Nagle do ubogiej zagrody rodziny Darków zaczęli zjeżdżać możnowładcy, by uspokoić “słyszącą”. Chce sobie rozmawiać ze świętymi – proszę bardzo. Byle nie na tematy państwowe. Tron zresztą opanowali już najeźdźcy i nikt tego nie zmieni; nawet cały zastęp świętych, a co dopiero święci tak niskiej rangi, jak Katarzyna, Małgorzata i Michał, mało znani i mało mogący.
– Chcesz, Dziewczyno, to tu, gdzie pierwszy raz usłyszałaś Głosy, zbuduję z własnych funduszy kapliczkę, do której będą mogli przychodzić paralitycy, ślepi, by czekać na cud przywrócenia zdrowia. Tylko nie mieszaj się do polityki. Powiedz tym… tym swoim Głosom, żeby przestały zajmować się kwestią tronu. To sprawa raz na zawsze rozstrzygnięta. Tron przypadł najeźdźcom i kwita. Niech twoi święci mówią o Bogu, nie o królach, niech się wypowiadają o kościele, nie o tronie – mówił możnowładca z Wokuler.
– Nie mam na to wpływu, mój panie. Głosy mówią to, co chcą mówić – odpowiadała niewzruszenie Dziewczyna. – Najpierw mówiły tylko o wierze i miłości, ale od trzech miesięcy powtarzają co dzień to samo: że mam do spełnienia misję powierzoną przez samego Boga. Tą misją jest przywrócenie na tron prawowitego króla. Prawowitym królem, mój panie, jest delfin, syn nieżyjącego monarchy, krew z naszej krwi, nie najeźdźca.
– Ty, głupia szesnastolatka z zabitej deskami wsi Domremi z ubogiego, nic nie znaczącego rodu, masz dokonać tego, co nie udało się całej armii? Ba, wielu armiom! Przecież tę wojnę toczymy już od stu lat i od stu lat ją przegrywamy! Stary król nie żyje, młody schronił się na zamku w Szinie, na tronie osadzono monarchę najeźdźców! I zatwierdzono to traktatem, rozumiesz, głupia dziewko?! Traktatem, podpisanym przez najszlachetniejszych panów z obu krajów! Jak chcesz to odwrócić?! – wołał w gniewie możnowładca z Wokuler, a Jon, przycupnięty za płotem domostwa Darków, podsłuchiwał ich rozmowę, pełen mieszanych uczuć. Wszystkie wiejskie wyrostki zawsze obśmiewały “Głosy” i,,pogaduszki” tej Dziewczyny ze świętymi. Niejeden kamień przeleciał obok jej głowy, niejeden ją trafił. Tylko Jon, kierowany nie wiedzieć jakim impulsem, bronił jej przed złośliwością bliźnich. To on uspokajał rozjuszonego starego Darka, gdy ten groził, że,,pasem wytłucze z Dziewczyny bajdurzenie o Głosach”. Ale Jon też się zaniepokoił, gdy – zamiast niewinnych rozmów ze świętymi o sile wiary i miłości do bliźnich – Dziewczyna nagle wszczęła z Głosami rozmowy o polityce. Polityka…! I to jaka! Na najwyższym międzypaństwowym szczeblu! Ta prostaczka chciała zmieniać bieg Historii przez największe “H”! Ona, głupia, chuda dziewucha od krów, która nie umiała nawet czytać i pisać!
– Więc czego chcesz? – spytał jej wtedy zmęczony możnowładca z Wokuler. – Zrobię wszystko, abyś przestała gadać, gdyż będą z tego same kłopoty.
– Chcę sześciu zbrojnych dla ochrony, gdy będę przedzierać się przez kraj do delfina. A zresztą… Wystarczy pięciu, szóstego mam. Dasz mu tylko konia i zbroję.
Podsłuchujący za płotem Jon zesztywniał: wiedział, że tym szóstym ma być on. To jasne, że potrzebowała choć jednej przyjaznej duszy; ale skoro ona z własnej woli, a raczej z własnej głupoty, wplątuje się w tę awanturę, to jakim prawem wciąga też jego? Tak mu odpłaca za to, że bronił jej przed drwinami wsi…?! Zamiast robić karierę na zamku możnowładcy z Wokuler, gdyż umie czytać i pisać, będzie uchodził za wspólnika małej wariatki z Domremi?!
– A co zrobisz, jeśli to ci się uda? Załóżmy, że nie wpadniesz przedwcześnie w łapy najeźdźców, przedrzesz się do Sziny i trafisz przed oblicze delfina? – spytał nagle możnowładca.
– Powiem mu: Panie i Królu mój, daj mi armię, a odbijemy miasto Orlin, pokonamy najeźdźców, a ty wrócisz na tron. Tego chce Dobry Bóg, powiedział mi to ustami świętych Małgorzaty i Katarzyny, z Michałem do pomocy. A oni nigdy się nie mylą. Omylność to cecha ludzka, nie boska – odparła z mocą Dziewczyna.
