– A może ja wcale nie potrzebuję twojej pomocy?
– Słuchaj, jestem w stanie zająć się paroma sprawami, z którymi sam sobie nie poradzisz. Myślałam o tym przez ostatnie dwie godziny. – Nie zakrywając się, przysiadła na łóżku. – Sytuacja, w jaką jesteś zamieszany, wiąże się z większą sumą pieniędzy, a coś mi się wydaje, że ty nawet nie wiesz, czym się różnią aktywa i pasywa. Może kiedyś wiedziałeś, ale teraz nie masz o tym zielonego pojęcia. W przeciwieństwie do mnie. I jeszcze jedno. Pracuję dla rządu kanadyjskiego, mam dostęp do tajnych akt oraz wielu zastrzeżonych informacji. Posiadamy własny wywiad gospodarczy. Świat finansów to jedno wielkie bagno, a ponieważ Kanada kilka razy została wykołowana, musieliśmy zorganizować wywiad, który chroniłby nasze interesy. Biorę w tym udział. Dlatego właśnie przyjechałam do Zurychu. Nie po to, żeby dyskutować na temat różnych abstrakcyjnych teorii, tylko po to, żeby obserwować tworzące się sojusze i powiadamiać o nich mój rząd.
– Czy to, że masz dostęp do tajnych informacji, może być mi w czymkolwiek przydatne?
– Chyba tak. Ale najważniejsze jest to, że możemy liczyć na pomoc ambasady kanadyjskiej. Obiecuję ci jednak, że jeśli pojawi się najmniejsze niebezpieczeństwo, natychmiast wysyłam telegram i zmykam czym prędzej. Już pomijając własny strach, nie chcę być dla ciebie dodatkowym ciężarem.
– Najmniejsze niebezpieczeństwo – powtórzył za nią, przyglądając się jej uważnie. – W porządku, ale to ja będę decydował, co jest niebezpieczne.
– Dobrze. Pod tym względem, mam ograniczone doświadczenie, więc nie będę się spierać.
Wpatrywał się jej głęboko w oczy; chwila wydłużała się, a milczenie sprawiało, że zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Wreszcie spytał:
– Dlaczego to robisz? Sama powiedziałaś, że jesteśmy dwojgiem w miarę inteligentnych ludzi, którzy wydostali się z piekła, i że może nic więcej się za tym nie kryje. Więc czy warto?
Siedziała bez ruchu.
– Nie pamiętasz? Powiedziałam również coś innego: że cztery dni temu pewien mężczyzna, który mógł bezpiecznie uciec, wrócił i uratował mi życie narażając własne. Wierzę w tego człowieka. Chyba bardziej, niż on sam w siebie wierzy, i ta wiara to jedyne, co mu mogę ofiarować.
– Dziękuję – powiedział i wyciągnął do niej ręce. – Nie powinienem jej przyjąć, ale przyjmuję. Jest mi bardzo potrzebna.
– A teraz możesz mi wreszcie zamknąć usta – szepnęła wchodząc pod kołdrę i przytulając się do niego. – Kochaj mnie. Ja też mam potrzeby.
Minęły kolejne trzy dni i trzy noce, podczas których cieszyli się ze swojej bliskości i radowali poznawaniem siebie. Żyli na podwyższonych obrotach niczym dwoje ludzi świadomych tego, że zmiana musi nadejść i że nie nastanie powoli, lecz gwałtownie. Rozmawiali więc o wszystkim, gdyż żadnych tematów nie mogli dłużej unikać ani odkładać na później.
Dym z papierosa unosił się nad stolikiem, łącząc się z parą bijącą znad filiżanki gorącej, gorzkiej kawy. Kilka minut temu konsjerż, tryskający energią Szwajcar, który widział więcej, niż dawał po sobie poznać, przyniósł na górę petit déjeuner oraz gazety zuryskie. Jason i Marie siedzieli naprzeciw siebie wertując prasę.
– Znalazłaś coś ciekawego?
– Tylko to, że wczoraj był pogrzeb tego starca z parku. Policja nie znalazła jeszcze żadnych dowodów. Piszą, że dochodzenie wciąż trwa.
