Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Już pierwszego dnia zajęć u panny Garber wiedziałaś, że zagram w tej sztuce, prawda? Wtedy, gdy spojrzałaś na mnie i uśmiechnęłaś się?

Jamie pokiwała głową.

– Tak.

– A kiedy zaprosiłem cię na bal, kazałaś mi przyrzec, że się w tobie nie zakocham, ale wiedziałaś, że i tak mnie to czeka?

W jej oczach pojawił się figlarny błysk.

– Tak.

– Skąd wiedziałaś?

Wzruszyła ramionami, nie odpowiadając i przez kilka chwil siedzieliśmy razem, obserwując siekący o szyby deszcz.

– A o czym, twoim zdaniem, myślałam, kiedy oświadczyłam, że się za ciebie modlę? – powiedziała w końcu.

Choroba nadal się rozwijała, z nadejściem marca coraz szybciej. Jamie brała więcej leków przeciwbólowych i fale mdłości powodowały, że nie mogła nic utrzymać w swoim żołądku. Bardzo osłabła i wyglądało na to, że wbrew swoim chęciom będzie musiała zostać w szpitalu.

Maja matka i ojciec sprawili, że do tego nie doszło.

Ojciec przyjechał do domu, w pośpiechu opuściwszy stolicę, chociaż trwała właśnie sesja Kongresu. Matka najwyraźniej zadzwoniła do niego i oznajmiła, że jeśli natychmiast nie wróci, równie dobrze może pozostać w Waszyngtonie na zawsze.

Kiedy opowiedziała mu, co się dzieje, ojciec stwierdził, że Hegbert nigdy nie przyjmie od niego pomocy, że urazy są zbyt głębokie i za późno już, żeby coś zrobić.

– Tu nie chodzi o twoją rodzinę ani nawet o wielebnego Sullivana i o to co zdarzyło się w przeszłości – odpowiedziała, nie przyjmując do wiadomości jego tłumaczeń. – Tu chodzi o naszego syna. Tak się składa, że kocha tę dziewczynę, a ona potrzebuje naszej pomocy. Musisz znaleźć jakiś sposób, żeby jej pomóc.

Nie wiem, co takiego mój ojciec powiedział Hegbertowi, jakie obietnice musiał złożyć i ile to wszystko kosztowało. Wiem tylko, że już wkrótce sprowadzono do domu Jamie kosztowny sprzęt, dostarczono jej wszystkie potrzebne lekarstwa i od tej pory dyżurowały przy niej na zmianę dwie pielęgniarki, a kilka razy dziennie zaglądał lekarz.

Mogła pozostać w domu.

Tej nocy po raz pierwszy w życiu płakałem na ramieniu ojca.

– Czy jest coś, czego żałujesz? – zapytałem ją.

Leżała w łóżku z igłą na ramieniu. Kroplówka dostarczała jej leki, których potrzebowała. Jej twarz była blada, ciało lekkie jak piórko. Nie mogła już prawie chodzić; kiedy to robiła, trzeba było ja bez przerwy podtrzymywać.

– Wszyscy czegoś żałujemy, Landon – odparła – ale uważam, że miałam wspaniałe życie.

– Jak możesz tak mówić? – zawołałem, nie mogąc ukryć swojej udręki. – Biorąc pod uwagę to, co cię spotkało.

Jamie ścisnęła mnie za rękę, niezbyt mocno, i posłała mi czuły uśmiech.

– Jeśli o to chodzi, rzeczywiście mogło być lepiej – stwierdziła, rozglądając się po sypialni.

Roześmiałem się przez łzy i natychmiast poczułem wyrzuty sumienia. To przecież ja miałem ją wspierać, nie odwrotnie.

– Poza tym jednak byłam szczęśliwa – dodała. – Naprawdę, Landon. Miałem, wyjątkowego ojca, który przybliżył mi Boga. Kiedy spoglądam wstecz, wiem, że nie mogłabym pomóc innym ludziom bardziej, niż to czyniłam. – Przerwała i spojrzała mi prosto w oczy. – Zakochałam się nawet w kimś i ten ktoś odwzajemnia moje uczucie.

