Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nic nie ukrył – uśmiechnął się dziadek. – Dokładnie wiedziałem, co ma. Rozmawiałem z nim uzbrojony w ścisłe informacje.

– Skąd…?!

Dziadek nadal uśmiechał się tajemniczo.

– Pytaliście mnie kiedyś o niejakiego Przeworskiego…

– Pani Nachowska!!! – wrzasnęła Janeczka. – Rozmawiałeś z panią Nachowska! I co z nią…? To ona znała Przeworskiego!

Dziadek kiwał głową i pykał fajką.

– Pani Nachowska przesyła wam pozdrowienia i podziękowania. Odżyła i rozkwitła. To tak między nami, w cztery oczy, mówić o tym nie należy, sprawę jej syna zna wyłącznie pan Lewandowski, poznałem go przy okazji, bardzo miły młodzieniec… Pan Lewandowski zatem, wy i ja. I nikt więcej. Barański w pierwszej chwili próbował mnie nią szantażować, ale zaproponowałem, żeby sprawdził, czy przypadkiem nie nastąpiła jakaś zmiana. Sprawdził, okazało się, że pani Nachowska remontuje właśnie drzwi do pustej piwnicy, no i trochę go to zbiło z pantałyku…

– I okazało się, że co…?

– I okazało się, że Przeworski jest to osobnik, który wygrzebał z gruzów znaczki pana Franciszka…

Wrażenie było kolosalne. Janeczka uprzytomniła sobie nagle, że pani Nachowskiej nie muszą się już czepiać, mogą ją zostawić w spokoju, wiedzą wszystko! Ostatnią zagadką był ów Przeworski, nikomu nie znany, a za to pozapisywany gdzie popadło. Tylko pani Nachowska miała o nim jakieś pojęcie…

– W tamtym czasie był to, oczywiście, młody chłopak – mówił dziadek. – Mieszkał w tym samym domu, znał pana Franciszka. Nie był nigdy kolekcjonerem, zgarnął te znaczki wyłącznie dla pieniędzy. Zrobił sobie spis, sprzedawał je potem sukcesywnie, z tym, że notował, co i komu sprzedaje. W ten sposób wiadomo było, jakie znaczki przeszły w ręce Barańskiego. Z panią Nachowska miewał liczne kontakty, bo ona przecież robiła wyceny, a on rozszerzył trochę swój zakres działania i handlował znaczkami na większą skalę. Spodobało mu się to zajęcie… Ale o znaczkach pana Franciszka dowiedziała się bardzo niedawno, sama się zresztą postarała, poprosiła Przeworskiego o jego notatki, zanim je znalazł, upłynęło trochę czasu i już mi o tym nie mogła powiedzieć, bo zaczęły się te historie z jej synem. Ponadto Barański poszedł dalej, zmuszał ją do oszustw, do zaniżania wycen… Prawdę mówiąc, była bliska obłędu. Nie znam szczegółów waszego działania, ale wiem od niej, że nagle uwolniliście ją od jakiegoś ciężaru w sposób może trochę dziwny, niemniej jednak skuteczny…

– Jak to…?! – oburzył się Pawełek. – Ona wie, że to my?! Miało być na pana Lewandowskiego!

Dziadek był tak uszczęśliwiony, że podobało mu się wszystko. Pobłażliwie pomachał fajką.

– Miało, owszem, i pan Lewandowski bardzo się starał przypisać sobie wszystkie zasługi, ale trochę mu nie wyszło. Źle się poczuł w roli przywłaszczyciela i pani Nachowska z łatwością odgadła prawdę. Osobiście uważam jej sprawę za wasz ogromny sukces, więc nie będę się czepiał metod.

Janeczka odstawiła pusty talerzyk po torcie, przysunęła krzesło do biurka dziadka i wsparła brodę na zwiniętych pięściach.

– No tak – powiedziała z satysfakcją. – Wyszło bardzo dobrze. To teraz opowiedz wszystko od początku jeszcze raz, ze szczegółami, po kolei, godzina po godzinie. Jak było, co kto zrobił i co kto powiedział.

– Tak jest! – poparł ją Pawełek. – Bo do tej pory to było streszczenie. A my chcemy detale!

Nałożył sobie kolejny kawałek tortu, przyjrzał mu się i zawahał. Gdzieś w głębi jestestwa zamajaczyła mu wizja konserwowego ogórka, albo okropnie kwaśnej pomarańczy. Oba produkty wydawały się osobliwie ponętne…

Rafał energicznie odwrócił krzesło tyłem do stolika z przyjęciem.

– Zgadzam się z przedmówcami – oznajmił. – Rany kota, patrzeć nie mogę na te słodkości… Gdzie ta gorzka herbata?!

Dziadek poprzestał na jednej porcji i czuł się doskonale. Nie miał nic przeciwko wielokrotnemu powtarzaniu tej całej przecudownej historii. Oparł się wygodnie, nabił fajkę i rozkoszując się wydarzeniami, zaczął opowiadać od początku…

* * *

– No i proszę! – powiedział z rozgoryczeniem Pawełek, wkraczając za Janeczka do jej pokoju. – Nie mogło im to wszystko poprzychodzić do głowy wcześniej? Obyłoby się bez tej całej roboty!

– Co na przykład? – zainteresowała się Janeczka i usiadła przy biurku.

– Wszystko, mówię. Musieliśmy się wtrącić, żeby zaczęli mieć dobre pomysły. Pani Piekarska chociażby, wystarczyło parę słów i od razu rąbnęła klasery. A pani Nachowska jeszcze lepiej…!

