Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wiary?! – podskoczył Ezra, jakby chcąc szarpnąć starego kapłana, lecz opanował się i powściągnął emocje: – Nie grzesz, Isaku! Jeśli komuś brakuje wiary, to nie mnie!

– Wiara to właśnie serce, Ezro. W księgach, które czytasz, niewiele o tym napisano. Wiara to nie tylko zasady, ale i czucie. A ja czuję, że ten starzec nie zrobił nigdy niczego złego, nie dopuścił się grzechu. Całe jego życie wypełniała powinność, którą na niego nałożono, gdy został czarownikiem, tak jak nałożono ją na ciebie, gdy zostałeś kapłanem. I każdy z was czyni to, co wydaje mu się najlepsze, choć są to tak różne czynności. A teraz wyjdź, Ezro, gdyż ten człowiek jest chory, a ty zamiast mu pomóc, przeszkadzasz… – powiedział Isak i drżącą dłonią nakazał, by młody kapłan opuścił namiot.

– Pamiętaj, Isaku, że choć daleko stąd, płoną już stosy z heretykami. A gdy podkłada się żagiew pod stos, nikt nie ma litości dla siwych włosów czy schorowanego ciała. Tylko w bólu ognia oczyszcza się dusza grzeszników – powiedział Ezra, stojąc u wyjścia.

– Być może, synu, być może, choć nie byłbym tego całkiem pewny. A na razie jeszcze wciąż jestem twoim zwierzchnikiem, choć nie powinno tu być ani zwierzchności, ani hierarchów, a tylko wierni i Dobry Bóg – powiedział cicho Isak.

Ezra odwrócił się gwałtownie i wyszedł. W namiocie zapadła cisza.

– Dałeś Jonowi woreczek z ziarnkiem piasku, aby go chronił w Drodze. Co ciebie ochroni, Isaku? – spytał wreszcie szaman.

– Ezra nie jest taki, jak myślicie. Nie jest zły. Jest tylko młody. I dobiera słowa wedle formułek, a nie wedle własnych myśli – pokręcił głową stary kapłan, a szaman dodał ze smutnym uśmiechem:

– Nie, on nie jest zły. On tylko myśli, że Dobrego Boga najpierw trzeba się bać, a miłość przyjdzie z czasem. Wiesz, że podobnie sądzili wyznawcy Tego, który stoi u kresu Kamiennej Drogi? I chyba mieli rację. Takiego Boga potrzebują ludzie. Czy boska istota, która wszystko wszystkim wybacza, może być w ogóle Bogiem? Wedle ludzi – nie, bo wybaczanie to słabość. Twój brat, Ezra, wie, co mówi i czyni, gdy grozi piekłem i wymaga wielu ofiar od ludzi. Jest pewny swego, Isaku, w przeciwieństwie do ciebie. Niepewność jest taka smutna i wystawia na ciosy, a wątpliwości rozdzierają ciało równie mocno jak katowskie obcęgi. Lepiej być pewnym siebie, błądząc, niż niepewnym, mając rację…

Jon słuchał uważnie starego czarownika i analizował w duchu jego słowa, myśląc o swym nie narodzonym synu.

– Kto będzie twoim następcą, szamanie? – spytał pozornie bez związku Isak.

– Następca nie będzie już potrzebny i kapłan Ezra, nie wiedząc o tym, miał słuszność – rzekł szaman i zapatrzył się w ogień, buzujący na żelaznym palenisku. Ogień, migocząc, to rozświetlał, to krył w cieniu jego schorowaną, wychudłą twarz, a oczy zdawały się oglądać jakiś inny świat, do którego stary czarownik miał wkrótce przejść sobie tylko wiadomą drogą. Jon pomyślał nagle, że to jest ten sam świat, w którym kiedyś znajdzie się Isak i że w tym wspólnym dla obu starców Świecie Zmarłych nikogo nie będzie się oceniać po stroju, słowach, znakach, które czynili za życia, religii, jaką wyznawali i Bogach, w których wierzyli. Nikt nie będzie tam znać takich słów, jak,,heretyk”, “poganin” czy “bałwochwalca”; nikt nie powie złego słowa na cudzych Bogów, bóstwa i bożęta, gdyż wszelkie boskie istoty będą tam sobie równe. Ale stary czarownik nie miał jeszcze prawa odejść, by odpocząć. Był przecież ciągle potrzebny Jonowi i nie tylko jemu. Żaden sługa boży nie może odejść przed swym Bogiem.

