Człowiek pióra zawsze gdy sięgał po kieliszek, myślał o piątej od końca potencjalnej ko- biecie swojego życia, chciał jej odczytać ułożone przez siebie słowo po słowie porównanie porównujące pijaństwo z miłością, chciał być z nią, chciał pijaną dłonią dotykać jej pijanej dłoni, chciał na nowo powtórzyć to, co do niej mówił, choć nie pamiętał, co mówił, chciał jeszcze raz ujrzeć stojące obok wysokie i dorodne damskie widmo, ale piąta od końca poten- cjalna kobieta życia człowieka pióra nie pokazywała się ani na jawie, ani w delirycznych snach. Szóstej od końca nie pamiętał.
Był sam i nie ruszał się z miejsca. Pisał, wydawało mu się, że wreszcie wie, jak pisać, przestał przybierać pozy, przestał spowijać się w trupio udrapowane woale, zrzucał maski, choć nie pisał o sobie, nie pisał ani o swych aktualnych, ani o potencjalnych kobietach, nie ekscytował się swymi nałogami. Pisał i prawie nigdzie nie wychodził. Nie odwiedzał nawet swych ulubionych i pełnych teraz – kiedy kraj wyzwolił się z moskiewskiego jarzma – wsze- lakiego dobra sklepów papierniczych. Jeszcze nie tak dawno, przynajmniej raz w miesiącu, kupował herbaciany papier, elegancki notatnik albo wykwintny zeszyt w linie. Teraz, kiedy skończyły mu się herbaciane arkusze, wyjął z dna szafy ryzę bolszewickiego papieru pośled- niej jakości, przechowywaną tam jeszcze od czasów stanu wojennego. Nie przeszkadzała mu ani chropawa powierzchnia, ani szarobrunatne przebarwienia. Niekiedy wydawało mu się, że zapisuje stare, spełzłe i wypłowiałe mapy konturowe i gdy bez reszty ulegał temu złudzeniu, pisało mu się biegle.
Przeczuwał nadchodzącą starość i bał się cielesnego nieposłuszeństwa, ale na razie ciało jego budziło się chętnie, głowa ulegała myślom, nogi człowieka pióra chciały go jeszcze nosić po świecie. Najwyraźniej nie był to jeszcze kres wędrówek, a poza tym, prawdą a Bogiem, jakież to dotąd były wędrówki? Gdzież to najdalej człowiek pióra zaszedł na własnych no- gach? Do Kocmyrzowa? Do Swoszowic? Do Tyńca? Komunikacją miejską na Wolę Duchac- ką? Pekaesem do Wisły? Koleją z powrotem do Krakowa? Dajcie spokój. Niekiedy przypo- minał sobie, iż wszystkie potencjalne kobiety jego życia, i ostatnia, i przedostatnia, i trzecia od końca, i czwarta, i piąta, i nawet szósta, której wcale nie pamiętał, chciały z nim pojechać do Wenecji. Wieczorami, kiedy wstawał zza biurka, kiedy otwierał okno, kiedy słyszał głosy stygnącego miasta, coraz intensywniej i coraz praktyczniej myślał o dalekiej, samotnej podróży.