Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wznosiliśmy toasty za swoje zdrowie. Niedługo, za rok, a może mniej, Siostra Yu i Nauczyciel Pan ze swoją nową żoną przypłyną do Ameryki na wakacje. GaoLing i ja będziemy na nich czekać w porcie w San Francisco, siedząc w naszym nowym automobilu, błyszczącym i czarnym, z mnóstwem wygodnych siedzeń i amerykańskim szoferem. Zanim pojedziemy do naszej posiadłości na szczycie wzgórza, zatrzymamy się przy sali tanecznej. I aby uczcić nasze spotkanie, będziemy tańczyć, tańczyć i tańczyć.

Co wieczór po powrocie do wynajmowanego pokoju w Hongkongu kładłam się w łóżku z mokrymi ręcznikami na piersi. Na ścianach były krople wilgoci, nie mogłam bowiem otworzyć okien, żeby wpuścić świeże powietrze. Budynek stał przy rybnej ulicy na półwyspie Koulun. Nie mieścił się tu jednak targ rybny. Tam, gdzie sprzedawano ryby, unosiła się woń porannego morza, słona i ostra. Mieszkałam w Otoczonym Murem Mieście Koulun przy kanale rynsztoka, gdzie gromadziły się łuski, krew i wnętrzności, które wieczorem wylewali tam razem z wiadrami wody handlarze ryb. Gdy wdychałam to powietrze, czułam opary śmierci, duszący kwaśny odór, który jak silną ręką sięgał prosto do wnętrza mojego żołądka, wywlekając na zewnątrz trzewia. Zapach Pachnącego Portu na zawsze pozostał w moich nozdrzach.

Brytyjczycy i inni cudzoziemcy mieszkali na wyspie Hongkong. Ale w mieście Koulun byli prawie sami Chińczycy, bogaci i obdarci, biedni i możni, każdy był inny, ale wszystkich łączyło jedno: i silni, i słabi byli tak zdesperowani, że pragnęli na zawsze zostawić ojczyznę i swoje rodziny.

Byli tam także tacy, którzy zarabiali na ludzkiej rozpaczy. Chodziłam do wielu ślepych jasnowidzów, wenmipo, którzy twierdzili, że mają kontakt z duchami.

– Mam wiadomość od dziecka! – wołali. – Wiadomość od syna. Od męża. Od rozgniewanego przodka.

Usiadłam przed jedną z takich wróżbiarek, która mi powiedziała:

– Twoja Droga Ciocia żyje już w innym wcieleniu. Pójdź trzy przecznice na wschód, potem trzy przecznice na północ. Tam zobaczysz żebrzącą dziewczynkę, która zawoła do ciebie: “Ciociu, zlituj się, daj mi nadzieję". Wtedy będziesz wiedziała, że to ona. Daj jej monetę i klątwa straci moc.

Postąpiłam dokładnie według tych wskazówek. I dziewczynka powiedziała do mnie słowo w słowo to, co mówiła wróżbiarka. Byłam uradowana. Potem te same słowa wypowiedziała inna dziewczynka, następna i następna, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści dziewczynek, każda chciała nadziei. Dawałam każdej monetę, na wszelki wypadek. I litowałam się nad każdą. Następnego dnia ujrzałam następną ślepą kobietę, która potrafiła rozmawiać z duchami. Ona także powiedziała mi, gdzie znajdę Drogą Ciocię. Pójdziesz tu i tu. Nazajutrz było to samo. Wydawałam swoje oszczędności, ale nie zważałam na to. Lada dzień miałam przecież wyjechać do Ameryki.

Po miesiącu spędzonym w Hongkongu dostałam list od GaoLing:

“Moja Droga Prawdziwa Siostro, wybacz, że nie pisałam wcześniej. Nauczyciel Pan przysłał mi twój adres, ale nie dostałam go od razu, bo przeprowadzałam się z domu jednej chrześcijanki do drugiej. Przykro mi też poinformować Cię, że panna Grutoff zmarła tydzień po naszym przyjeździe. Zanim poleciała do nieba, powiedziała mi, że popełniła błąd, przyjeżdżając do Ameryki. Chciała wracać do Chin, żeby jej kości spoczęły obok panny Towler. Cieszyłam się, że tak kochała Chiny, ale było mi smutno, ponieważ na powrót było już za późno. Poszłam na jej pogrzeb, lecz okazało się, że niewielu ludzi ją znało. Tylko ja płakałam i powtarzałam sobie: to była wspaniała pani.