Możnowładca z Wokuler długo milczał, jakby ważył w duchu to, co powiedziała. Jon, biegły w rozumieniu możnych tego świata, domyślał się, co może myśleć:,,Jeśli ta wariatka zostanie tu, jako moja poddana i nadal będzie rozpowiadać wszystkim, kto tylko zechce słuchać, że trzeba pokonać najeźdźców i przywrócić tron delfinowi, wcześniej lub później dotrze to do zaborców, a ich król osadzi mnie w twierdzy lub zetnie mi głowę za tolerowanie jawnego podburzania do buntu. Zatem by ocalić siebie i swoje stanowisko, muszę zamknąć jej usta. Ale jak to przeprowadzić, jak uciszyć prostaczkę i wariatkę? Chyba żebym ją zabił. Lecz gdybym ją zabił, jej wyznawcy zrobiliby z niej świętą. I to jaką: świętą męczennicę! Takie są najgroźniejsze! Gorsze niż za życia! Więc najeźdźcy ukaraliby mnie za to. Tak źle i tak niedobrze. Najlepsze, co mogę zrobić, to dać jej, czego żąda i wysłać ją w diabły, niech robi, co chce, byle z daleka ode mnie i mojej władzy. Ale na wszelki wypadek…”
…Na wszelki wypadek w drużynie zbrojnych będzie jeden zaufany. Wiele wskazuje na to, że możnowładca wybierze właśnie mnie, Jona. Skoro tak, zapewne wkrótce wezwie mnie na sekretną rozmowę… – dokończył myśl możnowładcy Jon.
– Dobrze, otrzymasz pięciu zbrojnych, a także konia i dodatkową zbroję. Skoro tak bardzo chcesz, to… – zaczął możnowładca, ale Dziewczyna przerwała mu, co wywołało dreszcz zgrozy u Jona, gdyż nikt zdrowy na umyśle nie przerywa możnowładcom. Ona, co prawda, nie była zdrowa…
– Niczego nie chcę – powiedziała Dziewczyna z naciskiem. – Nie rozumiesz, panie. Ja nie chcę. Ja muszę, gdyż nakazał mi to Bóg ustami trojga świętych. Sama nigdy bym na to nie wpadła i pewnie mi nie uwierzysz, ale boję się tego, co muszę robić i wcale nie mam na to ochoty. Miałabym ochotę wyjść za mąż, mieć trójkę dzieci, kawałek żyznej ziemi, ze cztery krowy, stado gęsi i święty spokój. Gdyby jednak wszyscy robili tylko to, na co mają ochotę…
– Dość! – przerwał jej możnowładca, któremu nieobce były meandry polityki, lecz niepojęte były zawiłości psychologii. – Zbrojni przyjadą jutro o świcie pod wiąz na rozstaju. Bądź tam z twoim przyjacielem, będzie czekać na niego koń i zbroja. Sama przebierz się w męski strój, gdyż wiejska dziewka jadąca konno w asyście uzbrojonych dworzan wzbudzi podejrzenie nie tylko najeźdźców, lecz i swojaków. I już nic więcej nie mów, słyszysz? Z nikim nie rozmawiaj, nawet staremu Darkowi nie zdradź, że byłem tak głupi, iż cię posłuchałem, rozumiesz?
O świcie… – pomyślał Jon. – Skoro zbrojni będą jutro o świcie pod wiązem na rozstaju, możnowładca z Wokuler winien zaraz wezwać mnie na sekretną rozmowę. Muszę być zatem w domu i czekać na wezwanie…
Jon cicho przekradł się do swej zagrody, aby nie zwrócić niczyjej uwagi. Czekał do późnej nocy, ale nie doczekał się wezwania od możnowładcy. Za to przed nastaniem nocy przyszła do niego Dziewczyna i dała wyraz głębokiej wierze, że Jon jej nie zawiedzie.
O świcie pod wiązem czekało na nich pięciu zbrojnych ludzi z drużyny możnowładcy z Wokuler, dwa konie – jeden dla niego, drugi dla Dziewczyny – oraz zapasowa zbroja, którą Jon włożył z pewną niechęcią. Liczył na karierę pisarza na dworze możnowładcy, nie giermka. Dziewczyna wyglądała niezgrabnie w za dużych portkach starego Darka obwiązanych sznurkiem w pasie, a na burej koszuli miała wielką, równie burą kamizelę. To wtedy musiała ściąć sierpem swoje piękne, długie, czarne włosy, które przypominały teraz młodego jeża.
Bystre oczy Jona od razu wyłowiły w piątce ludzi tego, który otrzymał od możnowładcy z Wokuler sekretną misję: wbrew pozorom nie był to potężny osiłek, przewodzący drużynie i zachowujący się z hałaśliwą pewnością siebie. Żaden tajny asystent nigdy nie był osiłkiem i nie rzucał się nikomu w oczy. Zatem musiał nim być ten chudy, piętnastoletni Chłopiec – którego twarz wydała się Jonowi do tego stopnia znajoma, że aż drgnął na jego widok. Jedynie Chłopiec nie miał na sobie zbroi, choć nosił u pasa krótki nóż. Mimo szarego świtu, gdy rozchyliła mu się koszula przy zsiadaniu z konia, Jon dostrzegł na Jego piersi dziwną, długą bliznę,