— A jakże — mruknął Lambert, bezczelnie wpatrując się w biust Triss, napinający materiał sukni. Eskel chrząknął i spiorunował młodego Wiedźmina oczami.
— W tej chwili — spytał wolno Geralt, również prześlizgując się wzrokiem po tym i owym — nie stwierdziłaś w niej niczego nieodwracalnego, mam nadzieję?
— Nie — uśmiechnęła się. - Na szczęście nie. Rozwija się zdrowo i normalnie, zbudowana jest jak młoda driada, przyjemnie popatrzeć. Ale zachowajcie umiar w stosowaniu przyspieszaczy, proszę was o to.
— Zachowamy — przyrzekł Vesemir. - Dziękujemy za przestrogę, dziecinko. Co jeszcze? Mówiłaś o trzech… radach.
— Owszem. Oto druga: nie wolno dopuścić, aby Ciri tu zdziczała. Musi mieć kontakt ze światem. Z rówieśnikami. Musi otrzymać przyzwoite wykształcenie i przygotowanie do normalnego życia. Na razie niech sobie macha mieczem. Wiedźminki bez mutacji i tak z niej nie zrobicie, ale wiedźmiński trening jej nie zaszkodzi. Czasy są trudne i niebezpieczne, będzie umiała się bronić, gdyby musiała. Jak elfka. Ale nie możecie pogrzebać jej tu żywcem, na tym odludziu. Musi wejść w normalne życie.
— Jej normalne życie spłonęło razem z Cintrą — mruknął Geralt. - Ale cóż, Triss, jak zwykle masz rację. Już pomyśleliśmy o tym. Gdy nadejdzie wiosna, zawiozę ją do szkoły świątynnej. Do Nenneke, do Ellander.
— To bardzo dobry pomysł i mądra decyzja. Nenneke to wyjątkowa kobieta, a chram bogini Melitele to wyjątkowe miejsce. Bezpieczne, pewne, gwarantujące właściwą dla dziewczynki edukację. Ciri już wie?
— Wie. Awanturowała się przez kilka dni, ale wreszcie przyjęła do wiadomości. W tej chwili nawet niecierpliwie wygląda wiosny, podniecają perspektywa wyprawy do Temerii. Jest ciekawa świata.
— Jak ja w jej wieku — uśmiechnęła się Triss. - A to porównanie niebezpiecznie zbliża nas do trzeciej rady. Najważniejszej. I wy wiecie jakiej. Nie róbcie głupich min. Jestem czarodziejką, zapomnieliście? Nie wiem, ile czasu wam zabrało rozpoznanie magicznych zdolności Ciri. Ja potrzebowałam na to mniej niż pół godziny. Po tym czasie wiedziałam już, kim, raczej czym, ta dziewczyna jest.
— A czym jest?
- Źródłem.
— Niemożliwe!
— Możliwe. Nawet pewne. Ciri jest Źródłem, ma zdolności medialne. Co więcej, są to zdolności bardzo, bardzo niepokojące. I wy, kochani wiedźmini, dobrze o tym wiecie. Wy te zdolności zauważyliście, was one też zaniepokoiły. Tylko i wyłącznie dlatego ściągnęliście mnie do Kaer Morhen, prawda? Mam rację? Tylko i wyłącznie dlatego?
— Tak — potwierdził po chwili milczenia Vesemir. Triss dyskretnie odetchnęła z ulgą. Przez moment obawiała się, że tym, który potwierdzi, będzie Geralt.
*****
Nazajutrz spadł pierwszy śnieg, z początku drobny, ale wkrótce przeszedł w zamieć. Padał całą noc, a rankiem mury Kaer Morhen utonęły w zaspach. O bieganiu na Mordowni nie mogło być mowy, tym bardziej że Ciri wciąż nie czuła się najlepiej. Triss podejrzewała, że wiedźmińskie «przyspieszacze» mogły być przyczyną zaburzeń menstruacji. Pewności jednak mieć nie mogła, o specyfikach tych nie wiedziała praktycznie nic, a Ciri była ponad wszelką wątpliwość jedyną dziewczynką na świecie, której takowe dawano. Wiedźminom nie powiedziała o swych podejrzeniach. Nie chciała ich martwić ani denerwować, wolała zastosować własne sposoby. Napoiła Ciri eliksirami, zawiązała jej na talii pod sukienką sznureczek aktywnych jaspisów i zabroniła wysiłków, w szczególności zaś dzikiego uganiania się z mieczem za szczurami.
Ciri nudziła się, szwendała sennie po zamczysku, wreszcie, z braku innej rozrywki, dołączyła do Coena sprzątającego w stajni, oporządzającego konie i reperującego uprząż.
Geralt, ku wściekłości czarodziejki, przepadł gdzieś i pojawił się dopiero pod wieczór, dźwigając ustrzelonego koziołka. Triss pomogła mu oprawić zdobycz. Choć potwornie brzydziła się zapachem mięsa i krwi, chciała być blisko Wiedźmina. Blisko. Jak najbliżej. Rosło w niej zimne, zawzięte zdecydowanie. Nie miała ochoty dłużej spać sama.
— Triss! — wrzasnęła nagle Ciri, zbiegając z tupotem po schodach. - Czy mogę dzisiaj u ciebie spać? Triss, tak cię proszę, zgódź się! Proszę cię, Triss!
