Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Może trochę mnie poniosło, ale Wierzcie mi – nasłuchałem się na spowiedziach (i nie tylko) takich historii, że na samo wspomnienie czasem „nóż się w kieszeni otwiera”. Jakże podli potrafią być ludzie!!! Pamiętajmy jednak zawsze o podstawowej zasadzie – «zawsze bardziej trzeba walczyć ze złem, które jest w człowieku aniżeli z samym człowiekiem».

Jeśli już mi się ten „nóż otworzył” to wspomnę o tym, co najbardziej wstrząsało mną na spowiedziach. Bywały takie zwierzenia od których „uszy puchły” i chciało się czasami wyjść z „budy” i najzwyczajniej nawalić gościowi po ryju.

Wyobraźcie sobie taką spowiedź. 40 – letni mężczyzna opowiada o molestowaniu seksualnym własnych dzieci:

„…Zaczęło się od Justynki. Jak miała półtora roczku zacząłem wyręczać żonę w opiece nad nią. Szczególnie lubiłem ją kąpać. Obmacywanie pulchnego ciałka Justysi sprawiało mi coraz większą przyjemność. Potem – „dla zabawy” – lizałem po kąpieli jej „szparkę”. Pewnego wieczoru, kiedy żona wyszła na dłużej do koleżanki, nie wytrzymałem – wszedłem do łóżeczka małej, nasmarowałem dokładnie wazeliną ją i swojego penisa i… „zrobiłem to”. Justynka płakała, ale ponieważ byłem bardzo podniecony, długo to nie trwało. Bałem się, że dzieciak będzie tak chlipał do przyjścia żony. Dałem więc Justynce silne środki nasenne, po których zaraz zasnęła. Powtarzałem to prawie zawsze, kiedy byłem z nią sam w domu; czasami także w ciągu dnia”.

Justyna miała w czasie spowiedzi ojca 15 lat. Najpierw przekupywana, a później szantażowana, pełna wstydu – nikomu nie wspomniała o dramacie dzieciństwa. Stała się zamknięta w sobie i znerwicowana, choć „tatuś” nie współżyje z nią już od kiedy poszła do pierwszej klasy. Akurat w tym czasie jego uwaga zaczęła się skupiać na jej młodszej siostrzyczce. Historia dokładnie się powtórzyła – kolejne dziecko przeżyło swój „pierwszy raz” z ojcem – pedofilem.

„Kiedy nasza druga córka skończyła osiem lat zapragnąłem kolejnego dziecka” – zwierzał się dalej troskliwy tato – „…byłem zły, bo urodził się… chłopak. Wydaje mi się, że wtedy moja żona zaczęła się czegoś domyślać. Teraz Tomuś ma dwa latka, a ja zaczynam rozmyślać… jak mogę to z nim robić? CHYBA coś jest ze mną nie w porządku. Przecież to mój własny syn…”.

Ten człowiek wydawał się być pozbawiony ludzkich – wyższych uczuć. Przez kilka minut potrafił niemal z dumą opowiadać, jak starał się bardzo delikatnie „wchodzić” w dziewczynki. „Ja w zasadzie…wyrażałem w ten sposób swoją miłość do nich” – skonkludował zboczeniec.

Nie wiedziałem co z nim zrobić – nie miał właściwie świadomości popełnionego grzechu, a więc również poczucia winy i żalu. Musiałem wpierw uświadomić mu, że tylko nieliczne, bardzo prymitywne zwierzęta posuwają się do podobnych praktyk. To był wyjątkowo ciężki przypadek – typ bezdusznego racjonalisty; przy tym wcale nie głupi facet. Długo nie mógł jednak załapać gdzie leżała jego, jakże wielka wina. Nie dałem mu tego dnia rozgrzeszenia. Spotkaliśmy się jeszcze trzy razy zanim uznałem, że zrozumiał wreszcie – kim był i co zrobił. Ja „uznałem”, ale czy uznał to Bóg!?

Spowiadałem chyba kilkunastu pedofili, ale zawsze spowiedzi te poruszały mnie do żywego. Najbardziej przerażające jest to, że największą grupę wśród nich stanowią ojcowie gwałcący własne dzieci oraz księża, powołani do obrony „maluczkich”.