Pani Piekarska, jako pierwsza, wyraziła im olbrzymią wdzięczność za znaczki i za zdemaskowanie Okularnika. Jako następny, podziękował im z ogniem pan Lewandowski za wkład w jego pracę doktorską, która zdecydowanie nabrała rumieńców. Wreszcie zaczęła im dziękować pani Nachowska ze łzami w oczach. Szajka złodziei samochodowych znikła z horyzontu, po kradzionych przedmiotach nie pozostał żaden ślad, a złoczyńcy znaczkowi odczepili się wreszcie i dali jej spokój. Gdyby zaś nadal próbowali bruździć, postanowiła osobiście podpalić dom Barańskiego.

– I powiedziała im o tym – podkreślił z uznaniem Pawełek. – Wzięli ją za wariatkę, sama mówi, że od tego wszystkiego mogła zwariować, więc pewnie pomyśleli, że faktycznie. Wariatów każdy się boi, odpalantowali się raz na zawsze.

Jako ostatnia, złożyła im podziękowania mamusia Karoliny. Jej zdaniem, Karolina prezentowała dotychczas przerażającą nieruchawość, która przeszła jak ręką odjął. Obecnie jest nie ta sama i jej mamusia ma nadzieję, że tak już zostanie.

Janeczka wyjęła z szuflady częściowo zapisany zeszyt z aktami sprawy.

– Właściwie pani Nachowska wyszła nam najlepiej – orzekła, przeglądając go w zadumie. – Z tym jej synem rzeczywiście mamy cały sukces. Stuprocentowy.

– Cały – przyświadczył Pawełek z satysfakcją. – Szkoda, że ze znaczkami tylko pół!

– Niecałe pół.

– Jak to?! Dziadek powiedział, że całe!

– Z grzeczności tak powiedział. I ze szczęścia. Zresztą, na ilość owszem, jest pół, ale na jakość nie ma.

– Bo co?! Janeczka westchnęła ciężko.

– Bo brakuje tej serii dopłaty z dziesięciokoronówką. Przypomnij sobie, piętnaście sztuk na całym świecie. Przeworski sprzedał to jakiemuś Wyprychowi, a Wyprych wyjechał na zawsze dawno temu. Więc całej połowy nie ma, wykluczone

Pawełek zmartwił się i klapnął na fotelik.

– No dobra, pół, a pani Nachowska cała, to razem wychodzi… Jeden i jedna druga, a powinno być dwa… To razem wychodzi trzy czwarte!

Janeczka była nieubłagana.

– Pani Nachowska to jest produkt uboczny i wcale nie o nią chodziło od początku, więc trzeba jej odjąć dziesięć procent. Tak uważam. I dziesięć procent na Wyprycha… Od połowy, to od całości będzie pięć procent. Razem wychodzi…

Zapisała liczby w zeszycie i policzyła.

– Razem wychodzi jeden trzydzieści pięć podzielone przez dwa, to jest zero, sześćdziesiąt siedem i pół. Dwie trzecie.

Spragniony maksymalnych osiągnięć Pawełek zirytował się nieco.

– Tak prawdę mówiąc, to od początku o nic nam nie chodziło…

– Jak komu – przerwała sucho Janeczka.

– Bo co…?

– Bo mnie tak. Owszem, najpierw chciałam tylko sprawdzić, co się w ogóle dzieje, ale zaraz potem, przypomnij sobie, zgadłam, że nam się uda ćwierć sukcesu. Jak tylko dziadek dał nam spis pana Franciszka.

– Ćwierć! A jest dwie trzecie! To i tak jest lepiej, niż miało być, nie?

– Ale Barański jest żywy i dalej będzie fałszował – ciągnęła bezlitośnie Janeczka. – I cała ta szajka też działa w dalszym ciągu. Nie udało się nam wykończyć ich całkiem, więc właściwie te nasze dwie trzecie też jest takie… wybrakowane.

– a cos ty chciała, wymordować ich wszystkich?! – rozzłościł się Pawełek. – A w ogóle dwie trzecie, dwie trzecie…! Kretyńskie ułamki! Dosyć mam tego, ja chcę osiągnąć cały sukces, porządny, a nie jakiś tam bubel! Wszystko mi jedno w czym!

Janeczka z zainteresowaniem popatrzyła na brata i zamknęła zeszyt.

– Bardzo dobrze – pochwaliła. – Mnie też gryzie te dwie trzecie i też chcę całość. Jeszcze nie wiem, co tu zrobić i jak, bo przecież nie pojedziemy zaraz szukać po całym świecie tego Wyprycha. Może trochę później, ale nie tak od razu…

– Musi być Wyprych? Nie może być na razie cokolwiek innego?

– Może, owszem. Nawet powinno. Poszukamy sobie czegoś odpowiedniego, najlepiej zacznij natychmiast. Od początku będziemy się specjalnie starać i zobaczymy, co z tego wyniknie…

Pawełek spojrzał na siostrę i wyraźnie poczuł, jak coś się w nim zacięło. Te dwie trzecie było nie do zniesienia, to prawie klęska! Otóż nie popuści, osiągnie rzetelną całość, różne osoby będą na niego patrzeć rozbłysłymi podziwem, czarnymi oczami… To jest, nie tak, sam na siebie będzie patrzył w podziwie… Wszystko jedno zresztą, kto tu na kogo będzie patrzył, w każdym razie z miejsca zaczyna się specjalnie starać i zobaczymy, co z tego wyniknie!

Irytujące dwie trzecie sukcesu przeistoczyło się w potężny doping…

49
{"b":"88309","o":1}