Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tutaj przeczekać?

– Tak, a co?

– A to, że teraz nasi będą wracać stąd do kraju! – zdenerwował się „Zecer”. - Wróci młoda i średnia emigracja, i część starej, więc dla kogo będziemy tu pisać, dla Szkotów, kurwa?!

– Grubo się, chopie, mylisz, i sam to wkrótce zobaczysz. Repatriuje się bardzo niewielu, a z kraju zacznie przybywać bardzo wielu, bo powszechna nędza i bezrobocie zaczną wypychać ludzi masowo. Póki tutejsza pensja będzie dziesięć razy wyższa od krajowej, my będziemy mieli dla kogo pracować tutaj. To się długo nie zmieni.

– Kilkanaście lat?! – jęknął Mariusz.

– Trudno powiedzieć ile. Po kilku latach założymy w kraju filię, krajową mutację „Gza Patriotycznego” , ale do definitywnej gry wejdziemy nie wcześniej niż wówczas, gdy rąbanina krajowa wytraci impet i da się zbudować tam silną strukturę na zgliszczach wielu partii i partyjek, które spłoną.

– Czyli dziesięć, piętnaście, może dwadzieścia lat cholernego chaosu!… – westchnął Bochenek. – Jak ten biedny naród to wytrzyma?

– Ten naród, chopie, wytrzymywał już nie takie powietrzne trąby. A dlaczego? Bo ma swój patent na wytrzymywanie. Patent z wicu o półliterku.

– Nie znam tego kawału – burknął „Zecer”.

– „Co prawda aktualnie przeżywamy chaos, ale za kwadrans Heniek przyniesie pół litra”. Takie są polskie terapie.

– Takie, owszem, są. Lecz jak pomyślę, że to tyle potrwa ile mówiłeś, Denis…

– Też chciałbym się mylić, chciałbym, by to trwało krótko, jednak wojny domowe rzadko trwają krótko.

Rozemocjonowany Bochenek, który cały czas stał, teraz usiadł, jakby go przygniotła perspektywa kilkunastoletniej emigracji. Długą chwilę głęboko oddychał i milczał, aż wreszcie spytał:

– Kogo zaczniemy wyśmiewać od następnego numeru?

– Autorytety moralne Trzeciej Rzeczypospolitej, chopie – objaśnił go Denis. – Już się puszą. Już ewangelizują lud słowotokiem, głównie różowym, na wzór Kuronia, Geremka i Michnika. Przyjrzyjmy się przeszłości sławnych reżyserów, aktorów, plastyków, publicystów i zwłaszcza literatów. Ci, którzy jeszcze żyją, będą grali błogosławionych świętoszków, zaś my będziemy leczyć ich ciężką amnezję wspominkami-cytatami o ich prokomuszych prysiudach i lansadach. Lista jest obszerna, aż trudno uwierzyć. Brandysowie, Międzyrzecki, Szczypiorski, Słomczyński, Bocheński Jacuś, Ficowski, Konwicki, Kobyliński, Szymborska, Rymkiewicz, Stiller, Mrożek, Marianowicz, Drawicz, Tazbir, Miłosz, Łapicki, Śmiałowski, Szczepański, Kieniewicz, Kołakowski, Lem, Brzechwa, Wajda i stu innych – prawdziwy gwiazdozbiór. Mam już worek pikantnych cytatów, i niektóre mnie samego bulwersują, bo nie przypuszczałem, że taki Jacek Trznadel, który skompromitował to bractwo książką „Hańba domowa” , również ma sumienie niezbyt czyste, stalinizował piórem za młodu. Kiedy ukaże się wielka antologia tych grzechów elity salonowej, powinna nosić tytuł: „Liber lizusorum” . Ludzie będą przecierać kwadratowy wzrok czytając prostalinowskie dupolizactwo Szymborskiej. Albo rymy Różewicza, chopie, mam tu fragment, spójrz:

„Czas który idzie jest piękniejszy

ludzie nie będą umierali jak larwy

komunizm ludzi podniesie

obmyje z czasów pogardy”.

