Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Jego głos brzmi wciąż tak samo – zaprzeczył Jon. – Obojętnie i nieczule. Głos Kamienia.

– Nie. Jesteś zbyt młody, by to porównać. A Kamień nie tylko mówi, ale i śpiewa, a czasem płacze – sprostował starzec, a po chwili spytał: – Czy potrzebujesz czegoś ode mnie w dalszej Drodze? Ziela? Magicznego zaklęcia? Czarodziejskiego wywaru? A może porady?

– Tym razem wystarczy, że jesteś. Czasem mi się wydaje, że gdybyście tu na mnie nie czekali: ty, Isak, Gaja i mój przyszły syn, zostałbym tam na zawsze, nic o tym nie wiedząc. Wciąż mam w woreczku ziele serdecznika i nie wiem, gdzie szukać tego, dla którego jest przeznaczone. Nie spotykam go lub nie rozpoznaję – zasępił się Jon. – A może to On nie chce, bym go spotkał? Tam, gdzie wędruję, nie sięga Jego władza, ale wyczuwam Jego obecność, Jego nieme prośby i pragnienia. Myślę też, że są inni, którzy słyszą Jego wezwanie, choć nie wiedzą, kto ich woła.

– Musisz postępować wbrew Jego woli, inaczej On wprzęgnie cię do swej służby i wzmocni się twoją wiarą. Po to cię wezwał, Jonie, a ty musisz Go zawieść – powiedział ze smutkiem szaman.

Jon rozumiał ten smutek. Starzec pochodził z wielopokoleniowego rodu czarowników, a każdy z jego przodków powoływany był, by słuchać Głosu Światowida i spełniać wszystkie Jego prośby. Szaman popełniał grzech wobec rodowych zasad – i cierpiał. Dlaczego jednak się nie bronił? I czemu nie bronił Tego, któremu służyli jego dziadowie? – myślał Jon niespokojnie, choć przecież znał odpowiedź: stary czarownik wiedział to, czego wciąż nie chciał pojąć Bezimienny. Że wobec Cywilizacji nie ma żadnych szans.

– Kapłan Isak był u ciebie? – spytał Jon, zmieniając grząski i niebezpieczny temat, którego się obawiał.

– Nie, nie był – odparł szaman. – Nie może. Jest bardzo zajęty. Ma gości z Dalekiego Kraju, w którym podobno kopuły wszystkich świątyń są ze złota, a jest ich tam równie dużo jak domów.

Jon poczuł niepokój, słysząc o gościach. Kto będzie milszy sercom: niezłomny, surowy Ezra, strażnik swego Boga i Cywilizacji, czy zbyt wiele rozumiejący i wybaczający Isak? I co właściwie znaczy tajemnicze słowo heretyk, którego Ezra użył rozmowie ze starym kapłanem? Zabrzmiało wtedy jak obelga i zarazem groźba! Czy to stary Isak jest tym heretykiem? Czy goście z Dalekiego Kraju przybyli, by go ukarać? Ale za co? Co takiego zrobił stary kapłan, że mogłoby się to im nie spodobać? Pokochał Plemię i próbuje je zrozumieć? Nie nazywa ich starych bóstw, bożąt i Bogów bałwanami, jak to robi Ezra, chociaż właśnie tak powinien czynić? Ale przecież Ten, którego posąg stoi u kresu Kamiennej Drogi, nie jest bałwanem! Jest potężnym, groźnym Bogiem, który – mimo odtrącenia – wciąż pamięta, jak przez setki, a może tysiące lat był czczony przez wszystkie Plemiona wokół! Czczony tak bardzo, że składano mu ofiary z żywych istot! Czy należy Go dziś obrażać i z Niego kpić, czy też pozwolić Mu odejść w ciszy i z godnością?

Mimo rosnącej tęsknoty za bliskością Gai, Jon ruszył w stronę świątyni. Nie szedł jednak główną drogą – którą, z woli Ezry, pierwszą w Wiosce wyłożono małymi, twardymi kamieniami – lecz skradał się wśród drzew. Chciał obejść świątynię z tyłu i zamiast do jej głównego wejścia, trafić na nieduży, otoczony kamiennym murem ogród, gdzie często, modląc się, spacerowali obaj kapłani. Jon bezszelestnie wspiął się na mur. Przeczucie nie myliło go: Goście z Dalekiego Kraju, korzystając z ostatniego jesiennego słońca, siedzieli właśnie tu, wystawiając na ciepłe promienie swe łyse czaszki. Ich okazałe, kolorowe kapelusze spoczywały obok, na ławach. Bogate szaty lśniły, migocząc w słońcu, a każdy ruch ręki widoczny był dzięki blaskowi cennych kamieni w złotych pierścieniach.

Mężczyźni nie powinni nosić ozdób, jak kobiety – pomyślał bezwiednie Jon i zaraz przepędził tę myśl. Goście uosabiali przecież Cywilizację; widocznie upierścienione ręce mężczyzn w długich sukniach należały do reguł Cywilizacji. Może to kapłan Isak popełnia błąd, nie dbając o wygląd? Zapewne wysłannikom największych w świecie świątyń przydawały godności właśnie te świecidła. A zresztą… Plemię też lubiło je oglądać i bezwiednie chyliło głowy tym niżej, im bogatszy był strój dostojników.

