czas po temu najwyższy.
Podeszła do posłania z miską dymiącej zupy.
– Co to?
– Wywar z sadła ropuchy i żmijowego jadu – syknęła przez zęby strega.
Arachne wzdrygnęła się, niemal wytrącając starej z rąk naczynie.
– Leż spokojnie – napomniała ją Gallinetta. – Żartowałam przecież. To rosół z gawronów, na wzmocnienie. Najwyższy świadkiem, że go potrzebujesz.
– Jak…? – wyszeptała Arachne.
– Jak długo? – Strega wykrzywiła się drwiąco i ostrożnie zaczęła ją karmić. – Cztery dni. Wystarczy.
Rosół był tłusty, sycący, choć smakował dziwnie. Zapewne strega dodała do niego jakichś ziół, lecz Arachne nie ośmieliła się o nie spytać.
– Jak się tu znalazłaś?
– A o co pytasz, dziewczyno? – odrzekła szorstko. – Czy przyleciałam na skrzydłach demonów czarnych jak smoła? Nie, weszłam przez furtkę od sąsiada. Benetto powinien lepiej pilnować swojego ogrodu. Jakim sposobem wiedziałam, że leżysz prawie martwa w wirydarzu? Bo nie, co dzień się zdarza, żeby w spokojną noc piorun uderzył w sam środek miasta i spopielił do gołej ziemi cztery ulice. Właśnie tak – dodała, widząc, że Arachne poszarzała na twarzy. – I wiem, dlaczego.
– Czy inni… też odgadli? – spytała z trudem.
– A skąd? – ofuknęła ją strega. – Ledwie zgliszcza przestygły trochę i przestały dymić, jęły baby u studni rozprawiać, jak to Severo głuchą nocką drażnił demona księcia Benedetta di Raperonzola, aż ten zniecierpliwił się wreszcie i smagnął ognistym biczem Brionię.
– Przecież to bzdura – zaprotestowała słabo dziewczyna.
– Czyżby? – Strega odsłoniła w uśmiechu pożółkłe zęby. – Od trzech dni Severo ściąga ludzi i gromadzi w porcie okręty. Ponoć jeszcze przed zimą uderzy na Raperonzolę.
Arachne skuliła się na łóżku.
– Nie wiedziałaś, że nie można przywołać demona, który jest we władaniu innego maga? – spytała po chwili Gallinetta.
– A skąd mogłam wiedzieć?
– Wystarczy posłuchać bardów w gospodzie! – żachnęła się strega. – No, ale ciebie matka nigdy nie posyłała do gospody. Po co miałaś sobie zaprzątać głowę naszymi bajędami? Nie można pochwycić demona, jeśli należy do innego maga. Wszyscy o tym wiedzą.
– Ale nie ja.
– Och, ani twoja matka, ani ty nigdy nie zadałyście sobie trudu, aby poznać nasze zwyczaje. Tyle lat przeżyłyście obok, nic o nas nie wiedząc, a teraz postanowiłaś przywołać i zakląć demona. -Potrząsnęła głową. – Mogłaś zginąć. Mogłaś zabić nas wszystkich. Czy wyciągnęłaś z tego naukę?
Arachne zacisnęła wargi.
– Tak sądziłam – prychnęła strega. – Młodzi nie uczą się szybko. Ale kiedy zechcesz znów spróbować, pamiętaj, że można przyzwać tylko wolnego demona, jednego z tych, co krążą pomiędzy gwiazdami. Jeśli zostanie spętany wcześniej, nie usłucha twojego wezwania, ale jego pan łatwo wyczuje podstęp. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.
Dziewczyna podniosła głowę, tknięta nagłą myślą.
– Skąd w takim razie magowie wiedzą, które z demonów pozostały swobodne?
– Po prostu wiedzą. To sprawy czarodziejów – dodała ostrzej Galinetta. – Ja ci w nich nie pomogę. Mają wielkie spisy wszystkich duchów, jakie kiedykolwiek widziano na Półwyspie. Tych, które po wypełnieniu trzech życzeń uwolniły się spod władzy czarnoksiężnika i uleciały ponad księżyc, oraz tych, które są w służbie magów, uwięzione i związane z materią. Kiedy jeden z książąt wypowiada trzecie życzenie, po jego spełnianiu demon wyrywa się na swobodę. Wtedy inni magowie gromadzą się wokół jak sępy, aby wypróbować własne zaklęcia, bowiem przez moment wiadomo, gdzie dokładnie się demon znajduje, i można go łatwo okiełznać. Są ogromne biblioteki, pełne ksiąg z inkantacjami i wyliczeniami pozycji demonów na niebie. Mnisi z książęcych klasztorów zgłębiają je przez całe życie, aby odkryć duchy, które można przywołać i zakląć. Każdy nowo odkryty demon oznacza sławę i władzę dla swego pana.
