Gdy teraz chwycił się nadburcia i podciągnął na pokład kutra, poczuł ukłucie niemal paraliżującego strachu. Przegrał kiedyś w takiej samej sytuacji. Poczuł się nagle odsłonięty, jakby nosił tamtą porażkę na rękawie. Omal nie stracił odwagi, ale w wyobraźni zobaczył Chana i przypomniał sobie pytanie, które mu zadał, kiedy spotkali się pierwszy raz: "Kim jesteś?" Przypomniał go sobie klęczącego w stacji grzewczej hotelu i wydało mu się, że Chan odłożył na bok nie tylko kałasznikowa, lecz również jakąś część swojego gniewu.
Wziął głęboki oddech, skoncentrował się na czekającym go zadaniu i ruszył przed siebie. Kapitan i jego zastępca byli zajęci w sterówce. Wyłączył ich z akcji bez wielkiego trudu. Wokół nie brakowało lin. Kiedy wiązał im ręce za plecami, usłyszał za sobą głos Spalki:
– Lepiej znajdź kawałek liny dla siebie.
Bourne był przykucnięty. Dwaj marynarze leżeli na boku plecami do siebie. Jason niepostrzeżenie wyciągnął nóż sprężynowy. I natychmiast zrozumiał, że popełnił fatalny błąd. Zastępca kapitana był odwrócony tyłem do niego, ale kapitan zobaczył, że Bourne jest uzbrojony. Spojrzał mu w oczy i – o dziwo – nie wydał żadnego dźwięku ani nie zrobił żadnego ruchu, żeby ostrzec Spalkę. Zamiast tego zamknął oczy, jakby spał.
– Wstań i odwróć się – rozkazał Spalko.
Boume wykonał polecenie, chowając prawą rękę za udem. Spalko miał na sobie świeżo odprasowane dżinsy i gruby czarny sweter z golfem. Stał na rozstawionych nogach z ceramicznym pistoletem Bourne'a w ręku. Jason znów doznał dziwnego uczucia, że jest gdzie indziej. Spalko miał teraz nad nim przewagę, jak przed laty Carlos. Musiał tylko nacisnąć spust, żeby Bourne dostał i wpadł do wody. Ale tym razem, w zimnym północnym Atlantyku, nie byłoby ratunku, jak kiedyś w ciepłym Morzu Śródziemnym. Szybko by zamarzł i utonął.
– Chyba nie chcesz umrzeć, Bourne?
Bourne zaatakował przy trzasku otwierającego się noża sprężynowego. Zaskoczony Spalko nacisnął spust o wiele za późno. Ostrze przebiło mu bok i pocisk zagwizdał nad wodą. Spalko stęknął i zdzielił Bourne'a lufą w policzek. Obaj zalali się krwią. Pod Spalką ugięło się lewe kolano, ale Bourne runął na pokład.
Spalko kopnął go wściekle w złamane żebra, niemal pozbawiając przytomności. Wyrwał nóż z ciała i cisnął do morza. Potem schylił się i zawlókł Bourne'a do burty. Kiedy Jason się poruszył, uderzył go na odlew wierzchem dłoni, podciągnął mniej więcej do pozycji pionowej i przechylił przez nadburcie. Bourne na przemian odzyskiwał i tracił przytomność, ale bliskość czarnej lodowatej wody ocuciła go na tyle, że zdał sobie sprawę, iż jest o krok od śmierci. To się znów działo, jak wiele lat temu. Był taki obolały, że ledwo mógł oddychać, ale musiał myśleć o swoim życiu – obecnym życiu, nie tamtym, które mu odebrano. Nie mógł pozwolić, żeby znów mu je wydarto.
Kiedy Spalko napiął mięśnie, żeby wyrzucić go za burtę, Bourne z całej siły kopnął. Podeszwą buta trafił Spalkę w szczękę. Czeczen złapał się za twarz i zatoczył do tyłu. Wtedy Bourne rzucił się na niego. Spalko nie zdążył strzelić; uderzył go kolbą w ramię. Bourne zachwiał się z bólu, ale zdołał wbić palce w roztrzaskaną szczękę Spalki. Tym go na moment obezwładnił. Wyrwał mu broń, przystawił lufę do gardła i nacisnął spust.