Słuchając tego rodzaju cytatów, „Zecer” czuł się lepiej. Działały jak morfina. Jeżeli bowiem wielcy twórcy tak się świnią…

* * *

21 października 2007 roku Polska wybierała nowy parlament. Przy okazji wybrała nową władzę, usuwając od rządzenia antyrosyjską partię braci Kaczyńskich. Zwycięzcy wyborów (PO i PSL) bezzwłocznie zadeklarowali swoją sympatię dla Kremla: wicepremier Pawlak sugerował ułatwianie rosyjskim firmom naftowo-gazowym polskich inwestycji, a premier Tusk obiecał, że Polska przestanie swym wetem blokować współpracę między Rosją i Unią Europejską, jak również wycofa swój sprzeciw wobec wejścia Rosji do WTO (Światowej Organizacji Handlu) tudzież innych gospodarczych gremiów cywilizacji zachodniej. Hasłem nowych władz będzie Miłość! – tak zapewnił Tusk w swym pierwszym przemówieniu po zwycięstwie parlamentarnym. Gdy generał Kudrimow usłyszał to z telewizora, przypomniał sobie scenę, którą mu kiedyś ironicznie relacjonowano jako pikantny cymesik – scenę posiedzenia rosyjskiego rządu dyskutującego o dalekosiężnych państwowych projektach. Putin spytał wówczas: „- Co jest dla nas najważniejsze?”. Zrobiło się cicho. Ciszę przerwał minister obrony, były dygnitarz KGB i FSB, generał-lejtnant Siergiej Iwanow, mówiąc przez zaciśnięte zęby: „- Miłość!”.

Wasia odczuwał w swym życiu miłość właściwie co dzień. Dawkowanie było rozmaite każdego dnia, ale tę miłość cechowała stałość, czyli wierność. Wierność, która sprawiała Kudrimowowi pewien ból, gdyż wolałby kochać inną, „Putinkę” (produkowaną od 2003 roku i szalenie popularną), jednak nie umiał przemóc nałogu – „Stoliczna” smakowała mu bardziej, wskutek długotrwałego wdrożenia. Lecz kiedy operacja „Wybory Pol- 2007” zakończyła się sukcesem nad Wisłą – stwierdził, że musi „Putinką” wznieść biurowy toast, a miłość swego życia, „Stoliczną”, golnie sobie wieczorkiem, wewnątrz własnego mieszkanka, nosząc kapcie, spodnie od dresu i ulubiony sweter, nieważne, że trochę dziurawy. Ledwie tak zdecydował, gdy wezwano go „na dywanik” szefa, gdzie ten szef, Michaił Fradkow, złożył mu gratulacje:

– Dobrze się spisałeś, Wasiliju, u Polacziszków. Oni pewnie liczą, ci nowi, że włażąc nam z marszu w tyłek, otrzymają coś dla równowagi, jakieś całusy, gesty wzajemności, zniesienie embarga…

– I to niejednego embarga – przytaknął Kudrimow. – Mięso, wędliny, podroby to pierwsza sprawa, ale drugie embargo obejmuje produkty rolne, znaczy warzywa i owoce, które również chcieliby nam sprzedawać. Oba embarga były karą dla Bliźniaków, więc teraz trzeba będzie…

– Pewnie będzie trzeba, ale nie my będziemy decydować, tylko Kreml. Jak stamtąd przyjdzie rozkaz, zniesiemy lub zawiesimy embargo. Nie od razu każde, wpierw jedno, później drugie.

– A co z ropą naftową? – spytał Kudrimow.

– Jaką ropą? Przecież sprzedajemy im ropę, są długoletnie handlowe umowy.

– Tak, ale kiedy Polacziszki wykołowały nasz Łukoil, kupując litewską rafinerię Możejki, odcięliśmy tam dopływ ropy zupełnie. Pod pretekstem, że rurociąg się zepsuł.

– Bardzo sprytne, cała Europa serdecznie się śmiała! – syknął Fradkow. – Rurociąg jest czyj?

– Transnieftu. Transnieft ogłosił, że bezterminowo odracza naprawę, bo rurociąg jest kompletnie zużyty, trzeba zbyt kosztownej reperacji.