Psychika i zachowania ludzkie stanowią zawsze nieodgadnioną zagadkę. Są typy zdolne autentycznie do wszystkiego. Większość ludzi ma na szczęście swoje granice występku. Istnieją jednak tacy, którzy swoimi zwierzeniami potrafią zaszokować nawet najbardziej zaprawionych w boju spowiedników. Księża później opowiadają sobie takie historie, od których włos jeży się na głowie, a czasem…brzuch boli od śmiechu. Takie reakcje są efektem rutyny i naturalnego wśród wieloletnich spowiedników „otrzaskania”. Z całą pewnością, o ile już się przytacza publicznie treść spowiedzi (naturalnie anonimowo), nie powinna być ona przedmiotem żartów czy też kpin. Nie miałem osobiście takiego przypadku, aby ktoś przyszedł do konfesjonału pożartować. Bywało jednak, że człowiek mimo woli się uśmiechnął.

Kiedyś spowiadałem dziadka (86 lat!) o niebywałym temperamencie seksualnym. Jego ślubna „wysiadła” jakieś ćwierć wieku wstecz. Dziadek jednak nie dawał za wygraną. Od tego czasu zdążył „zaliczyć” większość wdówek i innych samotnych niewiast w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, na terenie kilkunastu wiosek. Robił to za cichym przyzwoleniem żony. Niespożyty Don Juan przyznał uczciwie – jak na spowiedzi – że jeśli codziennie sobie „nie zamoczy” to…”dzień ma z głowy i nie może w nocy zasnąć”. Poza tym, był to bardzo uczciwy i wierzący człowiek. Dzięki dużej krzepie, prócz pracy w swoim gospodarstwie pomagał też sąsiadom, zwłaszcza…sąsiadkom. Nigdy, jak twierdził, nie uwiódł mężatki. Miał tylko jeszcze jeden „wstydliwy grzech” – notorycznie się…onanizował.

Takie spowiedzi kochliwych 80 – latków (obojga płci) wcale nie należały do rzadkości. Temperament seksualny jest wyjątkowo indywidualną sprawą. Najbardziej „ekscytującymi” spowiedziami z dziedziny erotycznej były jednak historie z cyklu „wszystkie zwierzęta małe i duże” albo – „zwierzę, najlepszym przyjacielem człowieka”.

Prawdziwym, zapalonym „miłośnikiem” zwierząt był pewien starszy kawaler, mieszkający na wsi ze swoją matką. Jego gospodarstwo różniło się od innych wyjątkowo urozmaiconym „pogłowiem” zwierząt. Czego tam nie było! Rogacizna wszelkiej maści, a oprócz tego:

konie, oślica, kilka owiec, świnie, króle, kury, kaczki, gęsi – wszystkiego po trochu, ale zwierzyniec niczego sobie! Okoliczni gospodarze chwalili rolnika za inwencję we wszechstronnej hodowli i duże „zacięcie do bydląt”. Bo i rzeczywiście – własną matkę tak nie „doglądał” jak swoje zwierzaki.

„…Jak miałem se radzić, kiedy wszystkie dziewuchy ino za miastowymi się oglądają? Ani w żyto, ani do żeniaczki nie chcą. A że nieśmiały i trochę szpetny jezdem to i żem zaczoł se kombinować ze stworzonkami…”

Uwierzycie!? Robił to ze wszystkimi swoimi zwierzętami!? Nie wyłączając świń, drobiu i skundlonej suki w domu!? Początkowo był wierny jednej owieczce, ale wkrótce zaczął ją zdradzać z innymi i… tak to się rozwinęło. Wiadomo – krew nie woda!

Pomyślałem z początku, że facet ma po prostu bardzo żółte papiery i urwał się na przepustkę z jakiegoś „kukułczego gniazda” albo robi mi głupi kawał. Na wszelki wypadek udzieliłem mu jednak stosownej (jak mi się wydawało) nauki i rozgrzeszenia. Wątpliwości co do „pionu pod jego sufitem” pozostały we mnie aż do następnej, podobnej spowiedzi. Tym razem natrafiłem na wielkiego miłośnika ptactwa domowego, a w szczególności kur. Twierdził, że potem… „lepiej się niosły”.