Dźwięk nie był głośny, ale siła uderzenia pocisku poderwała Spalkę z pokładu i odrzuciła za burtę. Wpadł głową do morza.
Przez chwilę unosił się na powierzchni twarzą w dół i kołysał tam i z powrotem na niestrudzonych falach. Potem poszedł pod wodę, jakby wciągnęło go w głębiny coś wielkiego o potężnej sile.
Martin Lindros spędził dwadzieścia minut przy telefonie, słuchając informacji Ethana Hearna o słynnym Stiepanie Spalko. Wszystkie były rewelacyjne i upłynęło trochę czasu, zanim je przyswoił. Najbardziej zainteresowała go wiadomość o elektronicznym przelewie z jednej z wielu fikcyjnych firm Spalki w Budapeszcie na zakup broni od nielegalnie działającej rosyjskiej firmy z Wirginii, którą zlikwidował detektyw Harris.
Godzinę później Lindros miał dwa wydruki elektronicznych akt, które Hearn przesłał mu e- mailem. Wsiadł do samochodu i pojechał do domu dyrektora. W nocy Starego zmogła grypa. Musi z nim być źle, myślał Lindros, skoro nie przyszedł do biura mimo kryzysu w czasie szczytu.
Kierowca zatrzymał samochód służbowy przed wysoką żelazną bramą, wychylił się przez okno i wcisnął przycisk domofonu. Cisza. Lindros zaczął się zastanawiać, czy Stary nie poczuł się lepiej i nie pojechał do biura, nikomu nic nie mówiąc.
Nagle w domofonie zatrzeszczał wiecznie niezadowolony głos. Kierowca zaanonsował Lindrosa. Brama otworzyła się bezszelestnie i w chwilę potem Lindros zastukał mosiężną kołatką do drzwi. W progu stanął dyrektor CIA. Miał pomarszczoną twarz i potargane włosy. Był w grubym szlafroku na pasiastej piżamie i w rannych pantoflach.
– Chodź, chodź, Martin – powiedział i odwrócił się, nie czekając, aż Lindros przestąpi próg. Lindros wszedł i zamknął za sobą drzwi. Stary poczłapał do gabinetu na lewo. W domu panowały ciemności, jakby ni kogo nie było.
Lindros wszedł do przestronnego pokoju z zielonymi ścianami, kremowym sufitem, wielkimi skórzanymi fotelami i sofą. Telewizor wśród półek z książkami wbudowanych w ścianę był wyłączony. Przy wszystkich poprzednich wizytach Lindrosa w tym pokoju był nastawiony na CNN, z dźwiękiem lub bez.
Stary usiadł ciężko w swoim ulubionym fotelu. Na stoliku przy jego prawym łokciu stało duże pudełko chusteczek higienicznych i buteleczki aspiryny, Tylenolu Cold amp; Sinus, NyQuilu, Vicks VapoRub, Coricidinu, DayQuilu i syropu na kaszel.
– Co to jest, szefie? – spytał Lindros.
– Nie wiedziałem, co mi pomoże – odrzekł dyrektor – więc wyjąłem wszystko z apteczki.
Lindros dostrzegł butelkę bourbona i szklankę. Zmarszczył brwi.
– Co się dzieje, szefie? – Wyciągnął szyję, żeby wyjrzeć przez otwarte drzwi gabinetu. – Gdzie jest Madeleine?
– Madeleine? – Stary uniósł szklankę i wypił łyk whisky. – Pojechała do Phoenix do swojej siostry.
– I zostawiła pana samego? – Lindros zapalił lampę. Stary zamrugał jak sowa. – A kiedy wróci?
– Hmm… – mruknął Stary, jakby rozważał słowa swojego zastępcy. – Problem w tym, Martin, że nie wiem, kiedy wróci.
– Co się stało, szefie? – zapytał z niepokojem Lindros.
– Odeszła ode mnie. Przynajmniej tak myślę. – Stary miał niewidzące spojrzenie, kiedy opróżniał szklankę bourbona. Zacisnął mokre wargi, jakby się zdziwił. – Skąd człowiek ma wiedzieć takie rzeczy?
– Rozmawialiście?
