Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zdyb nie dał sobie dwa razy powtarzać, cisnął arkusz do ognia i nerwowo wytarł drżące dłonie o spodnie. Kamil Ronstetter kopniakiem wtrącił do ogniska resztę papierów — w końcu, jakieś dzieci mogły napatoczyć się na to cholerstwo. Potem cała trójka pospiesznie oddaliła się z niebezpiecznego miejsca. Bezcenny zabytek piśmiennictwa Wieków Mrocznych palił się jasnym, wysokim płomieniem. Przez kilka krótkich chwil wieki przemawiały cichutkim szeptem czerniejącego w ogniu papieru. A potem płomień zgasł i gamrackie ciemności okryły ziemię.

Rozdział czwarty

Houuenaghel Dominik Bombastus, 1239, wzbogacił się w Ebbing prowadzonym na ogromną skalę handlem i osiadł w Nilfgaardzie; szanowany od poprzednich cesarzów, mianowany został za rządów imperatora Jana Calueita burgrabią i żupnikiem uenendalskim, a w nagrodę położonych zasług miał sobie nadane starostwo neweugeńskie. Wierny doradca cesarza, posiadał H. jego względy i i brał udział w wielu sprawach publicznych, w 1301. Jeszcze w Ebbing prowadził H. szeroką działalność charytatywną, wspierał potrzebujących i niemajętnych, zakładał sierocińce, szpitale i ochronki, łożył na nie niemałe summy. Wielki miłośnik sztuk pięknych i sportu, ufundował w stolicy teatr komiczny oraz stadion, oba jego imię noszące. Uchodzi za przysłowiowy wzór prawości, uczciwości i zacności kupieckiej.

Effenberg i Talbot, Encyclopaedia Maxima Mundi, tom VII

— Nazwisko i imię świadka?

— Selborne, Kenna. Znaczy się, przepraszam: Joanna.

— Profesja?

- Świadczenie usług różnych.

- Świadka żarty się trzymają? Świadkowi przypomina się, że staje przed cesarskim trybunałem w procesie o zdradę stanu! Od zeznań świadka zależy życie wielu ludzi, albowiem karą za zdradę jest śmierć! Świadkowi przypomina się, że sama stoi przed trybunałem bynajmniej nie z wolnej stopy, ale doprowadzona z cytadeli, z miejsca odosobnienia, a to, czy tam powróci, czy wyjdzie na swobodę, zależy między innymi od zeznań świadka. Trybunał pozwolił sobie na tę długą tyradę, aby unaocznić świadkowi, jak dalece niestosowne są na tej sali krotochwile i facecje! Są one nie tylko niesmaczne, ale też grożą bardzo poważnymi konsekwencjami. Świadkowi daje się pół minuty na przemyślenie tej sprawy. Po tym czasie trybunał zada pytanie powtórnie.

— Już, wielmożny sędzio.

— Proszę zwracać się do nas "wysoki trybunale". Profesja świadka?

— Jestem czujna, wysoki trybunale. Ale głównie na usługach cesarskiego wywiadu, znaczy się…

— Proszę udzielać odpowiedzi konkretnych i krótkich. Gdy sąd zapragnie szerszych wyjaśnień, sam o nie poprosi. Sądowi znany jest fakt współpracy świadka z sekretnymi służbami cesarstwa. Proszę jednak podać do protokołu, co oznacza określenie «czujna», którego świadek użyła na określenie swego zawodu?

— Mam czystą pe-pe-es, znaczy się psi pierwszego typu, bez możności pe-ka. Konkretnie, to ja mogę tak: słyszeć cudze myśli, rozmawiać na odległość z czarodziejem, elfem albo inną czujną. I przekazać myślą rozkaz. Znaczy się, zmusić kogo, by zrobił to, co ja chcę. Mogę też robić pre-kog, ale tylko uśpiona.

— Proszę dodać do protokołu, że świadek Joanna Selborne jest psioniczką mającą zdolność percepcji pozasensorycznej. Jest telepatką i telempatką, pod hipnozą zdobią do prekognicji, ale nie, mającą zdolności psychokinezy. Świadka upomina się, że używanie magii i mocy pozazmysłowych na tej sali jest surowo zabronione. Kontynuujemy przesłuchanie. Kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach zetknęła się świadek ze sprawą osoby podającej się za Cirillę, księżniczkę Cintry?

— O tym, że to jakaś tam Cirilla, dowiedziałam się dopiero w pudle… Znaczy się, w miejscu odosobnienia, wielmożny trybunale. W śledztwie. Wtedy mnie uświadomili, że to ta sama, którą przy mnie zwali Falką albo Cintryjką. A okoliczności były takie, że muszę je za kolejnością wyłożyć, dla jasności, znaczy się. Było tak: zahaczył mnie w karczmie w Etolii Dacre Silifant, o, ten, który tam siedzi…

— Proszę o zaprotokołowanie, że świadek Joanna Selborne wskazała oskarżonego Silifanta bez wzywania. Proszę kontynuować.

