Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Z tej karczmy — wyrecytowała drżącym głosem słowa Kayleigha — nikt nie wyjdzie żywy. Nóż. Prędko. A jak się zacznie, uciekaj.

— Trzymaj miskę, niezguło! — krzyknął oberżysta, obracając się tak, by zasłonić sobą Ciri. Był blady i lekko szczękał zębami. - Bliżej patelni!

Poczuła zimne dotknięcie kuchennego noża, który wsunął jej za pasek, zasłaniając trzonek kubraczkiem.

— Bardzo dobrze — syczał Kayleigh. - Usiądź tak, by mnie zasłonić. Postaw mi miskę na kolanach. W lewą rękę bierz łyżkę, w prawą nóż. I piłuj powróz. Nie tu, głupia. Pod łokciem, na słupie. Uważaj, patrzą.

Ciri poczuła suchość w gardle. Pochyliła głowę prawie do miski.

— Karm mnie i jedz sama — zielone oczy wpatrywały się w nią spod półprzymkniętych powiek, hipnotyzowały. - I piłuj, piłuj. Odważnie, mała. Jeśli uda się mnie, uda się i tobie…

Prawda, pomyślała Ciri, tnąc powróz. Nóż śmierdział żelazem i cebulą, ostrze miał wgłębione od wielokrotnego ostrzenia. On ma rację. Czy ja wiem, dokąd wiozą mnie te łotry? Czy ja wiem, czego chce ode mnie ten nilfgaardzki prefekt? Może i na mnie czeka w tym całym Amarillo mistrz małodobry, może czeka koło, świdry i kleszcze, czerwone żelazo… Nie dam się zawieźć jak owca do szlachtuza. Już lepiej zaryzykować…

Z hukiem wyleciało okno, razem z ramą i ciśniętym z zewnątrz pieńkiem do rąbania drewna, wszystko wylądowało na stole, czyniąc spustoszenie wśród misek i kufli. W ślad za pieńkiem na stół wskoczyła jasnowłosa, krótko ostrzyżona dziewczyna w czerwonym kubraczku i wysokich lśniących butach sięgających powyżej kolan. Klęcząc na stole, zawinęła mieczem. Jeden 'z Nissirów, najwolniejszy, który nie zdążył zerwać się i odskoczyć, runął do tyłu wraz z ławą, buchając krwią z rozpłatanego gardła. Dziewczyna zwinnie sturlała się ze stołu, robiąc miejsce dla wskakującego oknem chłopaka w krótkim haftowanym półkożuszku.

— Szczuuuryyyyy!! - wrzasnął Vercta, szamocząc się z mieczem zaplątanym w pas.

Grubas z czubem dobył broni, skoczył w stronę klęczącej na podłodze dziewczyny, zamachnął się, ale dziewczyna, choć na kolanach, zwinnie sparowała cios, odtoczyła się, a ten w półkożuszku, który wskoczył za nią, zamaszyście ciął Nissira w skroń. Grubas padł na podłogę, mięknąc nagle jak przewracany siennik.

Drzwi karczmy otwarły się pod kopniakiem, do izby wpadły dwa następne Szczury. Pierwszy był wysoki i czarniawy, nosił nabijany guzami kaftan i szkarłatną przepaskę na czole. Ten dwoma szybkimi ciosami miecza posłał dwóch Łapaczy w przeciwległe kąty, ściął się z Verctą. Drugi, barczysty i jasnowłosy, szerokim uderzeniem rozpłatał Remiza, szwagra Skomlika. Pozostali rzucili się do ucieczki, zmierzając do drzwi kuchennych. Ale Szczury już wdzierały się i tamtędy — z zaplecza wyskoczyła nagle ciemnowłosa dziewczyna w bajecznie kolorowym stroju. Szybkim sztychem przebiła jednego z Łapaczy, młyńcem odpędziła drugiego, a zaraz potem zarąbała karczmarza, nim ten zdążył krzyknąć, kim jest.

Izbę napełnił wrzask i szczęk mieczy. Ciri ukryła się za słupem.

— Mistle! — Kayleigh, zerwawszy nadcięte powrozy, mocował się rzemieniem, wciąż wiążącym mu szyję do słupa. - Giselher! Reef. Do mnie!

