Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rodzina Youngów zebrała się w parterowym domu GaoLing i Edmunda w Saratodze. Ciocia Gal miała na szyi hawajskie lei z jedwabnych kwiatów i była ubrana w suknię muumuu haftowaną w kwiaty hibiskusa, odpowiednią do uczty hawajskiej luau, głównego punktu przyjęcia. Wyj Edmund miał na sobie koszulę w ukulele. Oboje właśnie wrócili ze swojego dwunastego rejsu na Hawaje. LuLing, Art, Ruth i różni kuzyni siedzieli nad basenem za domem – albo na lanai, jak nazywała tę część ciocia Gal – gdzie wuj Edmund rozpalił grilla, aby upiec tyle kawałków żeberek, by wszystkich gości przyprawić o niestrawność. Nad rzeźbionymi pochodniami na gaz unosiło się ciepło, sprawiając, że powietrze wydawało się łagodne i przyjemne. Jednak dzieci nie dały się na to nabrać. Uznały, że na basen jest za zimno, więc zaimprowizowały mecz piłki nożnej na trawniku. Co kilka minut musiały wyławiać piłkę z wody siatką na długim uchwycie.

– Za dużo plusku – narzekała LuLing.

Kiedy GaoLing poszła do kuchni przygotować ostatnie przystawki, Ruth ruszyła za nią. Od dawna czekała na okazję by porozmawiać z ciotką na osobności.

– Zobacz, jak się robi herbaciane jajka – powiedziała ciocia Gal, gdy Ruth obierała ugotowane na twardo jaja. – Trzeba wziąć dwie szczypty liści czarnej herbaty. Musi być czarna, nie zielona japońska ani żadna ziołowa, jaką wy, dzieci, pijecie na różne dolegliwości. Włóż liście do gazy i mocno zawiąż. Teraz włóż ugotowane jajka do garnka razem z liśćmi herbaty, dodaj pół filiżanki sosu sojowego na dwadzieścia jajek i sześć nasion badianu – ciągnęła GaoLing. Wsypała do garnka sporą ilość soli. Swoją długowieczność musiała zawdzięczać cechom genetycznym, na pewno nie diecie. – Gotuj przez godzinę – powiedziała, stawiając garnek na wolnym ogniu. – Kiedy byłaś małą dziewczynką, uwielbiałaś takie jajka. Nazywaliśmy je jajkami na szczęście. Dlatego twoja mama i ja zawsze je robiłyśmy. To przysmak wszystkich dzieci. Ale pewnego razu zjadłaś pięć i rozchorowałaś się. Nabrudziłaś mi na kanapę. Potem mówiłaś, żadnych jajek, już nigdy więcej. Rok później nie chciałaś ich jeść. Ale potem jajka znowu były pyszne, mniam – mniam.

Ruth w ogóle tego nie pamiętała. Zastanawiała się, czy GaoLing nie myli jej ze swoją córką. Czyżby ciotka też zaczynała cierpieć na demencję?

Ciocia Gal wyciągnęła z lodówki miseczkę sparzonego selera, pokrojonego w paski. Nie zawracając sobie głowy odmierzaniem, skropiła seler olejem sezamowym i sosem sojowym, cały czas mówiąc, jak gdyby występowała w telewizyjnym programie kulinarnym.

– Tak sobie myślałam, że kiedyś mogę napisać książkę. Mam nawet tytuł: “Kulinarna droga do Chin" – jak sądzisz, dobry? Proste przepisy. Może pomogłabyś mi napisać, gdybyś miała chwilkę. Oczywiście, większość słów mam w głowie, tutaj. Chcę tylko, żeby ktoś je spisał. Zapłaciłabym ci, nie ma znaczenia, że jestem twoją ciocią.

Ruth nie miała ochoty kontynuować tego wątku.

– Robiłaś takie same jajka, kiedy mieszkałaś z mamą w sierocińcu?

GaoLing przestała mieszać. Uniosła głowę.

– Ach, matka mówiła ci o tym domu? – Spróbowała kawałek selera i dodała więcej sosu sojowego. – Przedtem nie chciała nikomu mówić, dlaczego poszła do szkoły w sierocińcu. – GaoLing umilkła, zaciskając usta, jak gdyby wyjawiła za dużo.

