Литмир - Электронная Библиотека

– Chcesz herbaty? – zapytała babcia.

Pokręciłam głową. Herbata mnie nie kusiła. Potrzebowałam świeżego powietrza i budyniu czekoladowego. I marzyłam, by w końcu zrzucić z siebie tę garsonkę.

– Jestem gotowa do wyjścia – oznajmiłam babci. – A ty?

Babcia rozejrzała się dookoła.

– Jeszcze trochę wcześnie, ale chyba ze wszystkimi się już widziałam. – Odstawiła filiżankę na stół i wsunęła sobie torebkę pod ramię. – Zresztą mam ochotę na budyń czekoladowy.

Odwróciła się do Morellego.

– Mieliśmy dziś na deser budyń czekoladowy i trochę jeszcze zostało. Zawsze zresztą robimy podwójną porcję.

– Dawno już nie jadłem domowego budyniu czekoladowego - rozmarzył się Morelli.

Babcia przystanęła.

– Doprawdy? W takim razie zapraszam. Na pewno starczy i dla pana.

Jęknęłam cichutko i wzrokiem dawałam Morellemu znak, by odmówił.

Ten jednak rzucił mi niewinne i naiwne spojrzenie.

– Pani oferta brzmi niezwykle zachęcająco – stwierdził. – Z przyjemnością posmakowałbym budyniu czekoladowego.

– W takim razie umowa stoi – oznajmiła babcia. – Wiesz, gdzie mieszkamy?

Morelli zapewnił nas, że trafiłby sam z zamkniętymi oczami, ale pojedzie za nami, aby upewnić się, iż nic nam nie grozi.

– Czyż to nie cudowne? – zachwycała się babcia w samochodzie. – Pomyśl tylko, on się troszczy o nasze bezpieczeństwo. Czy spotkałaś kiedyś równie uprzejmego młodego człowieka? No i jest przystojny. I pracuje w policji. Założę się, że pod marynarką nosi gnata.

Morellemu będzie potrzebna broń, pomyślałam, kiedy matka zobaczy go w drzwiach naszego domu. Wyjrzy na werandę i nie zobaczy w Morellim gościa, który został zaproszony na budyń. Nie zobaczy Morellego – dawnego absolwenta liceum i żołnierza. Nie ujrzy w nim też policjanta Morellego. Dla niej będzie to zawsze napalony ośmiolatek o szybkich palcach, który zabrał sześcioletnią Stephanie do garażu swego ojca, żeby pobawić się w doktora.

– To doskonała partia dla ciebie – powiedziała babcia, kiedy parkowałam przed domem. – Przydałby ci się mężczyzna.

– Ale może nie ten.

– A co ci w nim nie pasuje?

– Nie jest w moim typie.

– Nie masz gustu, jeśli chodzi o mężczyzn – stwierdziła babcia. – Twój były mąż to baran. Kiedy za niego wychodziłaś, wszyscy ci mówiliśmy, że to baran, ale ty nie słuchałaś.

Morelli zaparkował za mną i wysiadł ze swego samochodu. Matka otworzyła drzwi. Nawet z tej odległości widziałam, jak nagle wyprostowała się, a jej twarz ściął grymas gniewu.

– Przyszliśmy wszyscy na budyń – oznajmiła babcia, kiedy stanęliśmy na werandzie. – Przyprowadziłyśmy ze sobą pana Morellego, bo uskarżał się, że już od dawna nie jadł domowego budyniu.

Matka ciasno ściągnęła usta.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – odezwał się Morelli. – Zdaję sobie sprawę, że nie spodziewała się pani mojej wizyty.

Po takim wstępie ma się otwarte drzwi do każdego domu w Miasteczku. Żadna gospodyni nigdy się w życiu nie przyzna, że nie jest w stanie kogokolwiek ugościć. Nawet sam Kuba Rozpruwacz wszedłby bez trudu, gdyby tylko wypowiedział te magiczne słowa.

Matka sztywno skinęła głową i z pewnym oporem odsunęła się, wpuszczając do środka całą naszą trójkę.

W obawie, aby nie doszło do rękoczynów, ojcu nigdy nie powiedziano o naszej zabawie w doktora. W związku z tym traktował Morellego nie gorzej i nie lepiej od innych potencjalnych narzeczonych, których matka i babcia sprowadzały czasem do domu. Obrzucił Joego badawczym spojrzeniem, wymienił kilka, grzecznościowych zdań i wrócił do oglądania telewizji, z premedytacją nie zważając na babcię, która wniosła budyń.

– Wyobraź sobie, że Moogeya Buesa wystawili w zamkniętej trumnie – oznajmiła matce. – Ale przypadek zrządził, że i tak go zobaczyłam.

Matka otworzyła szeroko oczy.

– Jaki znowu przypadek?

Zdjęłam marynarkę.

– Babcia zaczepiła rękawem o wieko trumny i ono się nagle otworzyło – wyjaśniłem.

Matka uniosła ręce w błagalnym geście.

– Dopiero co ludzie wydzwaniali do mnie w sprawie tych nieszczęsnych gladioli. Jutro znów będą wydzwaniać na temat wieka trumny.

– Ten biedak wcale nie wyglądał tak rewelacyjnie – stwierdziła babcia Mazurowa. – Powiedziałam Spirowi, że dobrze się spisał, bo nie chciałam mu robić przykrości.

