Do tego zapewne szalał w niej konflikt. Każde spojrzenie na mnie, jego córkę, było ciosem w serce. Pozbyć się mnie, nie widzieć, zapomnieć, że istnieję, może przyniosłoby jej ulgę, ale zarazem pozbawiło tych przywiązanych do mnie pieniędzy, a chciwa była zawsze. Patologicznie chciwa. A może odwrotnie, może właśnie chciała trzymać mnie blisko specjalnie po to, żeby mnie tłamsić podstępnie, nie dać mi żyć jak człowiekowi, upajać się swoją triumfującą zemstą. Może tylko dzięki temu mnie nie otruła…?
Wymknęłam się jej z rąk. Sprawa mieszkania świadczy, że nie pogodziła się z tym. Zdążyłam porozmawiać z pośrednikiem, zorientowałam się, że istotnie zamierzała wywinąć mi ten koszmarny numer, sprzedać je i zwalić się do mnie tuż przed powrotem pani Jarzębskiej. Nie wpuścić jej, jakim sposobem, awanturowałaby się na klatce schodowej, zrobiłaby ze mnie bydlę nieczułe i nieludzkie, wdarłaby się przemocą. Podwójny ciężar, wobec pani Jarzębskiej tracę twarz, zainstalowałam w jej domu okropną babę, a równocześnie muszę coś zrobić, postarać się o jakiś lokal dla siebie i dla niej. Z nią na karku. Pieniędzy wystarczyłoby na willę, ale przecież ukrywała je przede mną, nie wypuściłaby z ręki ani grosza, a ja o nich nie miałam pojęcia, szarpałabym się rozpaczliwie ku jej radości i satysfakcji. Gdybym chciała bronić się prawnie… Jakie prawnie, prawnie byłam zobowiązana zająć się nią! Co za szczęście, że jednak nie była zupełnie normalna, nie potrafiła załatwić sprawy, nie umiała zdobyć się na przeprowadzenie remontu, za remont trzeba by zapłacić, nie była zdolna do obniżenia ceny za zdewastowany lokal. Gdyby działała z sensem, już bym się z nią kotłowała, żyłaby do tej pory i jeszcze długo, bo Rajczyk…
Przerażające. Może i lepiej, że nie wiedziałam, co mi groziło, bo sama dostałabym chyba obłędu. Panika nie jest dobrym doradcą, uniknęłam najgorszego…
Nie będę miała wyrzutów sumienia. Z pewnością mogłam uratować jej życie i nie zrobiłam tego… No więc dobrze, sama wyzuła mnie ze szlachetności, rykoszetem wzbudziła we mnie ślepą nienawiść, zapiekłą, nie gorszą od jej nienawiści, może to rodzinne… nonsens, nie była moją krewną. A ukarana zostałam awansem, skazana na piętnaście lat moralnej katorgi, i swoją karę odcierpiałam. Drugi raz postąpiłabym tak samo. I trzeci. I sto dwudziesty piąty!
I niech to jasny szlag trafi, nie będę miała wyrzutów sumienia…!
Henio miał dziwny wyraz twarzy, który zmienił się odrobinę na widok schabu ze śliwkami, istnego arcydzieła, obliczonego na kompletne rozluźnienie wszelkich hamulców moralnych. Wiedziałam o przesłuchaniu Kasi, nie byłam pewna, co nastąpi potem, przygotowałam się zatem na wszelki wypadek. Janusz już chyba zdążył zamienić parę słów z Tyranem, bo wrócił późno, zamyślony, nie zdradził żadnych tajemnic służbowych, a za to pochwalił moje starania. Możliwe, że we własnym interesie…
Kiedy postawiłam na stole przekąskę w postaci szparagów na zimno z majonezem i oliwkami bez pestek, Henia odblokowało. Powęszył w kierunku schabu i porzucił temat pogody, którego trzymał się uporczywie od przekroczenia progu.
– Taka mżawka – mówił. – Nawet nie pada, ale wilgotno. Wiatru nie ma i zimno nie jest, tylko jakby przenikliwie. Na noc powinno się wypogodzić, bo księżyc w pełni robi pogodę, psuje się dopiero po przesileniu, jak idzie na nów.
– Idzie, idzie i dojść nie może – mruknął Janusz, patrząc na niego z naganą.