Śnieg padał i padał. Rozjaśniło się, dopiero gdy nastał Midinvaerne, Dzień Zimowego Przesilenia…
Rozdział trzeci
Na trzeci dzień zmarły wszystkie dzieci, kromie jednego, otroka lat zaledwie dziesięciu. Ten, dotąd miotany gwałtownym obłąkaniem, wpadł był nagłe w głębokie odurzenie. Oczy jego miały wzrok szklany, chwytał bez ustanku rękami nakrycie albo wodził niemi w powietrzu, jak gdyby pióra chciał łapać. Oddech stał się głośny i chrapliwy, pot zimny, klejki i smrodliwy wystąpił na skórę. Tedy znowu mu eliksir podano do żył i atak się powtórzył. Tym razem nastąpił krwotok z nosa, a kaszel przeszedł w womit, po którym otrok całkiem był zwątlał i stał się bezwładny.
Symptomata nie wolniały przez dwa dni kolejne. Skóra dziecięcia, dotąd oblana potem, stała się sucha i rozpalona, puls utracił swoją pełność i twardość, był jednakowoż pomiernie mocny, raczej powolny niźli prędki. Ani raz jeden się już nie ocknął, ani nie zakrzyczał więcej.
Wreszcie nadszedł dzień siódmy. Otrok ocucił się jakoby ze snu i otworzył oczy, a oczy jego były jako te u żmii…
Carla Demetia Crest, Próba Traw i inne tajne wiedźmińskie praktyki, własnymi oczyma oglądane, manuskrypt do wyłącznego wglądu Kapituły Czarodziejów.
— Wasze obawy były nieuzasadnione, najzupełniej bezpodstawne — skrzywiła się Triss, opierając łokcie o stół. - Minęły czasy, gdy czarodzieje polowali na Źródła i magicznie uzdolnione dzieci, gdy przemocą lub podstępem wydzierali je rodzicom czy opiekunom. Naprawdę sądziliście, że mogłabym chcieć odebrać wam Ciri?
Lambert parsknął, odwrócił głowę. Eskel i Vesemir spojrzeli na Geralta, ale Geralt milczał. Patrzył w bok, bezustannie bawiąc się swym srebrnym Wiedźmińskim medalionem, przedstawiającym głowę wilka z wyszczerzonymi kłami. Triss wiedziała, że medalion reagował na magię. W taką noc, jak Midinvaerne, kiedy od magii aż wibrowało powietrze, medaliony wiedźminów musiały drgać bezustannie, musiały drażnić i niepokoić.
— Nie, dziecinko — powiedział wreszcie Vesemir. - Wiemy, że nie zrobiłabyś tego. Ale przecież wiemy i to, że musisz donieść o niej Kapitule. Wiemy nie od dziś, na każdym czarodzieju i czarodziejce ciąży taki obowiązek. Nie odbieracie już uzdolnionych dzieci rodzicom i opiekunom. Obserwujecie takie dzieci, by później, we właściwym momencie, zafascynować je magią, nakłonić…
— Bez obaw — przerwała zimno. - Nie powiem o Ciri nikomu. Kapitule też nie. Czemu tak na mnie spoglądacie?
— Dziwi nas łatwość, z jaką deklarujesz nam dochowanie sekretu — rzekł spokojnie Eskel. - Wybacz, Triss, nie chciałem cię urazić, ale co się stało z waszą legendarną lojalnością wobec Rady i Kapituły?
— Wiele się stało. Wojna zmieniła wiele. A bitwa o Sodden jeszcze więcej. Nie chcę was zanudzać polityką, a pewne problemy i sprawy są, wybaczcie, objęte tajemnicą, której nie wolno mi zdradzić. A co do lojalności… Jestem lojalna. Ale możecie mi wierzyć, w tej sprawie mogę być lojalna zarówno wobec Kapituły, jak i was.
— Taka podwójna lojalność — Geralt po raz pierwszy tego wieczora spojrzał jej w oczy — to diabelnie trudna rzecz. Rzadko komu się to udaje, Triss.
Czarodziejka spojrzała na Ciri. Dziewczynka siedziała wraz z Coenem na niedźwiedziej skórze w odległym końcu halli, oboje zajęci grą w łapki. Gra robiła się monotonna, albowiem obydwoje byli niewiarygodnie szybcy — żadne w żaden sposób nie mogło trafić drugiego. Najwyraźniej im to jednak nie przeszkadzało i nie psuło zabawy.
— Geralt — powiedziała. - Gdy odnalazłeś Ciri tam, nad Jarugą, zabrałeś ją ze sobą. Przywiozłeś do Kaer Morhen, ukryłeś przed światem, nie chcesz, by nawet bliscy temu dziecku ludzie wiedzieli, że ono żyje. Zrobiłeś to, bo coś, o czym nie wiem, przekonało cię, że przeznaczenie istnieje, że włada nami, że prowadzi nas we wszystkim, co robimy. Ja też tak uważam, zawsze tak uważałam. Jeżeli przeznaczenie zechce, by Ciri została czarodziejką, to ona nią zostanie. Kapituła ani Rada nie musi o niej wiedzieć, nie musi jej obserwować ani namawiać. Dochowując wam sekretu, wcale nie zdradzę Kapituły. Ale, jak sami wiecie, jest tu pewien szkopuł.