Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– A tobie było przykro, rozumiem. Zawsze jest przykro, kiedy ktoś odrzuca naszą życzliwość. Ale wiesz, że on miał powody…

– Nic nie może być powodem do robienia afrontów nieznanej osobie – oburzyła się Eulalia. – A ja nie jestem cholerną psychoterapeutką, żeby znosić jego humory. Dość mam humorzastych kolegów, szefów, Bóg jeden wie czego jeszcze. Facet jest dorosły, odnoszę wrażenie!

– Od dość dawna – zgodził się Stryjek. – Ale jakby co, pamiętaj, że to porządny gość.

– Nie przewiduję „jakby co”, kochany Stryjeczku…

– Nigdy nic nie wiadomo. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz tu przyjedziesz…

– Nie opędzisz się ode mnie! – powiedziała Eulalia i zaśmiała się beztrosko.

Droga do domu była samą przyjemnością. Eulalia zawsze lubiła jeździć, nie mogła się tylko zdecydować, czy woli podróżować sama, czy z Bliźniakami. Przypuszczalnie było jej wszystko jedno.

Jadąc pięknie i płynnie, i prawie nie przekraczając przepisów, przeżywała raz jeszcze tryumf dzisiejszego dnia. Myślała też trochę o gburze. Budził w niej uczucia skomplikowane. Pamiętała, że na początku sama chciała przełamać lody. Facet niewątpliwie jest interesujący. Ale te jego fochy… nie do zniesienia. Jeżeli gość jest zdolny do takiej nieuprzejmości wobec kobiety, to żadna fobia go nie tłumaczy. Przeżycia. Ile można przeżywać!

Fakt, że ona sama do tej pory nie jada łososia. Staje jej kością w gardle. Ością, należałoby raczej powiedzieć.

Ale nie bywa z tej przyczyny nieuprzejma dla nikogo, nawet dla sprzedawczyń w dziale rybnym supermarketu, w którym robi zakupy!

Wykazał dobrą wolę…

Rychło w czas!

Tak sobie rozmyślając, niepostrzeżenie minęła tablicę z napisem „Szczecin”.

Kiedy dojeżdżała do swojego domu, zdumiała ją ilość zapalonych świateł. Prawda, Bliźniaki mogą już być, a one nigdy nie miały skłonności do oszczędzania czegokolwiek. Dobrze, ale dochodzi północ, Marysia i rodzice powinni spać, a świeci się dosłownie wszędzie.

Lekki niepokój zdławiła w zarodku. Gdyby się coś złego stało, zadzwoniliby. Komórka to genialny wynalazek. Dla pewności odblokowała swoją, rzuciła okiem. Nie ma żadnych wiadomości, żadnych nieodebranych połączeń. Odetchnęła. Zaparkowała przed domem.

Jeżeli Bliźniaki są, powinny wylecieć na jej spotkanie. Dlaczego nie wylatują? Wyjęła torbę z bagażnika i pchnęła drzwi. Były otwarte.

Nie zdążyła pomyśleć o włamaniu, bo usłyszała podniecone głosy całej swojej rodziny, dobiegające z piętra.

– Ej, rodzino – krzyknęła, stając na środku holu. – Co się dzieje? Matka przyjechała!

– Matka przyjechała!

Bliźniaki zbiegły natychmiast po schodach, tratując się nawzajem, i Eulalia dostała swoją porcję uścisków. Zauważyła, że jej dzieci są opalone i tryskają zdrowiem, ale miny mają nie bardzo wyraźne. Na szczycie schodów stała już Balbina Leśnicka jak damska wersja posągu Komandora, a spoza jej ramienia nieśmiało wyłaniał się jej małżonek. Marysi nie było widać.

– Jestem – zawiadomiła rodziców Eulalia. – Jak sobie radziliście beze mnie? Gdzie Marysia?

– Marysia jest na górze – zawiadomiła ją matka głosem lodowatym. – Ty też bądź uprzejma przyjść na górę.

– Już idę. Co się dzieje, dzieci?

– Nic specjalnego. – Jakub przewrócił oczyma. – Babcia nie radzi sobie z rzeczywistością.

