Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kto będzie pańskim następcą?

– Major Gruszka, ale to dla ciebie bez znaczenia, „Szekspir” , bo odtąd działasz już na własny rachunek, nie musisz się meldować, chyba że będziesz wzywał awaryjnie. Przed tobą wielki sen, długie lata całkowitego spokoju. Rób karierę edytorską i scjentyczną, pisz prace językoznawcze, płódź dzieci, podróżuj, praktykuj co chcesz, twoja sprawa. Nie będzie ingerencji z naszej strony, chyba że zrobisz gdzieś piekielne głupstwo.

– To już mam za sobą, grzybki mnie wrobiły!… – westchnął Janek.

– Nie dramatyzuj! – prychnął Tiomkin. – Wytłumacz sobie, że taki był kaprys losu, życie tak chciało. Życie to schody. Kiedyś docierasz na piętro i widzisz korytarz, gdzie jest pełno drzwi od wielu pokojów. Trzeba któreś wybrać, nie można tkwić ciągle na schodach, bo szybko się okaże, iż schody prowadzą w dół. Twoje prowadzą do góry.

– „Życie to schody”… - uśmiechnął się Janek. – Bardzo ciekawa metafora, lecz wolę szekspirowską. „Świat to teatr” , mówi szekspirowski szlachcic Jakub, a świat tajnych służb to zupa makbetowskich wiedźm, zacytuję panu:

„Bagnistego węża szczęka,

Niech w ukropie tym rozmięka,

Żabie oko, łapki jeża,

Psi pysk i puch nietoperza,

Żądło żmii, łeb jaszczurzy,

Sowi lot i ogon szczurzy,

Niech to wszystko się na kupie

Warzy w tej piekielnej zupie!” * .

– Szekspir pichcił tę samą zupkę, pracując jako tajny agent, więc was również powinno to rajcować, Serenicki…

– O czym pan gada, pułkowniku?!… – zdumiał się miłośnik Szekspira. – Szekspir nie był szpiegiem, znam bardzo dobrze jego żywot!

– Nikt nie zna bardzo dobrze jego życiorysu, nie wiadomo nawet kto pisał jego sztuki, Bacon, Marlowe, de Vere, Stanley, Neville, Florio czy jeszcze inni, może nawet baba, Mary Sidney Herbert…

– Strasznie się pan obkuł! Po co?

– Zwykła ciekawość, przeczytałem fragmenty nieukończonego dziełka na temat intensywnej szpiegowskiej działalności Szekspira, „The Shakespeare Conspiracy”

– Nie ma takiej książki, pułkowniku, znam całą współczesną literaturę szekspirologiczną! – przerwał mu Janek.

– Wy znacie literaturę drukowaną, gaspadin Serenicki, a mnie udostępniono fragmenty pracy dopiero pisanej przez dwóch historyków, Grahama Philipsa i Martina Keatmana. To się znajdzie na rynku nie wcześniej niż za dwa lata, panowie się rozkręcają…

– Kto panu udostępnił?

– Koledzy z branży, mam dużo kolegów wszędzie…

– I co ci dwaj tam piszą?

– Że Szekspir był kilkanaście lat agentem elżbietańskiej Secret Service, podwładnym brytyjskiego superszpiega, Anthony'ego Mundaya. Jako William Hall jeździł po Europie, szpiegując i wożąc tajne listy. Gdy tylko wrócił z Danii, spłodził „Hamleta” . Oni mieli manię brania sobie familijnych pseudonimów. Munday jako szpieg nosił nazwisko Grimes, bo jego chrzestny nazywał się Grimes. A córka Szekspira wyszła za Johna Halla ze Stratfordu, stąd wziął się ów William Hall. Philips i Keatman twierdzą, że konspirującego Szekspira otruto wskutek szpiegowskich porachunków. To, iż umarł w męczarniach, jest faktem.

– Tak, to prawda, wił się z bólu – rzekł Serenicki.

– Czasy się zmieniają, a metody nie – pokiwał głową Tiomkin. – Dzisiaj nowoczesne trucizny są znowu rytualnym elementem gry tajnych służb. Otruliśmy w Monachium szefa ukraińskich nacjonalistów, Banderę, i trujemy wielu innych…

– Pan mnie straszy, pułkowniku?