– Czy rozmawialiśmy? – Stary ocknął się nagle. Patrzył przez moment na Lindrosa. – Nie. Nie rozmawialiśmy o tym wszystkim.
– Więc skąd pan wie?
– Myślisz, że sobie to ubzdurałem, co? Burza w szklance wody. – Oczy dyrektora na chwilę ożyły i w jego głosie natychmiast zabrzmiały ledwo tłumione emocje. – Ale zniknęły jej rzeczy osobiste. Bez nich ten dom jest cholernie pusty.
Lindros usiadł.
– Współczuję panu, szefie, ale mam coś…
– Być może nigdy mnie nie kochała, Martin. – Stary sięgnął po butelkę. – Ale skąd człowiek ma znać taką tajemnicę?
Lindros pochylił się i delikatnie zabrał mu bourbona. Stary nie wydawał się zaskoczony.
– Jeśli pan chce, szefie, popracuję nad tym dla pana.
Stary lekko skinął głową.
– Dobra.
Lindros odstawił butelkę.
– Ale na razie mamy inną pilną sprawę do omówienia. – Położył na stoliku akta od Ethana Hearna.
– Co to jest, Martin? Nie jestem teraz w stanie niczego czytać.
– Więc panu opowiem – odrzekł Lindros.
Kiedy skończył mówić, w domu zapadła dzwoniąca cisza. Po jakimś czasie Stary spojrzał na swojego zastępcę załzawionymi oczami.
– Dlaczego Alex to zrobił, Martin? Dlaczego złamał wszystkie zasady i porwał jednego z naszych ludzi?
– Myślę, że dostał cynk, na co się zanosi. Bał się Spalki. Jak się okazało, nie bez powodu.
Stary westchnął i odchylił głowę do tyłu.
– Więc to jednak nie była zdrada.
– Nie, szefie.
– Dzięki Bogu.
Lindros odchrząknął.
– Szefie, trzeba natychmiast odwołać wyrok na Bourne'a i ktoś musi z nim pogadać.
– Tak, oczywiście. Uważam, że ty się do tego najlepiej nadajesz, Martin.
– Tak jest, szefie. – Lindros wstał.
– Dokąd się wybierasz?
– Do komisarza policji stanowej w Wirginii. Chcę mu podrzucić drugą kopię tych akt. Zamierzam nalegać, żeby detektywa Harrisa przywrócono do służby z rekomendacją od nas. A co do pani doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego…
Stary wziął akta i pogładził je lekko. Ożywił się trochę, jego twarz odzyskała normalny kolor.
– Daj mi czas do jutra, Martin. – W jego oczach znów pojawił się dawny błysk. – Wymyślę coś odpowiedniego. – Roześmiał się po raz pierwszy od bardzo dawna. – Kara musi pasować do zbrodni, mam rację?
Chan był z Zina do końca. Ukrył NX 20 i jego straszliwy, zabójczy pocisk. Kiedy w stacji grzewczej zaroiło się od ludzi z sił bezpieczeństwa, uznali go za bohatera. Nic nie wiedzieli o broni biologicznej ani o nim.
Czuł się dziwnie. Trzymał za rękę umierającą młodą kobietę, która nie mogła mówić i ledwo oddychała, a jednak wyraźnie nie chciała go puścić. Może po prostu nie chciała umrzeć.
Kiedy Hull i Karpow uświadomili sobie, że Zina jest o krok od śmierci i nie dostarczy im żadnych informacji, przestali się nią interesować i zostawili ją samą z Chanem. A on, choć przyzwyczajony do śmierci, doznawał czegoś nieoczekiwanego. Każdy trudny i bolesny oddech Ziny był jej całym życiem. Widział to w jej oczach. Tonęła w ciszy, pogrążała się w ciemność. Nie mógł na to pozwolić.
Jej cierpienie sprawiło, że na powierzchnię wypłynęło jego własne i opowiedział jej o swoim życiu: o porzuceniu, uwięzieniu go przez wietnamskiego przemytnika broni, uczenia się na pamięć wersetów Biblii pod okiem misjonarza i o politycznym praniu mózgu, które robił mu jego rozmówca z Czerwonych Khmerów. A potem wyjawił jej najbardziej bolesny sekret.