Dziś, trzydzieści jeden lat później, trzymając w ręku dowód swojej kradzieży, znów była dziewczyną z przeszłości, jednocześnie obserwując ją z boku. Przypomniała sobie nieszczęśliwą osobę, która mieszkała w jej ciele, impulsywną, szaloną i pełną złości. Zastanawiała się wtedy: czy mam wierzyć w Boga, czy zostać nihilistką? Być buddystką czy beatnikiem? Bez względu na swój wybór, jaką miała wyciągnąć naukę z tego, że jej matka jest wiecznie nieszczęśliwa? Czy duchy istnieją? A jeśli nie, to czy matka jest naprawdę szalona? Czy istnieje coś takiego jak szczęście? Jeżeli nie, to dlaczego jej kuzyni mieszkają w Saratodze? Bywało, że Ruth postanawiała być absolutnym przeciwieństwem matki. Zamiast narzekać na cały świat, chciała robić coś konstruktywnego. Może wstąpi do Korpusu Pokoju i wyjedzie do dalekich dżungli. Innym razem myślała, że zostanie weterynarzem i będzie pomagać chorym zwierzętom. Później zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej być nauczycielką upośledzonych dzieci. Nie będzie zwracała uwagi na ich ułomność, w przeciwieństwie do matki, która często krzyczała na nią, że ma chyba tylko pół mózgu. Będzie traktowała je jak istoty ludzkie, które nie różnią się od innych.
Dała upust tym uczuciom, zapisując je w pamiętniku, który dostała na Boże Narodzenie od cioci Gal. Właśnie skończyła czytać “Pamiętnik Anny Frank" – lekturę z angielskiego w drugiej klasie – i jak inne dziewczynki, była przeświadczona, że ona także jest inna, że mimo swej niewinności zmierza ku tragedii, dzięki której po śmierci zyska powszechny podziw. Pamiętnik miał być śladem jej istnienia, dowodem na to, że jest kimś, a najważniejsze, że gdzieś pewnego dnia ktoś ją zrozumie, nawet gdyby to nie miało się stać za jej życia. Myśl, że jej cierpienia nie pójdą na marne, stanowiła ogromną pociechę. W pamiętniku Ruth mogła być zupełnie szczera. Naturalnie prawdę musiała poprzeć faktami. Pierwszy zapis zawierał więc listę dziesięciu najlepszych piosenek z radiowej listy przebojów oraz informację, że niejakiemu Michaelowi Pappowi stanął, gdy ten tańczył z Wendy. Tak przynajmniej twierdziła Wendy, a Ruth sądziła wówczas, że wyrażenie to ma coś wspólnego ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.
Wiedziała, że matka ukradkiem zagląda do jej zapisków, ponieważ któregoś dnia zapytała Ruth:
– Czemu lubisz piosenkę “Turn, Turn, Turn"? Bo inni też?
Innym razem matka pociągnęła nosem, pytając:
– Czemu masz zapach jak papieros?
Ruth właśnie napisała o tym, jak wybrała się z koleżankami do Haight – Ashbury i spotkała w parku hipisów, którzy dali im zapalić. Cieszyła się w duchu z przekonania matki, że paliły papierosy, a nie haszysz. Po tym przesłuchaniu zaczęła chować pamiętnik na dnie szafy, pod materacem łóżka, za komodą. Matce zawsze jednak udawało się go odnaleźć, tak przynajmniej zdawało się Ruth, gdy LuLing nakładała na nią nowe zakazy:
– Więcej nie chodzić na plażę po szkole. Nie spotykać się z tą Lisa. Czemu tak obchodzą cię chłopcy?
Gdyby oskarżyła matkę o czytanie pamiętnika, LuLing wykręciłaby się od odpowiedzi, nie przyznając się do winy, a równocześnie mówiłaby rzeczy w rodzaju: “Córka nie powinna mieć tajemnic przed matką". Ruth nie miała ochoty na cenzurowanie przez nią dziennika, zaczęła więc pisać kodem będącym kombinacją pseudołaciny, hiszpańskiego i trudnych, wielosylabowych słów, których LuLing na pewno nie rozumiała. “Akwarozrywki pośród heterogeniczności los drobinos krzemionkas" oznaczały na przykład plażę w Land's End.