– Może lepiej usiądźcie przy stole – zaproponowałam sucho.
Henio usiadł, spojrzał na szparagi, spróbował odrobinę i twarz mu się rozjaśniła.
– No dobra, powiem – zdecydował się. – Tyran rąbnął z dużego działa. Położył przed nią powiększone odciski palców, wetknął jej do ręki lupę i kazał popatrzeć. Jeszcze zwrócił uwagę, że jako plastyk i artystka, oko ona musi mieć, a trzeba było słyszeć, jakim głosem to mówił. Góra lodowa całkiem tak samo by się odezwała.
– I co Kasia na to? – spytałam niecierpliwie i z niepokojem, bo Henio przez chwilę napawał się wspomnieniem sceny w komendzie.
– Obejrzała. Porządnie, z wielką uwagą. Potem obejrzała Tyrana, z tym że gołym okiem, bez lupy. Milczała jak ten kamień, więc on się musiał odezwać. Spytał, czy, jej zdaniem, jednakowe one, czy nie. Kasia na to odrzekła, że się nie zna, ale różnic nie widzi, parę kryminałów w życiu przeczytała i gotowa jest uważać, że należą do tej samej osoby. Wzięła, znaczy, byka za rogi, a Tyranowi to się nawet spodobało. Spytał, czy wie, kto to może być ta osoba, retoryczne pytanie, odparła na to Kasia, skąd niby ma wiedzieć. No to Tyran jej powie. I powiedział. Te same palce były w jej mieszkaniu i w Konstancinie, a może ona orientuje się przypadkiem, co się tam, w tym Konstancinie, zdarzyło. Kasia z zimną krwią oznajmiła, że orientuje się średnio, a z pewnością Tyran orientuje się lepiej, więc ona mu o tym opowiadać nie będzie. Tyran ogólnie był taki zadowolony, że nawet go szlag nie trafił i walnął z tego działa drugi raz. Sama zeznała, przypomniał jej strasznie uprzejmie, że u niej w domu bywa tylko jej chłopak, dobrze byłoby zatem, żeby powiedziała, co ten jej chłopak robił w Konstancinie. Jak Boga kocham, już czekałem, że powie, że zaniósł kotka do weterynarza, ale nie. Popatrzyła na Tyrana całkiem podobnie jak on na nią i spokojnie oświadczyła, że nie było jej przy tym, więc nie wie. Na to on spytał, czy wie, że on tam w ogóle był. Wie. A po co był? A po to, żeby wydłubać skarb po pradziadku.
Jakim cudem, mówiąc prawie jednym ciągiem, zdołał zjeść prawie połowę tych szparagów z oliwkami, było nie do pojęcia. Zamilkł teraz na chwilę, odetchnął i jeszcze trochę sobie dołożył.
– Nie żryj tego tyle, bo ten schab jest rewelacyjny – ostrzegł Janusz. – Dostałem kawałek do spróbowania.
Henio kiwnął głową i zmiótł z talerza repetę. Wstrzymałam się ze schabem, żeby go nie rozpraszało. Łypnął okiem w stronę piecyka i podjął temat.
– Tyrana trochę zamurowało, ale ukrył to w sobie. Poprosił, żeby wyłuszczyła rzecz obszerniej, Kasia zgodziła się po namyśle i wyznała, że owszem. O maniactwie pradziadka wiedziała od pani Krysi, gdzie co pochował nie miała pojęcia, ale co szkodziło w Konstancinie sprawdzić. Wysłała chłopaka, bo pieniędzy im bardzo potrzeba, a skąd miała zgadnąć, że ciotka życie straci i pieniądze się znajdą na wierzchu, a nie w ścianie. Na tym koniec. A co się tam działo dokładnie, spytał Tyran i nic mu z tego nie przyszło, bo Kasia odrzekła, że więcej nie powie. Sam powinien wiedzieć, że chłopak nikogo nie zabił, więc krycie mordercy odpada, cała reszta zaś to dla niej mięta z bubrem. Pomilczy sobie, gadatliwa z natury nie jest.
Uznałam, że dłużej czekać nie mogę, bo Henio zaczął jakoś rozwłóczyć słowa i w trakcie relacji oka już od piecyka nie odrywał. Wyjęłam schab, obstawiłam stół dodatkami i zażądałam dalszego ciągu, każąc mu przy okazji docenić, że śliwki są też bez pestek i pluć nie będzie musiał.