– U mnie podają trochę więcej – powiedział, niezdarnie przekręcając stronę obandażowaną ręką.
– Jak ręka? – spytała wskazując na opatrunek.
– Lepiej. Mogę już sprawniej poruszać palcami.
– Zauważyłam.
– Jedno ci w głowie! – zażartował, składając gazetę. – O tutaj… te same informacje co wczoraj. Że w laboratorium badają krew i kule. – Podniósł wzrok. – Ale jest nowy szczegół. Znaleziono strzępy ubrania; wcześniej o tym nie pisali.
– Czy to nam coś komplikuje?
– Do mnie tym śladem nie dotrą. Ubranie kupiłem w Marsylii, na wieszaku wisiało pełno identycznych. A co z twoją sukienką? Mam nadzieję, że nie była od Diora.
– Nie pesz mnie. Wszystkie moje stroje szyje krawcowa w Ottawie.
– Czyli też nie powinni dojść.
– Wykluczone. Materiał nabyłam od znajomego z pracy, który przywiózł całą belę z Hongkongu.
– A czy przypadkiem nie miałaś na sobie czegoś, co kupiłaś w jednym z tych sklepów na terenie hotelu? Jakiegoś drobiazgu, chustki, broszki?
– Nie. Nie bawią mnie tego rodzaju sprawunki.
– W porządku. A twoja przyjaciółka… nikt jej o nic nie pytał, kiedy oddawała klucze?
– W recepcji nikt. Zaczepili ją tylko ci dwaj faceci, z którymi jechałam windą.
– Ten Francuz i Belg?
– Tak. Wszystko poszło gładko.
– Zastanówmy się jeszcze raz.
– Nie ma nad czym. Paul, ten z Brukseli, na pewno nic nie widział. Spadł z krzesła i leżał na podłodze, dopóki całe zamieszanie się nie skończyło. A Claude… to ten, który próbował nas zatrzymać, pamiętasz?… więc z początku Claude sądził, że ta kobieta na scenie to ja, ale zanim znalazł policjanta, został tak poturbowany w tym ścisku, że musiano go zawieźć do szpitala…
– A kiedy doszedł do siebie, ogarnęły go wątpliwości – wtrącił Jason, przywołując jej wcześniejsze słowa.
– Tak. Podejrzewam, że Claude wiedział, po co naprawdę przyjechałam na konferencję. Nie wydaje mi się, żeby mój referat go zmylił. A jeśli wiedział, to tym bardziej wolał się trzymać ode mnie z daleka.
Bourne podniósł filiżankę kawy.
– Wyjaśnij mi to jeszcze raz. Przyjechałaś obserwować zawiązujące się sojusze?
– Raczej szukać ich śladów. Nikt się przecież otwarcie nie przyzna, że grupy finansowe w jego kraju wchodzą w tajne porozumienia z grupami finansowymi innych krajów, żeby opanować kanadyjski rynek surowcowy. Ale można się sporo dowiedzieć patrząc, kto się z kim spotyka na drinka albo kto kogo zaprasza na kolację. Czasem ktoś się zdradzi jakimś głupim posunięciem, na przykład podchodzi do ciebie delegat z Rzymu, facet, o którym wiesz, że jest na usługach Angellego, i pyta, czy rząd w Ottawie bardzo rygorystycznie przestrzega praw celnych.
– Chyba wciąż nie rozumiem.
– A powinieneś, bo Stany Zjednoczone są bardzo czułe na tym punkcie. Kto czym zawiaduje? Ile banków amerykańskich uzależnionych jest od pieniędzy OPEC-u? W jakim stopniu różne gałęzie przemysłu należą do europejskich i japońskich konsorcjów? Ile setek tysięcy akrów ziemi kupiono za pieniądze napływające z Anglii, Włoch i Francji? Wszyscy się tym przejmujemy.
– Naprawdę? Roześmiała się.
– Naprawdę. Nic tak silnie nie wywołuje nastrojów nacjonalistycznych jak świadomość, że ojczyzna znajduje się w rękach obcego kapitału. Można przywyknąć do myśli o przegranej wojnie, bo to jedynie znaczy, że wróg był potężniejszy, ale utrata gospodarki oznacza, że wróg jest mądrzejszy. Okupacja trwa wówczas dłużej i dłużej leczą się rany.