Ruth zamyśliła się. Czy mama kiedykolwiek zdała sobie sprawę, że żądając, abym nie miała przed nią tajemnic, sama doprowadziła do tego, że ukrywałam coraz więcej? Może jednak matka coś wyczuła. Może dlatego sama ukrywała przed Ruth pewne prawdy o sobie. Takie złe rzeczy, że lepiej nie mówić. Nie potrafiły sobie zaufać. Tak zaczęła się między nimi nieuczciwość i zdrada. Nie od wielkich kłamstw, lecz od drobnych sekretów.
Ruth przypomniała sobie ostatnie miejsce, w którym schowała pamiętnik. Przez wiele lat w ogóle o nim nie pamiętała. Poszła do kuchni i wgramoliła się na blat z mniejszą zręcznością niż wtedy, gdy miała szesnaście lat. Szukając po omacku, znalazła wreszcie swój pamiętnik w serduszka na szczycie górnej szafki. Niektóre z serduszek były zapaćkane różowym lakierem do paznokci, którym mazała imiona różnych chłopców, jakich chciała wcześniej upamiętnić jako największą miłość życia. Zeszła z blatu i przetarła czerwono – złotą okładkę zakurzonego reliktu.
Poczuła słabość w nogach i niepewność, jak gdyby w pamiętniku była zawarta nieodwracalna przepowiednia tego, co miało się wydarzyć w przyszłości. Znów miała szesnaście lat. Odpięła zatrzask i przeczytała słowa wypisane wielkimi literami na wewnętrznej stronie obwoluty: STOP!!! TAJNE!!! CZYTAJĄC TO, WKRACZASZ W CUDZĄ PRYWATNOŚĆ!!! TAK! TO DOTYCZY CIEBIE!
Ale matka przeczytała, przeczytała i wzięła sobie do serca to, co Ruth napisała na przedostatniej stronie. Słowa, które omal nie zabiły ich obu.
Przez cały tydzień, który poprzedzał napisanie tych brzemiennych w skutki słów, Ruth i LuLing dręczyły się nawzajem coraz zajadlej. Przypominały dwie osoby, które utknęły w burzy piaskowej i w podmuchach przenikliwego wiatru oskarżają się nawzajem o jej wywołanie. Dzień przed punktem krytycznym Ruth paliła w oknie swojego pokoju. Drzwi były zamknięte i gdy tylko usłyszała zbliżające się kroki matki, wyrzuciła papierosa i padła na łóżko, udając, że czyta. LuLing weszła jak zwykle bez pukania. Kiedy Ruth spojrzała na nią z niewinną miną, wrzasnęła:
– Palisz!
– Wcale nie!
– Jeszcze pali się. – LuLing podeszła do okna. Papieros wylądował na gzymsie pod oknem, znacząc swoją obecność smużką dymu.
– Jestem Amerykanką! – krzyknęła Ruth. – Mam prawo do prywatności i własnego szczęścia, nie muszę uszczęśliwiać ciebie!
– Jak prawo do szczęścia! Do złego nie ma prawa!
– Daj mi spokój!
– Dlaczego mam taką córkę? Czemu żyję? Czemu dawno temu nie umarłam? – LuLing sapała i prychała z gniewem, a Ruth pomyślała, że wygląda jak wściekły pies. – Chcesz, żebym umarła?
Ruth cała się trzęsła, ale nonszalancko wzruszyła ramionami.
– Naprawdę nic mnie to nie obchodzi.
Matka stała jeszcze chwilę, dysząc ze wzburzenia, po czym wyszła. Ruth podniosła się i zatrzasnęła za nią drzwi.
Później, święcie oburzona, szlochając, zaczęła pisać w pamiętniku, doskonale zdając sobie sprawę, że matka to przeczyta: “Nienawidzę jej! Jest najgorszą matką na świecie! Nie kocha mnie. Nie słucha mnie. W ogóle mnie nie rozumie. Tylko się mnie czepia, wścieka się i działa mi na nerwy".
Wiedziała, że ryzykuje. Czuła się zła do szpiku kości. Mimo to strząsała z siebie ogarniające ją poczucie winy z coraz większą brawurą. Potem napisała coś jeszcze gorszego, straszne słowa, które później – za późno – skreśliła. Ruth patrzyła teraz na zamazane na czarno linijki i dokładnie znała ich treść, którą poznała też matka:
“Ciągle mówisz, że się zabijesz, dlaczego więc tego nie zrobisz? Spróbuj. Zrób to, zrób to! No już, zabij się! Droga Ciocia sobie tego życzy, ja też!".