– Jak wiele ich jest?
– Tyle, co gwiazd na niebie. Jeszcze więcej może. Dosyć, abyś całe życie wertowała księgi i zaklęcia. Jeśli nie dopisze ci szczęście, nigdy nie odszukasz swobodnego demona. – Położyła na ziemi pustą miskę i splotła ręce na podołku. – Nie zabijesz Severa. Tylko zmarnujesz sobie życie.
– Dlaczego się o to troszczysz?
– Zastanów się nad tym, dziewczyno. – Gallinetta roześmiała się piskliwie. – Jesteś taka mądra, nauczyłaś się zakazanych znaków czarodziejów i próbowałaś wezwać demona. Z pewnością, więc odgadniesz, dlaczego stara strega postanowiła uratować ci życie. A teraz dość gadania. Rosół cię wzmocni i zioła też. Zaśnij.
Arachne chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Gallinetta położyła palec na jej wargach i zanuciła chrapliwym głosem kilka taktów kołysanki. Dziewczyna zasnęła, lecz w tej jednej krótkiej chwili pomiędzy snem i jawą wydało się jej, że dach warsztatu rozwarł się ponad łóżkiem, odsłaniając rąbek wygwieżdżonego nieba. Gwiazdy zaczęły się sypać ku niej jak deszcz, a każda była demonem. Lecz gdy opadły już całkiem blisko, znad morza nadleciał wicher, rozpędził je na wszystkie strony i gasił kolejno niczym knoty oliwnych lampek, aż stało się zupełnie ciemno.
Kiedy się ocknęła, w warsztacie nie został ani ślad po starej stredze. Ale Arachne wiedziała już, jak spomiędzy wszystkich demonów znaleźć tego jednego, jaki pozostał wolny. On pomoże jej zabić Severa, syna Ercole, który doprowadził do zagłady Isola di Tutti Venti.
Sirocco. Demon wichru, co służył tylko jednemu panu i przybył na wezwanie Sirocco, aby ocalić najmłodszego z jej synów.
Pomyślała, że nie będzie musiała go pętać. Zresztą nie wiedziałaby nawet, jak to uczynić. Wystarczy, że odnajdzie zaklęcie i zapis pozycji na niebie. Wówczas go przywoła i wywrze zemstę na Severze, choćby cała Brionia miała zniknąć z powierzchni ziemi.
* * *
Nie mogła jednak pójść do Tuillia z pustymi rękami. Trzecia szata zajęła jej niewiele mniej czasu niż poprzednia, choć niekiedy zdawało się jej, że wzór sam wyłania się spod igły, kieruje ściegiem i każe dobierać nowe nici. Ale może po prostu nabrała wprawy.
– Więc znowu jesteś – powitał ją lichwiarz. – Czy tym razem kochanek porzucił cię na dobre i przyszłaś zastawić klejnoty, aby wykarmić czwórkę waszych nieszczęsnych dzieci?
Zignorowała kpinę.
– Mam nowy płaszcz.
– I jak poprzednio chcesz księgę, aby zadziwić swego kochanka?
– Po prostu powiedz, czy masz ją dla mnie – poprosiła ze znużeniem. – Nie chcę tracić czasu na rozmowy.
– Mam. – Lichwiarz popatrzył na nią dziwnymi oczami, podobnymi do dwóch czarnych węgli. – Ale wcześniej ty wyjaw mi jedną rzecz. Dlaczego dziewczyna taka jak ty musi kupować miłość? Każdy inny mężczyzna obsypałby cię prezentami. Dlaczego pragniesz właśnie jego?
Zacisnęła mocno dłonie na sakwie. Przez moment zapiekły ją palce i miała wrażenie, że w środku płaszcz poruszył się niespokojnie, jak żywe stworzenie. Niespodzianie pomyślała o Yannim, roześmianym i radosnym tamtego dnia, kiedy oznajmił jej, że zaciągnął się do armii Severa i wyrusza na wojnę. A także o matce w jej ciężkich, żałobnych szatach, gdy siedziała przy oknie, martwym wzrokiem wpatrując się w bruk Vicolo delle Tessitrici.