– Masz na myśli to, że jej matką była Droga Ciocia? GaoLing cmoknęła.

– Ach, a więc ci powiedziała. To dobrze, cieszę się. Lepiej powiedzieć prawdę.

– Wiem też, że obie z mamą jesteście pięć lat starsze, niż wszyscy myśleliśmy. I że twoje prawdziwe urodziny przypadają cztery miesiące wcześniej, tak?

GaoLing próbowała się roześmiać, ale zdawało się, że szuka wykrętu.

– Zawsze chciałam być uczciwa. Ale twoja mama bała się wielu rzeczy – och, mówiła, że władze odeślą ją do Chin, jeżeli się dowiedzą, że nie jest moją prawdziwą siostrą. I może Edwin nie ożeniłby się z nią, bo była za stara. Poza tym mogłabyś się wstydzić, gdybyś wiedziała, że twoją babką była niezamężna kobieta z okaleczoną twarzą, traktowana przez wszystkich jak służąca. A ja? Przez te lata zaczęłam myśleć nowocześniej. Dawne tajemnice? Nikt się tu nimi nie przejmuje! Niezamężna matka? Tak jak Madonna. Ale twoja mama ciągle błagała: “Nie, przyrzeknij, że nikomu nie powiesz".

– Ktoś jeszcze o tym wie? Wuj Edmund, Sally, Billy?

– Nie, nie, nikt. Przyrzekłam twojej matce… Oczywiście, wuj Edmund wie. Nie mamy przed sobą tajemnic. Mówię mu o wszystkim… No, nie wie o moim wieku. Ale nie skłamałam. Po prostu zapomniałam. Naprawdę! Nie czuję się nawet na siedemdziesiąt siedem lat. Najwyżej na sześćdziesiąt. Ale teraz mi przypomniałaś, że jestem jeszcze starsza – to ile mam?

– Osiemdziesiąt dwa.

– Wa. – Ramiona jej opadły, kiedy się nad tym zamyśliła. – Osiemdziesiąt dwa. To tak, jakby się okazało, że mam mniej pieniędzy na koncie.

– I tak wyglądasz na dwadzieścia lat mniej. Mama także. Nie martw się, nikomu nie powiem, nawet wujowi Edmundowi. Zabawne, kiedy w zeszłym roku powiedziała lekarzowi, że ma osiemdziesiąt dwa lata, pomyślałam, że coś złego dzieje się z jej umysłem. Potem okazało się, że jest chora na chorobę Alzheimera, ale nie myliła się co do swojego wieku. Po prostu zapomniała skłamać…

– Nie skłamać – poprawiła ją GaoLing. – To była tajemnica.

– To właśnie mam na myśli. Nie wiedziałabym, ile ma lat, gdybym nie przeczytała jej zapisków.

– Napisała o tym – o swoim wieku?

– O wielu rzeczach, zapisała taki gruby plik kartek. To coś w rodzaju historii jej życia, wszystko, o czym nie chciała zapomnieć. O czym nie chciała mówić. O swojej matce, sierocińcu, swoim pierwszym mężu, twoim.

Ciocia Gal czuła się chyba coraz bardziej nieswojo.

– Kiedy to napisała?

– Zapewne siedem czy osiem lat temu, kiedy prawdopodobnie zaczęła się niepokoić, że coś złego dzieje się z jej pamięcią. Jakiś czas temu dała mi część zapisków, ale były po chińsku, więc nigdy nie miałam czasu, żeby zacząć to czytać. Kilka miesięcy temu znalazłam tłumacza.

– Dlaczego nie poprosiłaś mnie? – GaoLing udawała urażoną. – Jestem twoją ciocią, a ona jest moją siostrą. Jesteśmy spokrewnione, mimo że nie miałyśmy tej samej matki.

W rzeczywistości Ruth bała się, że matka mogła napisać kilka niepochlebnych uwag na temat GaoLing. Przyszło jej teraz do głowy, że GaoLing mogłaby ocenzurować fragmenty dotyczące jej własnych tajemnic, na przykład małżeństwa z narkomanem.

– Nie chciałam robić ci kłopotu – odrzekła Ruth. Ciotka pociągnęła nosem.

– A od czego są krewni, jeśli nie od kłopotów?

– To prawda.