Pocałowałem jej rękę, gdy to powiedziała, i przycisnąłem jej dłoń do policzka.

– To nie w porządku – mruknąłem.

Nie odpowiedziała.

– Nadal się boisz? – zapytałem.

– Tak.

– Ja też się boję – przyznałem.

– Wiem. I jest mi przykro.

– Co mogę zrobić? – zapytałem zdesperowany. – Nie wiem już w ogóle, co mam robić.

– Poczytasz mi?

Skinąłem głową, chociaż nie wiedziałem, czy głos nie załamie mi się, nim doczytam do końca stronę.

Proszę Boże, powiedz mi, co robić!

– Mamo? – odezwałem się tego samego dnia wieczorem.

– Tak?

Siedzieliśmy na sofie w gabinecie, przy płonącym kominku. Wcześniej tego dnia Jamie zasnęła, gdy czytałem jej Biblię, i wiedząc, że potrzebuje odpoczynku, wyślizgnąłem się z jej sypialni. Przed wyjściem pocałowałem ją w policzek. Był to niewinny pocałunek, lecz w tym samym momencie do pokoju wszedł Hegbert i widziałam na jego twarzy sprzeczne emocje. Wiedział, że kocham jego córkę, ale miał równocześnie świadomość, że naruszam jedną z nie spisanych reguł obowiązujących w tym domu. Zdawałem sobie sprawę, że gdyby Jamie czuła się lepiej, nigdy już nie wpuściłby mnie do środka. Teraz jednak jego dezaprobata ograniczyła się do tego, że nie odprowadził mnie do drzwi.

Naprawdę nie mogłem go za to winić. Dzięki temu, że spędzam z Jamie tyle czasu, nie czułem się już dotknięty jego zachowaniem. Jeśli przez te ostatnie miesiące Jamie czegoś mnie nauczyła, to tego, że nie powinniśmy sądzić innych po ich myślach i intencjach, lecz po ich uczynkach, a wiedziałem, że nazajutrz Hegbert i tak mnie wpuści do domu. Myślałem o tym wszystkim, siedząc z mamą na sofie.

– Sądzisz, że mamy jakiś cel w życiu? – zapytałem.

Po raz pierwszy zadałem jej takie pytanie, ale usprawiedliwiały mnie niezwykłe okoliczności.

– Nie jestem pewna, czy rozumiem, co masz na myśli – odparła marszcząc czoło.

– Mam na myśli, skąd wiemy, co mamy robić?

– Chodzi ci o to, w jaki sposób spędzasz czas razem z Jamie?

Skinąłem głową, chociaż sam dobrze nie wiedziałem, o co mi chodzi.

– Tak jakby. Wiem, że postępuję słusznie, a jednak… a jednak czegoś mi brakuje. Rozmawiamy i czytamy Biblię, ale…

Przerwałem i mama dokończyła za mnie myśl:

– Uważasz, że powinieneś zrobić coś więcej?

Pokiwałem głową.

– Nie wydaje mi się, żebyś mógł zrobić coś więcej, kochanie – powiedziała łagodnie.

– Dlaczego w takim razie tak się czuję?

Mama przysunęła się do mnie trochę bliżej i przez chwilę razem wpatrywaliśmy się w płomienie.

– Moim zdaniem dlatego, że jesteś przestraszony i bezradny i mimo że się starasz, cała ta sytuacja staje się coraz trudniejsza. Dla was obojga. Im bardziej się starasz, tym bardziej sytuacja wydaje się beznadziejna.

– Czy można coś zrobić, żebym tak się nie czuł?

Mama objęła mnie ramieniem i przytuliła do siebie.

– Nie – odparła cicho. – Nie można.

Nazajutrz Jamie nie mogła wstać z łóżka. Była teraz zbyt słaba, żeby chodzić nawet z czyjąś pomocą, i czytaliśmy Biblię w jej pokoju.

Zasnęła po kilku minutach.

Minął kolejny tydzień. Stan Jamie ustawicznie się pogarszał, jej ciało słabło. Przykuta do łóżka, wydawała się mniejszą, prawie jakby ponownie stała się małą dziewczynką.