– Kuba, nie mów tak – łagodziła Sławka. – Ale dobrze, że jesteś, mamo, bo tu jest ważna sprawa. Może naprawdę chodź na górę, a potem będziemy cię witać jak trzeba, zrobimy ci kolacyjkę…

Pełna złych przeczuć Eulalia zrzuciła z ramienia torbę i weszła na piętro. Balbina wycofała się, dając jej przejście, i stanęła w progu sypialni, którą zajmowała wraz z Klemensem. Wciąż wyglądała, jakby ją ktoś przed chwilą uderzył.

– Może, z łaski swojej, zrobisz tu porządek – zagrzmiała. – Twoim dzieciom już zupełnie przewróciło się w głowie!

Gdzieś od strony maleńkiego pokoiku zwanego bokówką, służącego do nocowania niespodzianym, a nie bardzo czcigodnym gościom (Kuba uwielbiał chować się tam i udając, że się uczy, grać w różne elektroniczne gry), dobiegał dziwny odgłos. Eulalia otworzyła drzwi do bokówki i zobaczyła pościel w pieski, którą sama kilka dni temu dała Marysi, leżącą na wąskim tapczaniku. Na pościeli zaś leżała Marysia, twarzą w dół, i ryczała.

Eulalia postanowiła interweniować dopiero po dokładnym rozeznaniu sytuacji. Wydawało jej się, że w pokoju Sławki, który do tej pory zajmowała Marysia, widzi jakieś obce torby i plecaki. A zatem to nie jest tak, że Sławka po prostu wyrzuciła Marysię ze swego pokoju…

Na tapczanie Sławki siedziała jakaś obca dziewczyna i też ryczała, tyle że bezgłośnie.

Eulalia na wszelki wypadek sprawdziła pokój Kuby – nikogo w nim nie było, leżały tylko zwalone na kupę bambetle należące do Bliźniaków.

Za jej plecami wciąż rozlegał się głos Balbiny, wzywającej gromko do zrobienia porządku. Samo wezwanie wydało się Eulalii sensowne, ale ten głos ją rozpraszał.

– Mamo, przepraszam, daj mi szansę. Sławka, Kuba, proszę mi zreferować sprawę, tylko bez komentarza, same fakty. Które z was?…

– Ja – zdecydowała się Sławka po krótkiej wymianie spojrzeń z bratem. – Mamo, pamiętasz Paulinę, prawda?

– Paulinę?

– No, Paulinę, Polę Lubecką z naszej klasy! Pola, nie wyj już!

Na to subtelne polecenie dziewczyna w pokoiku Sławki podniosła zapuchnięte oczy i Eulalia poznała koleżankę swoich dzieci.

– Witaj, Paulinko – powiedziała uprzejmie. – Nie poznałam cię. Obcięłaś włosy. Może chciałabyś się umyć?

– Zaraz, mama. Bo może po co ona ma się myć, jeżeli zaraz będzie znowu beczeć. – Kuba zawsze wykazywał zmysł praktyczny. – A będzie beczeć, jeżeli jej nie pomożemy.

– No to postaramy się pomóc. W czym problem?

Pola Lubecka znowu zaczęła szlochać. Bliźniaki znowu spojrzały po sobie. Tym razem zaczął Kuba.

– Paulinę rodzice wyrzucili z domu – powiedział po prostu.

– Chryste Panie! Kiedy? Dlaczego?

– Dzisiaj. Trzy godziny temu. Wyrzucili ją, bo poszła za naszą radą i powiedziała im wszystko.

– Kuba! Mów jak człowiek!

– Pola jest w ciąży – przejęła narrację Sławka. – Jest w ciąży i w dodatku nie zdała na studia, bo tak naprawdę to w ogóle nie zdawała nigdzie, ale rodzicom przedtem bała się przyznać i mówiła, że zdała na politechnikę. Poza tym jej rodzice myśleli, że ona jest z nami…

Znowu przerwała, ale Eulalia już mniej więcej wiedziała wszystko. Głupia smarkata ma to dziecko nie wiadomo z kim, pewnie z jakimś żonatym łobuzem, który ją teraz puścił kantem, rodzice też ją puścili kantem, chyba naprawdę trzeba jej będzie jakoś pomóc. Boże, czy ona, Eulalia, ma przechowalnię osób z problemami?