– Znajdź jakiś lek na jego chorobę – poprosił Jon starego kapłana. – Wydaje mi się, że jeśli wciąż tu powracam z… z tych… z mojej Drogi, to nie dlatego, że mam rodzinę, ale to on daje mi znaki i wyciąga do mnie rękę przez te wszystkie przestrzenie jak przez szklane klatki. Daj mu jakiś lek…

– Nie ma leku na jego chorobę – powiedział Isak. – Tak jak wkrótce nie będzie go na moją. Przedłużamy tylko naszą agonię, byś nie pozostał sam na swojej Drodze.

W świetle ognia głowy obu starców przypominały pomarszczone głowy żółwi, poruszające się wolno, z trudnością na długich, cienkich szyjach, z których pomiętymi fałdami zwisała sucha skóra.

– W czym mamy ci teraz pomóc? – spytał szaman z ożywieniem. – Czy ziele serdecznika spełniło swoją rolę? Czy tamto serce z lodu zaczęło topnieć?

Jon dotknął woreczka na piersi.

– Nie wiem, gdzie jest Chłopiec, dla którego trzymam to ziele. Nie umiałem go odszukać w świecie, w którym się znalazłem. To był inny świat. Chwilami wydawało mi się, że czuję gdzieś blisko siebie chłód podobny temu, jaki niesie ze sobą Królowa Śniegu…

– Królowa Śniegu? To ona tam też jest? – zdziwił się kapłan.

– Królowa Śniegu… – powtórzył szaman. – Wiedziałem, że Ona przetrwa wszystkie czasy, przejdzie wszystkie granice, gdyż zawsze znajdzie się ktoś, kto zgodzi się, by w zamian za korzyści zamieniła mu serce w lodowy sopel.

– Królowa Śniegu… – zamyślił się Isak. – W naszych księgach nic o niej nie piszą.

– Kiedyś powstaną księgi, które będą ją opiewać. Ją, a nawet… nawet Światowida – zakończył z mocą stary czarownik, aż Jon zdumiał się jego pewnością.

– Ja w każdym razie nie umiem rozpoznać tego Chłopca w innym świecie niż ten pierwszy, do którego On mnie zawiódł – szepnął zmartwiony.

– Jakie są te światy? – zaciekawił się kapłan.

– Pierwszy był zielono-biały. Sztuczny. Wszystko w nim było ze sztucznych, nienaturalnych materiałów. Ściany, podłogi, stoły, nawet narzędzia i ubiory ludzi. Także ta biel i zieleń nie były bielą śniegu i zielonością drzew, ale samą sztucznością. Tylko Chłopiec był prawdziwy. I jego serce, zanim stało się lodowym soplem. Drugi świat był dla odmiany bury, pełen błota, gliny, bólu i cierpienia. W tym błocie połyskiwało złoto, ale nie ono było najcenniejsze, lecz jakaś Dziewczyna. Złoto bowiem też było sztuczne. Nie wiem, gdzie mam szukać świata bieli i zieleni…

– A jednak musisz go znaleźć. Czuję, że to ważne, choć nie pojmuję, o co chodzi – powiedział Isak.

– WIDZĘ… WIEM… CZUJĘ… – wyszeptał nagle stary czarownik, jeszcze przed chwilą sennie wpatrzony w leniwie pełgający ogień na żelaznym palenisku. Lecz teraz ogień buchnął iskrami, sypiąc je wokół, a płomień, sycząc, wzbił się pod szczyt namiotu. – WIDZĘ tego chudego Chłopca z blizną na piersi tak długą, jakby ktoś rozpłatał mu ciało, aby wyjąć serce i wymienić na inne. WIEM, że Bezimiennemu udało się, z pomocą Królowej Śniegu, uczynić tego Chłopca swoim narzędziem w innych światach. Miałeś użyć tego narzędzia, Jonie, zgodnie z Jego wolą. CZUJĘ, że im bardziej On nie chce, byś znalazł Chłopca z lodowym sercem, tym bardziej musisz go szukać – zakończył szaman i zmęczony zamknął oczy. Ogień leniwie pełgał, dając mało światła i niewiele więcej ciepła.

