Ręce zaczęły jej się trząść i rozlała kawę na spodek.
Dlaczego nie ma w domu żadnych piguł na uspokojenie!
Ten cholerny telefon! Kto jej głowę zawraca w takiej chwili?
– Dzień dobry, moja droga Lalu. To ja, Grzegorz. Miałaś do mnie dzwonić, ale nie dzwonisz, więc ja to robię niniejszym. Co u ciebie?
– Grzesiu kochany!
Głos jej się załamał. Grzegorz lekko się zaniepokoił.
– Coś się stało? Lalu! Mam przyjechać? Opowiadaj zaraz.
– Nie, Grzesiu, nie musisz przyjeżdżać… tak mi się zdaje.
– Ta depresja cię jednak trzyma?
– Depresja? Nie, to nie to. Grzesiu, ja się boję!
– Opanuj się, kobieto. Czego się boisz?
– Grzesiu… Pamiętasz, co mi zaleciłeś?
– Najbardziej ci zaleciłem romans ze mną, ale nie chciałaś skorzystać. Lala, uwiodłaś kogoś?
– Tak jakby… To znaczy nie wiem, czy ja jego, czy on mnie, to się jakoś zbiegło…
– Doskonale! W takim razie czego się boisz?
– O Boże, Grzesiu…
– Nie mów do mnie Boże, to mnie peszy. Czekaj, czekaj… Chyba wiem, w czym rzecz… Skonsumowałaś już?
– Jeszcze nie. Ten obiad jest dopiero o czwartej!
– Romans, pytam! Romans czy skonsumowałaś! Czy spałaś już z tym facetem, pytam!
– Właśnie w tym problem!
– W czym? On jest niepełnosprawny?
– Jaki? Och, nie, to ja mam złamaną nogę…
– Lala, to na nic. Opowiadaj po porządku i pełnymi zdaniami. Czego się boisz?
Opowiedziała mu o wszystkich swoich koszmarnych wyobrażeniach. Zamilkł na dłuższą chwilę i wyczuwała, że się uśmiecha, tam, po drugiej stronie telefonu.
– Grzesiu, ty się nie śmiej ze mnie! Ja ci wszystko mówię jak skrzyżowaniu przyjaciela z lekarzem, a ty się śmiejesz! To nie jest przyzwoicie!
– Ja się nie śmieję, ja się zastanawiam, co by ci tu doradzić. Wolisz, żebym ci doradzał jako lekarz czy jako przyjaciel?
– Jako skrzyżowanie…
– Trudne zadanie – mruknął. – Spróbuję dać ci radę uniwersalną. Przestań o tym myśleć, nic nie kombinuj, pozwól sytuacji, żeby się sama rozwijała. Te swoje okropne kompleksy, nawiasem mówiąc, nie mam pojęcia, skąd ci się wzięły, odstaw chwilowo do kąta. Nie hoduj ich tak gorliwie, przynajmniej dzisiaj. Pamiętaj, że JA na ciebie leciałem, więc nie jesteś taka ostatnia. Ja mam bardzo dobry gust. Ten twój kochaś…
– Jeszcze nie kochaś!
– Potencjalny kochaś. Ja myślę, że on też się boi. Mówiłaś, że miał dwie żony? I co z nimi zrobił?
– Obie go rzuciły.
– Ohoho, to ja ci gwarantuję, że on się boi dwa razy więcej niż ty. Ciebie rzucił tylko jeden mąż.
– Znowu się śmiejesz!
– A co, mam płakać? Nad tobą czy nad nim? Lekarz musi mieć dystans do pacjenta! Mówię poważnie. Ty go chcesz? Tego faceta, mam na myśli?
– Oczywiście, że chcę! Dlatego przecież tak się przejmuję!
– I to jest najważniejsze, że chcesz. On też chce, pamiętaj. A teraz przestań się mazać. Mówiłaś, że o której masz ten obiad? 0 czwartej? To zostało ci niewiele czasu na toaletę, zrobienie się na bóstwo i takie tam damskie sztuczki…
– Jezus Maria, Grzesiu, masz rację! Trzecia dochodzi!
– Sama widzisz. A ty tracisz czas. Leć do łazienki. Całuję cię i życzę szczęścia z tym facetem. Mimo że mam zranione serce.