– I co? W czym problem?

– W tym, iż rurociąg prowadzący do Możejek transportował też ropę dla Łotwy i Estonii. Więc teraz Łotwa, Litwa i Estonia muszą przywozić sobie ropę tankowcami, no to warczą gdzie mogą.

– Gówno mogą, Europa im nie pomoże, dba o własną dupę, Wasiliju. Zresztą to nie nasza sprawa, tylko sprawa ministra energetyki. A minister Christienko bez decyzji Kremla nie kiwnie palcem. Każdy, kto nie rozumie, że nafta to nie żadna energia, tylko broń polityczna, jest idiotą. Warszawa dobrze wie, że rurociąg bałtycki, który ich omija, to fragment politycznej gry.

– Oni liczą, że to jedynie fragment szantażu, i że można jeszcze cofnąć tę decyzję.

– To się przeliczą!

– A jak będą chcieli negocjować wejście do inwestycji?

– Powiedz to prezydentowi, nie moja broszka! – zezłościł się Fradkow. – Właściwie czemu zawracasz mi tą naftą głowę?

– Bo Polacziszki chcą mieć transakcję wiązaną – uprecyzyjnił Wasia. – Wycofują wszystkie weta antyrosyjskie, lecz pragną zniesienia każdego embarga i zaopatrywania Możejek rurociągiem Transnieftu.

– Dałeś im takie obietnice?!… – ryknął Fradkow.

– Nie dawałem obietnic, ale musiałem czymś czarować, robiłem nadzieje dla…

– To teraz lej im naftę własnym fiutem, kurwa, bo póki Władimir Władimirowicz nie da sygnału, nic nie zrobimy, czy to jasne, Kudrimow?!

– Tak, toczno!… – odrzekł po wojskowemu generał-lejtnant Wasilij Stiepanowicz Kudrimow.

Wieczorem upił się, ale kiepsko spał – dręczyły go koszmary. Twarze ludzi, do których strzelał. Rozchylali sine wargi, pytając, lecz nie słyszał niczego. Wstał gdy ledwie świtało za oknem, ubrał się i wyszedł na miasto, puste jak pustynia. Plac Czerwony przemierzały patrole dwójkowe milicjantów. Wokół wież Kremla snuły się szarawe opary mgły. Gdzieś ze wspomnień dobiegły Wasię słowa piosenki śpiewanej przy ognisku dawno temu, wówczas, kiedy życie było proste jak wycior:

„Bierieg radnoj
Czierniejet za karmoj,
Tiomnaja nocz',
Da wietier sztarmawoj.
Da szalanda, da parus,
Da wiernyj puliemiot.
Chłopcy partizany
Wiernulis' w pachod”.
* * *

Stół zalegała bogata martwa natura, pełna szkła, porcelany, wędlin, galaret i owoców. Jasny półmrok dawały dwa sześcioramienne świeczniki stojące na blacie; czuło się intensywną woń płonących aromatycznych świec. Serenicki oniemiał:

– Kobietę winien pan raczyć taką buduarową pompą, pułkowniku, a nie swojego wyrobnika, marionetkę…

– Coraz głośniejszego edytora, szanowanego biznesmena, fartownego giełdziarza, dużą figurę! – rzucił komplementami Tiomkin. – Czym się teraz trudzicie z Klarą? Prócz uprawiania seksu, darogije riebiata?

– Tłoczymy „Od białego caratu do czerwonego” , siedem tomów.

– Nie znam.

– Autorem jest Polak Kucharzewski.

– To przedruk?

– Tak, ale zmodernizowaliśmy dawną edycję, dodaliśmy analityczny wstęp, ikonografię, indeksy, te rzeczy.

– Siadajmy, trzeba pić i jeść… Ta świecowa kolacja to uczta pożegnalna. Zostałem odwołany, będę teraz pracował jako attache w Dubaju.

– Czemu pana odwołano?

– Dlatego, że przydziały „rezydentur” nie są dożywotnie. I tak pracowałem tu długo, według mojej centrali – za długo. Widzimy się ostatni raz, gaspadin Serenicki.

42
{"b":"89200","o":1}