Литмир - Электронная Библиотека

Nancy ucieszyła się, że zaczął rozmowę na neutralny temat, dzięki czemu nie musieli siedzieć w milczeniu i myśleć o tym, jak przed chwilą trzymali się za ręce.

– Jak wygląda ten inżynier? – zapytała.

– Dość przystojny gość, blondyn, mniej więcej mojego wzrostu.

– Już wiem. A ten drugi?

– Nie wiem, jak się nazywa. Chyba biznesmen, w bladoszarym garniturze. Leci sam.

Mervyn wstał i dolał brandy.

Peniuar Nancy sięgał tylko trochę poniżej kolan; z nagimi łydkami i bosymi stopami czuła się trochę obnażona, ale po raz kolejny przypomniała sobie, że przecież Mervyn ściga żonę, którą kocha i uwielbia, i nie interesują go żadne inne kobiety. Rzeczywiście, chyba nie zainteresowałby się nią nawet wtedy, gdyby była zupełnie naga. Podając jej rękę zachował się po prostu jak współczująca, przyjazna ludzka istota. Co prawda jakiś cyniczny głos szepnął jej do ucha, że trzymanie się za ręce z cudzym mężem rzadko miało coś wspólnego z przyjaźnią, a prawie nigdy ze współczuciem, lecz zignorowała go.

– Czy twoja żona nadal ma do ciebie żal? – zapytała, aby przerwać milczenie.

– Jest wściekła jak kotka – odparł Mervyn.

Nancy uśmiechnęła się, przypomniawszy sobie scenę, jaką ujrzała w apartamencie, kiedy wróciła z łazienki: Mervyn, jego żona i jej przyjaciel, wszyscy wrzeszczący na siebie i nie zwracający najmniejszej uwagi na to, co się dzieje dokoła nich. Diana i Mark natychmiast uspokoili się i wyszli, by dokończyć kłótni w innym miejscu, Nancy zaś powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, gdyż nie chciała, by Mervyn odniósł wrażenie, iż bawi ją sytuacja, w jakiej się znalazł. Teraz jednak nie miała żadnych oporów przed zadawaniem mu osobistych pytań; okoliczności sprawiły, że stali się sobie bliżsi, niż mogła się tego spodziewać.

– Wróci do ciebie?

– Nie mam pojęcia – przyznał. – Ten facet, z którym jest… Wygląda na mięczaka, ale może właśnie tego jej trzeba.

Nancy skinęła głową. Trudno było wyobrazić sobie dwóch bardziej różniących się ludzi niż Mervyn i Mark. Mervyn był wysoki i dostojny, wyniosły w sposobie bycia i miał szorstkie maniery, Mark natomiast sprawiał wrażenie człowieka o znacznie bardziej rozchwianej psychice, na jego okrągłej twarzy zaś bez przerwy gościł wyraz lekkiego rozbawienia.

– Ja nie lubię mężczyzn w tym typie, ale przypuszczam, że na swój sposób może być atrakcyjny.

Gdyby Mervyn był moim mężem, nigdy w życiu nie zamieniłabym go na Marka – pomyślała. – Cóż, rzecz gustu.

– Chyba tak. Początkowo myślałem, że Diana chce mi tylko zrobić na złość, ale teraz, kiedy go zobaczyłem, nie jestem tego taki pewien. – Mervyn zamyślił się na chwilę, po czym zmienił temat. – A co z tobą? Uda ci się pokonać brata?

– Wydaje mi się, że odkryłam jego czuły punkt – odparła z ponurą satysfakcją, myśląc o Dannym Rileyu. – Na razie jeszcze pracuję nad tym.

Uśmiechnął się.

– Kiedy widzę cię z takim wyrazem twarzy, nie chciałbym mieć cię za przeciwnika.

– Robię to głównie dla mego ojca. Bardzo go kochałam, a firma jest właściwie jedyną rzeczą, jaka mi po nim została. To jakby jego pomnik, ale bardzo szczególny, bo nosi wyraźne ślady jego osobowości.

– Jaki on był?