Druga wiadomość też nie jest dobra. Dowiedziałam się, że jeszcze nie mogę cię zaprosić. Prawdę mówiąc, sama ledwie mogłam tu zostać. Nie wiem, dlaczego wydawało nam się to takie proste. Teraz rozumiem, że byłyśmy naiwne. Powinnyśmy więcej pytać. Ale teraz wypytałam się i wiem, jak i kiedy możesz tu przyjechać. Jest kilka sposobów.

Pierwszy to taki, żebyś wystąpiła o prawo pobytu jako uchodźca. Chińczykom przydzielono jednak bardzo mały limit, a wjechać chciałaby cała masa ludzi. Szczerze mówiąc, Twoje szansę są jak szansę strugi wody w starciu z falą powodzi.

Drugi sposób polega na tym, że najpierw muszę dostać obywatelstwo, a potem zaproszę Cię jako swoją siostrę. Będziesz musiała oświadczyć, że Matka i Ojciec to twoi prawdziwi rodzice, bo nie będę mogła zaprosić kuzynki. Ale jako krewna będziesz miała prawo przyjazdu przed zwykłymi uchodźcami. Ja, żebym mogła zostać tutejszą obywatelką, muszę się najpierw nauczyć angielskiego i znaleźć dobrą pracę. Przyrzekam Ci, że bardzo pilnie się uczę na wypadek, gdybym musiała użyć tego sposobu.

Jest jeszcze trzecia droga: mogę wyjść za Amerykanina i dostać obywatelstwo szybciej. Oczywiście, to niedobrze, że jestem już żoną Chang Fu Nana, ale myślę, że nikt nie musi o tym wiedzieć. Nie wspominałam o tym w dokumentach wizowych. Powinnaś też wiedzieć, że gdy składałam papiery o wizę, urzędnik zapytał o jakieś świadectwo urodzenia, a ja zapytałam: «Kto ma takie dokumen – ty?». Powiedział: «Och, czyżby spaliły się w czasie wojny, jak wszystkich innych?». Pomyślałam, że tak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź, więc przytaknęłam. Kiedy będziesz przygotowywać dokumenty do wizy, musisz powiedzieć to samo. I odmłodzić się o pięć lat. Napisz, że urodziłaś się w 1921 roku. Ja napisałam, że w 1922, ale nie zmieniłam miesiąca. Dzięki temu zyskasz dodatkowy czas, żeby odrobić zaległości.

Matka i Ojciec pisali już do mnie z prośbą, żebym im przysłała dodatkowe pieniądze, jakie mi się uda zarobić. Musiałam im odpisać, że nie mam ani grosza. Jeśli w przyszłości zdobędę jakieś pieniądze, oczywiście, przyślę Ci trochę. Mam wyrzuty sumienia, że uległam twoim namowom i przyjechałam tu pierwsza. Teraz ty tkwisz w Hongkongu i nie wiesz, co robić. Nie zrozum mnie źle. Życie tutaj wcale nie jest proste. Pieniądze zarabia się inaczej, niż sobie wyobrażałyśmy. Nie wierz w te opowieści o łatwym bogactwie. A taniec jest tylko w filmach. Przez większą część dnia sprzątam w domach. Płacą mi dwadzieścia pięć centów. Może się to wydawać dużo, ale tyle kosztuje tu obiad. Trudno więc coś zaoszczędzić. Oczywiście, dla ciebie jestem gotowa przymierać głodem.

W swoim ostatnim liście Ojciec napisał, że omal nie umarł z gniewu, kiedy się dowiedział, że Fu Nań stracił sklep z tuszem w Pekinie. Podobno Fu Nań wrócił do Nieśmiertelnego Serca i cały dzień leży, ale stary Chang wcale go za to nie gani, mówiąc, że Fu Nań to wielki bohater wojenny, stracił dwa palce, ratował ludzkie życie. Wiesz, co czułam, czytając to. Najokropniejsze jest to, że nasza rodzina dalej musi wozić do sklepu pałeczki i kostki tuszu, ale w ogóle na tym nie zarabia, uzyskując tylko zmniejszenie długu. Każdy musi imać się różnych prac w domu, wyplatać koszyki, cerować, godzić się na najgorsze zajęcia, przez co Matka skarży się, że upadliśmy tak nisko jak nasi lokatorzy. Każe mi się szybko wzbogacić, żebym mogła ją wyciągnąć z gardzieli piekła.