– Często o tym myślisz, prawda?
Na moment z oczu kobiety znikła wesołość.
– Tak – odpowiedziała z powagą. – Bo to są bardzo ważne sprawy.
– Odkryłaś coś w Zurychu?
– Żadnych rewelacji. Ale pieniędzy jest od cholery i różne syndykaty próbują je inwestować wszędzie tam, gdzie machina biurokratyczna przymyka oko na podobne sprawy.
– W tym telegramie, który dostałeś, Peter napisał, że twoje codzienne sprawozdania są pierwszorzędne. Co miał na myśli?
– Dowiedziałam się, że bardzo dziwni partnerzy wchodzą w układy, żeby za pośrednictwem podstawionych firm kanadyjskich skupować akcje kanadyjskich przedsiębiorstw. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo niewiele byś z tego zrozumiał.
– A ja nie chcę być wścibski, ale coś mi się wydaje, że i mnie podejrzewasz o takie działanie. Niekoniecznie wymierzone w Kanadę, lecz…
– Nie wykluczam tej możliwości; zresztą wiele na to wskazuje. Mogłeś pracować w jakimś konsorcjum zajmującym się wszelkiego rodzaju nielegalnymi transakcjami. Akurat tego typu rzecz jestem w stanie dyskretnie sprawdzić, ale wolę nie wysyłać telegramu. Będzie lepiej, jeśli porozumiem się telefonicznie.
– A jednak jestem wścibski… jak chcesz to sprawdzić?
– Jeżeli Treadstone-71 to utajniona filia jakiegoś międzynarodowego koncernu, istnieją sposoby, żeby dowiedzieć się którego. Kiedy znajdziemy się w Paryżu, zadzwonię do Petera z centrum telefonicznego. Powiem mu, że natknęłam się na nazwę Treadstone-71, która nie daje mi spokoju; niech przeprowadzi nieoficjalne dochodzenie i czeka na mój kolejny telefon.
– Jeśli odkryje…
– Jeśli Treadstone istnieje, na pewno coś odkryje.
– W porządku, wówczas skontaktuję się z tymi upoważnionymi dyrektorami i ujawnię się.
– Tylko bardzo ostrożnie. Przez pośredników. Choćby przeze mnie.
– Dlaczego ostrożnie?
– Ze względu na to, co zrobili, a raczej to, czego nie zrobili.
– To znaczy?
– Przez pół roku nie próbowali nawiązać z tobą żadnego kontaktu.
– Tego nie wiemy, nie możemy być pewni.
– A bank? Te nietknięte miliony dolarów nieznanego pochodzenia, którymi najwyraźniej nikt się nie interesował? Coś mi tu nie gra, Jasonie. Wygląda to tak, jakby nie chciano się do ciebie przyznać. Jakbyś popełnił duży błąd.
Bourne oparł się wygodniej; patrząc na swoją obandażowaną dłoń, przypomniał sobie, jak mu ją miażdżono kolbą w samochodzie pędzącym po Steppdeckstrasse. Podniósł wzrok i spojrzał na Marie.
– A więc twoim zdaniem, jeśli dyrektorzy Treadstone nie chcą się do mnie przyznać, to dlatego, że uważają, iż popełniłem jakiś poważny błąd?
– Niewykluczone. Może myślą, że wplątałeś ich w nielegalną transakcję o charakterze kryminalnym, która będzie ich kosztować wiele milionów dolarów, że może nawet dojść do konfiskaty całego mienia ich zagranicznych filii przez rozgniewane rządy obcych państw? Albo uważają, że nieświadomie przyłączyłeś się do jakiejś międzynarodowej mafii przestępczej? Wszystko jest możliwe. To by tłumaczyło, dlaczego trzymają się z dala od banku. Nie chcą, żeby ktokolwiek posądził ich o współudział.
– Czyli bez względu na to, czego dowie się twój przyjaciel, wciąż będę w punkcie wyjściowym.