Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nacisnął spust pistoletu pneumatycznego, ale strażnik, który widział, co stało się z jego towarzyszem, uskoczył w bok, przeturlał się i celnym kopnięciem wytrącił Chanowi broń, jednocześnie chwytając pistolet maszynowy nieprzytomnego kolegi. Chan przydepnął jego dłoń obcasem, próbując go zmusić do wypuszczenia kolby. Znów rozległ się terkot karabinów. Ochroniarze na drugim piętrze ponownie zaczęli strzelać.

Wykorzystując zamieszanie, strażnik odepchnął nogę Chana i wyłuskał mu spod stopy pistolet. Kiedy oddał strzał, Chan zeskoczył z dachu kabiny i zaczął zsuwać się wzdłuż ściany szybu, aż natrafił na wyciągnięte ramię hamulca awaryjnego. Kuląc się przed gradem rykoszetujących kul, zaczął manipulować przy mechanizmie hamulca. Strażnik na górze ruszył za nim i teraz położył się na dachu windy, mierząc w Chana z pistoletu maszynowego. Kiedy zaczął strzelać, Chanowi udało się zwolnić hamulec. Kabina runęła w dół, zabierając ze sobą zszokowanego strażnika.

Chan skoczył, chwytając się najbliższej liny, i zaczął się wspinać na górę. Gdy dotarł do trzeciego piętra i podłączył generator prądu zmiennego do zamka magnetycznego, kabina uderzyła o dno szybu. Wstrząs poluzował klapę włazu, detonując ładunek C4. Skłębiony ogień eksplozji buchnął w górę właśnie w momencie, kiedy zamek ustąpił i Chan wygramolił się na zewnątrz.

Przedsionek trzeciego piętra był wyłożony kremowym marmurem. Kinkiety z matowego szkła dostarczały łagodnego, rozproszonego światła. Gdy Chan podniósł się z posadzki, kilka metrów przed sobą ujrzał Annakę, która widząc go, rzuciła się do ucieczki. Była najwyraźniej zaskoczona i trochę wystraszona. Ani ona, ani Spalko nie spodziewali się, że dotrze aż tutaj. Ruszając za nią w pogoń, zaśmiał się pod nosem. Nie mógł ich winić; dokonał naprawdę niezwykłej sztuki.

Annaka wbiegła do jakiejś sali, zatrzasnęła za sobą drzwi, Chan usłyszał zgrzyt zamykanego zamka. Wiedział, że musi przede wszystkim dotrzeć do Bourne'a i Spalki, lecz Annaka stanowiła zagrożenie, którego nie mógł zignorować. Jeszcze zanim dopadł drzwi, miał w ręku zestaw wytrychów. Jednym z nich w niespełna piętnaście sekund sforsował zamek. Annaka ledwo zdążyła dotrzeć do następnych drzwi. Rzuciła mu przerażone spojrzenie i wybiegła z pokoju, zatrzaskując je za sobą.

Poniewczasie zrozumiał, że wyraz jej twarzy powinien był wzbudzić jego czujność. Annaka nigdy nie okazywała lęku. Zaniepokoił go jednak wygląd pokoju, w którym się znalazł. Był pozbawiony sprzętów i okien, świeżo pomalowany białą farbą, jakby nie został wykończony. Lecz reakcja przyszła zbyt późno. Usłyszał cichy syk. Podniósł wzrok i zobaczył otwory wentylacyjne, przez które wydobywał się gaz. Wstrzymawszy oddech, dopadł drzwi, za którymi zniknęła Annaka. Z wytrychem w dłoni usiłował otworzyć zamek, ale bez skutku. Zaryglowane od drugiej strony, pomyślał, biegnąc z powrotem do drzwi, którymi wszedł. Nacisnął klamkę i zdał sobie sprawę, że również zostały zaryglowane.

Gaz zaczął wypełniać zamknięty pokój. Chan znalazł się w pułapce.

Oprócz pustego talerza i kryształowego kieliszka po bordeaux Stiepan Spalko poukładał przedmioty zabrane Bourne'owi: ceramiczny pistolet, telefon komórkowy Conklina, nóż sprężynowy i zwitek banknotów.

