Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tally-Ho – zawołała Toy. Otworzyły się najbliższe drzwi. – Chodź.

Rosła blondynka o niebieskich oczach zaprosiła ją do swojego pokoju. Ksywa idealnie pasowała do dziewczyny. Wyglądała na taką, która może ruszać tylko do ataku; zwarta, gibka, śliczna, energiczna, mało inteligentna. Była ucieleśnieniem faszystowskich bogów wojny.

– Tally-Ho Vixen – przedstawiła się nazwiskiem, co wśród prostytutek stanowiło wyjątek.

– Toy Iceberg – zrewanżowała się. – Jesteś Szwedką?

– Żydówką- powiedziała blond piękność z niebieskimi oczami. Żywe wcielenie faszystowskich Bogów… zaiste!

– Mam mały problem…

– Nie przespałabyś się ze mną, malutki "Krawężniczku"? – spytała Vixen. Była naprawdę śliczna.

– Przecież musiałaś spać z koleżankami w Sex Side…

– W pewnym sensie. Po służbie skuwano nam ręce z tyłu, zakładano kneble i narkotyzowano do oporu. Musiałyśmy spać na brzuchach w dzień, bo wiesz… Żeby widać było łapska, czy niczego nie knują uśmiechnęła się smutno. – Spałam z koleżankami w jednym łóżku, ale… nawalona jak szlag. Do niczego nie doszło, kotek.

Jezu… Sława liniowego sierżanta! To po prostu było coś! Baba, która przeżyła dwa lata w Sex Side… Tally-Ho tylko przygryzła wargi w niemym podziwie.

– Co chcesz wiedzieć, kocurku? Wszystko ci wyśpiewam. -Przysłano tu pluton najemników. Po co? Co mają zrobić? Kto za tym stoi?

– Firma Moonsung. Wszyscy mają zginąć. – Tally-Ho była szczera do bólu. – Afera jak szlag. Dziesięć lat temu Moonsung wysłał monstrualną kapsułę do badania innych gwiazd. Przeraźliwie wielki walec z kosmonautami, którzy po kilkudziesięciu pokoleniach mieli dotrzeć do jakiejś gwiazdy… Ale coś poszło nie tak. Potworny pojazd miał się pojawić za tysiąc lat albo i więcej. Nie wiem… Moonsung władował w to ponad połowę swojego budżetu. A tu nagle suprajz, suprajz… kapsuła nagle pojawiła się na czytnikach… parę miesięcy temu. A przecież nie mogła wrócić sama z siebie, bo nie miała paliwa, żeby zawrócić w próżni. Mogła tylko okrążyć docelową gwiazdę i bzzzzzz, nazad. Ale po tysiącu lat. Oni zamontowali tam jakieś sprytne urządzenie. Zanim Vega nie wpadnie w sidła ziemskich radarów, zgłosi się na monitorach Moonsunga. Suprajz! Sorry for dilej! To kurestwo właśnie się zgłosiło.

– Co???

– To wraca, kotek! Ledwie wyruszyło na tysiącletnią misję… To wraca. To gówno jest tuż obok. I te swołocze z Moonsunga nie wiedzą, co robić. Wynajęli najemników. Jakby było bardzo źle, najemnicy rozpieprzą to, co jest w środku. A potem do piachu. Ale jakby nie było tak bardzo źle… Jakby się okazało, że jakąś nową technologię zyskaliśmy, coś, co pozwala na przykład wracać z tysiącletniej misji po dziesięciu latach, to wtedy… rozda się ordery, a firma Moonsung położy łapsko na technologii. Głównie chodzi o to, żeby zobaczyć, co w środku, zanim nie złapią kurestwa ziemskie radary. A naprawdę to trzeba przejąć to nielegalne urządzenie Moonsunga, które ostrzega o szybszym powrocie i sprawdzić, co się właściwie stało. Jak będzie OK, rozda się ordery. Jak nie, wszyscy do piachu… Poniała, kotek?

– Poniała. Dzięki, lalka.

– Weź nie pierdol. Prześpisz się ze mną, kotek, czy nie?

– Na razie nie. Ale nie wykluczam tej perspektywy na przyszłość…

– Co teraz robisz kotek? Naprawdę nie chciałabyś paru babskich numerów?

– Kurde… Nigdy nie spałam z kobietą. Ale… Fajna jesteś. Vixen przymrużyła oczy.

– Krawężniczku… Ty jesteś fajna… Zrobiłabym dla ciebie dużo więcej niż ta garść informacji od baranów, którzy mnie mieli…

Toy uśmiechnęła się.

– Tally-Ho… jesteś naprawdę fajna! "Krawężnik"… nigdy nie spałaś z kobietą? – Nie.

– Ja cię… Kim teraz jesteś?- Prywatnym detektywem. A chwilowo najemnikiem. – Ale ci zazdroszczę.

– Nie wygłupiaj się. Chyba, że lubisz kocie konserwy. Żarłaś kiedyś coś takiego?

– Nie. Ale zżarłabym nawet gówno, żeby być najemnikiem. Toy przygryzła wargi.

– A jakby cię gwałcili… też byś chciała?