– Ani mi to przez myśl nie przeszło! To była dygresja szekspirologiczna. Teraz będzie druga dygresja. Czy wiecie, że wśród prawie dziewięciuset filmów szekspirowskich prawie trzysta to inscenizacje „Hamleta” , i że spośród tych trzystu krytyka światowa za najlepszy uważa film rosyjski? A Rosjanie mówią, że „Hamlet” to sztuka rosyjska, bo bezbłędnie oddaje rosyjską duszę.

– Pańskiej duszy chyba nie bardzo… – skrzywił się ironicznie Serenicki.

– Bo moja matka była Gruzinką, drogi „Szekspirze” , jest ze mnie półkrwi Rus.

– Ten kryptonim wymyślił mi pan?

– Tak, chciałem wam zrobić przyjemność.

– Wolę inny.

– Jaki?

– Jednoliterowy – „Y” , igrek, przedostatnią literę łacińskiego alfabetu.

– Czemu?

– Bo ma kształt procy, a biblijny Dawid procą pokonał Goliata.

– To nie była taka proca, gaspadin Serenicki.

– Wiem, machali nad głowami szmatą lub skórką z kamieniem, ale w kulturze europejskiej proca to Y.

– A kto jest dla was Goliatem?

– „Solidarność”. Wykończyli mojego starego, pułkowniku.

– Wiem. Napijmy się ku pamięci waszego ojca, gaspadin „Y” !

* * *

Wśród polityków właściwie nie ma ludzi niewierzących, zważywszy, iż każdy polityk głęboko wierzy w swoją predyspozycję do rządzenia masami ludzkimi, czyli społecznością. Tymczasem wiara części owych mas jest skoncentrowana na Istocie Wyższej, Niebiańskiej, co polityk też musi uwzględniać. Dlatego prezydent Putin, każdego październikowego dnia 2007 agitujący jakąś grupę lokalną lub branżową za Jedną Rosją, miewał częste spotkania (również mszalne) z duchowieństwem, głównie z Patriarchatem Moskiewskim Cerkwii Prawosławnej, lecz nie omijał i duchowieństwa muzułmańskiego. Ta intensywna kampania zostawiała mu niewiele wolnych chwil na spotkania prywatne, jednak znalazł dwie sobotnie godziny dla Lieonida Szudrina. Szudrin kolejny raz został wpuszczony do prywatnej daczy numer 1.

– Prosiliście o spotkanie, Lieonidzie Konstantinowiczu, pono macie jakąś sprawę dużej ważności – przywitał go Putin. – Słucham was.

– Niepokoją mnie, panie prezydencie, dwie sprawy. Jedna ważna, druga bardzo ważna. Ta pierwsza to represje, którymi nasz rząd chce zniszczyć przedstawicielstwa British Council w naszym kraju.

– Skąd o tym wiecie?

– Mam dobre uszy, panie prezydencie, a jako członek „loży” mam okazję słyszeć dużo. Boję się, że likwidowanie biur British Council i eliminowanie z eteru „Głosu Ameryki” oraz BBC, brytyjskiej rozgłośni, która cieszy się legendarną sławą na całym świecie, wywoła na całym świecie niepotrzebny antyrosyjski szum…

– Nie demonizujcie, Lieonidzie Konstantinowiczu! – przerwał mu Putin, machając lekceważąco ręką. – Te rozgłośnie będą zagłuszane do wyborów, może ciut dłużej, kilka tygodni, góra kilka miesięcy. Natomiast jeśli idzie o British Council… Może zlikwidujemy tylko część jej delegatur, te prowincjonalne, zaś moskiewską centralę zostawimy. Ławrow prowadzi z Londynem dialog w tej kwestii, chcemy wynegocjować jakiś kompromis dla rozwiązania tego problemu. Gówno nas obchodzi czy będzie to sprawiedliwe, czy nie. A ta druga wasza wątpliwość, ta ważniejsza?