Bourne, obity i zakrwawiony, od wielu godzin pogrążony był w medytacji delta. Wprowadził się w ten stan, aby przetrwać fale dotkliwego bólu, które rozlewały się po jego ciele za każdym razem, gdy Spalko stosował któryś ze swoich wymyślnych przyrządów, lecz również po to, by zachować wewnętrzne siły i zneutralizować obezwładniające działanie tortur.

Wspomnienia Marie, Alison i Jamiego rozbłyskiwały w jego oczyszczonym umyśle niczym błędne ogniki, lecz jeszcze częściej przypominały mu się lata spędzone w skąpanym w słońcu Phnom Penh. Jego umysł, wyciszony i wprowadzony w stan niezmąconego spokoju, ożywił Dao, Alyssę i Joshuę. Bourne rzucał piłkę do Joshui, ucząc go, jak się obchodzić z rękawica bejsbolową, którą przywiózł mu ze Stanów. Nagle syn odwrócił się do niego i zapytał: "Dlaczego starałeś się nas powielić? Dlaczego nas nie ocaliłeś?" Bourne zawahał się na moment. Wtem ujrzał twarz Chana. Widział go tak wyraźnie, jakby stał tuż przed nim. Chan otworzył usta i powiedział: "Próbowałeś powielić Joshuą i Alyssę, zastąpić ich nowymi dziećmi. Nawet ich imiona zaczynają się na te same litery".

Nagle zapragnął wyrwać się z medytacji, porzucić fortecę, którą wzniósł, by obronić się przed torturami Spalki, byle tylko uciec przed tą oskarżycielską twarzą, przed tym miażdżącym poczuciem winy.

Wina.

Właśnie od niej uciekał. Odkąd Chan powiedział mu, kim naprawdę jest, uciekał od prawdy tak samo, jak uciekł z Phnom Penh. Myślał, że ucieka przed tragedią, która go spotkała, lecz w rzeczywistości uciekał przed nieznośnym ciężarem winy. Nie potrafił ochronić swojej rodziny, gdy ta najbardziej go potrzebowała. Zatrzasnąwszy drzwi przed prawdą, uciekł.

Na Boga, w tym sensie był – dokładnie tak jak powiedziała Annaka – tchórzem.

Gdy Bourne przypatrywał mu się przekrwionymi oczami, Spalko schował do kieszeni pieniądze i wziął pistolet.

– Wykorzystałem pana, żeby zmylić światowe organizacje wywiadowcze. Dobrze mi się pan w tym przysłużył. – Wycelował pistolet w Bourne'a, mierząc mu prosto między oczy. – Ale już pana nie potrzebuję. – Jego palec zacisnął się na spuście.

W tej chwili do pokoju weszła Annaka.

– Chan przedostał się na nasze piętro – powiedziała.

Spalko nie krył zdziwienia.

– Słyszałem eksplozję. Nie zginął w windzie?

– Jakimś sposobem udało mu się spuścić windę na dół. Wybuchła w podziemiach.

– Na szczęście ostatni ładunek broni został już wyekspediowany. – Dopiero teraz obrócił ku niej wzrok. – Gdzie jest teraz Chan?

– Uwięziony w zamkniętym pokoju. Czas iść.

Spalko kiwnął głową. Nie pomyliła się co do umiejętności Chana. Miał rację, popierając ich zażyły związek. Annaka zdołała poznać Chana lepiej, niż się spodziewał. Teraz jednak spojrzał na Bourne'a, przekonany, że nie skończył z nim jeszcze porachunków.

– Stiepanie. – Annaka położyła mu dłoń na ramieniu. – Samolot czeka. Musimy mieć czas, żeby opuścić budynek dyskretnie. Zabezpieczania przeciwpożarowe są włączone, a tlen został już wypompowany z szybu windy, więc nie ma ryzyka poważniejszych szkód. Ale w recepcji musi być jeszcze ogień, a lada chwila nadjadą wozy strażackie.

Pomyślała o wszystkim. Spalko popatrzył na nią z uznaniem. Potem, bez żadnego ostrzeżenia, zamachnął się i zdzielił Bourne'a ceramicznym pistoletem w głowę.

– Wezmę to cacko na pamiątkę naszego pierwszego i ostatniego spotkania.

Razem z Annaka wyszedł z pokoju.