– Dobrze. Na razie wiem, ile trzeba. Paulinko, oczywiście możesz zostać u nas, jak dojdziesz do siebie, zastanowimy się, co dalej. Na razie idź do łazienki, bo mamy tylko jedną porządną, wykąp się, weź sobie moją piankę relaksującą do kąpieli. Ręczniki są w szafce. No już, nic nie mów, tylko idź. Kolację zjemy razem, nie siedź tam za długo.

Sławka natychmiast przepchnęła szlochającą Połę do łazienki, co było o tyle konieczne, że na drodze stała Balbina, której Pola najwyraźniej bała się śmiertelnie.

Nie zwracając uwagi na prychanie matki, Eulalia kontynuowała przesłuchanie.

– Teraz chcę wiedzieć, kto zrobił krzywdę Marysi?

– Nikt jej nie zrobił krzywdy – Kuba zajął pozycję obronną. – Jako najmłodsza i najmniejsza może spokojnie spać w bokówce. Sławka będzie spała u mnie, ja na kanapie na dole. Sławka też mogłaby w bokówce, ale chce być bliżej Poli, a poza tym dlaczego Marysia musi mieć najlepiej?

Eulalia nie znalazła odpowiedzi na te logiczne argumenty, natomiast Balbina znalazła ją natychmiast.

– Bo Marysia jest dzieckiem! Dziecko musi mieć najlepiej! Właśnie dlatego, że jest dzieckiem!

– A co to za powód? – zaciekawił się szczerze Kuba. Ale jego babka nie była w nastroju do dyskusji światopoglądowych.

– Jak świat światem, dorośli oddawali wszystko dzieciom – zagrzmiała. – Dorośli mogą jeść suchy chleb, a dziecku nie może braknąć niczego! Niczego, powiadam!

– Bardzo niewychowawcze podejście – usiłował dyskutować Kuba, ale Eulalia trzepnęła go przez łeb i zrozumiał, iż dyskusję należy odłożyć na kiedy indziej.

– Mamo, bardzo cię proszę – powiedziała Eulalia stanowczo. – Nie będziemy dzisiaj już o niczym dyskutować. Marysia może spać w bokówce i nic złego jej się tam nie stanie…

Z bokówki dobiegł ryk o wzmożonej sile rażenia.

– Nawiasem mówiąc – Sławka wychynęła z łazienki – Marysia szpetnie mi porysowała moją ukochaną tapetę, nie wiem, czy uda mi się ją odmyć. Wcale nie chcę, żeby zajmowała mój pokój, do póki nie dorośnie.

Eulalii przypomniało się, co Marysia mówiła na temat tapety w aniołki pierwszego swojego wieczoru w Podjuchach. Bezguście… tandeta… paskudztwo. Takie tam. Z westchnieniem udała się do bokówki.

– Marysiu – powiedziała półgłosem. – To ja, ciocia. Czy możesz przestać płakać na chwilkę?

– Nie mogę! Nie mogę! Za co mnie to spotykaaaa – wyła Marysia.

Eulalia zastanawiała się, czyby nie zastosować leczniczego klapsa, ale jednak bicie w każdej postaci wydawało jej się nie do przyjęcia.

– Dobrze, jak chcesz. Jeżeli za dwie godziny nie przestaniesz, pojedziemy na pogotowie, dadzą ci jakiś środek na uspokojenie. Nie, mamo, nie możesz tu teraz być, bardzo cię przepraszam. Marysia musi się wypłakać. Pozwól, że zamknę te drzwi. Tato, zabierz mamę!

– Ja chcę do mamyyyy! Ja chcę do babciiiiiii!!!

– Przykro mi, ale to chwilowo niemożliwe. Ewentualnie możesz się do mnie przytulić, chcesz?

– Nie chcę! Ty mnie nienawidzisz!

– A gdzie tam. Jesteś moją bratanicą, nie mogę cię nienawidzić. A teraz słuchaj uważnie, możesz sobie przy tym płakać, tylko słuchaj. Sława z Kubą dobrze rozplanowali… Chcesz chusteczkę do nosa? Lepiej weź, bo ci poduszka przemoknie i będzie ci się źle spało. Jeżeli ta ich koleżanka jest w potrzebie, to należy jej pomóc. Dzisiaj już niewiele wymyślimy, ja jestem zmęczona, wczoraj jechałam czterysta kilometrów i dzisiaj też. Jutro rano będziemy dyskutować.

22
{"b":"88053","o":1}