Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W połowie przemówienia Janeczki Pawełek przestał się krzywić, a pod koniec zaczął kiwać głową.

– No, owszem – przyznał Pawełek. – Może to i niezłe. Tylko czekaj… Trzeba by jednak urwać kłódkę.

– Bo co?

– Bo złodzieje muszą myśleć, że zrobił to złodziej. Inaczej padnie na panią Nachowską, posądzają, że zabrała im ten towar i sama sprzedała. O wyrywanie kłódki, ja uważam, że jej posądzać nie będą.

– No więc dobrze, wyrwij tę kłódkę. To nawet dobry pomysł. Pani Nachowską narobi szumu, że ktoś jej wyrwał kłódkę… Albo nie! Pan Lewandowski narobi szumu, poszedł i zobaczył, że u sąsiada jest urwana kłódka, poleci do ciecia…

Pawełek zaczął się zapalać do projektu.

– Może nawet udawać, że nie wie, czyja to piwnica! A potem się założy nowe zamki. I cała heca odbędzie się zanim jej syn wróci, z hukiem trzeba, im więcej zamieszania, tym lepiej! Potem mogą sobie na niego donosić, ile im się podoba, śladu żadnego nie będzie, a pan Lewandowski zaświadczy, że urwaną kłódkę widział na własne oczy. Już ja się postaram, żeby ją dokładnie zobaczył!

Janeczka rozplatała skrzyżowane nogi i zerwała się z tapczanu.

– To już! Dzwonimy do pana Lewandowskiego! I od razu do niego jedziemy, może się dzisiaj załatwi!

Pawełek również zerwał się z fotela i natychmiast opadł nań z powrotem.

– Dzisiaj chała. Pana Lewandowskiego nie ma, wróci dopiero wieczorem. Zadzwonimy i umówimy się na jutro. Dzisiejszy dzień zmarnowany, nic na to nie poradzę.

Ze zmarnowanym dniem Janeczka nie mogła się pogodzić. Milczała przez chwilę, stojąc obok tapczanu i porządkując myśli.

– Okularnik – powiedziała wreszcie. – Fajksat. Barański. Pani Piekarska…

– I co te wszystkie osoby? – spytał niecierpliwie Pawełek, nie mogąc się doczekać dalszego ciągu.

– Nic. Do załatwienia. Panią Piekarską trzeba zawiadomić… Jeszcze jej nie mówiłam, że znaczki zostały zamienione, powinna o tym wiedzieć. Zaraz, ostatnio zamieniał przedwczoraj…

– Musiała tam być niezła polka, jak im pokazał, co przyniósł – zauważył Pawełek z uciechą. – Co pani Piekarska do swoich klaserów włożyła?

– Masówkę absolutną. Mogą coś podejrzewać.

– I uważasz, że co?

Janeczka opanowała zdenerwowanie i usiadła na krześle przy biurku.

– I któryś z nich może się do niej przyczepić. Zaskoczy ją. Czekaj, muszę się zastanowić, co oni myśleli… I co zrobili, jak się okazało, że zamiast pierwszej Polski Okularnik przyniósł dęby rogalińskie. Ty też możesz pomyśleć.

Pawełek nie miał wielkiej ochoty myśleć, co złoczyńcy myśleli. Od razu przyszło mu do głowy tylko jedno.

– Na wszelki wypadek, ja uważam, że powinna tam donieść czwarty klaser – oznajmił stanowczo. – Niech im się chociaż ilość zgadza. Dzwonimy…?

Telefon pani Piekarskiej był zajęty. W oczekiwaniu na możliwość połączenia zadzwonili do Stefka, przyjęli raport o dotychczasowych poczynaniach Czesia i zawiadomili go, że działki może zostawić w spokoju. Następnie Pawełek zadzwonił do pana Lewandowskiego i poprosił jego matkę o przekazanie informacji, że zadzwoni wieczorem w szalenie ważnej sprawie. Telefon pani Piekarskiej ciągle był zajęty. Do holu wyjrzała pani Krystyna.

– Czy mogłabym się jeden raz posłużyć telefonem? – spytała żałośnie. – Krótko będzie.

