Żeby nie było wątpliwości: te słowa nie są fragmentem jakichś abstrakcyjnych rozważań o winie jako takiej. Zostały umieszczone w jednoznacznym kontekście, są częścią odpowiedzi na pytanie o IPN, częścią argumentacji Michnika, dlaczego należałoby rozwiązać pion prokuratorski tej instytucji i zaniechać dochodzeń w sprawie komunistycznych zbrodni.
Pomińmy tę kwestię, jak to rzekomo w III RP „szukano winnych” nieprawości peerelu i poświęcano temu „całą debatę na temat PRL-u”. Los sejmowego druku 1104, potocznie zwanego „raportem Rokity”, który Państwu przedstawiłem wcześniej, wydaje mi się wystarczająco dobitnym przykładem, jak się miała rzeczywistość i do powyższych utyskiwań Michnika, i do ubolewania przez generała Kiszczaka na łamach „Wyborczej”, że się dzieli Polaków „na lepszych i gorszych”.
Co wynika ze słów Michnika? Że zadając pytanie, kto zamordował księdza Suchowolca, księdza Zycha, kto powiesił na płocie stoczni Samsonowicza, na urągowisko i postrach wrogom reżimu, czy kto utopił w Wiśle Barchańskiego – jesteśmy podli. Ulegamy własnej chęci do samowybielenia. Bo tak naprawdę nie jest ważne, kto konkretnie ich zamordował – jest ważne, że za te mordy ponosimy odpowiedzialność wszyscy! Wszyscy wspólnym wysiłkiem skręcaliśmy kark Pyjasowi, wszyscy katowaliśmy Bednarka, i zadawanie dziś pytania, czy może istnieli BARDZIEJ winni od zwykłego, sterroryzowanego polactwa, które chodziło na „wybory”, bo wiedziało, że kto nie pójdzie, kto się nie odhaczy na liście, ten będzie wzywany do dyrekcji i POP, nękany, będzie miał, krótko mówiąc, przerąbane -że zadawanie tego pytania to nikczemna próba zrzucenia z siebie tej winy. Że jeśli twierdzimy, iż były w komunizmie konkretne osoby, które dokonywały zbrodni, które kierowały aparatem przemocy, układały zbrodnicze plany i sprzedawały swoją ojczyznę za transferowe ruble, i że ich winy są nieskończenie WIĘKSZE, niż tych, którzy tylko chcieli po prostu żyć, bo nie mieli w sobie dość heroizmu ani wiary w sens walki, żeby ją prowadzić – to po prostu próbujemy zrzucić z siebie współodpowiedzialność.
A to brzydko.
Tak oto Adam Michnik skonstruował moralną interpretację, która pozwala mu bez cienia zażenowania bratać się z najgorszymi kanaliami i zapraszać je do wspólnego obozu Lepszej Przyszłości: wszyscy byli winni tak samo.
Z tą poprawką, że komunistyczni generałowie, którzy oddali przy Okrągłym Stole władzę Michnikowi i jego środowisku, swoje winy już odkupili. „Sto tysięcy razy”
Oto podstawy tej szczególnej wiary, przed którą padła na kolana wielka część inteligencji III Rzeczpospolitej.