– Tyczy pańskiego elekcyjnego zaangażowania, panie prezydencie – rzekł Szudrin. – Wsparł się pan całym ciałem na JedRo, co oznacza, że kiedy Jedna Rosja zwycięży i uczyni pana premierem, będzie pan stał na jednej nodze. W takiej pozycji łatwo stracić równowagę, gdy ktoś trąci…

Putin wzruszył ramieniem:

– Surkow, kiedy sześć lat temu zakładał Jedną Rosję, mówił mi coś podobnego. Więc założyliśmy drugą partię kremlowską, Sprawiedliwą Rosję, dla równowagi. Jedna centrowa, druga lewicowa, słowem balans.

– Nie ma tu żadnego balansu, panie prezydencie. Sprawiedliwa Rosja, która miała odbierać głosy komunistom Ziuganowa, jest tak słaba, ma tak kiepskie poparcie elektoratu, że to nawet nie szczudło czy patyk dla zachowania równowagi, lecz słomka, jakby jej nie było. Potrzebuje pan drugiej nogi!

– Bo co? Czego tu się bać? Ludzie JedRo są mi fanatycznie oddani, ze świecą szukać wierniejszych psów. Będą sprawną „maszynką do glosowania” w Dumie.

Kąciki warg Szudrina wykrzywił uśmieszek.

– Co was tak śmieszy, cholera?! – szczeknął Putin.

– Panie prezydencie, ja jestem historykiem, więc wesprę się przykładem historycznym. Robespierre miał we francuskim zgromadzeniu bezbłędną „maszynkę do głosowania” , przez kilka lat Konwent unosił ręce tak, jak chciał „Nieprzekupny”. A któregoś dnia, latem roku 1794, te rączki „wiernych psów” zagłosowały mu wbrew. Został demokratycznie obalony i stracony szybciutko. Miał, oczywiście, swoją partię, jakobinów, lecz ci zawiedli, nie umieli nawet poderwać dzielnicowych Sekcji Komuny dla obrony Robespierre'a. Brakowało mu silnej drugiej nogi, by zrównoważyć wrogów. Czy inaczej: brakowało mu rottweilerów, które mogłyby skutecznie szachować wrogów, fałszywych sprzymierzeńców, zbyt miękkich przyjaciół, i rzucić się do gardła każdemu ryjącemu pod wodzem.

– Mam w ręku całe FSB! – szepnął Putin.

– Być może całe FSB uważa, że ma pana w ręku… – odszepnął Lieonid.

– To nonsens!

– To matematyka, panie prezydencie. Sześć tysięcy „siłowików” vel „czekistów” , ludzi GRU, KGB i FSB, objęło dzięki panu czołowe pozycje we wszelkich władzach Federacji, rządowych, bankowych, handlowych, centralnych i regionalnych. Formalnie to sześć tysięcy wdzięcznych panu janczarów, wiernych Putinowców. Ale wdzięczność nie jest u ludzi cechą fizjologiczną, a jako cechę polityczną wyśmiewał ją już Machiavelli. Sześć tysięcy ludzi versus jeden człowiek, chociaż car…

Zapadło milczenie.

Równo miesiąc po tym milczeniu huknął grzmot, który członkowie „loży «Put'»” przezwą później „gambitem Szudrina”: zjazd wszechrosyjski. Dnia 15 listopada roku 2007 do Tweru zjechało 900 delegatów z 84 regionów Federacji Rosyjskiej. Przywieźli 30 milionów podpisów wielbicieli Putina (zebranych w trakcie masowych proputinowskich mityngów zwanych „putingami” ), utworzyli „spontanicznie” Ruch Społeczny „Za Putina”, i wezwali prezydenta, by został dożywotnim „liderem narodu”. Równocześnie jasno ostrzegli Jedną Rosję, że będą ją twardo kontrolować, stanowiąc „alternatywny instrument nacisku”. Fala „putingów” wzrosła od tej pory gwałtownie, a kilkudziesięciotysięczny moskiewski wiec prokremlowskiej młodzieżówki Nasi był kolejnym medialnym wydarzeniem dnia. Przy okazji tego wiecu utworzono jeszcze jeden proputinowski masowy ruch – Miszki (Niedźwiadki) – żeby kilkuletnie dzieci mogły hołdować cara w zorganizowany sposób, czyli „spontanicznie”. Pisk konającej opozycji, że kiedyś to się zwało Pionierzy Stalina i Hitlerjugend, został zagłuszony przez skandujący radośnie tłum.


43
{"b":"89200","o":1}