Leżąc płasko na brzuchu, Chan rozkuwał ścianę małym łomem z zestawu narzędzi, które zamówił u Oszkara. Oczy piekły go i łzawiły od gazu, a płuca rozdymały się boleśnie od braku tlenu. Miał jeszcze tylko parę sekund, zanim zemdleje, a wegetatywny układ nerwowy przejmie kontrolę nad ciałem i gaz przedostanie się w głąb organizmu.

Oderwał jednak kawałek ściany i natychmiast poczuł chłodny powiew z pomieszczenia po drugiej stronie. Wetknął nos w szczelinę i odetchnął świeżym powietrzem. Potem pospiesznie przygotował mały ładunek plastiku C4, w który zaopatrzył go Oszkar.

Zbliżywszy po raz drugi nos do szpary, wziął głęboki oddech i umieścił w niej ładunek, wpychając go głęboko. Następnie wycofał się w odległy kąt pokoju i przycisnął guzik pilota.

Siła wybuchu zawaliła potężną część muru. Nie czekając, aż opadnie kurz i dym, Chan przeskoczył przez dziurę i wbiegł do sypialni Stiepana Spalki.

Promienie słońca wpadały przez okna, w dole skrzyły się wody Dunaju. Chan pootwierał wszystkie okna, żeby wywietrzyć pokój z gazu. Od razu usłyszał syreny, a spojrzawszy w dół, zobaczył wozy strażackie, samochody policyjne i falujący tłum ludzi. Cofnął się i powiódł wzrokiem dookoła, orientując się w przestrzeni na podstawie planów architektonicznych, które widział na ekranie komputera u Hearna.

Ustawił się przodem do tajemniczego pustostanu i zobaczył ścianę wyłożoną lśniącymi drewnianymi panelami. Zaczął opukiwać po kolei każdą płytę. Przy trzeciej usłyszał głuchy odgłos. Nacisnął ją i zakamuflowane drzwi ustąpiły.

Wszedł do pomieszczenia z czarnymi betonowymi ścianami i białymi kafelkami na podłodze i stanął przed zakrwawionym, ciężko pobitym Jasonem Bourne'em. Bourne siedział przywiązany do metalowego fotela dentystycznego, na posadzce wokół czerwieniły się plamy krwi. Był nagi od pasa w górę. Jego ramiona, barki, pierś i plecy pokrywały opuchnięte rany i sińce.

Bourne uniósł głowę i popatrzył na Chana z miną zranionego byka – krwawiącego, ale nieuległego.

– Słyszałem drugą eksplozję – powiedział ochrypłym głosem. – Myślałem, że zginąłeś.

– Zawiedziony? – Chan wyszczerzył zęby. – Gdzie on jest? Gdzie Spalko?

– Obawiam się, że przyszedłeś za późno. Wyjechał, a Annaka Vadas razem z nim.

– Od początku dla niego pracowała. Próbowałem cię ostrzec w klinice, ale nie chciałeś słuchać.

Bourne westchnął i zacisnął powieki, jakby próbował nie przyjąć do siebie tej nagany.

– Nie miałem czasu.

– Na słuchanie nigdy go nie masz.

Chan zbliżył się do Bourne'a. Ścisnęło go w gardle. Wiedział, że powinien ruszyć w pogoń, lecz coś go powstrzymywało. Spojrzał jeszcze raz na rany zadane przez Spalkę.

– Zabijesz mnie teraz – powiedział Bourne takim tonem, jakby stwierdzał oczywisty fakt.

Chan wiedział, że nigdy nie nadarzy mu się lepsza okazja. Mroczna istota, którą karmił i hodował w swoim wnętrzu, którą stała się jego jedynym towarzyszem, żywiąc się codziennie jego nienawiścią i zatruwając umysł gniewem, nie chciała odpuścić. Nakazywała mu zabić Bourne'a i niewiele brakowało, by owładnęła nim zupełnie. Czuł morderczy impuls promieniujący z podbrzusza i płynący do ramienia. Omijał jednak serce i dlatego Chan nie poddał się jego sile.

Gwałtownie odwrócił się i ruszył z powrotem do luksusowej sypialni Spalki. Chwilę później wrócił ze szklanką wody i garścią buteleczek, które zabrał z łazienki. Przystawił szklankę do ust Bourne'a, przychylając ją powoli, aż spłynęła z niej ostatnia kropla. Porozpinał pasy, uwalniając Bourne'a z pęt.

75
{"b":"97655","o":1}