Wówczas była wstrząśnięta, że mogła zapisać takie okropne uczucia. Teraz była wstrząśnięta, przypominając je sobie. Płakała, pisząc słowa nabrzmiałe gniewem, strachem i przedziwnym poczuciem wolności, przyznając wreszcie bez ogródek, że pragnie skrzywdzić matkę równie boleśnie, jak ona ją krzywdziła. Potem schowała pamiętnik na dnie szuflady z bielizną, gdzie matka bez trudu mogła go znaleźć. Włożyła go grzbietem do środka, a na wierzchu położyła parę majteczek w różowe kwiatki. W ten sposób na pewno by się zorientowała, że matka myszkowała w szufladzie.
Nazajutrz Ruth ociągała się z powrotem do domu. Przespacerowała się plażą. Wstąpiła do drogerii, oglądała kosmetyki. Z budki zadzwoniła do Wendy. Matka na pewno zdąży przeczytać zapis w pamiętniku przed jej powrotem. Ruth spodziewała się strasznej kłótni, krzyków i nowych gróźb. Matka oczywiście nie da jej kolacji i będzie się drzeć, że Ruth pragnie jej śmierci, żeby zamieszkać z ciocią Gal. LuLing będzie czekać, żeby Ruth się przyznała, że napisała te pełne nienawiści słowa.
Potem Ruth wyobraziła to sobie zupełnie inaczej. Matka czyta, uderza się pięścią w pierś, starając się ukryć cierpienie w najgłębszym zakamarku serca, zagryzając usta, by powstrzymać płacz. Później, po powrocie Ruth do domu, LuLing udaje, że jej nie widzi. Robi kolację, siada i je w milczeniu. Ruth nie poddaje się i nie pyta, czy też może sobie nałożyć. Jest gotowa jeść płatki z pudełka na każdy posiłek, jeśli będzie trzeba. Będą się tak zachowywać przez wiele dni. Matka będzie dręczyć Ruth milczeniem, manifestując w ten sposób całkowite odrzucenie. Ruth pozostanie silna i odporna na ból do dnia, w którym nic już jej nie poruszy, oczywiście pod warunkiem, że nie skończy się jak zwykle i Ruth nie załamie się z płaczem i nie przeprosi.
Nie było czasu wyobrażać sobie innych wersji wydarzeń. Ruth była już w domu. Uzbroiła się w odwagę. Myślenie o tym, co za chwilę miało nastąpić, było równie nieprzyjemne, jak doświadczenie tego na własnej skórze. Trzeba raz z tym skończyć, powiedziała sobie. Pokonała schody i otworzyła drzwi, a w tej samej chwili matka przypadła do niej, mówiąc zduszonym z niepokoju głosem:
– Nareszcie wróciłaś!
Ruth zdała sobie jednak sprawę, że to nie matka, tylko ciocia Gal.
– Twoja matka jest ranna – powiedziała, łapiąc Ruth za ramię i wyprowadzając z powrotem za drzwi. – Szybko, musimy zaraz jechać do szpitala.
– Ranna? – Ruth stanęła w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Poczuła się zupełnie pusta i jednocześnie bardzo ciężka. Miała wrażenie, że brakuje jej powietrza. – Jak to? Jak została ranna?
– Wypadła przez okno. Nie wiem, dlaczego się tak wychylała. Upadła na beton. Pani z dołu wezwała karetkę. Matka ma jakieś złamania i coś złego stało się jej w głowę – nie wiem dokładnie co – ale lekarze mówią, że jest bardzo źle. Mam nadzieję, że nie doszło do uszkodzenia mózgu.
Ruth wybuchnęła szlochem. Zgiąwszy się wpół, zaczęła histerycznie płakać. Chciała, żeby tak się stało, sama to spowodowała. Płakała, dopóki nie dostała duszności i omal nie zemdlała od przyśpieszonego oddechu. Kiedy dotarły do szpitala, ciocia Gal musiała zabrać Ruth na ostry dyżur. Tam pielęgniarka próbowała ją zmusić, żeby oddychała przez jakąś papierową torebkę, którą Ruth natychmiast odtrąciła, a potem ktoś zrobił jej zastrzyk. Stała się nieważka, jakby zdjęto z niej wielki ciężar i wszystkie troski. Przykryto ją ciepłym kocem – najpierw ciało, potem także głowę. W tej nicości słyszała głos matki, która informuje lekarzy, że córka jest wreszcie cicho, bo obie już nie żyją.