Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Myśli buntują się przeciw temu, co znajome i drogie, bardzo szybko, nie trzeba na to więcej czasu niż tyle, ile trwa złamanie cienkiej gałązki. Za chwilę miałam wrócić do mojego dawnego domu, ale wcale nie myślałam z czułością o miejscu, w którym dorastałam. Zwróciłam za to uwagę na odrażający smród pastwiska dla świń, ziemię zrytą w wielu miejscach przez poszukiwaczy smoczych kości, dziury w ścianach, błoto przy studniach, kurz na niebrukowanych drogach. Zauważyłam, że wszystkie mijane przez nas kobiety, młode i stare, mają tak samo nijakie twarze, senne oczy, w których odbijają się ich senne umysły. Życie każdego było bliźniaczo podobne do życia sąsiada. Każda rodzina była równie ważna jak rodzina obok, czyli niezbyt ważna. Mieszkali tu wieśniacy, naiwni i praktyczni, którzy bardzo powoli poddawali się zmianom, za to skłonni byli myśleć, że niepokój biegających mrówek to znak nieszczęścia zesłany przez bogów. Nawet Droga Ciocia wydawała mi się taka sama – wieśniaczka o ociężałym umyśle.

Przypomniałam sobie zabawne powiedzenie o życiu w sennej wsi: jeśli nie masz nic innego do roboty, zawsze możesz wybierać robactwo z ryżu. Kiedyś się z tego śmiałam – Dziś stwierdziłam, że to prawda.

Pan Wei wciąż głośno śpiewał swoje piosenki, gdy wjeżdżaliśmy na plac. A potem dotarliśmy na Zaułek Świńskiej Głowy. Mijałam znajome twarze, słuchając pozdrowień wypowiadanych schrypłymi od piasku głosami. Gdy zbliżaliśmy się do zwężenia, gdzie stał nasz dom, usłyszałam łomot własnego serca. Zobaczyłam naszą bramę – łuk z łuszczącego się drewna, wyblakłą czerwień transparentów z dwuwierszami, zawieszonych na filarach.

Ale gdy tylko pchnęłam bramę, moje serce wróciło na swoje miejsce i zatęskniłam za spotkaniem z Drogą Ciocią. Na pewno uraduje ją mój widok. Płakała, kiedy odjeżdżałam. Wbiegłam na dziedziniec od frontu.

– Wróciłam! Już wróciłam!

Weszłam do pracowni i ujrzałam Matkę i GaoLing.

– Ach, tak wcześnie? – powiedziała Matka, nie przerywając pracy. – Kuzynka Lau przysłała mi list z wiadomością, że spotkanie się udało i Changowie zapewne cię wezmą.

Kipiałam z niecierpliwości, żeby im opowiedzieć o swoich przygodach, o radościach, jakie przeżyłam. Jednak Matka powstrzymała mnie:

– Umyj się szybko, żebyś mogła pomóc swojej młodszej siostrze i mnie to zetrzeć.

GaoLing zmarszczyła nos, mówiąc:

– Uu, masz zapach jak zad osła.

Poszłam do pokoju, który dzieliłam z Drogą Ciocią. Wszystko wyglądało tak jak zwykle, kołdra była złożona w nogach k'ang. Ale Drogiej Cioci nie było. Chodziłam od pokoju do pokoju, zaglądałam na każdy dziedziniec. Z każdą chwilą coraz bardziej pragnęłam ją zobaczyć.

Nagle usłyszałam dobiegający z piwniczki stukot garnka. Droga Ciocia w ten sposób chciała dać mi znak, że tam jest. Zajrzałam do tunelu, do którego prowadziła stroma drabina. Droga Ciocia pomachała do mnie, a gdy wynurzyła się z cienia, zobaczyłam, że wciąż ma sylwetkę dziewczyny. Przez krótką chwilę widziałam tylko połowę jej twarzy oświetloną blaskiem słońca i znów była tak piękna, jak mi się wydawało w dzieciństwie. Wyszła z otworu piwnicy, odstawiła garnek i pogładziła mnie po twarzy, a jej ręce powiedziały:

– Naprawdę wróciłaś do mnie, Piesku? – Pociągnęła mnie za potargany warkocz i prychnęła. – Nie zabrałaś grzebienia? Nie miał kto ci przypomnieć? Rozumiesz, dlaczego jestem ci potrzebna. Sama nie umiesz myśleć! – Dźgnęła mnie palcem w głowę, co bardzo mnie rozdrażniło. Poślinionym palcem starła mi brud z policzka, a potem położyła dłoń na czole. – Jesteś chora? Zdaje się, że masz gorączkę.

– Nie jestem chora – odrzekłam. – Ciepło mi. – Wróciła do rozplątywania moich zmierzwionych włosów. Zerknęłam na jej grube blizny, wykrzywione usta.

Odsunęłam się od niej.

– Sama potrafię się myć i czesać – powiedziałam. Zaczęła wydawać syki.

– Wystarczył tydzień z dala od domu, żebyś się stała taka dorosła?

– Oczywiście – odburknęłam. – Przecież niedługo zostanę mężatką.

– Słyszałam. I to nie drugą, ale pierwszą żoną. To dobrze. Dobrze cię wychowałam, każdy od razu to może zobaczyć.

Wiedziałam już, że Matka nie zdradziła jej nazwiska rodziny. Musiała je prędzej czy później usłyszeć.

– To rodzina Changów – powiedziałam, przyglądając się, jak wiadomość uderza ją niczym miecz. – Zgadza się, rodzina Changa trumniarza.

Wydała dźwięk, jakby tonęła. Jej głowa zakołysała się jak dzwon. Po chwili jej ręce zaczęły ciąć powietrze.

– Nie możesz. Zabraniam ci.

– Nie ty będziesz o tym decydować! – krzyknęłam.

Uderzyła mnie otwartą dłonią, potem popchnęła na ścianę. Zaczęła okładać moje ramiona i głowę. W pierwszej chwili skuliłam się z piskiem, próbując się zasłonić. Poczułam jednak ogarniającą mnie złość. Odepchnęłam ją, prostując się. Moja kamienna twarz nie wyrażała nic, co bardzo ją zdumiało. Patrzyłyśmy na siebie, oddychając ciężko. Nie poznawałyśmy się już nawzajem. Padła na kolana, bijąc się w pierś, co w jej języku oznaczało “to na nic".

– Muszę iść pomóc Matce i GaoLing – powiedziałam, po czym odwróciłam się i odeszłam.

40
{"b":"94968","o":1}