Eulalia odwzajemniła całusy i w popłochu rzuciła komórkę. Kąpiel w aromatach! Głowa! Makijaż! Subtelny, żeby się nie rozmazał… Paznokcie! Kto, do diabła, wali w drzwi!
– Eulalio, kiedy wyjdziesz? Chcę wejść pod prysznic! Ile można siedzieć w łazience?
Helenka wróciła do domu i pożąda toalety!
– To moja łazienka. Masz drugą na dole.
– Nie żartuj, tu są wszystkie moje kosmetyki.
– Moje też. Daj mi spokój, Helenko, jeszcze pięć minut i wyjdę.
– Poza tym musimy porozmawiać. Poważnie.
– O czym?
– O przedstawieniu. O promocji.
– Mówiłam ci, że jak już będzie premiera, to pogadam z kolegami od kultury! Zostaw mnie w spokoju!
– Dlaczego siedzisz tam tak długo? Czy ty nie masz depresji po wyjeździe dzieci? Mama mówiła, że miałaś dziwne reakcje. To może być syndrom pustego gniazda.
– Gniazdo mam pełne jak cholera. Daj mi spokój, bo nigdy nie wyjdę!
Helenka coś jeszcze pomamrotała o konieczności psychoterapii, ale oddaliła się od drzwi łazienki. Eulalia dokończyła toaletę i obejrzała się w lustrze krytycznie. Nie jest najgorzej. Grzegorz na nią leciał. Janusz sam się boi. Jakoś to będzie.
Cichutko otworzyła drzwi i przemknęła się do swojego pokoju. Nie zawiadomiła Helenki, że zwalnia łazienkę, ale nie miała głowy do rodzinnych konwersacji. Zerkając przez okno na ulicę, ubrała się w miękki dżersej w jesiennej wersji, o kolorze złamanej zieleni połączonej z rudym. Kiedy wiązała pod szyją jedwabną apaszkę, zauważyła nadjeżdżającego peugeota.
Zobaczył ją w tym oknie. Podniósł rękę i uśmiechnął się szeroko. Boże, niech on już lepiej nie trąbi, Helenka zareaguje natychmiast!
Nie zatrąbił. Wjechał cicho do swojego garażu.
Może dać mu jeszcze trochę czasu?
Akurat. Ona da mu trochę czasu, a Helenka ją dopadnie, zobaczy reprezentacyjne szaty i nie da żyć.
Chyłkiem wymknęła się z gabinetu do sieni. Gips stwarzał niejakie trudności, ale starała się nie stukać. Narzuciła na siebie pierwszą lepszą kurtkę i utykając wyszła do ogródka. Tędy lepiej. Przejdzie przez furtkę pomiędzy ogrodami, wejdzie od ganku…
Za plecami usłyszała jeszcze głośno wyrażane przez Helenkę zdziwienie wywołane pustą łazienką. Udało się! Za dziesięć sekund miałaby ją na głowie!
Kiedy wkraczała na ganek sąsiada, widziała, jak Helenka wybiega z domu i rozgląda się dokoła. Nie zastanawiając się, pchnęła drzwi. Zdążył je wcześniej otworzyć. Przytomny gość – pomyślała.
Potem już w zasadzie przestała myśleć, pozwalając – według zalecenia Grzegorza – rozwijać się sytuacji.
Sytuacja zaś rozwinęła się błyskawicznie. Oczywiście nie w aspekcie mrożonych pierogów.
– Myślałam, że ten gips będzie bardziej przeszkadzał – powiedziała sennie jakiś czas później. – Jesteś nadzwyczajny.
– To ty jesteś nadzwyczajna – odpowiedział Janusz, uśmiechając się z rozmarzeniem do sufitu. – Okropnie się ciebie bałem, wiesz?
– Nie żartuj. To ja się okropnie bałam. – Eulalia podniosła się na ramieniu. – O mało się nie rozmyśliłam z tego strachu. Czy wiesz, że godzinę przed przyjściem do ciebie rozmawiałam o tym ze swoim psychiatrą?
– I co ci powiedział?
– Że ty też się boisz.
– Skąd wiedział?
– To mądry psychiatra.
– Chyba tak… skoro wiedział, że nam wyjdzie… Ty zawsze rozmawiasz z psychiatrą w decydujących momentach?