Isak patrzył na starego czarownika rozszerzonymi oczami. Nie wierzył w magię, nie wolno mu było w nią wierzyć- lecz przecież widział. Teraz żałował, że tu przyszedł, gdyż do szarpiących go wątpliwości przybyły nowe: niektórzy jego bracia czynili cuda siłą wiary. Była to ponoć wiara jedyna i prawdziwa. Szaman też czynił cuda siłą wiary. A wierzył ponoć w bałwany i był poganinem. Bracia Isaka i stary czarownik wierzyli zatem w boskie Istoty, których istnienie wzajem się wykluczało. Chyba że… Choć w namiocie było chłodno, stary kapłan otarł dłonią spocone czoło i przeżegnał się ukradkiem.

Jon przerwał wydłużające się milczenie, co Isak przyjął z ulgą. Isak bał się, dokąd może go zawieść świadectwo oczu i coraz to nowe wątpliwości, jakie go ogarniały, odkąd – jakże dawno temu! – przybył do tego dzikiego kraju. Tam, skąd przybył, pod złotymi kopułami świątyń, wszystko wydawało się takie proste…

– Potrzebuję… nie wiem, jak to nazwać… Woda Życia? Istnieje coś takiego jak Woda Życia? – pytał niepewnie Jon, a Isak pomyślał, że nie zdziwi się, gdy się okaże, iż tak, Woda Życia istnieje, gdyż wszystko, co niemożliwe, może istnieć siłą wiary. Mimo to odparł Jonowi zgodnie ze swoją wiedzą:

– Jeśli myślisz o cudownym, magicznym środku, który przywraca do życia zmarłych lub zapewnia nieśmiertelność żywym, to niczego takiego nie ma, nie było i nie będzie, choć od setek lat ludzie rozpaczliwie tego poszukują i zawsze, do kresu sił będą szukać.

– Mnie też by się przydał taki cudowny napój… – uśmiechnął się szaman. – Ale w moim starym świecie też niczego takiego nie było. Nie przywrócisz zmarłych do życia, jeśli o to ci chodzi, albo uczynisz to tylko na krótko.

– Raz to się udało. Tylko raz i tylko jednej Osobie, lecz nie za sprawą Wody Życia, lecz za sprawą słów – zamyślił się kapłan.

– Nie chcę nikogo wskrzeszać! – zaprzeczył niecierpliwie Jon. – Muszę tylko zapewnić życie Dziewczynie… nie, nie zwykłe życie, bo ona wkrótce zginie, wiem o tym. Myślę o życiu po śmierci. Nie patrzcie z takim zdziwieniem! Chcę po prostu, żeby o niej pamiętano. Żeby była nieśmiertelna przez pamięć, nie przez wiecznie żywe ciało. Jej ciało rozsypie się w proch i złączy z ziemią, lecz mimo upływu setek lat wszyscy powinni ją wspominać. Czy to możliwe?

Obaj starcy zamyślili się.

– Gdyby została świętą…? – szepnął wreszcie Isak. – Może o to ci chodzi?

– Niezapominajka – powiedział nagle szaman.

– Niezapominajka? – zapytał kapłan z dziecięcym zachwytem nad prostotą tego odkrycia.

– Niezapominajka? – zdziwił się Jon. – Mały jasnoniebieski kwiatek, który rośnie na łąkach i w przydomowych ogródkach?!

– Och, nie. Duży szafirowy kwiat o kłujących liściach, który rośnie tylko TAM. Jego niezapominajka, niezwykła, która nigdy nie wyrośnie w niczyim przydomowym ogródku. Zerwiesz z niej tylko jeden płatek, lecz nie strąć rosy, którą na nim ujrzysz jako srebrzystą kroplę. Powinieneś szukać kwiatu o świcie, tuż przed wschodem słońca, gdyż ono mogłoby rosę wysuszyć. Zwiń ten szafirowy płatek razem z kroplą, bo właśnie ona jest twoją Wodą Życia. A potem…

– …potem schowaj go w skórzanym woreczku na szyi – zakończył Isak. – Niezapominajka i kropla rosy nie przynależą do nowego świata, lecz do światów Bezimiennych Bogów. Ale gdy płatek kwiatu dotknie ziarnka piasku, stanie się twoim narzędziem, nie Światowida. Zanim zasznurujesz woreczek rzemieniem, na wszelki wypadek zmów modlitwę…

20
{"b":"88109","o":1}