– Dobra, posłuż się – przyzwolił Pawełek. – Nasze i tak zajęte.

– Wymyśliłam, że Okularnik postanowi porozumieć się z panią Piekarską – rzekła Janeczka w zadumie. – Tylko ona jedna ma pojęcie o znaczkach.

– I ona je dziedziczy.

– No właśnie. Może do niej przyjść niby to w sprawach spadkowych. Trzeba ją natychmiast uprzedzić!

– Zaraz, matka się teraz posługuje…

Ciche brzęknięcie wskazało, że pani Krystyna u siebie odłożyła słuchawkę. Zanim Pawełek zdążył wyciągnąć rękę, telefon zadzwonił.

– Boże drogi, dzwonię do was i dzwonię, już chyba od dwóch godzin, a u was ciągle zajęte! – wykrzyknęła rozpaczliwie pani Piekarska. – Co za szczęście, że wreszcie się dodzwoniłam!

– Pani Piekarska! – wrzasnął szeptem Pawełek i Janeczka w pierwszym momencie spróbowała wyrwać mu słuchawkę, zreflektowała się jednak natychmiast.

– Nic nie mów! Idę do drugiego telefonu!

– Chwileczkę – powiedział Pawełek. – My właśnie dzwonimy do pani i ciągle jest zajęte. Niech pani zaczeka, moja siostra poleciała do drugiego telefonu, bo my mamy dwa aparaty. Niech ona weźmie słuchawkę, żeby nie trzeba było ciągle wszystkiego powtarzać.

– Już jestem – powiedziała Janeczka. – Jak to dobrze, że pani dzwoni!

– Jestem szalenie zdenerwowana – zakomunikowała pani Piekarska. – To rzeczywiście jest cała afera, okropne. Zadzwonił do mnie jakiś pan Fiksat…

– Fajksat – poprawił Pawełek.

– Nie przeszkadzaj! – syknęła Janeczka w drugą słuchawkę.

– Tak, rzeczywiście, Fajksat – przyznała pani Piekarska. – Koniecznie chciał ze mną nawiązać kontakt w sprawie znaczków pana Spayera, to znaczy teraz już pani Spayerowej. Powiedziałam, że ich wcale nie mam i przecież powiedziałam prawdę?

– No oczywiście, że ich pani nie ma – przyświadczyła Janeczka. – Sama je od pani wyniosłam.

– I co? – spytał Pawełek.

– Chyba udawałam przed nim starą wariatkę – wyznała żałośnie pani Piekarska. – Powiedział, że jeszcze zadzwoni. Ale to nie koniec, bo był u mnie także adwokat…

– Który? – przerwała Janeczka. – Okularnik?

– Tak, ten młodszy, w okularach.

– I węszył po kątach? – zgadł Pawełek.

– Skąd wiecie? – zdziwiła się pani Piekarska. – No więc właśnie, takie złe wrażenie to na mnie zrobiło. Czy wasz dziadek…

– Dziadek dostał szału ze szczęścia i właśnie robi specyfikację – odpowiedziała od razu Janeczka. – Osobiście do pani przyjedzie, jak skończy. Tak powiedział. Właśnie mieliśmy panią o tym zawiadomić.

– To znaczy, że tam coś było? – ucieszyła się pani Piekarska.

– Ho, ho! – wykrzyknął Pawełek, ale pani Piekarska nie pozwoliła mu rozwinąć tematu.

– Nie, to nie teraz, opowiecie mi o tym, jak przyjdziecie. Chciałam się z wami umówić, ale nie na dziś, bo dziś będzie to zebranie spadkobierców, wszyscy mamy jechać do mieszkania mojej kuzynki…

– Jak to, przecież to miało być jutro, w niedzielę? – wyrwało się Janeczce.

– Miało być, ale przełożono na dziś. Nie wiem, czy przypadkiem nie w związku ze znaczkami. Jestem zaniepokojona.

– Niepotrzebnie – powiedziała stanowczo Janeczka. – To oni powinni być zaniepokojeni, a nie pani.

– Nie powinni być, tylko są – skorygował z satysfakcją Pawełek.

– Dlaczego? – przestraszyła się pani Piekarska. – Oni coś wiedzą?

