Pamiętam czy nie pamiętam przedśmiertne monologi księdza Biskupa, a jeśli pamiętam, czy mi wolno i czy chcę je spisać? Wracał do swoich kazań, akurat ukazały się Okruchy ze stołu Pańskiego, postylla jego pióra, bardzo się z tej książki cieszył, któregoś wieczoru zadał mi lekturę kazania napisanego na niedzielę Trójcy Świętej, przeczytałem bez zrozumienia, prosta myśl, że kazanie to może być istotny gatunek literacki, była jednak wtedy dla mnie – wysoko wykształconego rzeczoznawcy – za trudna, nazajutrz coś mówiłem, na szczęście nie pamiętam co. Ponieważ Wantuła wygłaszał to kazanie w 1954 roku w Wiśle i ja jako osesek mogłem być wtedy w kościele, rozmowa chyba zeszła na wątpliwy sens obecności małych dziecek na nabożeństwach. Wantuła mówił, że kto wie, może jest jednak w tym jakiś sens, bo przeważnie małe lutry tak drą pyski w świątyni, jakby istotnie bezwiednie wchłaniane Słowo Boże wyganiało z nich diabła.
Po tygodniu przeczytałem wszystkie numery „Sztuki i Narodu”, sporządziłem setki fiszek i pojechałem do domu. Po trzech miesiącach rak całkiem strawił płuca i Wantuła umarł. Chciał być pochowany w Wiśle i w przeddzień pogrzebu czekaliśmy, aż go przywiozą z Warszawy. Było już bardzo ciepło, ostatnia podróż na Śląsk przedłużała się i kiedy wreszcie przyjechał, kiedy wnosiliśmy trumnę do kościoła, była już upalna czerwcowa noc. Biskupina i Gojanie, którzy z nim jechali, trochę się bali, czy nic złego nie stało się po drodze, ale Biskup w otwartej trumnie wyglądał jak we śnie. Babcia, Dziadek, Stryj Adam, Ojciec, wszyscyśmy jeszcze żyli, staliśmy nad nim i śpiewaliśmy mu najpiękniejsze pieśni.
Piszę o nim, bo zawsze, nawet w czasach nieświadomości, wiedziałem, że o nim będę pisał i wiem też, że na razie powiedziałem mało. Postanowiłem dać te parę stron, bo przy porząd- kowaniu książek wpadły mi teraz (we wrześniu Roku Pańskiego 1998), wpadły mi w ręce Okruch y ze stołu Pańskiego. Otworzyłem postyllę, znalazłem kazanie napisane na niedzielę Trójcy Świętej i, rzecz jasna, ujrzałem przytoczoną w tekście czwartą zwrotkę rozdzierającej i porywającej niczym ukraińska dumka pieśni żałobnej Jam stęskniony, jam stęskniony w kan- cjonale Heczki, numer 825 O radości, o radości, w Salem pielgrzym gdy zagości, W złotym grodzie o mój Panie, Tego pojąć jam nie wstanie.
Zacytowanie pieśni było dobrze uzasadnione, kazanie mówiło bowiem o niemożliwości pełnego poznania Boga.