Jon przestał rozmyślać o naturze dostojników świeckich i duchownych, gdyż właśnie dobiegł go podniesiony głos Ezry Ezra z okazji wizyty tak dostojnych gości też włożył najpiękniejsze szaty, te które przywdziewał z okazji udzielania ślubów lub odprowadzania kogoś z Wioski w ostatnią drogę.

– …przez Isaka oni wciąż są w pół drogi! – krzyczał młody kapłan. – Przez Isaka w Wiosce wciąż żyje stary szaman, choć dawno powinno się go przepędzić lub postawić przed sądem! Albo Plemię przynależy do świątyni i zdobyliśmy je dla Jedynego Boga, albo…

– Szaman jest starym, schorowanym człowiekiem – przerwał mu Isak tak cicho, że Jon z najwyższym trudem zrozumiał jego słowa. – Gdzie chcesz wypędzać starego człowieka? Do Puszczy, aby padł ofiarą wilków lub niedźwiedzi? Czy nie może dożyć swych dni tu, w rodzinnej Wiosce, bracie Ezro? Już ich niewiele.

– Co proponujesz, bracie? – spytał Ezry starszy z dwóch gości, ubrany w szatę lśniącą od złota. Najwyraźniej w ogóle nie zwrócił uwagi na słowa Isaka.

– Słyszałem, że w cywilizowanym świecie zaczęły już płonąć stosy z heretykami. Pobożni ludzie palą też czarownice i czarowników lub pławią ich w wodzie tak długo, aż wyznają, iż błądzą – zaczął Ezra i było widać, że na tym nie skończy.

– Ezro! Ezro! Miłowałem cię jak brata i wciąż miłuję. Nie wierzę, by te okrutne słowa mogły wyjść z twoich ust! Chcesz poszczuć ludzi z Wioski na ich szamana?! – przerwał z goryczą Isak.

Nie, to mi się śni. To jest dalszy ciąg mojej podróży po nierzeczywistych światach – pomyślał Jon, siedząc na murze, ukryty za grubym konarem dębu – Ezra nie może namawiać ludzi z Wioski do spalenia szamana! Przecież wówczas część Plemienia stanie po stronie szamana, odwracając się od Boga Dobroci! A stos jest wbrew Bogu! Każdy stos! I to boli… tak strasznie boli…

Jon nie pamiętał, skąd wie, że to boli, ani skąd miał pewność, że stosy są wbrew Bogu. A jednak nagle, bardzo wyraziście poczuł potworny swąd palącego się ciała, tak jakby go już wcześniej znał, a w uszach zabrzmiało mu przeraźliwe, nieludzkie wycie człowieka. Przez chwilę wydało mu się, że ten nie znany mu głos należał do kobiety, nie do mężczyzny…

Isak jakby usłyszał kipiące od namiętności myśli Jona, gdyż szybko dorzucił:

– A jeśli nie wszyscy ludzie z Plemienia opowiedzą się przeciw szamanowi?

Teraz młodszy z gości, ten w złocie i srebrze, z mniejszą ilością pierścieni na palcach, poruszył się niespokojnie i zabrał głos, patrząc wiernopoddańczo w oczy swemu starszemu bratu:

– Jeśli choć jeden człowiek z Wioski zapragnie bronić szamana przed stosem, pławieniem w rzece lub wypędzeniem do Puszczy, wtedy inni mogą odwrócić się od naszej świątyni i znowu będą czcić bałwany. Wasza Miłość, mieliśmy już takie przypadki i lepiej nie powtarzajmy błędów. Wystarczy jeden buntownik, jedna buntownicza myśl, aby powstało zarzewie chaosu i zniszczenia, które unicestwi wszystko, czegośmy już dokonali w tym dzikim kraju.

W ogrodzie zapadło milczenie, w czasie którego Jon słyszał tylko ciche brzęczenie pszczół korzystających z ostatnich lotów przed nadejściem chłodów. Dzikie pszczoły odważył się przesiedlić z lasu do Wioski kapłan Ezra. To on nauczył Plemię, jak zbudować tym inteligentnym owadom drewniane domki, jak skłonić je, by dobrowolnie oddawały część miodu. Cywilizacja… Niewątpliwie Cywilizację do Wioski przywiódł młodszy z kapłanów, właśnie Ezra, nie Isak. Isak przyniósł tu ze sobą jedynie Miłość. Co jest cenniejsze dla ludzi?

Jon wytężył słuch. Wszak ważyły się losy szamana. Dlaczego ten spokojny starzec zaczął nagle tak bardzo przeszkadzać sługom świątyni? Przecież każdy w Wiosce wiedział, nawet dzieci! – że stary czarownik stał pomiędzy Plemieniem a zemstą bóstw i bożąt, pomiędzy nowym Bogiem a starymi. A spośród tych ostatnich Ten, który czekał na Jona u kresu Kamiennej Drogi, mógł jeszcze ciągle wyrządzić wiele zła, wciąż miał ogromną moc. Jon nie pojmował, czemu Isak nie użył tego argumentu, nawet o tym nie wspomniał. Nie chciał? Może się bał? O siebie czy o szamana? A może bał się o nich, o ludzi z Wioski?

29
{"b":"100387","o":1}