Pod kurtką Morelli miał na sobie czarną koszulkę i rozpinany sweter. Kiedy usiadł przy stole, kurtka się rozchyliła i wszyscy mogli podziwiać broń na jego biodrze.

– Ale kopyto! – wykrzyknęła z uznaniem babcia. - Co to jest? Czterdziestkapiątka?

– To dziewięciomilimetrówka.

– Pewnie nie pozwolisz mi go obejrzeć – rzekła babcia. – Dobrze by było poczuć w dłoni takiego gnata.

– NIE! – krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie.

– Kiedyś strzeliłam do kurczaka – wyznała babcia Morellemu. – Ale to był wypadek.

Widziałam, że Morelli gorączkowo szuka odpowiedzi.

– Gdzie go pani ustrzeliła?

– Prosto w kuper – oznajmiła. – Odstrzeliłam mu go równiusieńko.

Po dwóch porcjach budyniu i trzech piwach Morelli odkleił się od telewizora. Wyszłam razem z nim i zaczęliśmy rozmawiać na chodniku. Niebo było bezgwiezdne. Nigdzie też nie widać było księżyca, a w większości domów światła już pogaszono. Ulica wiała pustką. W innych dzielnicach Trenton noc mogła być groźna, ale w Miasteczku raczej kojarzyła się ze spokojem i bezpieczeństwem.

Morelli postawił kołnierz mojej marynarki, bo w powietrzu czuło się chłód. Musnął palcami moją szyję i zawisł spojrzeniem na moich ustach.

– Masz miłą rodzinę – powiedział.

Zmrużyłam oczy.

– Jeśli mnie pocałujesz, to zacznę krzyczeć, a wtedy wyjdzie ojciec i da ci w nos. – Ale zanim to wszystko się stanie, pomyślałam, ja będę miała mokro w majtkach.

– Poradziłbym sobie z twoim ojcem.

– Ale nic byś mu chyba nie zrobił.

Morelli wciąż trzymał ręce przy moim kołnierzu.

– Pewnie nie zrobiłbym.

– To opowiedz mi jeszcze raz o tym samochodzie. Serio, nie było żadnych śladów szarpaniny?

– Mowa. Kluczyki tkwiły w stacyjce, a drzwi od strony kierowcy były zamknięte, ale nie zablokowane.

– A znaleźli jakieś ślady krwi na betonie?

– Nie byłem na miejscu, ale chłopcy z laboratorium sprawdzili wszystko i twierdzą, że nie znaleźli żadnych dowodów.

– Odciski palców?

– Są w kartotece.

– Jakieś rzeczy osobiste?

– Nic.

– W takim razie nie mieszkał w tym samochodzie – rozumowałam.

– Coraz lepiej ci idzie w te klocki – pochwalił mnie Morelli. – Zadajesz właściwe pytania.

– Oglądam sporo telewizji.

– Porozmawiajmy o Spirze.

– Spiro wynajął mnie, żebym zajęła się pewnym problemem z branży pogrzebowej.

Morelli zaczął się śmiać.

– Wolne żarty! Cóż to znowu za problem z branży pogrzebowej?!

– Nie chcę o tym mówić.

– Czy to ma coś wspólnego z Kennym?

– Nie mam pojęcia, słowo daję.

Na piętrze otworzyło się okno i ukazała się w nim głowa mojej matki.

– Stephanie – odezwała się scenicznym szeptem. – Co ty tam jeszcze robisz? Co sobie sąsiedzi pomyślą.

– Proszę się nie martwić, pani Plum – rzekł Morelli. – Właśnie zbierałem się do odjazdu.

Kiedy wróciłam do domu, Rex biegał w swoim kółku. Włączyłam światło, a chomik stanął jak wryty. Czarne ślepka miał szeroko otwarte i poruszał wąsami zastanawiając się, dlaczego noc tak nagle się skończyła.

Po drodze do kuchni zrzuciłam buty. Położyłam torebkę na stole i wcisnęłam przycisk odtwarzania w automatycznej sekretarce.

Nagrała się tylko jedna wiadomość. Gazarra dzwonił pod koniec zmiany, żeby powiadomić mnie, iż nikt nic nie wie bliższego o Morellim, ponad to, że pracuje nad jakąś grubszą sprawą i że ma to związek z Mancusem i zabójstwem Buesa.

Wcisnęłam przycisk i zadzwoniłam do Morellego.

Odebrał po szóstym dzwonku lekko zdyszany. Pewnie dopiero co wpadł do mieszkania.

Nie uważałam za stosowne wygłosić jakiegokolwiek wstępu i walnęłam prosto z mostu:.

– Łajdak.

– O rany, a któż to może dzwonić?

– Okłamałeś mnie! Wiedziałam. Wiedziałam od samego początku, ty palancie!

Po obu stronach zapadła cisza, a ja uświadomiłam sobie nagle, że moje oskarżenie może dotyczyć bardzo wielu spraw, więc czym prędzej zawęziłam jego zakres:

– Chcę się dowiedzieć, nad jaką to wielce tajemniczą sprawą pracujesz i jaki ma ona związek z Kennym Mancuso i Moogeyem Buesem.

– Ach, o to kłamstwo ci chodzi – odrzekł Morelli.

– No więc…?

– Na ten temat nie mogę ci niestety nic powiedzieć.

13
{"b":"93893","o":1}