Myślałem, że podniesie głos, żeby się bronić i udowodnić, że nie mam racji, ale ona nie zrobiła tego. Wbiła tylko wzrok w ziemię. Myślę, że chciało jej się trochę płakać, ale opanowała się, a ja ruszyłem dalej, zostawiając ją stojąca na chodniku. Chwilę później usłyszałem jednak, że rusza w ślad za mną. Przez resztę drogi szła mniej więcej pięć jardów z tyłu, ale nie próbowała się do mnie odzywać aż do momentu, gdy skręciła w swoją alejkę. Odchodziłem już, kiedy usłyszałem jej głos.
– Dziękuję, że odprowadziłeś mnie do domu, Landon! – zawołała.
Skrzywiłem się. Potraktowałem ją podle i wygarnąłem prosto w twarz naprawdę przykre rzeczy, lecz ona i tak potrafiła znaleźć jakiś powód, żeby mi podziękować. Taka po prostu była i chyba za to ją nienawidziłem.
A może raczej nienawidziłem samego siebie.