– Gonić obcą maszynę! – krzyknął Ashcroft.
– Ale tamci nam uciekną!
– To rozkaz! – widząc, że małe figurki w pośpiechu pakują się pod plandekę, Ashcroft przysunął mikrofon bliżej ust. – Uwaga, Numer Trzy! Wasz cel – biała ciężarówka. Powtarzam…
Transportowy Sikorsky Black Hawk łagodnie spłynął w dół. Layne zauważył świetlistą serię pocisków żłobiących mur tuż przed błotnikami samochodu. Zaraz potem pojawiły się ciemne hełmy grupy szturmowej. Tymczasem Iroquois wyrównał tuż nad ziemią i pomknął w kierunku wysokich budynków.
– Co za idiota to zaprojektował? – wyrwało się Layne’owi.
– Miller – powiedział Ashcroft patrząc na skomplikowaną konstrukcję, na której zdołano zamontować tylko jedną ścianę. – Nie słyszałeś o jego koncepcji ogromnych hal produkcyjnych jedna nad drugą?
– Przecież to bez sensu.
– Cóż… W prawo! – krzyknął nagle Ashcroft widząc, jak Iroquois znika za rogiem budynku. – Numer Dwa! Okrążajcie go z drugiej strony!
Bell 222 przechylił się i nabierając wysokości ostro skręcił w prawo. Przestrzeń za budynkiem była pusta, więc Maureen znowu dodała gazu i skręciła za następny róg. Ostre hamowanie zarzuciło śmigłowcem tak, że prawie uderzył w jedyną ścianę budynku. Dziób maszyny Brodowskiego prawie musnął ich wirnik.
– Gdzie on jest, do cholery?
– Nie mógł odlecieć nigdzie indziej – krzyknął Layne. – Obserwowałem przestrzeń wokół.
– Dobra – Ashcroft prawie zgruchotał mikrofon ściskając go w dłoni. – Numer Jeden! Wznieś się ponad dach i obserwuj! A my lekko w górę.
Maureen poruszyła drążkiem sterowym obserwując przesuwający się powoli w dół rząd brudnych szyb. Nagle jedna z nich rozprysła się i grad pocisków uderzył w osłonę kryjącą podwozie.
– W dół! On jest w środku!!! – ryknął Ashcroft.
Maureen kopnęła lewy pedał odpychając jednocześnie drążek. Helikopter runął w dół, wyrównał nad wypełnionym mętną wodą zbiornikiem przeciwpożarowym i znowu nabierając wysokości skręcił za róg budynku. Na wysokości czwartego piętra Maureen zręcznym manewrem wprowadziła go do wnętrza pustej hali. Layne poczuł, jak kropelki potu na jego plecach zamieniają się w gorący strumień. Śmigłowiec, chybocząc się na wtórnych prądach powietrza wzbudzanych przez wirnik, z trudem odnajdował drogę między grubymi filarami. Wzbita podmuchem chmura pyłu i piasku praktycznie uniemożliwiła dostrzeżenie czegokolwiek.
– Wysokość kondygnacji nie przekracza pięciu, sześciu metrów, a ile ma śmigłowiec? – spytał Layne.
– Trzy dwadzieścia – odezwała się Maureen. – Teoretycznie.
– Są tam! Z przodu! – krzyknął nagle sierżant odsuwając boczną szybę.
Potworny hałas wraz z kurzem wtargnął do wnętrza, powodując prawie fizyczny ból osłoniętych tylko słuchawkami uszu. Sierżant wystawił na zewnątrz lufę karabinu, ale włączone reflektory Iroquoisa znikły za jakimś załomem. Po chwili zobaczył go, jak wznosi się, sunąc tuż nad gładką, łagodną pochylnią.
– Za nim! – Ashcroft przedostał się na przedni fotel obok pilota.
Śmigłowiec zachwiał się ciężko i powoli nabierając prędkości ruszył w głąb hali.
„O Boże, a ile mamy wszerz?!” – pomyślał Layne widząc zbliżające się dwa filary.
Wykorzystując wolną przestrzeń nad pochylnią, dotarli na wyższe piętro, później Layne stracił orientację. Sierżant strzelał co jakiś czas do migających świateł, ale trudno było powiedzieć, czy nie były to odbłyski własnych reflektorów.
– Tu Numer Drugi, tu Numer Drugi – rozległ się stłumiony głos. – Coś rusza się na szóstym piętrze. Czy mam otworzyć ogień? Tu Numer Drugi, gdzie jesteście?
– Jest jakiś napis na ścianie! – krzyknął Ashcroft. – Nic nie widzę.
– Tam są kable – powiedziała Maureen. – Nie mogę się zbliżyć.
Layne chwycił swoją śrutówkę i desperackim ruchem zerwał z głowy słuchawki. W przebłysku nagłej decyzji otworzył drzwi i wyskoczył na zewnątrz, ale potworny prąd powietrza rzucił nim o ziemię. Zupełnie ogłuszony, z oczami zalepionymi przez kurz i piasek ruszył przed siebie na czworakach. Otworzył oczy dopiero kiedy uderzył głową o ścianę.