– Ryzyko zawodowe, kotek. Dla mnie nie pierwszyzna. – Tally-Ho… Lubię cię, małpo.

– Ja też cię lubię, "Krawężnik"… Weź mnie do swojej firmy, jak się tylko zwolni jakieś miejsce.

– Masz jak w banku.

– No to ekstra… Przynajmniej jakaś perspektywa. – Tam nie będziesz zarabiać paru setek dziennie…

– Te kocie konserwy… Nie mogą być trujące. Przecież koty to jedzą.

Dante wył. Dokładnie tak, jak przewidziała LeMoy. Nikt niczego nie wiedział, nie było żadnych instrukcji, dowódcę najemników rozsadzało. Dostało się wszystkitm. Za wszystko. Zdawało się, że nie można wymyślić zbyt ciężkich kar w pomieszczeniami mniejszym od psiej budy, wypełnionym w dodatku przez trzydzieści osób. Można było. Dante to potrafił. Toy czekała cierpliwie, aż złość szefa wyleje się na nią.

– Ty głupia krowo!!! – ryknął wreszcie stając przed dziewczyną. – Karabin wyczyszczony? Zaraz sprawdzimy. Coś robiła od wczoraj? Dłubałaś w nosie?

– Dowiedziałam się wszystkiego – mruknęła. – Co??? – dał się zaskoczyć. – Co?

– Wiem, po co tu jesteśmy.

Najemnicy spojrzeli na nią zszokowani. Dante pokazał, że jest fachowcem. Uspokoił się momentalnie. Usiadł w jedynym fotelu.

– Mów.

– Firma Moonsung wysłała monstrualną, “pokoleniową” kapsułę do jakiejś tam gwiazdy. Miała wrócić po tysiącu lat. Po cichu, w tajemnicy przed rządem zamontowali tam jednak takie sprytne urządzenie. Maciupeńki komputerek, który powie Moonsungowi, że coś jest nie tak jak być powinno, zanim jeszcze dowie się reszta świata. Kapsuła wystartowała ledwie dziesięć lat temu, ale to sprytne małe coś poinformowało firmę Moonsung, że już wraca!

– Co?

– Wraca. Choć nie mogła zawrócić sama w przestrzeni, to jednak już jest z powrotem. Po tysiąć letniej podróży.

– Jezu… Jak to możliwe? – Nie znam się na fizyce. – Po co my jesteśmy?

– Mamy polecieć do powracającej "Vegi", zanim znajdzie się w zasięgu ziemskich radarów. Mamy zobaczyć, co się stało. Jak będzie bardzo źle, to rozpieprzymy wszystko, co jest w środku. A potem nas zlikwidują -uśmiechnęła się, czekając na efekt swych słów, ale na twarzy żadnego z najemników nie drgnął nawet mięsień.

– A jak będzie OK? – spytał Dante spokojnie.

– Wtedy firma sypnie forsą, żeby nas uciszyć kulturalnie. I położy łapy na nowej technologii.

– Dlaczego najemnicy? Dlaczego nie wojsko?

– Odpowiedź jest prosta. Moonsung bardzo nie chce, żeby rząd się dowiedział, że umieścili tam to małe, prywatne, sprytne gówienko, które pozwala im wiedzieć o czymś szybciej niż Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej – znowu się uśmiechnęła. – Mamy zdemontować to cudo i grzecznie dostarczyć tutaj. A potem zapominamy o sprawie nakarmieni pieniędzmi, albo też odpoczywając wiecznie dwa metry pod księżycowym gruntem. Zależy, co się okaże…

Dante zapalił papierosa. – Daj mi też – poprosiła. Dał. Najemnicy skamienieli. LeMoy warknęła.

– Czemu nie powiedziałeś, że to twój pies??? – wskazała na Toy.

– Właśnie – ktoś podniósł się również. – Czemu nie powiedziałeś, że to twój pies???

– Tośmy się zachowali jak durnie… – mruknął jeden z jej wczorajszych, niedoszłych gwałcicieli. – Sorry, mała.

– Coście jej zrobili? – zainteresował się Dante.

– Nic. Miała granat – wyższy z niedoszłych gwałcicieli podał Toy swoje ogromne łapsko. – Jestem "Hot Dog" Christiansen – powiedział. – Ten drugi idiota to "Yellow" Vaskov. Jeszcze raz sorry.

– Nie ma sprawy.

Reszta najemników też zaczęła przedstawiać się kolejno. Zdaje się, że nareszcie została zaakceptowana.

Toy nachyliła się do LeMoy i spytała szeptem: – Co to jest "pies"?

– Zwiadowca szczególnego przeznaczenia. – Zwiadowca? O takim wyglądzie jak mój? LeMoy wzruszyła ramionami.

– Wy, psy, zawsze wyglądacie dziwnie – splunęła od niechcenia na ziemię. – Pamiętam jednego psa spod Rocketfield IV… Wyglądał jak mongoł. W sensie choroby, a nie narodowości. Kompletny kretyn. A jak nas chcieli uwalić, wyprowadził cały oddział. Psy zawsze są dziwne – powtórzyła.

6
{"b":"100638","o":1}