– Mogę się założyć, Harry, że te dzieciaki wbiegły tu do środka. Szkoda, że dałeś się przewrócić tej fali, bo musiałem na chwilę stracić ich z oczu.
– Jeżeli tu są, to zaraz ich znajdziemy – odpowiedział drugi głos. – A jeżeli ich tu nie ma, zabieramy się do roboty.
Trzej Detektywi wstrzymali oddech widząc, że pierwszy z przybyszów omiata światłem latarki ściany jaskini. Jupiter, ciągle na czworakach, przylgnął twarzą do szczeliny między listwami.
Bob i Pete przykucnęli tuż za nim, z oczami wlepionymi w wąski prześwit.
Obaj faceci w czarnych kombinezonach odeszli w głąb jaskini. Szuranie ich płetw na piasku ucichło trochę. Gdzieś od miejsca, w którym znajdował się głęboki dół, doszedł zgrzytliwy głos drugiego z nich.
– Musiało ci się wydawać, Jack. Nikogo tu nie ma.
– Przypuszczalnie uciekli na górę po tych drugich schodkach.
Uszu chłopców dobiegło jakieś niewyraźne klapnięcie, a potem zapadła cisza. Jupiter nic już nie widział ani nie słyszał, toteż odsunął się od szczeliny. Czuł, że w nosie ma pełno piasku i kurzu. Zastanawiał się, czy jego koledzy nie mają podobnych problemów. Przypadkowe kichnięcie mogłoby się okazać tragedią.
– Żadnego kichania – szepnął. – Zakryjcie sobie nosy.
Chłopcy posłusznie poddali się jego żądaniu. Cała trójka czekała w nerwowym napięciu na dalszy rozwój wypadków. W jaskini zapanował jednak znowu mrok i cisza. W końcu Jupiter podniósł się na nogi.
– Poszli – szepnął. – Wymykamy się stąd, póki to możliwe.
Odkopali osypujący się piasek i ostrożnie odsunęli poluzowaną deskę.
– Jupe, tym razem idź pierwszy – szepnął Pete. – Jeżeli ty dasz radę się przecisnąć, to nam pójdzie tym łatwiej.
Jupiter z uśmiechem poddał się jego sugestii.
W chwilę potem przemknęli do wylotu jaskini i zaczęli nasłuchiwać. Wszędzie wokół panowała cisza. Spokojnie zasunęli deskę na miejsce i zgarnęli piasek, aby ją umocować.
Jupiter wyprostował się i spojrzał na zegarek. Poczuł, że serce wali mu w piersi jak młot.
– Minęły już przeszło trzy godziny – szepnął. – Hans na pewno od dawna na nas czeka.