Szczury były jednak zajęte walką — krzyk Kayleigha usłyszał tylko Skomlik. Łapacz odwrócił się i zamierzył do pchnięcia, chcąc przygwoździć Szczura do słupa. Ciri zareagowała błyskawicznie i odruchowo — podobnie jak podczas walki z wiwerną w Gors Velen, podobnie jak na Thanedd, wszystkie wyuczone w Kaer Morhen ruchy wykonały się nagle same, prawie bez jej udziału. Wyskoczyła zza słupa, zawirowała w piruecie, wpadła na Skomlika i silnie uderzyła go biodrem. Była za mała i za drobna, by odrzucić wielkiego Łapacza, ale udało się jej zakłócić rytm jego ruchu. I zwrócić na siebie jego uwagę.

— Ty wywłoko!

Skomlik zamachnął się, miecz zawył w powietrzu. Ciało Ciri ponownie samo wykonało oszczędny unik, a Łapacz o mało się nie przewrócił, lecąc za rozpędzoną klingą. Klnąc plugawię, ciał jeszcze raz, wkładając w cios całą siłę. Ciri uskoczyła zwinnie, pewnie lądując na lewą stopę, zawirowała w odwrotnym piruecie. Skomlik ciał jeszcze raz, ale i tym razem nie był w stanie jej dosięgnąć.

Między nich zwalił się nagle Vercta, obryzgując obydwoje krwią. Łapacz cofnął się, rozejrzał. Otaczały go wyłącznie trupy. I Szczury zbliżające się ze wszystkich stron z nastawionymi mieczami.

— Stójcie — powiedział zimno czarniawy w szkarłatnej przepasce, uwalniając wreszcie Kayleigha. - Wygląda na to, że on bardzo chce zarąbać tę dziewczynę. Nie wiem dlaczego. Nie wiem też, jakim cudem nie udało mu się to do tej pory. Ale dajmy mu szansę, skoro tak bardzo chce.

— Dajmy i jej szansę, Giselher — powiedział ten barczysty. - Niech to będzie uczciwa walka. Daj jej jakieś żelazo, Iskra.

Ciri poczuła w dłoni rękojeść miecza. Nieco zbyt ciężkiego.

Skomlik sapnął wściekle, rzucił się na nią, wywijając brzeszczotem w rozmigotanym młyńcu. Był powolny — Ciri unikała cięć w szybkich zwodach i półobrotach, nawet nie próbując parować sypiących się na nią uderzeń. Miecz służył jej tylko jako przeciwwaga ułatwiająca uniki.

— Niesamowite — zaśmiała się krótko ostrzyżona. - To akrobatka!

— Szybka jest — powiedziała ta wielobarwna, która dała jej miecz. - Szybka jak elfka. Hej, ty, gruby! Może jednak wolałbyś kogoś z nas? Z nią ci nie wychodzi!

Skomlik cofnął się, rozejrzał, nagle niespodziewanie skoczył, godząc w Ciri sztychem, wyciągnięty niby czapla z wystawionym dziobem. Ciri uniknęła pchnięcia krótkim zwodem, zawirowała. Przez sekundę widziała nabrzmiałą, pulsującą żyłę na szyi Skomlika. Wiedziała, że w pozycji, w jakiej się znalazł, nie jest w stanie uniknąć ciosu ani sparować. Wiedziała, gdzie i jak należy uderzyć.

Nie uderzyła.

— Dość tego — poczuła na ramieniu rękę. Dziewczyna w wielobarwnym stroju odepchnęła ją, jednocześnie dwa inne Szczury — ten w półkożuszku i ta krótko ostrzyżona, zepchnęły Skomlika w kąt izby, szachując go mieczami.

— Dość tej zabawy — powtórzyła kolorowa, odwracając Ciri ku sobie. - To trochę za długo trwa. I to z twojej winy, pannico. Możesz zabić, a nie zabijasz. Coś mi się zdaje, że nie pożyjesz długo.

Ciri wzdrygnęła się, patrząc w wielkie ciemne oczy o kształcie migdałów, widząc odsłonięte w uśmiechu zęby, tak drobne, że uśmiech ten wyglądał upiornie. To nie były ludzkie oczy ani ludzkie zęby. Wielobarwna dziewczyna była elfką.

— Czas wiać — powiedział ostro Giselher, ten ze szkarłatną przepaską, najwyraźniej przywódca. - To rzeczywiście za długo trwa! Mistle, wykończ drania.

Krótko ostrzyżona zbliżyła się, unosząc miecz.