– Co mogę dla ciebie zrobić, Jamie? – pytałem błagalnie.

Jamie, moja słodka Jamie, spała teraz całymi godzinami, nawet kiedy do niej mówiłem. Nie reagowała na dźwięk mojego głosu; jej oddech był urwany i słaby.

Siedziałem bardzo długo przy łóżku, przyglądając się jej i myśląc o tym, jak bardzo ją kocham. Wreszcie przycisnąłem jej rękę do serca i poczułem kostki jej palców. Chciało mi się płakać, opanowałem się jednak, odłożyłem jej dłoń i wyjrzałem przy okno.

Dlaczego, zastanawiałem się, cały mój świat tak nagle się rozsypał? Dlaczego to wszystko przytrafiło się komuś takiemu jak ona? Czy z tego, co się stało, można było wysunąć jakąś naukę? Czy, jak powiedziałaby Jamie, stanowiło to część Bożych zamysłów? Czy Bóg chciał, żebym się w niej zakochał? Czy też stało się to z mojej własnej woli? Im dłużej Jamie spała, tym mocniej czułem koło siebie jej obecność, lecz odpowiedzi na moje pytania wydawały się tak samo odległe jak przedtem.

Na dworze ustał właśnie ostatni z porannych szkwałów. Dzień był szary, ale teraz promyki popołudniowego słońca przedzierały się przez chmury. Widziałem pierwsze oznaki budzącej się wiosny. Na drzewach pojawiły się pączki: liście czekały tylko na odpowiedni moment, żeby się rozwinąć i otworzyć na kolejne lato.

Na stoliku przy łóżku zobaczyłem kolekcje przedmiotów, które były bliskie sercu Jamie. Stały tam fotografie jej ojca, trzymającego ją malutka na rękach i stojącego przed przedszkolem; były również listy i kartki, które przysyłały jej dzieci z sierocińca. Wzdychając, wziąłem do ręki cały stos i otworzyłem kopertę, która leżała na samej górze.

„Proszę, wyzdrowiej szybko. Tęsknię za tobą” – głosił wykonany kredką napis.

List podpisany był przez Lydię, dziewczynkę, która usnęła na kolanach Jamie w Wigilie. Następna kartka wyrażała podobne uczucia, lecz tym, co naprawdę przyciągnęło moją uwagę, był rysunek narysowany przez chłopca, który ją wysłał, Rogera. Przedstawiał ptaka unoszącego się nad tęczą.

Czując, że dławi mnie w gardle, złożyłem kartkę. Nie byłem w stanie oglądać tego dłużej i odłożyłem stos z powrotem na stolik. Przy szklance z wodą zauważyłem wycinek z gazety. Artykuł dotyczył sztuki i opublikowany został w niedzielnej gazecie dzień po drugim przedstawieniu. Nad tekstem zobaczyłem jedyną fotografię, jaką kiedykolwiek zrobiono nam razem.

Miałem wrażenie, że to było tak dawno temu. Podniosłem wycinek do oczu. Wpatrując sie w zdjęcie, przypomniałem sobie, co czułem, kiedy zobaczyłem ją tamtego wieczoru. Przyglądając się Jamie na fotografii, szukałem jakiejkolwiek oznaki, że zdawała sobie sprawę, co ją czaka. Wiedziałem, że zdawał sobie z tego sprawę, lecz jej twarz w ogóle tego nie zdradzała. Widziałem na niej tylko promienną radość. W końcu westchnąłem i odłożyłem wycinek na miejsce.

Biblia nadal leżała otwarta tam, gdzie skończyłem czytać, i chociaż Jamie spała, poczułem potrzebę dalszej lektury. Po chwili mój wzrok padł na kolejny ustęp. Oto jego treść:

Nie mówię tego, aby wam wydawać rozkazy,
lecz aby wskazując na gorliwość innych,
wypróbować waszą miłość.

Te słowa sprawiły, że znowu zaczęło mnie dławić w gardle, i już miałem się rozpłakać, gdy nagle jasne stało się dla mnie ich znaczenie.

30
{"b":"93736","o":1}