– Należał do tych ludzi, których nigdy się nie zapomina. Był wysoki, miał czarne włosy i donośny głos. Emanowała z niego siła. Znał wszystkich robotników, wiedział, który ma chorą żonę i jak sprawują się w szkole ich dzieci. Najzdolniejszym fundował stypendia, dzięki czemu teraz wielu spośród nich jest prawnikami lub księgowymi. Wiedział, jak zdobywać lojalność ludzi. Pod tym względem był ojcowski i staroświecki, ale jednocześnie miał niesamowity zmysł do robienia interesów. W środku Wielkiego Kryzysu, kiedy w całej Nowej Anglii zamykano jedną fabrykę za drugą, my zwiększaliśmy zatrudnienie, ponieważ nasze obroty rosły bez chwili przerwy! Jako pierwszy producent w branży obuwniczej zrozumiał, jak ważną rolę pełni reklama, i doskonale z niej korzystał. Interesowała go psychologia, potrafił także spojrzeć na każdy problem z nowej, nietypowej strony. Bardzo mi go brakuje. Prawie tak bardzo, jak męża. – Nagle ogarnęła ją ogromna złość. – Nie pozwolę, żeby mój lekkomyślny brat roztrwonił dorobek jego życia! – Jednak złość natychmiast ustąpiła miejsca niepokojowi, kiedy przypomniała sobie o dręczących ją problemach. – Staram się wywrzeć nacisk na jednego z udziałowców, ale nie wiem, czy mi się uda, bo…

Nie dokończyła zdania, gdyż samolot wpadł w ogromną turbulencję i wierzgnął niczym dziki koń. Nancy wypuściła kieliszek i obiema rękami chwyciła się krawędzi toaletki. Mervyn miał mniej szczęścia, gdyż przewrócił się i potoczył po podłodze, przewracając stolik do kawy.

Clipper wyrównał lot.

– Nic ci się nie stało? – zapytała Nancy, podając rękę Mervynowi. W następnej chwili samolot ponownie zatoczył się, ona zaś straciła równowagę, spadła z taboretu i wylądowała na leżącym na podłodze mężczyźnie.

Mervyn zaczął się śmiać.

Jego śmiech okazał się zaraźliwy. Nancy zapomniała o przeżyciach ostatnich dwudziestu czterech godzin – o zdradzie brata, katastrofie, której cudem uniknęli podczas lotu maszyną Mervyna, niezręcznej sytuacji w apartamencie dla nowożeńców, okropnej kłótni podczas kolacji i strachu przed sztormem. Uświadomiła sobie, że istotnie jest coś nieodparcie zabawnego w tym, że niemal naga siedzi wraz z nieznajomym mężczyzną na podłodze w wyczyniającym przedziwne harce samolocie, i sama także wybuchnęła śmiechem.

Następny podskok maszyny rzucił ich na siebie. Wciąż śmiejąc się spojrzeli sobie w oczy…

A potem, zupełnie niespodziewanie, pocałowała go.

Stanowiło to dla niej całkowite zaskoczenie. Myśl o tym, by go pocałować, nawet przez ułamek sekundy nie pojawiła się w jej głowie. Nie była wcale pewna, czy choć trochę go lubi. Zrobiła to pod wpływem impulsu, który pojawił się nie bardzo wiadomo skąd.

Mervyn był oszołomiony i zdumiony, ale błyskawicznie doszedł do siebie i z zapałem oddał pocałunek. Czuła, że w jednej chwili zapłonął jak pochodnia.

Dopiero po jakiejś minucie udało jej się go odepchnąć.

– Co się stało? – zapytała, zupełnie zdezorientowana.

– Pocałowałaś mnie – poinformował ją z zadowoleniem.

– Wcale nie miałam takiego zamiaru…

– Niemniej cieszę się, że to zrobiłaś.

Tym razem on ją pocałował.

Próbowała się uwolnić, ale uścisk jego ramion był bardzo silny, ona zaś walczyła bez większego przekonania. Zesztywniała, gdy poczuła, jak ręka Mervyna wślizguje się pod peniuar; wstydziła się swoich małych piersi i bała się, że będzie nimi rozczarowany. Kiedy jednak dotknął ich swoją dużą, silną dłonią, z jego gardła wydobył się zduszony jęk rozkoszy. Nancy nadal była spięta. Po karmieniu chłopców pozostały jej wielkie sutki; małe piersi i wielkie sutki – czuła się niemal zdeformowana. Jednak Mervyn nie okazał wstrętu, wręcz przeciwnie. Pieścił ją z zadziwiającą łagodnością, aż wreszcie Nancy poddała się rozkosznemu doznaniu. Minęło wiele czasu od chwili, kiedy doświadczała go po raz ostatni.