Czuję ogromne brzemię winy i odpowiedzialności".

Kiedy skończyłam czytać list od GaoLing, miałam wrażenie, jak gdyby ścięto mi głowę i mimo że umarłam, topór dalej rąbie moją szyję. Czekałam w Hongkongu na próżno. Będę tu tkwić rok, dziesięć lat albo do końca życia, w zatłoczonym mieście wśród zrozpaczonych ludzi, których historie są jeszcze smutniejsze od mojej. Ameryka nie była dla mnie. Straciłam swoją szansę.

Następnego dnia zebrałam rzeczy i poszłam na stację kolejową z zamiarem powrotu do Pekinu. Położyłam przed kasjerem resztę pieniędzy, jakie mi zostały.

– Bilet kosztuje teraz więcej, proszę pani – powiedział. Jak to możliwe?

– Pieniądze są mniej warte – wyjaśnił – i wszystko więcej kosztuje.

Poprosiłam o bilet w niższej klasie. To jest najniższa, powiedział, wskazując na tablicę ścienną, gdzie wypisano ceny biletów.

Teraz utknęłam tu na dobre. Zastanawiałam się, czy nie napisać do Nauczyciela Pana albo Siostry Yu. Ale zaraz pomyślałam, och, nie mogę nikomu sprawiać takiego kło – potu. Sama powinnam się z tym uporać. Mogłabym zastawie swoje kosztowności. Ale kiedy się im przyjrzałam, stwierdziłam, że są cenne tylko dla mnie: notatnik Kai Jinga, żakiet, który dostałam od GaoLing przed wyjazdem do sierocińca, kartki zapisane przez Drogą Ciocię oraz jej zdjęcie. Była jeszcze kość wróżebna. Odwinęłam ją z miękkiej szmatki i spojrzałam na wyryte z jednej strony znaki. Nieznane słowa o tym, co należało zapamiętać. Kiedyś kość wróżebna była warta dwa razy więcej niż kość smoka. Zaniosłam swój skarb do trzech sklepów. Pierwszy należał do nastawiacza kości, który powiedział, że kości nie używa się już jako leku, ale jako oryginalna ciekawostka kość jest warta trochę pieniędzy. Potem zaproponował mi cenę, która mnie zdumiała, ponieważ mogłabym za te pieniądze kupić prawie cały bilet drugiej klasy do Pekinu. W drugim sklepie sprzedawano biżuterię i różne osobliwości. Sprzedawca wyciągnął szkło powiększające. Obejrzał kość bardzo uważnie, obracając ją kilkakrotnie. Powiedział, że choć oryginalna, nie jest najlepszym okazem kości wróżebnej. Zaproponował cenę biletu pierwszej klasy do Pekinu. Następnie poszłam do sklepu z antykami dla turystów. Podobnie jak jubiler, sprzedawca badał kość przez specjalne szkło. Zawołał innego człowieka, żeby także się przyjrzał. Potem zaczai mi zadawać wiele pytań: “Gdzie pani to znalazła?… Co? Jak taka dziewczyna jak pani mogła sama znaleźć taki skarb?… Ach, jest pani wnuczką nastawiacza kości? Długo jest pani w Hongkongu?… Aha, czeka pani na wyjazd do Ameryki? Czy przypadkiem właściciel kości nie wyjechał do Ameryki wcześniej? Zabrała to pani komuś? W Hongkongu jest dziś wielu złodziei. Czy pani do nich należy? Proszę stąd iść, bo wezwę policję".

Wyszłam ze sklepu zła i oburzona. Ale serce biło mi mocno, bo wiedziałam już, że trzymam w ręku rzecz wartą dużo pieniędzy. A jednak jak mogłam ją sprzedać? Należała do mojej matki, mojego dziadka. Łączyła mnie z nimi. Jak mogłam oddać ją komuś obcemu tylko po to, żeby porzucić swoją ojczyznę i groby przodków? Im dłużej o tym myślałam, tym silniejsza się czułam. Kai Jing miał rację. Taki miałam charakter.

Ułożyłam sobie plan. Znajdę tańsze mieszkanie – tak, tańsze nawet od pokoiku w cuchnącym rybą domu – i pracę.

57
{"b":"94968","o":1}