– Nie, przypadkiem zadzwonił, to mój dawny przyjaciel.
– Przyjaciel czy lekarz?
– Skrzyżowanie.
– I opowiedziałaś mu o nas?
– Bez szczegółów. Tylko to, co się wiązało z moim strachem.
– I co on ci zalecił?
– Iść na żywioł.
– No i patrz, dobrze doradził. A może to był tylko jednorazowy sukces?
– Nie dowiemy się, dopóki nie sprawdzimy…
– Ja bym sprawdził od razu…
Około dziewiątej wieczorem przypomnieli sobie, że wizyta Eulalii to miał być proszony obiad. Janusz wyjął z zamrażarki jakieś pyzy i odgrzali je sobie, a potem zjedli, popijając czerwonym wytrawnym winem.
Po czym wrócili do łóżka i znowu odnieśli sukces.
Około wpół do dwunastej w nocy Eulalia zerwała się na równe nogi z zamiarem powrotu do własnego domu, ponieważ usłyszała samochód i była pewna, że to Kuba przyjechał z Poznania. Pozwoliła sobie jednak wyperswadować, że Kuba nie jest dzieckiem, kolację zrobi sobie sam, a na śniadanie mamunia już wróci.
Około pierwszej w nocy Eulalia usłyszała piknięcie swojego telefonu. Natychmiast wyobraziła sobie tysiąc niebezpiecznych sytuacji związanych z dziećmi i wydarła się z ramion kochanka. Złapała aparat, przeczytała esemesa i padła bez sił na poduszkę.
Kochanek wyjął jej komórkę z dłoni i też przeczytał:
Mamunia, nie martw się, spotkaliśmy kolegów, Kuba wróci jutro rano. Jakby ci było smutno, to pomyśl o poderwaniu sąsiada, on nam się podoba.
Podczas kiedy Eulalia śmiała się do rozpuku, oparta o jego klatkę piersiową, Janusz wystukał odpowiedź: Już mnie poderwała. Pewnie jej też się podobałem. Pozdrawiam. Sąsiad.
Chichocząc i całując się, czekali na kolejną wiadomość. Przyszła błyskawicznie:
Na jakim etapie jesteście? Też pozdrawiamy.
Teraz odpisała Eulalia.
Dlaczego jeszcze nie śpicie?
Odpowiedź brzmiała:
A wy?
Odpisał Janusz:
Wasza mama nie pozwala mi powiedzieć.
Niech pan się nie przejmuje – napisały Bliźniaki (nieco bezczelnie, jak oceniła to Eulalia). – tak wiemy. Życzymy wam szczęścia. Bez odbioru.
– Naprawdę masz znakomite dzieci. – Janusz odłożył komórkę na nocny stolik. – Musisz mi jutro wszystko o nich opowiedzieć. I o tym jakimś koszmarnie głupim jegomościu, który nie chciał być ich ojcem, a zwłaszcza twoim mężem. – Zastanowił się przez moment i dodał: – Chyba że jesteś wdową?
– Nie, nie jestem wdową. I nie udawaj, że te dwie jędze z Karpacza nie opowiedziały ci mojego życiorysu ze szczegółami.
– A co, mój ci opowiedziały?
– Owszem. Tylko nie podały żadnych nazwisk. A ja jestem ciekawa, która to koleżanka z pracy była twoją drugą?
Janusz skrzywił się, ale wymienił nazwisko znanej warszawskiej prezenterki, której Eulalia nie znosiła alergicznie z powodu wdzięczenia się. Też się skrzywiła, zanim zdążyła pomyśleć.
– Nie lubisz jej?
– Nie. I w ogóle nie widzę jej z tobą. Jeżeli ona ci się tak podobała, to ze mną jesteś przez pomyłkę.
Pocałował ją.
– Pierwsza awantura małżeńska. Ona kiedyś nie była taka okropna. Coś jej się takiego porobiło, jak zaczęła robić zawrotną karierę. Niedomykalnóść usteczek. Stale się śmiała rozkosznie. Czy musimy o niej rozmawiać?
– A masz lepsze propozycje?
– Nie chciałbym ci się wydać monotonny…
– Nie wmówisz mi, że masz pięćdziesiąt lat!
– Mam, mam. Tylko strasznie długo czekałem na ciebie…