– Szóste, szóste piętro! – krzyknął odruchowo, czując że zaraz dostanie torsji.
Podniósł do góry sześć palców, ale nie widząc żadnej reakcji zmienił taktykę. Z trudem stanął na chwiejnych nogach i sześciokrotnie machnął strzelbą w kierunku ściany. Hałas, o ile to możliwe, wzmógł się jeszcze i ciemna masa z jaskrawymi punktami reflektorów zaczęła się oddalać. Zdezorientowany Layne, dławiąc się pyłem palącym mu gardło, pobiegł przed siebie. Gdzieś z boku zamigotały drobne iskierki, więc zmienił kierunek i wpadł do jakiegoś korytarza. Kaszląc i trąc piekące oczy, jednym kopnięciem wywalił zbutwiałe drzwi, poczuł, jak nowa fala pyłu uderza w jego twarz. Tuż obok przeleciał jakiś śmigłowiec, ale Layne odczuł to tylko po zmianie natężenia hałasu. Gwałtowne prądy powietrza rzucały nim na wszystkie strony, więc kucnął pod jednym z filarów i koszulą obwiązał głowę zostawiając tylko szparę na oczy. Gdzieś w oddali mignęły na chwilę jakieś reflektory i grad kul rozorał betonową ścianę naprzeciwko. Layne wstał sunąc plecami po filarze i rozpoznając w nagłym błysku światła obniżony ogon Iroquoisa strzelił trzykrotnie w jego kierunku. Dwa reflektory zgasły, a trzeci zaczął mrugać. Layne wypalił jeszcze raz i skoczył do tyłu nie chcąc tracić ostatniego naboju. Huragan wzmógł się nagle i z boku wychynęła jakaś maszyna. Miała wszystkie światła, więc Layne zataczając się ruszył w jej kierunku. Ktoś wciągnął go do środka, zdarł koszulę z głowy i zakrył uszy słuchawkami.
– … Na siódmym na pewno nie! Albo się gdzieś ukrył, albo w ogóle zatrzymał silnik!
– Dobrze, będziemy sprawdzać – to był głos Ashcrofta.
Przez załzawione oczy Layne zauważył, że skupiona twarz Maureen coraz częściej zwraca się ku wskaźnikowi opiłków w głównej przekładni.
– Jest!!! Tu Numer Drugi! Cel pojawił się na wysokości szóstego piętra od strony zachodniej.
Maureen ostrożnie dodała gazu i po chwili wyskoczyli na wolną, oślepiająco jasną przestrzeń. Poniżej, z prawej strony, maszyna Brodowskiego naciskała Iroquoisa tak, że jej pilot zmuszony był lądować na dachu baraku w pobliżu ciężarówki. Maureen siadała na ziemi, ale ze schowanym podwoziem i w przeciwieństwie do tamtych zrobiła to z wielkim trudem.
– Wszystko w porządku! Mamy ich – usłyszeli jeszcze przez radio.
Wyskoczyli na zewnątrz i ślizgając się na stosach ciepłych jeszcze karabinowych łusek podeszli do skupionej wokół ciężarówki grupy.
– My też mamy wszystkich – powiedział dowódca grupy szturmowej odejmując od ucha krótkofalówkę. – Oprócz Havoca.
Ashcroft zaklął wściekle, a Maureen położyła dłoń na ramieniu porucznika i spytała:
– Czy mój mąż znowu narozrabiał?
Głęboki kask i obszerny kombinezon ukrył jednak jej kobiecą sylwetkę, a ponieważ zawsze miała niski głos, dowódca cofnął się szybko, biorąc ją najwyraźniej za mężczyznę. Layne podszedł do ustawionych pod ścianą więźniów.
– Gdzie jest Havoc? – spytał bez przekonania.
– Pan Havoc przesyła pozdrowienia dla kapitana Ashcrofta – odezwał się jeden z nich. – I dziękuje za ostrzeżenie…
– Co? – wtrącił się Ashcroft.
– Pospieszył się pan. Tuż przed atakiem powiedzieliście wszystko swoim ludziom i stąd pan Havoc wiedział, kiedy ma odejść.
– To niemożliwe!
– Tak? To proszę spojrzeć do tyłu.
Ashcroft odwrócił się dokładnie w chwili, kiedy Bell Freddie’ego, Earla i Lionela ryknął silnikami i wzniósł się do góry. Kilka serii oddanych z jego pokładu sprawiło, że wszystkie pozostałe śmigłowce, łącznie z transportowym Black Hawkiem, zapaliły się buchając smolistym dymem. Maszyna w górze zrobiła zwrot, ale zanim zniknęła za rogiem budynku, co najmniej pięciu żołnierzy zdążyło otworzyć ogień. Layne śledząc wzrokiem cienką strużkę dymu wydobywającego się z silnika zauważył, jak od kadłuba oderwał się jakiś kształt i poszybował w dół.
– To był człowiek! – Layne zderzył się z Ashcroftem w drzwiach szoferki.