– Dobrze wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Masz ochotę na chińskie jedzenie, zaraz ci ugotuję. Przetłumaczyć chińskie pismo, proszę bardzo. Chcesz, żebym została z twoją mamą, nie musisz pytać, po prostu ją przywieź.

– Pamiętasz naszą rozmowę o przyszłych potrzebach mamy? Odwiedziliśmy z Artem jedno miejsce, Dworek Mira Mar, to dom stałego pobytu z opieką, naprawdę ładny. Personel czuwa dwadzieścia cztery godziny na dobę, organizują zajęcia, mają pielęgniarkę, która podaje lekarstwa…

GaoLing zmarszczyła brwi.

– Jak możesz wysyłać mamę do domu starców? Nie, to nie jest w porządku. – Pokręciła głową, zaciskając mocno usta.

– To nie tak, jak myślisz…

– Nie rób tego! Jeżeli nie możesz zająć się mamą, niech zamieszka u mnie.

Ruth wiedziała, że GaoLing z trudem radzi sobie z LuLing nawet przez kilka dni. Ostatnią wizytę LuLing określiła słowami: “O mało nie dostałam zawału". Mimo to Ruth poczuła wstyd, że ciotka uważa ją za niedobrą córkę, zaniedbującą swe obowiązki. Wróciły wszystkie wątpliwości, jakie miała wcześniej w związku z Mira Mar. Znów nie była pewna własnych intencji. Czy to istotnie najlepsze wyjście ze względu na bezpieczeństwo i zdrowie matki? A może porzuca matkę dla własnej wygody? Zastanawiała się, czy nie zgodziła się po prostu z rozumowaniem Arta, jak w przypadku wielu spraw dotyczących ich obojga. Miała wrażenie, jakby zawsze żyła dzięki innym i dla innych.

– Po prostu nie wiem, co innego miałabym zrobić – powiedziała głosem drgającym od rozpaczy, którą starała się zdławić. – To okropna choroba i rozwija się szybciej, niż sądziłam. Mama nie może zostać sama. Wtedy wychodzi z domu i gubi się. Nie wie, czy jadła przed dziesięcioma minutami czy dziesięcioma godzinami. Nie może się sama kąpać. Boi się kranów…

– Wiem, wiem. Trudno, to bardzo smutne. Dlatego mówię, jeżeli już nie możesz tego wytrzymać, przywoź ją do nas. Trochę będzie tutaj, trochę u ciebie. Wtedy będzie łatwiej.

Ruth spuściła głowę.

– Mama już była w Dworku Mira Mar. Spodobało jej się, mówiła, że przypomina trochę statek wycieczkowy.

GaoLing sapnęła z powątpiewaniem.

Ruth chciała usłyszeć od ciotki zgodę. Wyczuwała też, ze GaoLing chce, aby o nią poprosiła. Zawsze ochraniały się nawzajem z matką. Ruth spojrzała GaoLing w oczy.

– Nie podejmę żadnej decyzji, dopóki nie będziesz przekonana, że postępuję słusznie. Chciałabym jednak żebyś ty także odwiedziła ten dom. Jeżeli tam pojedziesz' dam ci kopię zapisków mamy.

To wzbudziło zainteresowanie GaoLing.

– Skoro o tym mowa – ciągnęła Ruth – zastanawiałam się, co się stało z tymi ludźmi w Chinach, których znałyście z mamą. Mama nie pisała nic o swoim życiu po wyjeździe z Hongkongu. Co się stało z tym człowiekiem, za którego wyszłaś, Fu Nanem, i jego ojcem? Zatrzymali sklep z tuszem?

GaoLing rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby usłyszeć.

– Ci ludzie byli okropni. – Skrzywiła się. – Tak źli, że sobie nawet nie wyobrażasz. Fu Nań miał dużo kłopotów. Matka o tym pisała?

Ruth skinęła głową.

– Był uzależniony od opium.

GaoLing przez chwilę wyglądała na zupełnie zaskoczoną, uświadamiając sobie, że opowieść LuLing musi być niezwykle szczegółowa.

– To prawda – przyznała. – Później zmarł, może w 1960 roku, choć nikt nie wie na pewno. Ale właśnie wtedy przestał pisać i dzwonić do różnych ludzi, których pogróżkami zmuszał do wysyłania pieniędzy.

65
{"b":"94968","o":1}