— Litości! — wrzasnął Skomlik, padając na kolana. - Darujcie życiem! Ja dzieci małe mam… Malutkie…

Dziewczyna cięła ostro, skręcając się w biodrach. Krew siknęła na bieloną ścianę szeroką, nieregularną smugą karminowych punkcików.

— Nie cierpię malutkich dzieci — powiedziała ostrzyżona, szybkim ruchem zrzucając palcami krew ze zbroczą.

— Nie stój, Mistle — ponaglił ją ten ze szkarłatną przepaską. - Do koni! Trzeba wiać! To nilfgaardzka osada, nie mamy tu przyjaciół!

Szczury błyskawicznie wybiegły z karczmy. Ciri nie wiedziała, co robić, ale nie miała czasu się zastanawiać. Mistle, ta krótko ostrzyżona, popchnęła ją w kierunku drzwi.

Przed karczmą, wśród skorup kufli i ogryzionych kości, leżały trupy Nissirów pilnujących wejścia. Od strony wsi nadbiegali uzbrojeni w oszczepy osadnicy, ale na widok wypadających na podwórze Szczurów natychmiast znikli między chałupami.

— Konno jeździsz? — krzyknęła Mistle do Ciri.

— Tak…

— To jazda, chwytaj któregoś i w skok! Jest nagroda za nasze głowy, a to jest nilfgaardzka wieś! Wszyscy już łapią za łuki i rohatyny! W skok, za Giselherem! Środkiem uliczki! Trzymaj się z daleka od chałup!

Ciri przefrunęła nad niską barierką, chwyciła wodze jednego z koni Łapaczy, wskoczyła na siodło, trzasnęła konia po zadzie płazem miecza, którego nie wypuściła z garści. Poszła w ostry galop, wyprzedzając Kayleigha i wielobarwną elfkę, którą nazywano Iskrą. Pognała za Szczurami w kierunku młyna. Zobaczyła, jak zza węgła jednej z chat wyskakuje człowiek z kuszą, mierząc w plecy Giselhera.

— Rąb go! — usłyszała z tyłu. - Rąb go, dziewczyno!

Ciri odchyliła się w siodle, szarpnięciem wodzy i naciskiem stopy zmuszając galopującego konia do zmiany kierunku, zawinęła mieczem. Człowiek z kuszą odwrócił się w ostatniej chwili, zobaczyła jego wykrzywioną z przerażenia twarz. Wzniesiona do cięcia ręka zawahała się na moment, co wystarczyło, by galop przeniósł ją obok. Usłyszała szczęk zwalnianej cięciwy, koń zakwiczał, miotnął zadem i stanął dęba. Ciri skoczyła, wyrywając nogi ze strzemion, zwinnie wylądowała, padając w przyklęk. Nadjeżdżająca Iskra zwisła z siodła w ostrym zamachu, cięła kusznika w potylicę. Kusznik runął na kolana, przechylił się do przodu i plusnął czołem w kałużę, rozbryzgując błoto. Zraniony koń rżał i ciskał się obok, wreszcie pognał między chałupy, wierzgając silnie.

— Ty idiotko! — wrzasnęła elfka, w pędzie mijając Ciri. - Ty cholerna idiotko!

— Wskakuj! — krzyknął Kayleigh, podjeżdżając do niej. Ciri podbiegła, chwyciła wyciągniętą rękę. Pęd poderwał ją, staw w barku aż zatrzeszczał, ale zdołała wskoczyć na konia, przywierając do pleców jasnowłosego Szczura. Poszli w cwał, mijając Iskrę. Elfka zawróciła, ścigając jeszcze jednego kusznika, który rzucił broń i zmykał w kierunku wrót stodoły. Iskra dognała go bez trudu. Ciri odwróciła głowę. Usłyszała jak cięty kusznik zawył, krótko, dziko, jak zwierzę.

Dogoniła ich Mistle ciągnąca osiodłanego luzaka. Krzyknęła coś, Ciri nie zrozumiała słów, ale pojęła w lot. Puściła plecy Kayleigha, zeskoczyła na ziemię w pełnym pędzie, podbiegła do luzaka, niebezpiecznie zbliżając się do zabudowań. Mistle rzuciła jej wodze, obejrzała się i krzyknęła ostrzegawczo. Ciri odwróciła się w samą porę, by zwinnym półobrotem uniknąć zdradzieckiego pchnięcia włócznią zadanego przez krępego osadnika, który wyłonił się z chlewa.

59
{"b":"88197","o":1}