– Coś im nie gra – wyjaśniła Janeczka z wielkim zadowoleniem. – W tej sprawie też właśnie dzwonimy. Mówiłam pani, że się czają na te znaczki. Zabrała im to pani sprzed nosa, ale trochę zdążyli ukraść.

– Jak to…?

– No właśnie. Dziadek to pani pokaże. Potem ukradli następną część i zobaczyli, że coś jest nie tak. Pewnie się dziwią…

– Więc jednak rzeczywiście chcieli zamienić! – wykrzyknęła pani Piekarska ze zdumieniem. – Wiecie, że ja w to prawie nie wierzyłam! Co za szczęście, że zdążyłam zabrać!

– Ale na wszelki wypadek niech pani tam doniesie czwarty klaser – poradził Pawełek. – I niech go pani podrzuci po cichu.

– Oczywiście, że to zrobię! Co za historia… Słuchajcie, koniecznie musimy się umówić na jutro!

– Tylko nie rano – przypomniał pośpiesznie Pawełek. – Rano mamy pana Lewandowskiego.

– Po południu – zadecydowała Janeczka – o piątej.

Przedtem musimy załatwić szalenie ważne sprawy i też ma to związek ze znaczkami. Może być?

– Doskonale, będę czekała o piątej…

– A na tym zebraniu spadkobierców niech pani nic nie mówi – przerwał ostrzegawczo Pawełek. – Nic kompletnie. Może się pani martwić na przykład albo denerwować, ale w milczeniu.

– Dlaczego? – zaniepokoiła się pani Piekarska. – Czy coś

jeszcze się stało?

– Nic się nie stało, ale ten Okularnik to jest w ogóle podejrzany element – zakomunikowała Janeczka z naciskiem.

– On się styka z takim jednym, który właśnie najbardziej czatował na te znaczki. Byłoby dobrze, gdyby pani wydusiła z niego jakieś tajemnice, ale nie wiem, czy możemy tego od pani wymagać. Jeszcze go nie znamy.

– A ten adwokat zna…?

– Pewnie że zna, skoro ma z nim spółkę.

– W takim razie spróbuję mu zadawać podstępne pytania

– zdecydowała się pani Piekarska bojowo, chociaż z lekkim przestrachem. – Ja w ogóle muszę się dowiedzieć, skąd on się wziął, on mi się wcale nie podoba… No dobrze, podrzucę klaser, będę milczeć, zadawać pytania, martwić się… Dobrze mówię?

– Pierwszorzędnie! – pochwalił Pawełek.

– A jutro spotkamy się o piątej…

Pawełek odłożył słuchawkę i poczekał, aż siostra pojawiła się w holu.

– Coś takiego! – mruknął z podziwem. – Ale zgadłaś…! Cały ostrzał na panią Piekarską!

– Mam nadzieję, że nigdy w życiu nie zrobiła nic takiego, co by się nadawało do szantażu – powiedziała zimno Janeczka. – Z jednej strony Okularnik z Barańskim, a drugiej pan Fajksat, a w samym środku siedzi Czesio. Niech ten Stefek przy wiąże się do niego liną okrętową!

– Zadzwonię do niego jeszcze raz. Co robimy? Skoczymy do Barańskiego?

Janeczka zastanowiła się.

– Nie. Do Barańskiego po działce. Żeby znaleźć dobre miejsce, musisz dokładnie wiedzieć, ile tego jest. A teraz odrobimy lekcje, żeby nic nie zostało na jutro, bo zdaje się, że jutro będziemy mieli skomplikowany dzień…

* * *

Pan Lewandowski dał się przekonać, zanim jeszcze Janeczka skończyła agitację. Na myśl, że będzie się włamywał do różnych pomieszczeń z wiedzą i zgodą właściciela, doznał ulgi zgoła niebotycznej. W pełni czuł się na siłach nakłonić panią Nachowską do takiego właśnie rozwiązania sprawy.

– Oczywiście muszę to zrobić sam, bez świadków – potwierdził. – Pani Nachowską mnie zna i wie, co robię. Trzeba wybrać odpowiednią chwilę.

40
{"b":"88309","o":1}