— Dacre, wielmożny trybunale, werbował hanzę… Znaczy się, oddział zbrojny. Same morowe chłopy i baby… Dufficey Kriel, Neratin Ceka, Chloe Stitz, Andres Viemy, Til Echrade… Żadne już nie żyje, proszę trybunału… A z tych, co przeżyli, większość tutaj, o, pod strażą siedzi…

— Proszę podać dokładnie, kiedy miało miejsce spotkanie świadka z oskarżonym Silifantem.

— Zeszłego roku to było, w miesiącu sierpniu, tak gdzieś pod koniec, dokładnie nie pamiętam. W każdym razie nie we wrześniu, bo tamten wrzesień, ha, dobrze mi w pamięć zapadł! Dacre, który wywiedział się gdzieś o mnie, rzekł, że do hanzy potrzeba mu czujnej, takiej, co się czarów nie ulęknie, bo przyjdzie z czarownikami mieć sprawę. Robota, gadał, jest dla cesarza i cesarstwa, nadto płatna dobrze, a komendę nad hanzą obejmie własną osobą nie kto inny, a sam Puszczyk.

— Mówiąc o Puszczyku, świadek ma na myśli Stefana Skellena, koronera cesarskiego?

— Jego mam na myśli, a jakże.

— Proszę to zaprotokołować. Kiedy i gdzie zetknęła się świadek z koronerem Skellenem?

— A już we wrześniu, czternastego, w forciku Rocayne. Rocayne, proszę wielmożnego trybunału, to przygraniczna stanica, która strzeże szlaku handlowego wiodącego z Maecht do Ebbing, Geso i Metinny. Tam właśnie przyprowadził naszą hanzę Dacre Silifant, w piętnaście koni. Było nas więc wszystkich razem dwadzieścioro i dwoje, bo reszta już w Rocayne gotowa stała, pod komendą Oli Harsheima i Berta Brigdena.

*****

Drewniana podłoga zahuczała pod ciężkimi butami, zabrzęczały ostrogi, zadzwoniły metalowe sprzączki.

— Powitać, panie Stefanie!

Puszczyk nie tylko nie wstał, ale nawet nie zdjął nóg ze stołu. Kiwnął tylko ręką, bardzo wielkopańskim gestem.

— Nareszcie — powiedział cierpko. - Długo kazałeś na siebie czekać, Silifant.

— Długo? — zaśmiał się Dacre Silifant. - A to paradne! Daliście mi, panie Stefanie, cztery niedziele czasu, bym wam skrzyknął i przyprowadził więcej tuzina najlepszych mołojców, jakich wydało cesarstwo z przyległościami. Bym wam przywiódł taką hanzę, na której zebranie i roku mało! A jam się w dwadzieścia dwa dni uwinął. Pochwalić by warto, hę?

— Wstrzymajmy się — rzekł chłodno Skellen — z pochwałami do czasu, aż tę twoją hanzę obejrzę.

— A choćby i zaraz. Oto moi, a teraz wasi, panie Stefanie, porucznicy: Neratin Ceka i Dufficey Kriel.

— Czołem, czołem — Puszczyk wreszcie zdecydował się wstać, wstali również jego adiutanci. - Poznajcie się, panowie… Bert Brigden, Ola Harsheim…

— My się znamy dobrze — Dacre Silifant mocno uścisnął prawicę Oli Harsheima. - Myśmy pod starym Braibantem rebelię w Nazairze tłumili. Paradnie było, co, Ola? Ech, paradnie! Konie wyżej pęcin chodziły we krwi! A pan Brigden, jeśli się nie mylę, z Gemmery? Z Pacyfikatorów? A, to będą w oddzielę znajomkowie! Kilku Pacyfikatorów tam mam.

— Niecierpliwię się już, by zobaczyć — wtrącił Puszczyk. - Możemy iść?

— Małą chwilę — powiedział Dacre. - Neratin, idź i postaw bractwo w ordynku, by paradnie przed mości koronerem wyglądali.

— Ten czy ta, Neratin Ceka? — zmrużył oczy Puszczyk, patrząc w ślad za wychodzącym oficerem. - To kobieta czy mężczyzna?

— Panie Skellen — Dacre Silifant odkaszlnął, ale gdy przemowie głos miał pewny, a wzrok zimny. - Dokładnie to ja tego nie wiem. Z pozoru jest to mężczyzna, ale pewności nie mam. Co do tego zaś, jakim Neratin Ceka jest oficerem, mam pewność. To, o coście zapytać raczyli, miało by znaczenie, gdybym zamiarował o rękę go prosić. A nie zamiaruję. Wy, tuszę, też nie.

— Masz rację — przyznał po krótkim namyśle Skellen. - Nie ma o czym gadać. Chodźmy przypatrzeć się twej szajce, Silifant.

26
{"b":"100374","o":1}