Co ja wyrabiam, na litość boską? – przemknęło jej nagle przez myśl. – Jestem szanowaną wdową, a oto jakby nigdy nic tarzam się po podłodze samolotu z mężczyzną, którego spotkałam zaledwie wczoraj! Co mi się stało?

– Przestań! – powiedziała stanowczym tonem i usiadła wyprostowana. Mervyn pogłaskał ją po odsłoniętym udzie. – Przestań – powtórzyła, odpychając jego rękę.

– Jak sobie życzysz – odparł z nie ukrywanym żalem. – Ale gdybyś zmieniła zdanie, jestem gotów.

Zerknęła na jego erekcję wyraźnie odznaczającą się pod materiałem koszuli i szybko odwróciła spojrzenie.

– To moja wina – powiedziała, wciąż jeszcze oddychając ciężko po namiętnym pocałunku. – Ale to był błąd. Zachowuję się jak idiotka, wiem o tym. Przepraszam.

– Nie przepraszaj. To była najprzyjemniejsza niespodzianka, jaka zdarzyła mi się od lat.

– Przecież kochasz swoją żonę, prawda? – zapytała bez ogródek.

Skrzywił się.

– Do niedawna tak mi się wydawało. Teraz, szczerze mówiąc, nie jestem pewien, co mam o tym myśleć.

Nancy czuła się dokładnie tak samo: nie wiedziała, co o tym myśleć. Po dziesięciu latach wstrzemięźliwości przekonała się, że pożąda mężczyzny, którego prawie nie zna.

Choć właściwie znam go całkiem nieźle. Odbyłam z nim długą podróż, opowiedzieliśmy sobie o naszych kłopotach… Wiem, że jest szorstki, arogancki i dumny, ale także lojalny, namiętny i silny. Lubię go mimo jego wad. Budzi mój szacunek. Jest bardzo atrakcyjny, nawet w tej okropnej koszuli. Trzymał mnie za rękę, kiedy się bałam. Jak to miło byłoby mieć kogoś, kto trzymałby mnie za rękę za każdym razem, kiedy bym się bała…

Jakby czytając w jej myślach, Mervyn ponownie wziął ją za rękę, ale tym razem pocałował wewnętrzną część dłoni. Przez skórę Nancy przebiegły rozkoszne ciarki. Po chwili przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

– Nie rób tego! – szepnęła. – Jeśli znowu zaczniemy, nie zdołam się powstrzymać!

– A ja się obawiam, że jeśli nie zaczniemy teraz, to już nigdy – odparł głosem przepełnionym pożądaniem.

Wyczuwała w nim ogromną namiętność, nad którą udało mu się zapanować jedynie dzięki ogromnemu wysiłkowi, i to jeszcze bardziej rozpaliło jej zmysły. Zbyt często spotykała na swej drodze słabych, uległych mężczyzn, pragnących znaleźć u jej boku spokój i bezpieczeństwo, rezygnujących ze swoich zamiarów natychmiast, jak tylko wyczuli, że ona jest im przeciwna. Mervyn był uparty i silny. Pragnął jej teraz i tutaj, ona zaś marzyła o tym, by mu ulec.

Poczuła dotknięcie jego dłoni na wewnętrznej stronie uda, pod czarną koronkową koszulą. Przymknęła oczy i niemal bez udziału świadomości rozchyliła nieco nogi. Nie potrzebował wyraźniejszego zaproszenia. W chwilę potem jęknęła, gdy ręka Mervyna dotknęła jej kobiecości. Pierwszy raz od śmierci Seana. – Ta myśl sprawiła, że nagle ogarnął ją smutek. – Bardzo mi ciebie brakuje, Sean. Boję się przyznać sama przed sobą, jak bardzo. Jeszcze nigdy od chwili pogrzebu nie czuła tak ogromnej rozpaczy. Łzy przecisnęły się między jej zamkniętymi powiekami i potoczyły się po policzkach. Całujący ją Mervyn natychmiast poczuł ich smak.

70
{"b":"93808","o":1}