Być może kościelni „obrońcy moralności” zarzucą mi, iż zbyt wiele miejsca poświęcam w tym rozdziale sprawom związanym z 6 Przykazaniem, a raczej z jego łamaniem. Zapewniam więc ich pospiesznie – czynię to celowo i posłusznie w duchu kościelnym. Przecież to właśnie „Uświęcona Tradycja” oraz „Nieomylne Nauczanie” Kościoła Katolickiego, ustami „nieskalanych” jego piewców głoszą, że: „Wszelkie zło i każdy grzech bierze swój początek z grzechu nieczystości”.

W powyższym stwierdzeniu jest dużo prawdy, ale niekiedy prawda (tak jak medal) ma dwie strony. Powiedziałbym nawet prowokująco i antyreklamowo, że tak, jak nadmierne wybielanie zniszczyło niejeden materiał, tak też ciągłe pieprzenie o świętości – odsłoniło wiele brudu w strukturach Kościoła. Programowe robienie „na chama” z ludzi aniołów – w przypadku spowiedzi wydało wyjątkowo cierpkie owoce. Chcę w tym miejscu poruszyć bardzo bolesny problem, nieodłącznie związany z sakramentem pokuty, od chwili jego praktycznego wprowadzenia przez Kościół, czyli powiedzmy od XIII – go wieku.

Jak wcześniej wspomniałem – Sobór Laterański II zajął się równocześnie dwoma zagadnieniami: obowiązkiem spowiedzi i celibatu. Konsekwencja usankcjonowania tego drugiego była taka, że nagle księża – pozbawieni pod przymusem żon i dzieci – stali się pokaźną drużyną wolnych strzelców, wiecznych kawalerów. Duża część duchowieństwa była – i jest obecnie – zupełnie usatysfakcjonowana takim stanem rzeczy. Utrzymywanie konkubiny i okazjonalne „przygody” na ogół mniej kosztuje niż posiadanie żony, na dodatek z przychówkiem. Najbardziej zamożnej warstwie społecznej nigdy nie nastręczało większych trudności zorganizowanie sobie czegoś na boku. Na dodatek wspaniałomyślna Matka Kościół od samego początku dała możliwość wykorzystywania spowiedzi do „podrywu”. Problem molestowania seksualnego penitentów podczas sakramentu pokuty stał się z dnia na dzień (obok niezliczonych skandali obyczajowych papieży i biskupów, nagminnego łamania przez księży celibatu oraz ciągłych utarczek z władzą świecką) jedną z największych rys na ogromnej budowli Kościoła.

Historycy średniowieczni słyną jak wiadomo z wielkiej skrupulatności w szczegółach opisywanych zdarzeń. Jeśli wierzyć jednemu z nich, to dla przykładu – pewien ksiądz z miasteczka Yepes we Francji miał jednego dnia stosunki z 9 – cioma Bernardynkami, które wcześniej kolejno wyspowiadał. W trakcie orgii zakonnice biczowały się przed nim nago w akcie pokuty. To chyba najbardziej drastyczny przypadek, ale istnieją setki historycznych zapisków relacjonujących podobne praktyki. Ze względów oczywistych wiadomo, iż jest to tylko wierzchołek faktycznej góry lodowej. Należy przypuszczać, że problem ten istnieje nadal i stał się znacznie bardziej powszechny, tak jak Kościół. Obecna praktyka przykrywania wszelkich brudów szatą świętości i nieomylności oraz utajniania teczek personalnych księży w piwnicach kurii biskupich – może świadczyć tylko o naprawdę niepokojącej skali tego zjawiska.

Sam mogę złożyć na ten temat świadectwo – w ciągu trzech lat kapłaństwa co najmniej kilkanaście osób informowało mnie (najczęściej podczas spowiedzi), iż byli osobiście (lub ich najbliżsi) nakłaniani przez kapłanów do współżycia. Najczęściej miało to formę niewinnej z pozoru propozycji, typu: „…dziecko, wpadnij do mnie dzisiaj wieczorem to rozwiniemy ten temat…” albo „…jesteś taka samotna – zupełnie jak ja, wyjedźmy gdzieś razem za miasto…”. Zdarzały się naiwne, które nie przeczuwając podstępu, „wpadały” i „wyjeżdżały” – podyskutować z inteligentnym człowiekiem o swoim życiu, problemach… aż tu (o zgrozo!) księżulo sprowadzał je na ziemię, a raczej do łóżka. Bywały też propozycje „wprost”.

24
{"b":"89366","o":1}