– Najwyżej sobie ząb wyłamiesz, bo może jaka jedna gdzieś tam się plącze – dołożył pocieszająco Janusz, ale tym się Henio jakoś mało przejął.
– Tyran spokój zachował – ciągnął, teraz już z przerwami, bo schab był gorący. – Zwrócił Kasi uwagę, że koronnego świadka można doprowadzić nawet siłą i przepis pozwala zapudłować go dla dobra śledztwa, a chowanie się po kątach oznacza właśnie krycie zabójcy. Przypadkiem ona może wie, że w tym Konstancinie padł trup. Jad z niego sikał, jak to mówił, ale Kasia odporna. Chłopak się wcale nie chowa, oznajmiła, tylko ciężko pracuje. No to może chociaż nazwisko poda. A dobrze, zgodziła się, jutro. Gdyby pan kapitan sobie życzył ją zamknąć, proszę bardzo, do jutra posiedzi, robotę specjalnie sobie tak ustawiła, żeby jej to nie bruździło, a w ogóle, ni z tego, ni z owego przypomniała, że już niejeden raz się zdarzało, że dwie osoby wielką miłością do siebie pałające, wzajemnie pojęcia nie miały, jak się nazywają, pan kapitan może przypadkiem zna życie. Ona by też nazwiska chłopaka mogła nie znać i co wtedy. Za fałszywe zeznania grozi kara do lat pięciu, rzekł na to Tyran, co Kasię nawet ucieszyło, i niech ja skonam, takiego przesłuchania to on dawno nie przeprowadzał, zawiadomiła go grzecznie, że sprawy o fałszywe zeznania jeszcze w tym kraju nie było, specjalnie sprawdzała, jej byłaby pierwsza i może to nawet zaszczyt. Patrzyłem, dostanie on szału, czy nie, ale dobry jest, nie dostał. Poza tym, nawet gdyby, sami rozumiecie i Tyran też, że każdy sąd by ją uniewinnił, bo wyższe uczucia ją wiodły, obojętne, sędzia chłop czy baba. Takiej głupoty to on już nie popełni, nie ma obawy…
– Nie powiesz, że ją puścił bez niczego? -spytał Janusz, jakby nieco zaskoczony.
– A pewnie, że nie. Krótko myślał, co lepiej, uniemożliwić jej kontakt z nim, czy przypilnować, no i na opiekunie stanęło.
– Bardzo słusznie…
Niezadowolona z rozwoju sytuacji, spytałam, dlaczego słusznie, chociaż w gruncie rzeczy mogłam to odgadnąć sama. Potwierdzili moje przypuszczenia. Kasia odcięta od chłopaka, znaczy to, że, po pierwsze, chłopak się zaniepokoi i może pryśnie, po drugie, ona nie będzie wiedziała, skończył robotę czy nie i uprze się milczeć dłużej. Lepiej zatem przypilnować dyskretnie, bo istnieje szansa przynajmniej na rozmowę telefoniczną, w której nie poprzestanie na strasznym krzyku „uciekaj natychmiast!”, tylko zamieni parę słów więcej.
– A Tyran zaparł się przy nim już chociażby przez ambicję – zwierzał się Henio. – Bogiem a prawdą, Dominik by wystarczył, bo nic nie wie o braku świadka i gorliwie przyznaje się do tej obrony własnej. Ale to ciągle zostawia te cholerne niejasności i wstyd okropny faceta nie znaleźć.
– I tak się dziwię… – zaczął krytycznie Janusz.
– Co się dziwisz? – napadł na niego Henio. – Co mamy? Nie notowany, odciski palców możemy sobie w wychodku na gwoździu zawiesić, tyle wiadomo, że duży i piegowaty, pracuje, fajnie, a w jakim zawodzie? Może kanały czyści, a może oblatuje odrzutowce. Kasia już się postarała jednego słowa o nim z tych usteczek zachwycających nie wypuścić. Owszem, teraz się Tyran połapał, że należało czatować na niego dokładnie pod jej wszystkimi drzwiami, bo jak lał w mordę Dominika na Willowej, człowiek czekał na Granicznej i możliwe, że odwrotnie. Ale już go zgniewało, brak ludzi, nie brak ludzi, nie popuści, szczególnie że jest nadzieja na jedną dobę tylko.